Niedziela, 7 kwietnia 2013
Rower wiosenny prawie...
&feature=youtu.be
Taki miałam plan na dzisiaj, żeby w końcu wyruszyć na rower.
To był trzeci raz w tym roku. Nie do wiary – jest 7 kwietnia, o tej porze roku miałam zwykle przejechane już sporo kilometrów i zbliżał się pierwszy maraton. NO, ale taki czas…
Wygląda na to, że wiosna się zbliża. Może nie czuć było jej za bardzo podczas dzisiejszej jazdy, ale za to po południu wyszło słońce, ptaki zaczęły obłędnie śpiewać.
Jutro zapowiada się chyba całkiem ładny dzień, więc może też będzie można pokręcić.
Nie planowałam żadnej ambitnej i długiej trasy, bo czuję jeszcze w nogach trudy wczorajszej wycieczki.
Poza tym pomimo dodatniej temperatury ( jakieś 6 stopni), odczuwalna temperatura była chyba dużo niższa, co odczułam pod koniec jazdy ( zmarznięte stopy).
Takie sobie kręcenie po wierzchosławickich okolicach. Najpierw pojechałam do Łętowic, bo tam wczoraj przez okna samochodu wypatrzyłam piękną wielkanocną palmę i chciałam ją uwiecznić na zdjęciu.
Obiecywałam sobie, że absolutnie nie będę wjeżdżać w teren, bo dopiero rano zrobiłam pranie sportowych ciuchów, po wczorajszej wyprawie, no ale nie byłabym sobą gdybym jednak nie wjechała.
Wnioski: są miejsca, że całkiem spokojnie jechać można, są takie gdzie sporo trzeba się nasiłować bo podłoże jest mocno miękkie.
Generalnie przyjemniiiiieeeeeeee…. Spokojna jazda w tlenie. Powera w nogach wielkiego nie czuję, no ale skąd ma być jak nic nie jeździłam, a poza tym cały glikogen „wyszedł” pewnie wczoraj.
Teraz będzie można stopniowo zacząć doprowadzać się do dobrej rowerowej formy.
Mam nadzieję, ze zdecydowanie lepszej niż w ubiegłym roku.
Śniegu już prawie nie ma. Na górkach jest zapewne, ale ja dzisiaj miałam wybitnie „płaską” jazdę.
Zaglądnęłam po drodze przy domu, w którym urodził się Wincenty Witos ( Wierzchosławice, przysiółek Dwudniaki).
Kim był Witos zapewne pisać nie muszę, ale zapewne nie każdy pewnie wie, że jest pochowany właśnie w Wierzchosławicach.
Zmarł w 1945 roku, a kondukt żałobny szedł z Krakowa do Tarnowa na piechotę ( 90 km) przez 3 dni.
Witos został pochowany w Wierzchosławicach, bo taka była jego wola.
Pisał, że:
"pragnie spocząć na zawsze pośród tych, z których wyszedł, którym w pierwszym rzędzie zawdzięcza swoje wywyższenie, z którymi przez całe życie pracował i wspólną dolę znosił."
Wstyd się przyznać , ale grobu Witosa jeszcze nie widziałam. Trzeba będzie się kiedyś wybrać.
Przydarzyły mi się również dwa podjazdy, a to dzięki mostom nad autostradą. Tak to teraz fajnie jest, że dzięki autostradzie na płaskiej trasie można się trochę powspinać. Most w Gosławicach stanie się świetnym punktem widokowym. Super stamtąd góry widać, myślę, że przy dobrej widoczności Tatry będą w zasięgu wzroku.
Tak więc sezon chyba rozpoczęty. I mam nadzieję, że teraz będzie rower, rower, rower, od czasu do czasu przeplatany bieganiem i jakąś górską, pieszą wycieczką.
( Kinga Baranowska pojechała na wyprawę na Makalu wraz z kolegą Mirka z czasów biegów na orientację, miejmy nadzieję, że się jej uda zdobyć ten 5 co do wysokości ośmiotysięcznik).
