Poniedziałek, 2 lipca 2012
ŚWINICA I ZAWRAT
Są pagórki, górki i góry PRAWDZIWE.
Według „Pana Adama „ w Polsce są tylko jedne prawdziwe góry czyli Tatry.
Tak więc nadszedł tego lata czas, na góry prawdziwe.
To była moja druga letnia wyprawa w Tatry.
Mam nadzieję, że nie ostatnia, chociaż moje wypadki podczas tych letnich wypraw każą mi się poważnie zastanowić nad chodzeniem latem po Tatrach.
Budzik zadzwonił bezlitośnie o godz. 3.55…
Przebudziłam się z myślą: kobieto oszalałaś???? Po takim cięzkim tygodniu zamiast się wyspać, to wstajesz o takiej porze??? Po to żeby mordować się w tym upale…????
Ale to była myśl tuż po przebudzeniu. Szybko została wyeliminowana.
Bo chciałam iść w Tatry.
Kiedy byłam tam ostatni raz, zaraz po świętach Bożego Narodzenia, nie dostrzegałam nic.
Szłam bo chciałam zająć mysli chociaż na chwilę czymś innym, bo ufałam , że piekno gór chociaż na chwilę pomoże. Ale byłam jakaś taka zamknięta na góry…
Chciałam iść znowu, zobaczyć jak będzie tym razem.
Było lepiej, ale nie tak jakbym chciała.
Nie poczułam tej bliskości z górami, którą czułam jeszcze w ub roku… nie było tego porozumienia dusz.
Ale mogę chyba powiedzieć, że jest już takie delikatne przełamywanie lodów.
Było już dużo, dużo lepiej.
Więcej zobaczyłam, więcej poczułam.
Ale to nie jest wina gór, to moja wina, ze nie potrafię ich odbierać tak jak kiedyś.
Wyprawa w składzie Mirek i Sławek Nosal.
Wiedziałam, że jak pójdę z Mirkiem to łatwo nie będzie.
Plan: Dolina Suchej Wody - Murowaniec- Świnica- Zawrat- Murowaniec - Dolina SW
Pierwsza część wycieczki taka sobie, bo jak wiadomo do Murowańca dosyć długo idzie się szlakiem przez las ( jakieś 1,5 godz), bez widoków.
W Murowańcu króciutka przerwa na łyk picia i w drogę.
I zaczęły się widoki.. szczyty, stawy i bardziej w górę.
Chłopaki oczywiście sporo przede mną… ja swoim niezbyt szybkim tempem.
Mirek w pewnym momencie zapytał: no co jest proszę pani?
Zastanawiałam się dość długą nad jakąś inteligentną odpowiedzią, aż w koncu wypaliłam:
No bo ja dzisiaj robię trening w tlenie…
Słonce na szczęscie przez długi czas za chmurami, pokazało się dopiero jak byliśmy na Świnicy, w sumie upału tego który był w dolinach, nie odczulismy ( ale przypaliło nas konkretnie).
Końcówka podejścia na Świnicę dość męcząca.. trochę trudności i łancuchów.
Tam zobaczyliśmy pewną scenę…
Jakaś pani zupełnie się przyblokowała, na pozornie nietrudnym odcinku.
Być może pierwszy raz wchodziła tak wysoko, pierwszy raz miała do czynienia z takimi technicznymi kawałkami, łancuchami, ekspozycjami a moze miała lęk wysokości.
Szła z jakimś mężczyzną i przewodnikiem tatarzańskim.
Dość długo musieli ją namawiać, żeby zrobiła następny krok.
My zdążylismy wejść na Świnicę, porobić zdjecia, zjeść, a ona mokra, spłakana wchodziła na szczyt.
I słyszałam jak mówiła: przecież ja muszę teraz stąd zejść… jak????
Pomyślałam: czarno to widzę.
Zejście ze Świnicy w kierunku Zawratu okazało się dla mnie trudne.
Troche jak niektóre odcinki na Orlej.
