Niedziela, 4 sierpnia 2013
Maraton w Komańczy - relacja
Na starcie© lemuriza1972
Maraton numer 40
Cyklokarpaty , Komańcza
dystans mega
miejsce kategoria 5 ( na 6)
miejsce kobiety open 7 ( na 10)
Ze względu na upał bałam się tego startu. Nie trasa, nie trudności, ale upał, który w mojej głowie zostawił głęboki ślad ( po niedzielnej Jamnej) i był moim przeciwnikiem nr 1.
Wtedy tak nagle, podstępnie pozbawił mnie sił, że ciężko to opisać słowami.
Do Komańczy jedziemy z Krysią. I jak zwykle już w czasie drogi jest wesoło. Już w okolicach Dukli zaczynają się nieznane dla mnie okolice i jest coraz bardziej sielsko, pusto , tak beskidoniskowo. Jednym słowem : idealne miejsce do odpoczynku .
Komańcza leży na granicy Beskidu Niskiego i Bieszczad. Jedziemy i wzdychamy sobie patrząc na te „puste” górki.
Parkujemy pod piekarnią. To podobno stałe miejsce Krysi. Ja w Komańczy jestem pierwszy raz. Zdecydowałam się jechać głownie z ciekawości. Jaka trasa, ale też żeby przekonać się jak wygląda ta słynna gościnność. Te wszystkie potrawy podawane po maratonie itd.
Pod piekarnią są chłopaki z Baszty Lesko i kiedy szukamy cienia żeby zjeść śniadanie, zapraszają nas do „restauracji”. No to siadamy razem i rozpoczyna się zaglądanie w talerze. Makaronik, leczo ( bez papryki) itd.
Grzeje coraz mocniej, ale nie jest to jeszcze taka temperatura z niedzieli czy poniedziałku. Generalnie jednak jak na jazdę na rowerze już ciut zbyt wysoka. Ale pojawiają się też chmury i jest jakaś nadzieja, ze co chwilę będą przysłaniać słońce. Niestety, nie było tak.. chmury rozwiał wiatr.
Przebieramy się powoli. Przyjeżdża na parking pod piekarnią ekipa z MPEC-u, potem zajeżdża na rowerze Asia Dychtoń. Jedziemy się rozgrzewać. Spotykamy Anię z Rzeszowa z koleżanką, mówią coś , ze start będzie chyba przesunięty o pół godziny. Jedziemy sprawdzić. Faktycznie.
A słońce grzeje i grzeje niemiłosiernie. Zagrzewa też do boju jak to powiedziała, Krysia Najlepszy Spiker Świata czyli Leszek Kępiński z Tarnowa ( Leszek powiedział: tak, chyba na bezludnej wyspie…). Ale co fakt to fakt.. mówi z emocjami, a to o to w tym chodzi.
Jeździmy sobie. Spotykamy kolegę, który wita nas słowami:
Cześć skandalistki…
Jest śmiech. Wiadomo o co chodzi. O aferę z protestem. Potem spotykamy starszego pana ze Strzyżowa, który z dezaprobatą wypowiada się o startowaniu nie ze swojego sektora i tym wszystkim i podtrzymuje Krysię na duchu, mówiąc, że ten protest to była bardzo słuszna decyzja. Nie On jeden zresztą.
Potem spotykamy Pawła P i razem turlamy się dość długo pod górę.
Ciepełko…..
Ustawiamy się na starcie… Tym razem sektory pięknie pilnowane. Nagle słyszę jak obok nas ktoś przechodzi i mówi do Ani Skalniak: ustaw się we właściwym sektorze, bo cię znowu zdyskwalifikują.
No sęk w tym, że żadnej dyskwalifikacji nie było po Dukli.
Ale cała ta akcja przyniosła efekty, sektory pilnowane, ludzie grzecznie ustawiają się tam gdzie trzeba.
Krysia powinna być z siebie dumna.
Czuję lekki głód, czyżby za słabe śniadanie? I do tego ten przesunięty start. Niedobrze, trasa niby krótka, ale mam tylko dwa żele.
