Wtorek, 23 lipca 2013
Maraton w Dukli - relacja
&feature=youtu.be
Maraton nr 39
Cyklokarpaty Dukla
dystans mega
miejsce kategoria 4
Kobiety open 6/9
Kiedy rozmawiałyśmy z Anią z Rzeszowa po maratonie, Ania powiedziała, ze maraton w Strzyżowie ( który był jej jak dotąd najcięższym przejechanym maratonem), bardzo ją wzmocnił i po tym maratonie , żaden jej już niestraszny. I że tamto doświadczenie było jej bardzo potrzebne.
A z tego co wiem ( z opowieści Krysi, która z Anią rozmawiała po tamtym maratonie), to Anię bardzo ciężko doświadczył tamten maraton.
Tak to działa. Widocznie tak to już działa, w myśl zasady „ co nas nie zabije to nas wzmocni”.
Podobne odczucie miałam po maratonie w Piwnicznej.
Kiedy stałam na starcie w Wojniczu , miałam duże obawy, jak po takiej przerwie odnajdę się na mtbowskich, maratonowych trasach. Stojąc na starcie w Piwnicznej bałam się jak odnajdę się na trudnych trasach u GG, stojąc na starcie w Dukli bałam się już tylko tego , żeby nie przytrafiła się jakaś awaria lub upadek, które uniemożliwiłyby mi dotarcie do mety.
Bo po Piwnicznej wiedziałam, że wiele jestem w stanie wytrzymać. Tamto doświadczenie bardzo mnie wzmocniło, dodało wiele wiary we własne, tegoroczne możliwości, ale też pomogło w jakimś sensie COŚ nieuchwytnego, czego dokładnie wytłumaczyć nie potrafię, odnaleźć w sobie.
Do Dukli wyruszyliśmy w 4 osobowym składzie: Krysia, Amelka ( dyżurna fotografka na CK) I Marcin. Przyjechaliśmy bardzo wcześnie.
Auto parkujemy obok Sławka Nosala. Poznajemy jego Tatę, sympatycznego Pana o bardzo wyostrzonym dowcipie ( np. kiedy Krysia piła magnez znienacka podszedł , stanowczo mówiąc: kontrola antydopingowa, do mnie podszedł z aparatem kiedy przebierałam się w aucie). Mamy dużo czasu, więc tym razem rozgrzewka jest bardzo długa.
Jak to zwykle przed maratonem, dużo rozmów ze znajomymi z różnych stron. Chociaż w tym cyklu , większość znajomych raczej z południa Polski.
Podczas rozgrzewki robimy pierwszy podjazd maratonu. Trzeba powiedzieć dość wymagający, o sporym nastromieniu. Kiedy go pokonujemy mówię do Krysi ( mając w pamięci podjazd na Obidzę w Piwnicznej): zobaczysz co tu będzie się działo… ludzie będą spadać z rowerów i będzie kłopot. Bo to zwykle jest duży kłopot jak się jedzie w takim tłumie.
Start.. staram się jechać szybko, żeby się jakoś dobrze odnaleźć przed tym pierwszym podjazdem i zająć dobrą pozycję wyjściową do ataku na szczyt, no ale że startujemy z 4 sektora, to nie jest takie proste.
Krysia na tym podjeździe idzie bardzo mocno i już jest sporo przede mną. JA staram się jechać rytmicznie żeby czasem gdzieś o kogoś nie zahaczyć i nie spaść z roweru.
No niestety .. z roweru spada ktoś przede mną i muszę bardzo się spinać, żeby zdążyć się wypiąć. Nie ma za bardzo też jak z powrotem wsiąść na rower, bo nie ma miejsca, trzeba uważać, żeby to przeze mnie tym razem ktoś nie spadł. Myślę sobie: no nie.. tutaj zaraz stoi Amelka.. ale będzie zdjęcie… jak rower prowadzę na pierwszym podjeździe…
Ale jakoś udaje się wsiąść. Macham do Amelki, która krzyczy CZEŚĆ RODZYNKI ( oj coś czuję, że to do nas przylgnie) i jadę dalej. Wkraczamy do strefy lasu i strefy błota.