Dla mnie zasadniczym problemem jest to moje kolano. Ważę każdy krok, boję się ze stanę źle, kolano puści, a ja polecę…
Mirek się ze mnie śmiał, z tego jak schodzę, ale dla mnie to jest poważny problem. Nie czuję się bezpiecznie.
Tym razem , nauczona doświadczeniem z Orlej Perci, ubrałam stabilizator.
Był taki jeden moment, że się przyblokowałam i powiedziałam: nie dam rady…nie idę dalej.
Nie wiedziałam.. jak i gdzie postawić nastepny krok.
Mirek powiedział: musisz zawisnąć na łancuchu…
Ale jakoś .. jakos strasznie się boję, ze puszczę ten łancuch.. ze go nie utrzymam.
W końcu sobie poradziłam.
Zeszliśmy i w górę na Zawrat.
Po drodze trochę zabawy, bo był śnieg wiec trochę sobie porzucalismy:). Fajnie tak w lipcu śniegiem rzucać:)>
Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło.
Podejście na Zawrat nie bardzo męczące.
Na Zawracie sporo ludzi.
To mnie trochę zraża do letniego łażenia. Nie ma to jak w zimie, kiedy nie ma prawie nikogo.
Z Zawratu początek zejscia znowu trudny, po łańcuchach, pionowo. Ale wiedziałam, ze tak będzie, bo przecież szłam tutaj w ub roku, tyle że pod górę.
Kiedy zeszliśmy już w bardziej bezpieczne rejony przydarzyła mi się przygoda..
Niestety nóżka znowu nie wytrzymała… puściła , a ja upadłam, ratując się przed upadkiem bardziej w dół, zapierając się dłonią , ktorą skutkiem tego dość potłukłam.
Kolano zabolało solidnie, trochę pojęczałam, ale wstałam dosyć szybko bo wiedziałam, że im dłużej będę siedzieć tym gorzej potem będzie stanąc na nogę.
Jakis turysta powiedział: oj.. z takim kolanem w Tatry..
W złości dośc brzydko mu odpowiedziałam:
To co mam w domu siedzieć????
Popatrzyl na mnie zdziwiony i powiedział:
No nie.. tylko ze pewnie boli
Ja: tak.. teraz boli…
Bo faktycznie bolało… a przed nami było jeszcze jakieś 3 godziny drogi, a mnie bolało przy kazdym kroku,czułam podwójnie każdy kamień.
Po drodze widzielismy kozice, chłodzące się na śniegu.
W Murowańcu piwko.
Oj jak smakowało takie zimne piwo, po tych „męczarniach” i słońcu!!!!!
całkiem jak na mecie po maratonie:)
Nie była to może ekstremalnie cięzka wyprawa, ale ja mam już punkt odniesienia czyli Orlą Perć, aczkolwiek dla mnie ze względu na nogę niektóre odcinki sprawiały trudności.
Myślę, że jeśli ktos planuje Orlą to taka Swinica, Zawrat jest dobra na rozgrzewkę, bo można się oswoić z łancuchami , ekspozycjami itp.
Sławek powiedział:
nie zdawałem sobie sprawy, ze tu sa takie ekstremalne odcinki...
Mielismy sporo szczęscia, bo jak wsiedliśmy do auta zaczęło lać….
I jeszcze pyszny obiad w góralskiej knajpie i powrót na niziny, tak żeby zdążyć na finał….
A finał niestety przegrany przez Wlochów….
Wnioski: muszę przemyśleć kwestię letniego chodzenia…
W zimie jest mi łatwiej, bo snieg mocno amortyzuje, w lecie na kamieniach moja noga tego nie wytrzymuje.
Na razie miałam sporo szcześcia, ale kiedyś może to się źle skonczyć.
Podobnie jak na Orlej były momenty, ze się bałam.
I pomyślałam:
Jeśli ktoś chce się przekonać czy jeszcze mu zależy na życiu, powinien iść na Swinicę , Zawrat albo najlepiej Orlą.. tam na pewno przekona się, ze mu zależy..
( tak przynajmniej mi sie wydaje, bo skoro tak się boimy.. tzn ze nam zależy, prawda?)