Ten dobry dzień dopełniłam zrealizowaniem się w gotowaniu. Oprócz obiadu ( makaron z pysznym pomidorowym sosem z suszonych pomidorów i parmezanem), upiekłam pasztet z soczewicy. To jest efekt moich ostatnich zainteresowań zdrowym żywieniem.
Przepis jest poniekąd moim autorskim pomysłem ( chociaż sam pomysł wpadł mi do głowy, jak Ela podesłała mi linka do pewnej strony)
Jeśli ktoś chce , to przepis podaję.
Soczewica ( 250 g)
4 marchewki
2 pietruszki
Cebula
Kilka suszonych pomidorów ( ale niekoniecznie, ja dodałam, bo je uwielbiam i nadają niezwykłego smaku potrawom)
Czosnek
3 jajka
Bułka tarta
Przyprawy wedle uznania ( ja dodałam: tymianek, estragon, suszoną pietruszkę, przyprawę z suszonych pomidorów, pieprz, sól, paprykę słodką, paprykę chili)
Soczewicę ugotować do rozgotowania, marchewkę, pietruszkę zetrzeć na tarce i udusić, cebulę podsmażyć . Wszystko razem pięknie wymieszać, przyprawić i do formy keksowej i do piekarnika.
No i smacznego.
Duża, piękna.. tradycja po prostu
Czasem spotykam różnorakie zwierzaki, podczas wycieczek. Tym razem spotkanie było bardzo smutne. Mirek powiedziałby:
Jelonek śpi…
Taki miałam plan na dzisiaj, żeby w końcu wyruszyć na rower.
To był trzeci raz w tym roku. Nie do wiary – jest 7 kwietnia, o tej porze roku miałam zwykle przejechane już sporo kilometrów i zbliżał się pierwszy maraton. NO, ale taki czas…
Wygląda na to, że wiosna się zbliża. Może nie czuć było jej za bardzo podczas dzisiejszej jazdy, ale za to po południu wyszło słońce, ptaki zaczęły obłędnie śpiewać.
Jutro zapowiada się chyba całkiem ładny dzień, więc może też będzie można pokręcić.
Nie planowałam żadnej ambitnej i długiej trasy, bo czuję jeszcze w nogach trudy wczorajszej wycieczki.
Poza tym pomimo dodatniej temperatury ( jakieś 6 stopni), odczuwalna temperatura była chyba dużo niższa, co odczułam pod koniec jazdy ( zmarznięte stopy).
Takie sobie kręcenie po wierzchosławickich okolicach. Najpierw pojechałam do Łętowic, bo tam wczoraj przez okna samochodu wypatrzyłam piękną wielkanocną palmę i chciałam ją uwiecznić na zdjęciu.
Obiecywałam sobie, że absolutnie nie będę wjeżdżać w teren, bo dopiero rano zrobiłam pranie sportowych ciuchów, po wczorajszej wyprawie, no ale nie byłabym sobą gdybym jednak nie wjechała.
Wnioski: są miejsca, że całkiem spokojnie jechać można, są takie gdzie sporo trzeba się nasiłować bo podłoże jest mocno miękkie.
Generalnie przyjemniiiiieeeeeeee…. Spokojna jazda w tlenie. Powera w nogach wielkiego nie czuję, no ale skąd ma być jak nic nie jeździłam, a poza tym cały glikogen „wyszedł” pewnie wczoraj.
Teraz będzie można stopniowo zacząć doprowadzać się do dobrej rowerowej formy.
Mam nadzieję, ze zdecydowanie lepszej niż w ubiegłym roku.
Śniegu już prawie nie ma. Na górkach jest zapewne, ale ja dzisiaj miałam wybitnie „płaską” jazdę.
Zaglądnęłam po drodze przy domu, w którym urodził się Wincenty Witos ( Wierzchosławice, przysiółek Dwudniaki).
Kim był Witos zapewne pisać nie muszę, ale zapewne nie każdy pewnie wie, że jest pochowany właśnie w Wierzchosławicach.