Mija mnie Marcin mówiąc coś o tym : co też ci ludzie w tym błocie robią..
Błoto niestety jest z gatunku tych oblepiających wszystko co się da. Większość osób niestety dość kiepsko sobie z nim radzi i co chwilę jest zsiadanie z roweru.
Zaczyna też się problem ze zbieraniem błota spod podkowy amora. Muszę co chwilę się zatrzymywać i wyciągać ręką błoto bo błoto blokuje koło.
No ale niestety pomiędzy podkową a oponą mam bardzo mało przestrzeni i to jest mój stały problem na bardzo błotnych maratonach, na który większej rady nie ma.
Ale cóż.. tak to już jest. Pocieszam się, że z tego co pamiętam z opisu trasy , błoto niebawem się skończy. Na maratonie w Krynicy w 2010 r. ten problem miałam przez 2/3 trasy, więc to tutaj to niewielki problem.
Ale pierwszy fragment trasy ( pierwsze 10 km) jedzie się bardzoooooo długo.
Podjazdy jak to powiedziała Krysia po maratonie.. syte. Nietrudne technicznie, ale siłowe, wymagające dużo samozaparcia, mozolne.
Pogoda piękna, świeci słońce, jest ciepło.
Beskid Niski.. kiedy byłam tutaj jesienią zafascynował mnie swoją odmiennością, spokojem. Podobnie jest teraz… cerkwie, przepiękne łąki pełne kwiatów, owce biegające gdzieś po zboczach, przejazdy przez niezliczone rzeczki, potoczki.
Jakaś taka sielskość…
Aż się prosi żeby robić zdjęcia… No niestety nie tym razem.
Przed bardzo długim podjazdem łąką… dochodzę jakąś dziewczynę. Nie znam jej, bo oprócz Aśki Dychtoń, Natalii Dubaj i Ani z Rzeszowa, nie znam dziewczyn z tego cyklu.
No , ale próbuję walczyć. Dziewczyna nie odpuszcza, siedzi mi na kole, potem mija. Jedziemy podczas gdy panowie obok idą.
No, a my tak sobie jedziemy. Po jakimś czasie odjeżdża mi. Wydaje mi się, że jedzie bardziej rytmicznie, z lepszą kadencją. Ja jadę, ale męczę się bardzo.
Jak się potem okazało była 3 na podium w mojej kategorii, 6 minut przede mną na mecie, a więc sporo.
Zjazd stokiem narciarskim, bardzo długi, widokowy. Przypomina mi trochę jeden ze zjazdów chyba w Głuszycy . Podobny był też o ile sobie dobrze przypominam w Istebnej. Fajny aczkolwiek trzeba zachować czujność, bo w takiej trawie łatwo o jakieś niespodzianki, a prędkość duża, więc wiadomo co może być.
Technicznie trasa nie jest trudna. Nie ma trudnych zjazdów, podjazdy w 95% podjeżdżam, wymagają dużo siły, ale nie trzeba specjalnie walczyć o zachowanie przyczepności.
Na drugim bufecie dosmarowuje łańcuch, bo trochę już świszczy. No i jadę dalej. Do mety jest już „tylko” 13 km.
Na jakieś 7 km przed metą wyjeżdżamy na asfalt z cerkiewką po prawej. Wydaje mi się, że już tędy jechałam. Pytam chłopaka obok: dobrze jedziemy, chyba już tutaj byliśmy?
On: dobrze, dobrze, to się tak zapętla, teraz już w dół asfaltem do mety.
Mówię: ok i jedziemy.
Nagle pojawia się zakręt w prawo pod górę i zaczyna się podjazd w terenie. Chłopak mówi: ha, chyba cię oszukałem.. musieli coś dołożyć.
Mówię: w porządku. Dobrze. Inaczej byłoby zdecydowanie za łatwo.
Jedziemy. Mijam jego, potem jeszcze jednego kolegę z przodu. Są zmęczeni. Nagle z daleka ktoś stojący przy dróżce krzyczy:
Wody Izo?
