Niedziela, 6 maja 2012
Trzy Korony i Sokolica
Przeżyłam kilka takich pięknych chwil patrząc na góry. I to już dużo, prawda?
Zaprosiła mnie koleżanka do Nowego Sącza, a glownym punktem wyjazdu było wspólne wyjście w góry.
Chętnie się zgodziłam, bo dawno nie byłam w górach.
Na te okoliczność uruchomiłam w tym roku po raz pierwszy pulsometr.
Kiedy w piątek jechałam autobusem do Sącza, miałam okazję słyszeć ciekawą rozmowę.
Jakis mężczyzna rozmawiał z bratem przez telefon.
Byliśmy zaraz za Tarnowem, na jednej z najpiekniejszych dróg w mojej okolicy, czyli drodze wzdłuż Dunajca. Po lewej Dunajec, po prawej pagórki w zieleni.
„ A skąd ja mam wiedzieć gdzie jestem? W górach jestem”
Usmiechnełam się i pomyślałam: „ no w górach mieszkam” ( wg tego pana)
Zaraz też pomyślałam sobie co powiedziałby na ten temat Adam, dla którego góry zaczynają się dopiero w Tatrach.
Piątek to był przyjemny wieczór z winem i pstrągami z grilla.
Zastanawiałysmy się gdzie iść na drugi dzień.
Przehyba, Jaworzyna i Wierchomla czy cos innego.
Bożena miała ochotę na Trzy Korony. Zgodziłam się ochoczo, bo wstyd się przyznać, bo chociaż w okolicy Szczawnicy byłam wiele razy ( w koncu to rzut beretem od mojego Tarnowa), to na Trzech Koronach nie byłam nigdy.
Pojechałysmy więc autobusem do Krościenka i potem w górę.
Pogoda nam sprzyjała. Piękne słońce, przyjemna temparatura. Nie za gorąco, ale ciepło. Na szlaku wielkich tłumów nie było, chociaż dla mnie przyzywczajonej do pustki na zimowych, tatrzańskich trasach i tak było zbyt tłoczno.
Tempo mocno spacerowe, bo moja koleżanka nie zaprawiona w bojach.
Odpowiadało mi to.
Jak zwykle, takie rowerowe zboczenie i przyglądanie się ścieżkom pt jakby się tu podjeżdżało , jakby się zjeżdżało.
Po drodze przepiękne widoki, cudowne góry, zieleń, Tatry zaśnieżone w tle, Dunajec mój ukochany.
Trzeba czegoś więcej?
W takich chwilach.. zdecydowanie nie.
Odpoczynek na słonecznej polanie, herbatka, kanapki i przyglądanie się turystom.
W pewnym momencie zauważyłam Hindusa w bieliźnianycm podkoszulku i .. japonkach. Przyglądałam się tym jego japonkom z rozbawieniem, co chyba zauwazył, bo powiedział mi „ dzień dobry”.
Z Trzech Koron na Sokolicę i tu zaczęło się ciekawiej, bo jakies skały, odrobine trudniejsze zejścia.
Bożenka mówiła: ale tu jest ekstremalnie.
Ja się tylko uśmiechałam, bo pomyślałam: ciekawe co by powiedziała na Orlej Perci
No pewnie by nic nie powiedziała, tylko bała się tak bardzo jak ja się bałam.
Przy zejściu z Sokolicy złapał nas lekki przyjemny deszczyk ze słońcem w tle.
Po drodze zauwazyłam małego chłopca z silnie krwawiącym kolanem. Pochylał się nad nim tata, miał duzy plecak, patrzyłam co wyciagnię z plecaka. Byłam pewna, ze skoro idzie z dziećmi ma w plecaku co trzeba, żeby dziecko opatrzyć.
Ale wyjął tylko .. szmatke do czyszczenia okularów.
Zatrzymałam się, zapytałam czy potrzebuje pomocy.
Wyjęłam z plecaka gazę opatrunkową, plastry.
Pan powiedział: wszystko zaostało w aucie, nauczka , ze nawet na niewielką górę trzeba brać potrzebne rzeczy.
Tak, ja chociaż górski staż mam niewielki, już się tego nauczyłam.
Bożena powiedziała: zrobiłaś dobry uczynek… będzie ci to zapisane.
Zaśmiałam się i powiedziałam: eee… to tak nie działa…
Bo nie działa.
Gdyby dobre uczynki oznaczały dobre wydarzenia, a złe.. złe, wszystko by się ładnie równoważyło.
Ale to nie tak.
Myslę, ze za te złe zapłaciłam już z nawiązką… więc dlaczego to dobre jakos przyjść nie chce?
Wiem dlaczego.
Bo to tak jak powiedział w moim ulubionym wywiadzie prof. Wnuk-Lipiński:
Kary i nagrody spadają na nas losowo.
No właśnie.
Zeszłysmy sobie do końca szlaku i bach niespodzianka.. Dunajec… a droga do Szczawnicy, do której chciałysmy dotrzeć.. po drugiej stronie.
Jakis flisak przewoził ludzi na druga stronę, ale my postanowiłysmy iść ścieżką wzdłuż Dunajca, licząc na to, że dojdziemy do jakiegos mostu, kładki.
W drodze spotkałysmy dwóch Słowaków, którzy pytali nas czy tam dalej jest jakis hotel Sokolica.
Powiedziałysmy im, ze tam nic nie ma… tylko Dunajec.
A oni na to: no to jestesmy zagubeni…
Ja na to: my tez jestesmy zagubene…
Bo faktycznie .. okazało się, ze idąc tak jak szłysmy dojdziemy do.. krościenka.
No, a my chciałysmy do Szczawnicy.
Trzeba było więc wrócić i przepłynąć z filaskiem.
Potem spacerek wzdłuż Dunajca, piwo w Szczawnicy i powrót do Sącza.
A wieczorkiem piwo na Rynku.
No i koniec weekendu.
Poczatek szlaku na Trzy Korony© lemuriza1972
Gdzieś po drodze z Bożenką© lemuriza1972
Widoczek© lemuriza1972
Gdzieś na szlaku© lemuriza1972
Gdzieś na szlaku 2© lemuriza1972
Widoczek po drodze© lemuriza1972
Tak wygląda slimak, który pije niebieski izotonik:)© lemuriza1972
Mój ukochany Dunajec w dole© lemuriza1972
Moje ukochane Taterki© lemuriza1972
Na szczycie Trzech Koron© lemuriza1972
Góry w zieleni© lemuriza1972
Tatry i Dunajec - najlepsze połączenie:)© lemuriza1972
Patrzeć na góry.. trzeba czegoś więcej???© lemuriza1972
Po prostu piękny świat:)© lemuriza1972
Przeprawa przez Dunajec© lemuriza1972
- Czas 04:49
- Kalorie 1660kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Są takie miejsca które nigdy się nie nudzą...
Dunajec - przez niego od pewnego czasu mam ochotę kupić kajak. Petroslavrz - 06:20 poniedziałek, 7 maja 2012 | linkuj
Dunajec - przez niego od pewnego czasu mam ochotę kupić kajak. Petroslavrz - 06:20 poniedziałek, 7 maja 2012 | linkuj
Też ostatnio zaliczyłem tą trasę tylko w odwrotną stronę:)
azbest87 - 18:44 niedziela, 6 maja 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!