Wtorek, 28 sierpnia 2012
Ekstrema ...w Lesie Radłowskim:)
Kto nie zna Mirka Sz. ( jego osiągnięć w biegach na orientację i rajdach ekstremalnych, a zapewniam są one nie byle jakie), a zna za to ścieżki w Lesie Radłowskim zapewne uśmiechnie się czytając tytuł mojego wpisu.
Przysięgam jednak... to nie jest tytuł na wyrost:)
Nie była to co prawda jazda tak ekstremalna jak np na maratonie w Karpaczu, Głuszycy czy Istebnej, ale z Lasu Radłowskiego zostało wyciągnięte chyba wszystko co najbardziej ekstremalne:).
Fajnie więc było:), ciekawie, niełatwo i z niespodziankami.
Dawno nie jechałam w takim peletonie ( Mirek, Tomek, Sławek z tatrzańskim szczytem w nazwisku:), Grzesiek).
Na początku jazdy powiedziałam do Mirka, że to on prowadzi dzisiaj i ma poprowadzić samymi najgorszymi radłowskimi ścieżkami... za chwile jednak się poprawiłam mówiąc: tzn oczywiście najbardziej ciekawymi.
Mirek jak to Mirek wziął sobie moje słowa do serca , a przy tym odezwała się w nim jego rajdowo-ekstremalna dusza i rzeczywiście poprowadził....
Były chaszcze, patyki, korzonki, trawska po kierownicę, dzikowa łazienka ( czyli niezaprzeczalnie miejsce gdzie dziki się taplały).
Były ścieżki znane i kompletnie nieznane nawet Mirkowi, takie że momentami trzeba było schodzić z roweru, a Mirek wtedy powtarzał: ale fajnie.. jak na rajdzie...
Generalnie świetny trening techniki, bo klucząc między tymi drzewami, trawskami, przedzierając się przez chaszcze trzeba było sporo się nabalansować i nakręcić:).
Fajnieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee....
Brakowało tylko jakiejś górki.
Po wyjeżdzie z jednej najbardziej "zachaszczonej" sekwencji chłopaki wyciągali z przerzutek tony trawska ( co uwieczniłam na zdjęciu), a Grzesiek nawet znalazł jakiś drut ( wnyki???).
Był tez podjazd czyli most nad autostradą przed którym Mirek powiedział: teraz okaże się kto jest naprawdę mocny i komu sie chce jeszcze jeździć na rowerze.
No to pojechałam:)))), wczesniej mówiąc do Mirka: nie podpuszczaj....
Ale wczoraj jechało mi się świetnie, mam podejrzenie ze jechalismy chyba cały czas z wiatrem:)
Na moście na Ostrowie pojechałam sobie ( chyba po raz pierwszy w tym roku) tak totalnie na maksa.
Wyprzedziłam Grześka, czułam, ze siedzi mi na kole jakiś czas i robi wszystko zeby mnie wyprzedzić, ale albo nie dał rady, albo po prostu odpuścił bo mu się nie chciało.
Mnie za to udało sie pobić swój rekord mostowy tzn osiągnełam prędkość 39 km/h.
Tak szybko nigdy tam nie wjechałam, a musze dodać, ze jest pod górkę trochę.
To dla mnie spory wysiłek, bo przecież na asfalcie płaskim trudno mi o osiągnięcie takiej prędkości.
Ale myślałam, ze moje serce tego nie wytrzyma:).
Tętno doszło chyba do maksymalnego. nie wiem, bo nawet nie zdązyłam spojrzeć na pulsometr.
Więc albo noga wczoraj wyjątkowo dobrze podawała, albo rzeczywiście wiatr bardzo pomagał.
Okaże się w najblizszych dniach czy to jakaś zwyżka formy czy.. wiatr:)
Na stacji benzynowej gdzie zaopatrywaliśmy się w niezbędne do dyskusji na "bezdrożach sportu" napoje, dojechały do nas dwa SOKOŁY czyli Panowie Bogdan i Adam.
I się zrobiło takie małe zebranie SOKOŁA bo i Mirek w Sokole, i Sławek i ja od niedawna.
Wracalismy przez Mościce i Mirek powiedział: no, no.. takiego peletonu to Mościcie nie widziały od czasów Kryterium Kwiatkowskiego.
Co fakt to fakt.