Myślę sobie: a skąd on mnie zna? Ja go nie znam….
Zdumienie.
Za chwilę następny krzyczy:
Wody Izo?
I wtedy uświadamiam sobie , ze chodzi o Izotonik, a nie moje imię. Uśmiecham się do siebie.
Na koniec jeszcze fajny zjazd terenowy, dość długi , gdzieś na dole stoi Amelka. Potem wyjazd na asfalt i już co sił w nogach do mety. Przed metą jest nieznaczny podjazd , tam sprężam się i na tym podjeździe mijam jakiegoś chłopaka.
Meta.
Krótko. Treściwie.
Trasa piękna widokowo. Niespecjalnie trudna, ale mnie jakoś ciężko się jechało. Mięśnie jakieś takie mało elastyczne.
Ale jest kolejny przejechany wyścig i bez przygód, upadków, awarii, a to chyba najważniejsze.
Po maratonie, jak to po maratonie. Rozmowy, makaron itd.
Kiedy stoimy z Anią czekając aż się zwolni myjka, jakiś chłopak zagaduje do nas podpytując o starty. Patrzy na mnie i pyta: a ty co w jakiejś folii jechałaś???
Myślę: Przebóg… poznał mnie z Piwnicznej!!!!! Jak to się stało?
Patrzę na niego i mówię: dlaczego w folii?
On: bo taka czysta jesteś..
Uśmiecham się mówiąc: aaa…. Bo ja już się wykąpałam.
Czekam na Krysię i Marcina ( jadą giga)
Marcin przyjeżdża, ale przywożą go strażacy… niestety złapany kapeć, urwany wentyl od dętki.. kłopoty.
Ma pecha, ale do trzech razy sztuka. Następne giga na pewno będzie jego.
I jeszcze jedna rzecz.
Krysia składa protest. Zgłasza sędziom , że jej koleżanka z trasy giga, po raz kolejny ustawia się w sektorze startowym nie przysługującym jej.
W regulaminie stoi , że to powinno być ukarane dyskwalifikacją. I tak powinno być uczynione, dla przykładu, bo to ponoć zachowania częste.
Ale koleżanka dostaje 1,5 minuty kary, kończy maraton z ilością pkt jak za zwycięstwo.
To nie tak. Do tego na forum CK wybucha burzliwa dyskusja. Posądzanie Krysi o to, ze nie potrafi przegrywać jest mocno nie na miejscu.
Nie na miejscu, bo Krysia akurat w swoim dorobku ma tyle ciężkich wyścigów, dających o wiele więcej satysfakcji niż maraton w Dukli, że ktoś kto ją zna i zna jej dorobek, myślę, ze doskonale o tym wie.
Po maratonie rozmawiamy o tym, dowiaduję się, że w mojej kategorii na mega jest też dziewczyna, która notorycznie robi to samo.
No cóż…
Tak to niestety jest jak sektory przed startem nie są w jakiś sposób ogrodzone.
Historia tego oto zdjęcia jest taka, że wpadły mi pod auto pieniądze. Niestety w takie miejsce, ze musiałam się ( jak widać sporo nagimnastykować żeby je wydostać). Kiedy się tak gimanstykowałam usłyszałam jak ktoś mówi: no tak jak się schowało tak kluczyki, to teraz trzeba szukać…
Krysia jak zobaczyła to zdjęcie powiedziała:
Można pomyśleć że przecinasz przewody hamulcowe konkurencyjnemu teamowi…
No fakt, zdjęcie dość osobliwe.
Maraton nr 39
Cyklokarpaty Dukla
dystans mega
miejsce kategoria 4
Kobiety open 6/9
Kiedy rozmawiałyśmy z Anią z Rzeszowa po maratonie, Ania powiedziała, ze maraton w Strzyżowie ( który był jej jak dotąd najcięższym przejechanym maratonem), bardzo ją wzmocnił i po tym maratonie , żaden jej już niestraszny. I że tamto doświadczenie było jej bardzo potrzebne.
A z tego co wiem ( z opowieści Krysi, która z Anią rozmawiała po tamtym maratonie), to Anię bardzo ciężko doświadczył tamten maraton.