Wczytałam w sieci, że na Świnicy wiele osób popełnia samobójstwo.
Taka Góra Samobójców???
Ale ile odwagi trzeba, żeby zakonczyć życie w ten sposób. Tak sobie pomyślałam….
Przeczytałam ostatnio wywiad z Mariuszem Sieniewiczem:
„ Wyobraziłem sobie kobietę w moim wieku, potwornie zmęczoną życiem. Ilekroć łyka prochy, by zasnąć i więcej się nie obudzić, ktoś ją wybudza i każe żyć. A to społeczenstwo, a to Bóg, a to naród lub byli kochankowie nie pozwalają odejść. Na samobójstwo trzeba mieć pozwolenie – to dość tragikomiczne, bo można dojśc do wniosku, ze tylko ludzie prawdziwie wolni mogą być samobójcami”
Może dlatego chodzą na Świnicę… tam są wolni, tam nie muszą pytać o pozwolenie?
Galeria bardzo bogata dzisiaj, bo wszyscy robili zdjęcia.
Wyszlismy o 7 rano, do auta dotarlismy o 16.20, czas przejścia myślę ok 8 godzin ( myślę, bo wysiadł mi pulsak, a GPS Sławka też sie zawiesił w pewnym momencie)
Kilometrów ok 25.
Według „Pana Adama „ w Polsce są tylko jedne prawdziwe góry czyli Tatry.
Tak więc nadszedł tego lata czas, na góry prawdziwe.
To była moja druga letnia wyprawa w Tatry.
Mam nadzieję, że nie ostatnia, chociaż moje wypadki podczas tych letnich wypraw każą mi się poważnie zastanowić nad chodzeniem latem po Tatrach.
Budzik zadzwonił bezlitośnie o godz. 3.55…
Przebudziłam się z myślą: kobieto oszalałaś???? Po takim cięzkim tygodniu zamiast się wyspać, to wstajesz o takiej porze??? Po to żeby mordować się w tym upale…????
Ale to była myśl tuż po przebudzeniu. Szybko została wyeliminowana.
Bo chciałam iść w Tatry.
Kiedy byłam tam ostatni raz, zaraz po świętach Bożego Narodzenia, nie dostrzegałam nic.
Szłam bo chciałam zająć mysli chociaż na chwilę czymś innym, bo ufałam , że piekno gór chociaż na chwilę pomoże. Ale byłam jakaś taka zamknięta na góry…
Chciałam iść znowu, zobaczyć jak będzie tym razem.
Było lepiej, ale nie tak jakbym chciała.
Nie poczułam tej bliskości z górami, którą czułam jeszcze w ub roku… nie było tego porozumienia dusz.
Ale mogę chyba powiedzieć, że jest już takie delikatne przełamywanie lodów.
Było już dużo, dużo lepiej.
Więcej zobaczyłam, więcej poczułam.
Ale to nie jest wina gór, to moja wina, ze nie potrafię ich odbierać tak jak kiedyś.
Wyprawa w składzie Mirek i Sławek Nosal.
Wiedziałam, że jak pójdę z Mirkiem to łatwo nie będzie.
Plan: Dolina Suchej Wody - Murowaniec- Świnica- Zawrat- Murowaniec - Dolina SW
Pierwsza część wycieczki taka sobie, bo jak wiadomo do Murowańca dosyć długo idzie się szlakiem przez las ( jakieś 1,5 godz), bez widoków.
W Murowańcu króciutka przerwa na łyk picia i w drogę.
I zaczęły się widoki.. szczyty, stawy i bardziej w górę.
Chłopaki oczywiście sporo przede mną… ja swoim niezbyt szybkim tempem.
Mirek w pewnym momencie zapytał: no co jest proszę pani?
Zastanawiałam się dość długą nad jakąś inteligentną odpowiedzią, aż w koncu wypaliłam:
No bo ja dzisiaj robię trening w tlenie…
Słonce na szczęscie przez długi czas za chmurami, pokazało się dopiero jak byliśmy na Świnicy, w sumie upału tego który był w dolinach, nie odczulismy ( ale przypaliło nas konkretnie).