Zmarł w 1945 roku, a kondukt żałobny szedł z Krakowa do Tarnowa na piechotę ( 90 km) przez 3 dni.
Witos został pochowany w Wierzchosławicach, bo taka była jego wola.
Pisał, że:
"pragnie spocząć na zawsze pośród tych, z których wyszedł, którym w pierwszym rzędzie zawdzięcza swoje wywyższenie, z którymi przez całe życie pracował i wspólną dolę znosił."
Wstyd się przyznać , ale grobu Witosa jeszcze nie widziałam. Trzeba będzie się kiedyś wybrać.
Przydarzyły mi się również dwa podjazdy, a to dzięki mostom nad autostradą. Tak to teraz fajnie jest, że dzięki autostradzie na płaskiej trasie można się trochę powspinać. Most w Gosławicach stanie się świetnym punktem widokowym. Super stamtąd góry widać, myślę, że przy dobrej widoczności Tatry będą w zasięgu wzroku.
Tak więc sezon chyba rozpoczęty. I mam nadzieję, że teraz będzie rower, rower, rower, od czasu do czasu przeplatany bieganiem i jakąś górską, pieszą wycieczką.
( Kinga Baranowska pojechała na wyprawę na Makalu wraz z kolegą Mirka z czasów biegów na orientację, miejmy nadzieję, że się jej uda zdobyć ten 5 co do wysokości ośmiotysięcznik).
Ten dobry dzień dopełniłam zrealizowaniem się w gotowaniu. Oprócz obiadu ( makaron z pysznym pomidorowym sosem z suszonych pomidorów i parmezanem), upiekłam pasztet z soczewicy. To jest efekt moich ostatnich zainteresowań zdrowym żywieniem.
Przepis jest poniekąd moim autorskim pomysłem ( chociaż sam pomysł wpadł mi do głowy, jak Ela podesłała mi linka do pewnej strony)
Jeśli ktoś chce , to przepis podaję.
Soczewica ( 250 g)
4 marchewki
2 pietruszki
Cebula
Kilka suszonych pomidorów ( ale niekoniecznie, ja dodałam, bo je uwielbiam i nadają niezwykłego smaku potrawom)
Czosnek
3 jajka
Bułka tarta
Przyprawy wedle uznania ( ja dodałam: tymianek, estragon, suszoną pietruszkę, przyprawę z suszonych pomidorów, pieprz, sól, paprykę słodką, paprykę chili)
Soczewicę ugotować do rozgotowania, marchewkę, pietruszkę zetrzeć na tarce i udusić, cebulę podsmażyć . Wszystko razem pięknie wymieszać, przyprawić i do formy keksowej i do piekarnika.
No i smacznego.
Duża, piękna.. tradycja po prostu
Wielkanocna Palma w Łętowicach© lemuriza1972
Na szlaku architektury drewnianej - Dom W.Witosa© lemuriza1972
Dom rodzinny Wincentego Witosa© lemuriza1972
Muzeum Wincentego Witosa© lemuriza1972
Czasem spotykam różnorakie zwierzaki, podczas wycieczek. Tym razem spotkanie było bardzo smutne. Mirek powiedziałby:
Jelonek śpi…
Zwierzaczek:(© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Teren 4.00km
- Czas 01:38
- VAVG 18.37km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 6.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 133 ( 70%)
- Kalorie 606kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Raz fajnie - raz smutno - jak w zyciu.
Ładny, ciekawy reportazyk ci sie udał/ skarp - 20:22 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Ładny, ciekawy reportazyk ci sie udał/ skarp - 20:22 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Raz fajnie - raz smutno - jak w zyciu.
Ładny, ciekawy reportazyk ci sie udał/ skarp - 20:21 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Ładny, ciekawy reportazyk ci sie udał/ skarp - 20:21 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
FAJNA PALMA, WCZORAJ I DZISIAJ TEŻ SPOTKAŁAM MARTWĄ SARNĘ I BORSUKA:(((((
Nefre - 18:59 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!