Niedziela, 21 lipca 2013
Maraton nr 39 - Dukla, Cyklokarpaty
I TAK OTO PRZEJECHAŁAM MARATON NR 39.
Zbliżamy się do jubileuszu.
Cóż mogę napisać?
Nie padało, świeciło słońce, klocki wytrzymały do końca, napęd działał sprawnie, a mnie było ciepło.
Ot miła odmiana, która jednak nie dała, bo nie mogła z ww powodów dać tak dużej satysfakcji jak Piwniczna.
Bo jak już wielokrotnie wspominałam – im trudniejsze warunki, tym satysfakcja z ukończenia jest większa.
Wynik… hm.. taki sobie.. chociaż postęp w stosunku do Wojnicza jakiś tam widzę… więc dramatu nie ma.
W kategorii pań w wieku od lat 30 wzwyż, w której oto się plasuję w tym cyklu miejsce 4, open 6 na 9.
Chyba byłam najstarsza z tej stawki:).
Szału nie ma. Trochę mam do siebie pretensję, bo dałam odjechać koleżance z kategorii ( z miejsca 3), chociaż spory kawałek jechałyśmy razem tasując się na trasie.
Ale co tam… mam świadomość, że nie przygotowywałam się w zimie, stąd kondycja też nie taka jak powinna być i te moje starty w zawodach, w tym roku są takie niespodziewane i spontaniczne.
Myślę , więc , że jak na taki kompletny brak przygotowań, nie jest źle.
Trasa?
Widokowo piękna, naprawdę bardzo. Krótka ( 40 km), ok 1200 m przewyższenia. Jechałam 3 godz 5 minut.
Dawno tak krótkiego maratonu nie jechałam:).
Techniczne niezbyt wymagająca, zjazdy dość łatwe technicznie, chociaż miejscami niebezpieczne ( zjazd stokiem narciarskim, spora ilość dziur, więc trzeba było zachować czujność).
Podjazdy w znakomitej większości do wyjechania, ale wymagające dość sporej siły i samozaparcia..
Błoto .. na szczęście na całej długości trasy, tak wiele go nie było.
Na nieszczęście było w początkowej części trasy, to spowodowało korki, bo masa osób sobie z nim nie radziła.
Mój rower takiego błota też nie lubi. Wszystko przez podkowę amora. Między nią a oponą jest mała przestrzeń, jak błoto zbierze się pod nią i na oponie, koło się nie toczy i co chwilę trzeba to błoto wybierać.
Tak musiałam walczyć z takim błotem, przez całą trasę w Krynicy w 2010, kiedy to jechałam chyba niecałe 50 km.. 6, 5 godziny:(.
Tutaj na szczęście tylko na małym fragmencie miałam taki problem.
Mogło być lepiej.. ale nie narzekam.
Tym bardziej, ze towarzysko był to po raz kolejny bardzo udany dzień.
Znowu dużo znajomych z różnych części południowej Polski. To zawsze jest bardzo miłe, jak można porozmawiać z ludźmi.
Co dalej? Zobaczymy. Może Komańcza, może Korbielów?
ZDJĘCIE DLA SUFY
Zbliżamy się do jubileuszu.
Cóż mogę napisać?
Nie padało, świeciło słońce, klocki wytrzymały do końca, napęd działał sprawnie, a mnie było ciepło.
Ot miła odmiana, która jednak nie dała, bo nie mogła z ww powodów dać tak dużej satysfakcji jak Piwniczna.
Bo jak już wielokrotnie wspominałam – im trudniejsze warunki, tym satysfakcja z ukończenia jest większa.
Wynik… hm.. taki sobie.. chociaż postęp w stosunku do Wojnicza jakiś tam widzę… więc dramatu nie ma.
W kategorii pań w wieku od lat 30 wzwyż, w której oto się plasuję w tym cyklu miejsce 4, open 6 na 9.
Chyba byłam najstarsza z tej stawki:).
Szału nie ma. Trochę mam do siebie pretensję, bo dałam odjechać koleżance z kategorii ( z miejsca 3), chociaż spory kawałek jechałyśmy razem tasując się na trasie.
Ale co tam… mam świadomość, że nie przygotowywałam się w zimie, stąd kondycja też nie taka jak powinna być i te moje starty w zawodach, w tym roku są takie niespodziewane i spontaniczne.
Myślę , więc , że jak na taki kompletny brak przygotowań, nie jest źle.
Trasa?
Widokowo piękna, naprawdę bardzo. Krótka ( 40 km), ok 1200 m przewyższenia. Jechałam 3 godz 5 minut.
Dawno tak krótkiego maratonu nie jechałam:).
Techniczne niezbyt wymagająca, zjazdy dość łatwe technicznie, chociaż miejscami niebezpieczne ( zjazd stokiem narciarskim, spora ilość dziur, więc trzeba było zachować czujność).
Podjazdy w znakomitej większości do wyjechania, ale wymagające dość sporej siły i samozaparcia..
Błoto .. na szczęście na całej długości trasy, tak wiele go nie było.
Na nieszczęście było w początkowej części trasy, to spowodowało korki, bo masa osób sobie z nim nie radziła.
Mój rower takiego błota też nie lubi. Wszystko przez podkowę amora. Między nią a oponą jest mała przestrzeń, jak błoto zbierze się pod nią i na oponie, koło się nie toczy i co chwilę trzeba to błoto wybierać.
Tak musiałam walczyć z takim błotem, przez całą trasę w Krynicy w 2010, kiedy to jechałam chyba niecałe 50 km.. 6, 5 godziny:(.
Tutaj na szczęście tylko na małym fragmencie miałam taki problem.
Mogło być lepiej.. ale nie narzekam.
Tym bardziej, ze towarzysko był to po raz kolejny bardzo udany dzień.
Znowu dużo znajomych z różnych części południowej Polski. To zawsze jest bardzo miłe, jak można porozmawiać z ludźmi.
Co dalej? Zobaczymy. Może Komańcza, może Korbielów?
Przygotowania© lemuriza1972
Oczekiwanie© lemuriza1972
Marcin i Krysia na rozgrzewce© lemuriza1972
Krysia i ja na rozgrzewce© lemuriza1972
ZDJĘCIE DLA SUFY
Na początku podjazdu stała© lemuriza1972
Ze Sławkiem Nosalem po maratonie© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!