Tak to działa. Widocznie tak to już działa, w myśl zasady „ co nas nie zabije to nas wzmocni”.
Podobne odczucie miałam po maratonie w Piwnicznej.
Kiedy stałam na starcie w Wojniczu , miałam duże obawy, jak po takiej przerwie odnajdę się na mtbowskich, maratonowych trasach. Stojąc na starcie w Piwnicznej bałam się jak odnajdę się na trudnych trasach u GG, stojąc na starcie w Dukli bałam się już tylko tego , żeby nie przytrafiła się jakaś awaria lub upadek, które uniemożliwiłyby mi dotarcie do mety.
Bo po Piwnicznej wiedziałam, że wiele jestem w stanie wytrzymać. Tamto doświadczenie bardzo mnie wzmocniło, dodało wiele wiary we własne, tegoroczne możliwości, ale też pomogło w jakimś sensie COŚ nieuchwytnego, czego dokładnie wytłumaczyć nie potrafię, odnaleźć w sobie.
Do Dukli wyruszyliśmy w 4 osobowym składzie: Krysia, Amelka ( dyżurna fotografka na CK) I Marcin. Przyjechaliśmy bardzo wcześnie.
Auto parkujemy obok Sławka Nosala. Poznajemy jego Tatę, sympatycznego Pana o bardzo wyostrzonym dowcipie ( np. kiedy Krysia piła magnez znienacka podszedł , stanowczo mówiąc: kontrola antydopingowa, do mnie podszedł z aparatem kiedy przebierałam się w aucie). Mamy dużo czasu, więc tym razem rozgrzewka jest bardzo długa.
Jak to zwykle przed maratonem, dużo rozmów ze znajomymi z różnych stron. Chociaż w tym cyklu , większość znajomych raczej z południa Polski.
Podczas rozgrzewki robimy pierwszy podjazd maratonu. Trzeba powiedzieć dość wymagający, o sporym nastromieniu. Kiedy go pokonujemy mówię do Krysi ( mając w pamięci podjazd na Obidzę w Piwnicznej): zobaczysz co tu będzie się działo… ludzie będą spadać z rowerów i będzie kłopot. Bo to zwykle jest duży kłopot jak się jedzie w takim tłumie.
Start.. staram się jechać szybko, żeby się jakoś dobrze odnaleźć przed tym pierwszym podjazdem i zająć dobrą pozycję wyjściową do ataku na szczyt, no ale że startujemy z 4 sektora, to nie jest takie proste.
Krysia na tym podjeździe idzie bardzo mocno i już jest sporo przede mną. JA staram się jechać rytmicznie żeby czasem gdzieś o kogoś nie zahaczyć i nie spaść z roweru.
No niestety .. z roweru spada ktoś przede mną i muszę bardzo się spinać, żeby zdążyć się wypiąć. Nie ma za bardzo też jak z powrotem wsiąść na rower, bo nie ma miejsca, trzeba uważać, żeby to przeze mnie tym razem ktoś nie spadł. Myślę sobie: no nie.. tutaj zaraz stoi Amelka.. ale będzie zdjęcie… jak rower prowadzę na pierwszym podjeździe…
Ale jakoś udaje się wsiąść. Macham do Amelki, która krzyczy CZEŚĆ RODZYNKI ( oj coś czuję, że to do nas przylgnie) i jadę dalej. Wkraczamy do strefy lasu i strefy błota.
Mija mnie Marcin mówiąc coś o tym : co też ci ludzie w tym błocie robią..
Błoto niestety jest z gatunku tych oblepiających wszystko co się da. Większość osób niestety dość kiepsko sobie z nim radzi i co chwilę jest zsiadanie z roweru.
Zaczyna też się problem ze zbieraniem błota spod podkowy amora. Muszę co chwilę się zatrzymywać i wyciągać ręką błoto bo błoto blokuje koło.
No ale niestety pomiędzy podkową a oponą mam bardzo mało przestrzeni i to jest mój stały problem na bardzo błotnych maratonach, na który większej rady nie ma.
