Sobota, 3 sierpnia 2013
Maraton nr 40 czyli Komańcza
I już po maratonie w Komańczy.
Upał mnie nie zabił:). Przeżyłam. Nie było tak źle. Sporo kilometrów jechaliśmy przez las, więc upał nie był tak odczuwalny. Ale były też otwarte podjazdy, i one ze względu na upał , dały jednak trochę w kość.
Komańcza, w której miałam okazję gościć po raz pierwszy, rzeczywiście bardzo, bardzo gościnna.
Wyjątkowa atmosfera. Piękne tereny. Cisza.. spokój, góry… do chodzenia i jeżdżenia na rowerze idealne, chociaż nie wysokie.
Trasa ładna, nietrudna technicznie ( co nie przeszkodziło mi zaliczyć kompletnie głupi upadek zaraz na początku, nie wiem czy popełniłam jakiś błąd, czy opona straciła przyczepność – mocno już „zjechana” – ale zamówiona już nowa:)). Bardzo fajna końcówka trasy. Ta końcówka szczególnie mi się podobała.
A ja? Cóż wynik średni, bardzo średni.
Kategoria miejsce 5 ( na 6 zawodniczek), open miejsce 7 na 10.
Ale cóż.. patrząc na listę startową wiedziałam, że o jakiś spektakularny sukces będzie ciężko. O ile zjazdy szły mi dobrze i dawno chyba nie jechałam tak szybko i pewnie, to na podjazdach nie czuję takiej mocy jak kiedyś.
Czy to brak treningu czy wiek i jednak pewnie „wypalenie”? Nie wiem.
Ambicji wystarczyło mi na pierwsze kilometry , środek miałam przeciętny i wg mnie dobrą końcówkę.
Na 12 km przed metą, doszła i wyprzedziła mnie Ania z Rzeszowa ( dużo, dużo młodsza ode mnie, ale zdecydowanie mniej doświadczona jeśli chodzi o maratony). Jeszcze w tym roku z Anią nie przegrałam i kiedy mnie doszła, powiedziałam sobie: nie przegram też dzisiaj. No i zrobiłam co w mojej mocy i udało się, ale kosztowało mnie to dość dużo ( przede wszystkim psychicznie trzeba było mocno "pracować", żeby sobie nie odpuścić). Na szczęście końcówka była chyba bardziej pode mnie niż Anię, bo było sporo zjazdów, takich że moje maratonowe doświadczenie się przydało.
I z tego jestem zadowolona, ze te 12 km nie odpuściłam, tylko zrobiłam co w mojej mocy, żeby nie dać się wyprzedzić.
A co najważniejsze… dzisiaj ukończyłam swój 40 maraton.
Zaczęłam w 2007 roku od maratonu w Krakowie ( Grabek), potem były Michałowice, potem Kraków u Golonki, potem Nowiny u Golonki.
Nastepny rok to już Bardo u Golonki, Tarnów u Grabka, Michałowice i Krynica.. mój pierwszy bardzo poważny górski maraton. A w 2009 r. był już GG w najlepszym wydaniu… Szczawnica, Międzygórze, Głuszyca, Krynica… to te ważniejsze maratony…
I rok 2010.. mój najcięższy i najlepszy maratonowi rok.. Głuszyca, Krynica, Karpacz, Istebna… Rabka itd. Wszystko co najlepsze w maratonach mtb w Polsce. Tak myślę.
I 5 miejsce w generalce na mega w K3 i 2 miejsce w TOP5 w K3.
Cieszę się, ze dane mi było to przeżyć. Przeżyć te 40 maratonów, większość u GG, potem były Cyklokarpaty, Bike Maraton i Świętokrzyska Liga Rowerowa.
Dystanse: głównie mega, ale też mam na swoim koncie 3 giga ( Cyklo, ŚLR). Tyle, że te giga, to dla mnie zawsze będą takimi golonkowymi mega.
I tak to było… A co będzie dalej?
Tego nie wiem. Może będę jeszcze jeździć an zawody, a może „ w końcu powiem sobie dość”. Zobaczymy.