Fajnie było, ale w sobotę jak pójdzie wszystko dobrze, będzie jeszcze fajniej.. góry!!!!!!!!!!!!!!!!
Przysięgam jednak... to nie jest tytuł na wyrost:)
Nie była to co prawda jazda tak ekstremalna jak np na maratonie w Karpaczu, Głuszycy czy Istebnej, ale z Lasu Radłowskiego zostało wyciągnięte chyba wszystko co najbardziej ekstremalne:).
Fajnie więc było:), ciekawie, niełatwo i z niespodziankami.
Dawno nie jechałam w takim peletonie ( Mirek, Tomek, Sławek z tatrzańskim szczytem w nazwisku:), Grzesiek).
Na początku jazdy powiedziałam do Mirka, że to on prowadzi dzisiaj i ma poprowadzić samymi najgorszymi radłowskimi ścieżkami... za chwile jednak się poprawiłam mówiąc: tzn oczywiście najbardziej ciekawymi.
Mirek jak to Mirek wziął sobie moje słowa do serca , a przy tym odezwała się w nim jego rajdowo-ekstremalna dusza i rzeczywiście poprowadził....
Były chaszcze, patyki, korzonki, trawska po kierownicę, dzikowa łazienka ( czyli niezaprzeczalnie miejsce gdzie dziki się taplały).
Były ścieżki znane i kompletnie nieznane nawet Mirkowi, takie że momentami trzeba było schodzić z roweru, a Mirek wtedy powtarzał: ale fajnie.. jak na rajdzie...
Generalnie świetny trening techniki, bo klucząc między tymi drzewami, trawskami, przedzierając się przez chaszcze trzeba było sporo się nabalansować i nakręcić:).
Fajnieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee....
Brakowało tylko jakiejś górki.
Po wyjeżdzie z jednej najbardziej "zachaszczonej" sekwencji chłopaki wyciągali z przerzutek tony trawska ( co uwieczniłam na zdjęciu), a Grzesiek nawet znalazł jakiś drut ( wnyki???).
Był tez podjazd czyli most nad autostradą przed którym Mirek powiedział: teraz okaże się kto jest naprawdę mocny i komu sie chce jeszcze jeździć na rowerze.
No to pojechałam:)))), wczesniej mówiąc do Mirka: nie podpuszczaj....
Ale wczoraj jechało mi się świetnie, mam podejrzenie ze jechalismy chyba cały czas z wiatrem:)
Na moście na Ostrowie pojechałam sobie ( chyba po raz pierwszy w tym roku) tak totalnie na maksa.
Wyprzedziłam Grześka, czułam, ze siedzi mi na kole jakiś czas i robi wszystko zeby mnie wyprzedzić, ale albo nie dał rady, albo po prostu odpuścił bo mu się nie chciało.
Mnie za to udało sie pobić swój rekord mostowy tzn osiągnełam prędkość 39 km/h.
Tak szybko nigdy tam nie wjechałam, a musze dodać, ze jest pod górkę trochę.
To dla mnie spory wysiłek, bo przecież na asfalcie płaskim trudno mi o osiągnięcie takiej prędkości.
Ale myślałam, ze moje serce tego nie wytrzyma:).
Tętno doszło chyba do maksymalnego. nie wiem, bo nawet nie zdązyłam spojrzeć na pulsometr.
Więc albo noga wczoraj wyjątkowo dobrze podawała, albo rzeczywiście wiatr bardzo pomagał.
Okaże się w najblizszych dniach czy to jakaś zwyżka formy czy.. wiatr:)
Na stacji benzynowej gdzie zaopatrywaliśmy się w niezbędne do dyskusji na "bezdrożach sportu" napoje, dojechały do nas dwa SOKOŁY czyli Panowie Bogdan i Adam.
I się zrobiło takie małe zebranie SOKOŁA bo i Mirek w Sokole, i Sławek i ja od niedawna.
Wracalismy przez Mościce i Mirek powiedział: no, no.. takiego peletonu to Mościcie nie widziały od czasów Kryterium Kwiatkowskiego.
Co fakt to fakt.
Fajnie było, ale w sobotę jak pójdzie wszystko dobrze, będzie jeszcze fajniej.. góry!!!!!!!!!!!!!!!!
Chłopaki wyciągają trawsko z przerzutek© lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:30
- VAVG 21.33km/h
- VMAX 40.00km/h
- HRmax 176 ( 93%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 723kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!