Ale cóż.. tak to już jest. Pocieszam się, że z tego co pamiętam z opisu trasy , błoto niebawem się skończy. Na maratonie w Krynicy w 2010 r. ten problem miałam przez 2/3 trasy, więc to tutaj to niewielki problem.
Ale pierwszy fragment trasy ( pierwsze 10 km) jedzie się bardzoooooo długo.
Podjazdy jak to powiedziała Krysia po maratonie.. syte. Nietrudne technicznie, ale siłowe, wymagające dużo samozaparcia, mozolne.
Pogoda piękna, świeci słońce, jest ciepło.
Beskid Niski.. kiedy byłam tutaj jesienią zafascynował mnie swoją odmiennością, spokojem. Podobnie jest teraz… cerkwie, przepiękne łąki pełne kwiatów, owce biegające gdzieś po zboczach, przejazdy przez niezliczone rzeczki, potoczki.
Jakaś taka sielskość…
Aż się prosi żeby robić zdjęcia… No niestety nie tym razem.
Przed bardzo długim podjazdem łąką… dochodzę jakąś dziewczynę. Nie znam jej, bo oprócz Aśki Dychtoń, Natalii Dubaj i Ani z Rzeszowa, nie znam dziewczyn z tego cyklu.
No , ale próbuję walczyć. Dziewczyna nie odpuszcza, siedzi mi na kole, potem mija. Jedziemy podczas gdy panowie obok idą.
No, a my tak sobie jedziemy. Po jakimś czasie odjeżdża mi. Wydaje mi się, że jedzie bardziej rytmicznie, z lepszą kadencją. Ja jadę, ale męczę się bardzo.
Jak się potem okazało była 3 na podium w mojej kategorii, 6 minut przede mną na mecie, a więc sporo.
Zjazd stokiem narciarskim, bardzo długi, widokowy. Przypomina mi trochę jeden ze zjazdów chyba w Głuszycy . Podobny był też o ile sobie dobrze przypominam w Istebnej. Fajny aczkolwiek trzeba zachować czujność, bo w takiej trawie łatwo o jakieś niespodzianki, a prędkość duża, więc wiadomo co może być.
Technicznie trasa nie jest trudna. Nie ma trudnych zjazdów, podjazdy w 95% podjeżdżam, wymagają dużo siły, ale nie trzeba specjalnie walczyć o zachowanie przyczepności.
Na drugim bufecie dosmarowuje łańcuch, bo trochę już świszczy. No i jadę dalej. Do mety jest już „tylko” 13 km.
Na jakieś 7 km przed metą wyjeżdżamy na asfalt z cerkiewką po prawej. Wydaje mi się, że już tędy jechałam. Pytam chłopaka obok: dobrze jedziemy, chyba już tutaj byliśmy?
On: dobrze, dobrze, to się tak zapętla, teraz już w dół asfaltem do mety.
Mówię: ok i jedziemy.
Nagle pojawia się zakręt w prawo pod górę i zaczyna się podjazd w terenie. Chłopak mówi: ha, chyba cię oszukałem.. musieli coś dołożyć.
Mówię: w porządku. Dobrze. Inaczej byłoby zdecydowanie za łatwo.
Jedziemy. Mijam jego, potem jeszcze jednego kolegę z przodu. Są zmęczeni. Nagle z daleka ktoś stojący przy dróżce krzyczy:
Wody Izo?
Myślę sobie: a skąd on mnie zna? Ja go nie znam….
Zdumienie.
Za chwilę następny krzyczy:
Wody Izo?
I wtedy uświadamiam sobie , ze chodzi o Izotonik, a nie moje imię. Uśmiecham się do siebie.
Na koniec jeszcze fajny zjazd terenowy, dość długi , gdzieś na dole stoi Amelka. Potem wyjazd na asfalt i już co sił w nogach do mety. Przed metą jest nieznaczny podjazd , tam sprężam się i na tym podjeździe mijam jakiegoś chłopaka.
Meta.
Krótko. Treściwie.
Trasa piękna widokowo. Niespecjalnie trudna, ale mnie jakoś ciężko się jechało. Mięśnie jakieś takie mało elastyczne.