Dzisiaj był maraton nr 40 i uważam, że to jest powód do świętowania.
6 lat startów. Całkiem sporo:). Ania dzisiaj powiedziała: co??? 40 maraton? Chciałabym przejechać tyle.
Ale Ania ma 26 lat i wszystko jeszcze przede nią.
A drugi powód do świętowania jest taki, że Krysia wygrała dzisiaj na dystansie giga. I było przyjemnie zobaczyć ją tak uradowaną, a ja sama chyba ostatni raz tak cieszyłam się z czyjegoś zwycięstwa, jak Kamil Stoch zostawał mistrzem świata:).
Super!
Myślę, że Krysia ( po tej nieszczęsnej dyskusji na forum Cyklo dot. jej protestu ) udowodniła, że:
Jest bardzo waleczna, ambitna, że jest w formie i że jeszcze nie nadszedł ( jak sądzą niektórzy ) czas na przegrywanie.
Ale ja ją znam i wiedziałam, że to jeszcze nie ten czas, że jest jeszcze w stanie dużo wykrzesać z siebie.
Bo wygrać z dziewczyną, która mogłaby być jej córką to jest COŚ.
Bardzo, bardzo się cieszę i gratuluję.
Bardzo budujące było to, że podchodzili do niej ludzie, podjeżdzali jeszcze przed maratonem , z dużym zrozumieniem i wsparciem jeśli chodzi o całą tę sytuację z Dukli.
I tyle na dziś. Relacja jutro:
Upał mnie nie zabił:). Przeżyłam. Nie było tak źle. Sporo kilometrów jechaliśmy przez las, więc upał nie był tak odczuwalny. Ale były też otwarte podjazdy, i one ze względu na upał , dały jednak trochę w kość.
Komańcza, w której miałam okazję gościć po raz pierwszy, rzeczywiście bardzo, bardzo gościnna.
Wyjątkowa atmosfera. Piękne tereny. Cisza.. spokój, góry… do chodzenia i jeżdżenia na rowerze idealne, chociaż nie wysokie.
Trasa ładna, nietrudna technicznie ( co nie przeszkodziło mi zaliczyć kompletnie głupi upadek zaraz na początku, nie wiem czy popełniłam jakiś błąd, czy opona straciła przyczepność – mocno już „zjechana” – ale zamówiona już nowa:)). Bardzo fajna końcówka trasy. Ta końcówka szczególnie mi się podobała.
A ja? Cóż wynik średni, bardzo średni.
Kategoria miejsce 5 ( na 6 zawodniczek), open miejsce 7 na 10.
Ale cóż.. patrząc na listę startową wiedziałam, że o jakiś spektakularny sukces będzie ciężko. O ile zjazdy szły mi dobrze i dawno chyba nie jechałam tak szybko i pewnie, to na podjazdach nie czuję takiej mocy jak kiedyś.
Czy to brak treningu czy wiek i jednak pewnie „wypalenie”? Nie wiem.
Ambicji wystarczyło mi na pierwsze kilometry , środek miałam przeciętny i wg mnie dobrą końcówkę.
Na 12 km przed metą, doszła i wyprzedziła mnie Ania z Rzeszowa ( dużo, dużo młodsza ode mnie, ale zdecydowanie mniej doświadczona jeśli chodzi o maratony). Jeszcze w tym roku z Anią nie przegrałam i kiedy mnie doszła, powiedziałam sobie: nie przegram też dzisiaj. No i zrobiłam co w mojej mocy i udało się, ale kosztowało mnie to dość dużo ( przede wszystkim psychicznie trzeba było mocno "pracować", żeby sobie nie odpuścić). Na szczęście końcówka była chyba bardziej pode mnie niż Anię, bo było sporo zjazdów, takich że moje maratonowe doświadczenie się przydało.
I z tego jestem zadowolona, ze te 12 km nie odpuściłam, tylko zrobiłam co w mojej mocy, żeby nie dać się wyprzedzić.
A co najważniejsze… dzisiaj ukończyłam swój 40 maraton.