Jak się okazało potem, na szczęście w zupełności wystarczyły.
Mam też dwa bidony, więc myślę, że spokojnie dotrę do pierwszego bufetu.
Grzeje dalej. Nie odpuszcza. Oj, to się dzisiaj podsmażymy, myślę sobie. Pod kaskiem mam przezornie bandamkę, zawsze to głowę przed słońcem bardziej ochroni.
Ruszamy. Pierwsze kilometry asfaltowe, więc jest bardzo szybko.
Już na pierwszym kilometrze mija mnie ktoś chyba z DUKLI i coś mówi, w pierwszym momencie nie załapuje, uśmiecham się więc tylko, ale po kilku sekundach już wiem, co kolega mówił:
Wody Izo?
No tak, kolega z maratonu w Dukli. Pozdrawiam.
Jedziemy szybko. Na liczniku mam 35 km/h. Ot siła peletonu. Nie oszczędzam się, chociaż kiedyś takie początki jeździłam znacznie szybciej. Trzymam się cały czas Asi Dychtoń i Natalii Dubaj. Ale wiem, że to tylko przez chwilę, że odjadą mi na pierwszej górce zapewne.
No i jest zjazd do rzeczki, ostry szutrowy zakręt, ktoś krzyczy z góry: szeroko, szeroko…
No to jadę szeroko i… nie wiem co się dzieje… Czy za wcześnie wykonałam skręt kierownicą, czy opona nie złapała ( to prawda, że jest już wytarta i przyczepność nie ta co kiedyś). Chyba to ja jednak popełniam jakiś błąd i.. ryp na oczach całego peletonu.
Na szczęście nikt nie przewraca się przeze mnie. Tak szybko jak mogę zmykam na bok, żeby ludziom nie przeszkadzać. Próbuję wsiąść na rower, ale widzę, że łańcuch spadł. Przeklinam pod nosem i szybko wbiegam na górkę , zakładam łańcuch.
W tym czasie mija mnie sporo osób, całą wypracowaną przewagę na asfalcie, gdzie jechałam mocno tracę. Jedzie Krysia, pyta czy się nic nie stało ( mówiła mi potem, ze brzydko ten upadek wyglądał).
Potem Ania jedzie pyta o to samo. Uśmiecham się, mówię : nie.. i myślę: Aniu, ja nie takie dzwony zaliczałam i byłam tak pokiereszowana i docierałam do mety… Nic mi nie będzie.
Ale fajnie , ze się dziewczyny troszczą.
Kolano mocno obite i zdarte. Pierwsza myśl: dobrze, że mam urlop, nie będę musiała się martwić, w co się ubrać do pracy.
Jakiś chłopak mówi: teraz będzie podjazd, wszyscy będą mieli dość…
Myślę sobie: no tak to już jest na maratonach, zwykle podjazdy męczą.
Podjazd jest w pełnym słońcu…. Łąką i niestety jest dość wąsko, jedziemy gęsiego, mało miejsca na wyprzedzanie.
W czasie mojego wypadku wyprzedziła mnie Ania, ale jej pilnuje i przy pierwszej nadarzającej się okazji, mijam. Słoneczko pali sobie, pot leci z nas ciurkiem, a tu pod górę i pod górę i pod górę.
Potem zjeżdżamy na jakiś asfaltowy podjazd, najmniej ciekawy fragment trasy. Podjazd ma serpentyny, jest długi dość. Podobny do naszej Lubinki, ale łatwiejszy, na Lubince większe nastromienie. Ten podjazd to mój żywioł, dobrze mi się jedzie. Mijam jednego, drugiego, trzeciego….
Wszyscy szukają cienia, zjeżdżają jak najbliżej pobocza. Cienia jednak jest wyjątkowo mało.