Ale jest kolejny przejechany wyścig i bez przygód, upadków, awarii, a to chyba najważniejsze.
Po maratonie, jak to po maratonie. Rozmowy, makaron itd.
Kiedy stoimy z Anią czekając aż się zwolni myjka, jakiś chłopak zagaduje do nas podpytując o starty. Patrzy na mnie i pyta: a ty co w jakiejś folii jechałaś???
Myślę: Przebóg… poznał mnie z Piwnicznej!!!!! Jak to się stało?
Patrzę na niego i mówię: dlaczego w folii?
On: bo taka czysta jesteś..
Uśmiecham się mówiąc: aaa…. Bo ja już się wykąpałam.
Czekam na Krysię i Marcina ( jadą giga)
Marcin przyjeżdża, ale przywożą go strażacy… niestety złapany kapeć, urwany wentyl od dętki.. kłopoty.
Ma pecha, ale do trzech razy sztuka. Następne giga na pewno będzie jego.
I jeszcze jedna rzecz.
Krysia składa protest. Zgłasza sędziom , że jej koleżanka z trasy giga, po raz kolejny ustawia się w sektorze startowym nie przysługującym jej.
W regulaminie stoi , że to powinno być ukarane dyskwalifikacją. I tak powinno być uczynione, dla przykładu, bo to ponoć zachowania częste.
Ale koleżanka dostaje 1,5 minuty kary, kończy maraton z ilością pkt jak za zwycięstwo.
To nie tak. Do tego na forum CK wybucha burzliwa dyskusja. Posądzanie Krysi o to, ze nie potrafi przegrywać jest mocno nie na miejscu.
Nie na miejscu, bo Krysia akurat w swoim dorobku ma tyle ciężkich wyścigów, dających o wiele więcej satysfakcji niż maraton w Dukli, że ktoś kto ją zna i zna jej dorobek, myślę, ze doskonale o tym wie.
Po maratonie rozmawiamy o tym, dowiaduję się, że w mojej kategorii na mega jest też dziewczyna, która notorycznie robi to samo.
No cóż…
Tak to niestety jest jak sektory przed startem nie są w jakiś sposób ogrodzone.
Przygotowania do maratonu© lemuriza1972
Na rozgrzewce© lemuriza1972
Na rozgrzewce z Krysią© lemuriza1972
Pierwszy podjazd maratonu© lemuriza1972
Pierwszy podjazd© lemuriza1972
Jadę© lemuriza1972
Do mety© lemuriza1972
Aśka, Piotrek, Rafał i ja© lemuriza1972
Po maratonie© lemuriza1972
Historia tego oto zdjęcia jest taka, że wpadły mi pod auto pieniądze. Niestety w takie miejsce, ze musiałam się ( jak widać sporo nagimnastykować żeby je wydostać). Kiedy się tak gimanstykowałam usłyszałam jak ktoś mówi: no tak jak się schowało tak kluczyki, to teraz trzeba szukać…
Krysia jak zobaczyła to zdjęcie powiedziała:
Można pomyśleć że przecinasz przewody hamulcowe konkurencyjnemu teamowi…
No fakt, zdjęcie dość osobliwe.
Poszukiwania© lemuriza1972
- DST 41.00km
- Teren 30.00km
- Czas 03:05
- VAVG 13.30km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
:-) i nic ...Izo został w dłoni, popedziła do mety na szybkości:) Serdecznie pozdrawiam. Stojący z wodą;) hehe
CayadoyLoco - 11:33 środa, 24 lipca 2013 | linkuj
:-) i nic ...Izo został w dłoni, popedziła do mety na szybkości:) Serdecznie pozdrawiam. Stojący z wodą;) hehe
CayadoyLoco - 11:30 środa, 24 lipca 2013 | linkuj
Wody, Izo? :D Świetne :)
Fajnie że znów się wkręcasz w maratony :). klosiu - 19:15 wtorek, 23 lipca 2013 | linkuj
Fajnie że znów się wkręcasz w maratony :). klosiu - 19:15 wtorek, 23 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!