Końcówka podejścia na Świnicę dość męcząca.. trochę trudności i łancuchów.
Tam zobaczyliśmy pewną scenę…
Jakaś pani zupełnie się przyblokowała, na pozornie nietrudnym odcinku.
Być może pierwszy raz wchodziła tak wysoko, pierwszy raz miała do czynienia z takimi technicznymi kawałkami, łancuchami, ekspozycjami a moze miała lęk wysokości.
Szła z jakimś mężczyzną i przewodnikiem tatarzańskim.
Dość długo musieli ją namawiać, żeby zrobiła następny krok.
My zdążylismy wejść na Świnicę, porobić zdjecia, zjeść, a ona mokra, spłakana wchodziła na szczyt.
I słyszałam jak mówiła: przecież ja muszę teraz stąd zejść… jak????
Pomyślałam: czarno to widzę.
Zejście ze Świnicy w kierunku Zawratu okazało się dla mnie trudne.
Troche jak niektóre odcinki na Orlej.
Dla mnie zasadniczym problemem jest to moje kolano. Ważę każdy krok, boję się ze stanę źle, kolano puści, a ja polecę…
Mirek się ze mnie śmiał, z tego jak schodzę, ale dla mnie to jest poważny problem. Nie czuję się bezpiecznie.
Tym razem , nauczona doświadczeniem z Orlej Perci, ubrałam stabilizator.
Był taki jeden moment, że się przyblokowałam i powiedziałam: nie dam rady…nie idę dalej.
Nie wiedziałam.. jak i gdzie postawić nastepny krok.
Mirek powiedział: musisz zawisnąć na łancuchu…
Ale jakoś .. jakos strasznie się boję, ze puszczę ten łancuch.. ze go nie utrzymam.
W końcu sobie poradziłam.
Zeszliśmy i w górę na Zawrat.
Po drodze trochę zabawy, bo był śnieg wiec trochę sobie porzucalismy:). Fajnie tak w lipcu śniegiem rzucać:)>
Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło.
Podejście na Zawrat nie bardzo męczące.
Na Zawracie sporo ludzi.
To mnie trochę zraża do letniego łażenia. Nie ma to jak w zimie, kiedy nie ma prawie nikogo.
Z Zawratu początek zejscia znowu trudny, po łańcuchach, pionowo. Ale wiedziałam, ze tak będzie, bo przecież szłam tutaj w ub roku, tyle że pod górę.
Kiedy zeszliśmy już w bardziej bezpieczne rejony przydarzyła mi się przygoda..
Niestety nóżka znowu nie wytrzymała… puściła , a ja upadłam, ratując się przed upadkiem bardziej w dół, zapierając się dłonią , ktorą skutkiem tego dość potłukłam.
Kolano zabolało solidnie, trochę pojęczałam, ale wstałam dosyć szybko bo wiedziałam, że im dłużej będę siedzieć tym gorzej potem będzie stanąc na nogę.
Jakis turysta powiedział: oj.. z takim kolanem w Tatry..
W złości dośc brzydko mu odpowiedziałam:
To co mam w domu siedzieć????
Popatrzyl na mnie zdziwiony i powiedział:
No nie.. tylko ze pewnie boli
Ja: tak.. teraz boli…
Bo faktycznie bolało… a przed nami było jeszcze jakieś 3 godziny drogi, a mnie bolało przy kazdym kroku,czułam podwójnie każdy kamień.
Po drodze widzielismy kozice, chłodzące się na śniegu.
W Murowańcu piwko.
Oj jak smakowało takie zimne piwo, po tych „męczarniach” i słońcu!!!!!
całkiem jak na mecie po maratonie:)
Nie była to może ekstremalnie cięzka wyprawa, ale ja mam już punkt odniesienia czyli Orlą Perć, aczkolwiek dla mnie ze względu na nogę niektóre odcinki sprawiały trudności.