Nagle mija mnie jakaś dziewczyna. Mocno pedałuje. Wylajtowana jak Włoszczowska. Nie znam jej. Myślę sobie: nie tak łatwo, nie tak łatwo koleżanko…
Odjeżdża na jakieś 100 m, ale ciągle ją widzę. Zaczynam pedałować mocniej. I już ją mijam. Mija jakiś czas. Ona mija mnie. Na singiel w lesie wjeżdża pierwsza. Cwaniara:). Nie mam jej jak wyminąć, za wąsko. Ale potem się gdzieś robi szerzej, mijam. Potem ona znowu mnie. Odjeżdża. Długo mam kontakt wzrokowy. W lesie jednak ciasno. Trochę jestem przyblokowana. Gdzieś tam w którymś momencie odjeżdża. Bez kontaktu wzrokowego bardzo ciężko walczyć. Na szczęście jest las, dość sporo kilometrów w lesie, więc jedzie się lżej, słońce tak nie dogrzewa, co nie znaczy, że łatwo, bo cały czas pod górę.
Gdzieś na podjeździe mijam Jacka z Krynicy, kolegę Krysi. Potem zaczyna się dość długi wypych, Jacek mija mnie. Idzie szybciej. Myślę sobie: no tak GOPROWIEC, nogi mocne. To i łatwiej mu.
Ja podchodzę niestety bardzo wolno, to jest moja bolączka. Dojeżdżam do jakiejś dziewczyny, mijam ją. Potem ona mnie. Potem zaczyna się seria zjazdów. Niestety singlem, bardzo wąskim, dziewczyna jedzie na zjeździe bardzo słabo… żeby nie powiedzieć tragicznie. Dawno nie widziałam tak niepewnie zjeżdżającej osoby na maratonie. Nie mam jej jak wyminąć. Ciągle jest za wąsko. W końcu udaje mi się znaleźć jakieś miejsce do wyprzedzenia. Mijam.
Dość fajna seria zjazdów. Nie takich trudnych, ale wymagających jednak koncentracji. I ciągle wąsko. Za mną jedzie jakiś chłopak i dopinguje mnie krzycząc:
Dobrze, dobrze.. o tak. Super.
Kiedy jest możliwość robię mu prawą wolną. Niech jedzie. Jest szybszy.
Przypominam sobie , że koledzy z Leska mówili coś o jakichś rowach po wyjeździe z lasu. Staram się zachować więc czujność. Ale rowy są bardzo dobrze oznaczone i nie takie straszne jak je malowali koledzy z Leska. Nijak się mają do rowów na Skrócie im. Pana Adama. Tam to były rowy.. Darek Drobot wie to najlepiej.
I znowu pali słońce… Staram się pić i jeść regularnie i to jest tajemnica sukcesu tzn przetrwania tego upału w nienajgorszym zdrowiu. W międzyczasie fajny singiel wzdłuż granicy polsko-słowackiej. Fajne widoki.
Co jeszcze pamiętam? Bardzo długi szutrowy podjazd w pełnym słońcu, który jednak jedzie mi się dobrze. Na horyzoncie widzę Jacka z Krynicy , jest daleko, ale postanawiam dojechać. Jadę mocniej. Dojeżdżam. Nawet myślę, żeby trochę pogadać, ale widzę, ze jest bardzo zmęczony. Jadę więc dalej.
Tam mija mnie kilku chłopaków z czołówki giga. Oj, jak oni pięknie jadą pod górę.
Gorąccccccooooo……. Słoneczko nie odpuszcza…
I nagle na jakimś podjeździe słyszę: Czeeeeśśśśś…
Ania z Reszowa. Hm… Z Anią nie przegrałam jeszcze w tym roku. Byłam pewna, ze została z tyłu,a tu proszę. Mija mnie pod górę. Myślę sobie: nie, nie Aniu. Ja Cię bardzo lubię, ale to nie znaczy, ze odpuszczę. Siedzę na kole przez kilkanaście metrów aż w końcu przepuszczam atak i jestem z przodu. Cały czas czuję jednak oddech Ani na plecach i zaczyna się ucieczka. Robię wszystko żeby zwiększyć przewagę, bo nie ma nic gorszego niż polec przed samą metą.