Zaczęłam w 2007 roku od maratonu w Krakowie ( Grabek), potem były Michałowice, potem Kraków u Golonki, potem Nowiny u Golonki.
Nastepny rok to już Bardo u Golonki, Tarnów u Grabka, Michałowice i Krynica.. mój pierwszy bardzo poważny górski maraton. A w 2009 r. był już GG w najlepszym wydaniu… Szczawnica, Międzygórze, Głuszyca, Krynica… to te ważniejsze maratony…
I rok 2010.. mój najcięższy i najlepszy maratonowi rok.. Głuszyca, Krynica, Karpacz, Istebna… Rabka itd. Wszystko co najlepsze w maratonach mtb w Polsce. Tak myślę.
I 5 miejsce w generalce na mega w K3 i 2 miejsce w TOP5 w K3.
Cieszę się, ze dane mi było to przeżyć. Przeżyć te 40 maratonów, większość u GG, potem były Cyklokarpaty, Bike Maraton i Świętokrzyska Liga Rowerowa.
Dystanse: głównie mega, ale też mam na swoim koncie 3 giga ( Cyklo, ŚLR). Tyle, że te giga, to dla mnie zawsze będą takimi golonkowymi mega.
I tak to było… A co będzie dalej?
Tego nie wiem. Może będę jeszcze jeździć an zawody, a może „ w końcu powiem sobie dość”. Zobaczymy.
Dzisiaj był maraton nr 40 i uważam, że to jest powód do świętowania.
6 lat startów. Całkiem sporo:). Ania dzisiaj powiedziała: co??? 40 maraton? Chciałabym przejechać tyle.
Ale Ania ma 26 lat i wszystko jeszcze przede nią.
A drugi powód do świętowania jest taki, że Krysia wygrała dzisiaj na dystansie giga. I było przyjemnie zobaczyć ją tak uradowaną, a ja sama chyba ostatni raz tak cieszyłam się z czyjegoś zwycięstwa, jak Kamil Stoch zostawał mistrzem świata:).
Super!
Myślę, że Krysia ( po tej nieszczęsnej dyskusji na forum Cyklo dot. jej protestu ) udowodniła, że:
Jest bardzo waleczna, ambitna, że jest w formie i że jeszcze nie nadszedł ( jak sądzą niektórzy ) czas na przegrywanie.
Ale ja ją znam i wiedziałam, że to jeszcze nie ten czas, że jest jeszcze w stanie dużo wykrzesać z siebie.
Bo wygrać z dziewczyną, która mogłaby być jej córką to jest COŚ.
Bardzo, bardzo się cieszę i gratuluję.
Bardzo budujące było to, że podchodzili do niej ludzie, podjeżdzali jeszcze przed maratonem , z dużym zrozumieniem i wsparciem jeśli chodzi o całą tę sytuację z Dukli.
I tyle na dziś. Relacja jutro:
W drodze do Komańczy© lemuriza1972
Krysia na rozgrzewce© lemuriza1972
Tarnowski odłam Gomola Team:)© lemuriza1972
Krysia i Paweł na rozgrzewce© lemuriza1972
Dalszy ciąg rozgrzewki:)© lemuriza1972
Ania z Rzeszowa© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Gratulacje:)
Pewnie, że jest powód do świętowania:) Kajman - 17:45 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Pewnie, że jest powód do świętowania:) Kajman - 17:45 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Zmobilizowałaś mnie do policzenia wyścigów w jakich startowałam.
I nie zgadniesz co wyszło .... mam przejechane dokładnie 40 maratonów :)
Gratki :) MAMBA - 09:12 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
I nie zgadniesz co wyszło .... mam przejechane dokładnie 40 maratonów :)
Gratki :) MAMBA - 09:12 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Gratulacje, na kolejny jubileusz z takim doświadczeniem może zaplanujesz etapówke ;)
maku87 - 08:26 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Gratulacje! Teraz to trzeba Ci życzyć zamiast sto lat to sto maratonów :D Pozdrawiam.
krasu - 07:30 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!