Myślę, że jeśli ktos planuje Orlą to taka Swinica, Zawrat jest dobra na rozgrzewkę, bo można się oswoić z łancuchami , ekspozycjami itp.
Sławek powiedział:
nie zdawałem sobie sprawy, ze tu sa takie ekstremalne odcinki...
Mielismy sporo szczęscia, bo jak wsiedliśmy do auta zaczęło lać….
I jeszcze pyszny obiad w góralskiej knajpie i powrót na niziny, tak żeby zdążyć na finał….
A finał niestety przegrany przez Wlochów….
Wnioski: muszę przemyśleć kwestię letniego chodzenia…
W zimie jest mi łatwiej, bo snieg mocno amortyzuje, w lecie na kamieniach moja noga tego nie wytrzymuje.
Na razie miałam sporo szcześcia, ale kiedyś może to się źle skonczyć.
Podobnie jak na Orlej były momenty, ze się bałam.
I pomyślałam:
Jeśli ktoś chce się przekonać czy jeszcze mu zależy na życiu, powinien iść na Swinicę , Zawrat albo najlepiej Orlą.. tam na pewno przekona się, ze mu zależy..
( tak przynajmniej mi sie wydaje, bo skoro tak się boimy.. tzn ze nam zależy, prawda?)
Wczytałam w sieci, że na Świnicy wiele osób popełnia samobójstwo.
Taka Góra Samobójców???
Ale ile odwagi trzeba, żeby zakonczyć życie w ten sposób. Tak sobie pomyślałam….
Przeczytałam ostatnio wywiad z Mariuszem Sieniewiczem:
„ Wyobraziłem sobie kobietę w moim wieku, potwornie zmęczoną życiem. Ilekroć łyka prochy, by zasnąć i więcej się nie obudzić, ktoś ją wybudza i każe żyć. A to społeczenstwo, a to Bóg, a to naród lub byli kochankowie nie pozwalają odejść. Na samobójstwo trzeba mieć pozwolenie – to dość tragikomiczne, bo można dojśc do wniosku, ze tylko ludzie prawdziwie wolni mogą być samobójcami”
Może dlatego chodzą na Świnicę… tam są wolni, tam nie muszą pytać o pozwolenie?
Galeria bardzo bogata dzisiaj, bo wszyscy robili zdjęcia.
Wyszlismy o 7 rano, do auta dotarlismy o 16.20, czas przejścia myślę ok 8 godzin ( myślę, bo wysiadł mi pulsak, a GPS Sławka też sie zawiesił w pewnym momencie)
Kilometrów ok 25.
Mirek i Sławek w drodze z Murowańca na Świnicę© lemuriza1972
Nad stawkiem ze Sławkiem© lemuriza1972
Widok na stawki z góry© lemuriza1972
Nasz cel czyli Świnica© lemuriza1972
pstrągi w stawie© lemuriza1972
nad stawem© lemuriza1972
W drodze na Świnicę© lemuriza1972
Spacer:)© lemuriza1972
Zejscie z przełęczy© lemuriza1972
Podejście na Świnicę© lemuriza1972
Widoczek po drodze© lemuriza1972
Mirka wdrapuje się na szczyt© lemuriza1972
Na Świnicy© lemuriza1972
na szczycie świnicy© lemuriza1972
Zejście ze Świnicy© lemuriza1972
Strach© lemuriza1972
Jest uśmiech, bo udało się zejść.. uffff© lemuriza1972
Schodzimy© lemuriza1972
Ze Sławkiem na Zawracie© lemuriza1972
Na Zawracie z moją dyżurną flagą© lemuriza1972
Kozice© lemuriza1972
Zejście do Murowańca© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Doskonale Cię rozumiem-mam podobny problem z kolanem w górach.
Iwa - 12:32 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Piękna wycieczka !
Tatry latem to nie tylko Orla Perć. Jest w czym wybrać by cało wrócić, być zadowolonym i mieć satysfakcje. Gość - 20:19 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Tatry latem to nie tylko Orla Perć. Jest w czym wybrać by cało wrócić, być zadowolonym i mieć satysfakcje. Gość - 20:19 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!