Ale do mety jest jeszcze jakieś 12 km. Sporo. Nie wiem co jeszcze jest na tych kilometrach i na ile mi wystarczy pary. Ale jadę. Jest pod górę. Jadę mocno. Potem zaczynają się zjazdy w lesie. Nietrudne, ale wymagające koncentracji, jest wąsko, między drzewami, jakieś belki, jakieś mostki. Jadę szybko. Potem zaczyna się podjazd. Jakiś chłopak stoi na rozjeździe i mówi: teraz będzie podjazd, ja już go zaczynam ,ale słyszę z dołu głos Ani: na to liczyłam..
Czyli jest bardzo blisko. Więc do góry, cały czas do góry. Najmocniej jak mogę.
I tak do samej mety. Uciekam. Znowu walczę na maratonie. Znowu się mobilizuję. A jednak się da.
Końcówka trasa bardzo fajna. Taka bardziej techniczna. Jest nawet nie do końca bezpieczny singielek poprowadzony zboczem. Jeden fałszywy ruch i będziesz razem z rowerem w dole. Jadę.
Nagle słyszę jak ktoś za mną krzyczy: djewoczka wpierjod…
( jeden z Ukraińców, który brał udział w maratonie). Więc djewoczka jak tylko znajduje miejsce ( o co na tym singlu nie jest łatwo) robi mu prawą wolną.
I jeszcze kawałek pod górę, ten fragment znam z rozgrzewki, a potem ostatni zjazd w terenie. No.. trzeba przyznać.. ostry… trudny, patrzę na niego, na zakręt, na drzewo na zakręcie, myślę: jechać? Nie jechać?
Jechać!
Zjeżdżam, błyskają flesze, bo tam trochę ludzi stoi, pewnie liczą na upadki… jak to zwykle bywa, takie miejsca, to najlepsze zdjęcia.
Mam satysfakcję i jest już w dół do mety. Dojeżdżam, ktoś krzyczy : Brawo…
Na mecie czekam na Anię, kiedy przyjeżdża ( 2 minuty po mnie) ściskam ją i mówię:
Bardzo, bardzo Ci dziękuję. Gdyby nie ty, w życiu bym się tak nie zmobilizowała na tę końcówkę i czas byłby dużo gorszy.
Jest gorącoooooo… a obok potoczek, mówię do Ani: ja się idę myć do potoku. Idziemy.
Jest mi wszystko jedno.. jestem brudna, jest gorąco, ściągam koszulkę, myję się w potoku. Potem do auta, przebieram się, ogarniam i przyjeżdża Krysia. Krzyczy… nigdy jej nie widziałam takiej uradowanej.
Okazuje się, że wygrała. To było dla niej bardzo ważne zwycięstwo. Uściski, okrzyki. Koledzy z Leska patrzą na nas z uśmiechami.
Potem przyjeżdża starszy pan ze Strzyżowa. Mówi do Krysi: niechże cię uściskam… Potem przyjeżdża Paweł P i śpiewa: Krycha najlepszym naszym przyjacielem jest…
Jest fajnie, radośnie, chociaż ja ze swojego wyniku nie jestem zadowolona.
Mam różne wnioski co do swojej formy, ale zostawię je na później.
Idziemy zjeść, chce poczuć tę atmosferę Komańczy. Chwila rozmowy ze znajomymi i jedziemy do domu. Dekorację odpuszczamy . To jest taki akt protestu Krysi przeciwko decyzji sędziów z Dukli.
I jeszcze tradycyjny hot dog z sosem czosnkowym na stacji benzynowej w Jaśle.
I jeszcze słówko o trasie: krótka ( kiedy ja ostatni raz jechałam taki krótki maraton? W 2007 r w Krośnie), technicznie łatwa, malownicza, świetnie oznaczona ( brawo za te wykrzykniki przy każdej najmniejszej trudności). Ani w jednym momencie nie zastanawiałam się gdzie jechać.
Brawa dla organizatorów.
No więc mam za sobą ten maraton numer 40.
- DST 42.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:45
- VAVG 15.27km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Gratulacje, powiem szczerze gdy zobaczyłem czas na Timedo to byłem zdziwiony że tak szybko, tylko nie wiedziałem czy to wina trasy czy formy. Widać zaczynacie z Krysią walczyć :D
labudu - 19:19 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!