Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2013
Dystans całkowity: | 433.00 km (w terenie 139.00 km; 32.10%) |
Czas w ruchu: | 27:29 |
Średnia prędkość: | 15.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 36.08 km i 2h 17m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 6 października 2013
Piwo na Kokoczu
Pamiętacie tę piosenkę Stachury? Na pewno.
Bardzo mocno mi dzisiaj chodziła po głowie.
Jak widać na piwo niekoniecznie trzeba iść, można też pojechać co pokazał dzisiejszy dzień i to pojechać całkiem daleko i dość wysoko.
Tylko , że dzisiaj to mnie ktoś powinien zaśpiewać: ruszaj się Iza i jedź po piwo…niechybnie brakuje nam go.
No i w zasadzie chyba prawie tak było i mam nadzieję, że koledzy i koleżanka docenili jaką mają fajną koleżankę:)
Ale po kolei.
Początkowo miałam nie jechać dzisiaj, bo kolano wciąż boli, a i opona coś szwankuje i ciągle muszę dopompowywać. Trzeba ją gruntownie obejrzeć i zdiagnozować. Mleczko dopiero nalane, jak oglądałam ją ze wszystkich stron, wydawało się ok. Ale nie jest ok.
W końcu zdecydowałam się po wczorajszej próbie. Pomyślałam, że jeśli będę się źle czuć, to po prostu zawrócę do domu.
Zbiórka pod kościółkiem na Marcince i sam podjazd na Marcinkę pokazał mi , że łatwo nie będzie. Kolano rozbolało.
Humor mi więc znacząco „siadł”, tym bardziej, ze tempo było dość konkretne i ciężko było mi zachować dystans do peletonu, który co rusz to mi odjeżdżał. Gdzieś około 25 km kolano zaczęło doskwierać bardzo, sił specjalnie nie było i pomyślałam, że odłączę się od grupy, bo to nie ma sensu. Opóżniam ich, a sama żadnej radości z jazdy nie mam.
Poprosiłam więc Krzyśka, który był przewodnikiem grupy o wskazanie drogi powrotnej, bo nie bardzo wiedziałam gdzie jestem. „Odprowadzili” mnie do jakiegoś rozdroża. I kiedy już miałam odjeżdżać, Adam mnie namawiał żebym sobie podjechała na Kokocz, a Krzysiek rzucił hasło:
Iza, jedź po piwo , przyjedź na Kokocz i zaczekaj na nas.
Hm.. długo się nie zastanawiałam. Martwiłam się tylko tym, że 7 piw nie zmieści się w moim mini plecaku.
Ale jako, że dostałam misję i dalej już mogłam sobie jechać swoim powolnym tempem, to jakby urosły mi skrzydła. Pojechałam więc do Zalasowej ( kawałek to było), znalazłam sklep i poszłam po piwo.
Pani patrzyła na mnie dziwnie… strój sportowy, 7 piw…
Ale cóż.. jak to powiedział potem Krzysiek: trzeba było powiedzieć pani.. nie oglądała pani nigdy wyścigu? Przecież bufety muszą być…
No to upchałam 5 piw do plecaka, dwa do kieszonek w bluzie i pojechałam na Kokocz z tym dodatkowym obciążeniem.
Może tak należałoby od dzisiaj trenować?
W sumie to mogłabym się wynająć do dowożenia piwa na góry.. Byłoby przyjemne z pożytecznym.. Ja bym potrenowała z dodatkowym obciążeniem, a koledzy ( albo również koleżanki) mieliby Izotoniki podczas treningu.
No to wjechałam sobie na Kokocz podziwiając jesienne barwy.
Jako, ze moi towarzysze pojechali na Kokocz drogą okrężną i trudniejszą niż moja, miałam jeszcze chwilę czasu zanim przyjechali.
Ustawiłam piwa na kamieniu i czekałam.
Pierwszy pojawił się Adam, ciesząc się, ze jako zwycięzca będzie miał prawo wyboru.
Wybrał ŁOMŻING.
Potem przyjechał Krzysiek Łu, a za nim Pani Krystyna.
Muszę dodać, żeby nikt nas nie posądził o pijaństwo i jeżdżenie na rowerze po spożyciu, że wypadało po pół piwa na głowę.
A potem był fajny zjazd z Kokocza, różne skróty im Pana Adama dedykowane Mirkowi Sz, nowe drogi i dróżki, mi jakby trochę siły wróciły i jechało się lepiej.
A na koniec była jeszcze raz Marcinka ( brukiem), którą wjechałam ostatkiem sił.
W sumie ponad 80 km, dawno nie zrobiłam takiej długiej trasy.
Zalasowa to niezwykła wieś. Nie dość, że największa w Polsce, nie dość , że pięknie położona, nie dość, ze jedyna o takiej nazwie w Polsce, to popatrzcie .. tam nawet leśne drogi mają nazwy i to jakie!!!
Bardzo mocno mi dzisiaj chodziła po głowie.
Jak widać na piwo niekoniecznie trzeba iść, można też pojechać co pokazał dzisiejszy dzień i to pojechać całkiem daleko i dość wysoko.
Tylko , że dzisiaj to mnie ktoś powinien zaśpiewać: ruszaj się Iza i jedź po piwo…niechybnie brakuje nam go.
No i w zasadzie chyba prawie tak było i mam nadzieję, że koledzy i koleżanka docenili jaką mają fajną koleżankę:)
Ale po kolei.
Początkowo miałam nie jechać dzisiaj, bo kolano wciąż boli, a i opona coś szwankuje i ciągle muszę dopompowywać. Trzeba ją gruntownie obejrzeć i zdiagnozować. Mleczko dopiero nalane, jak oglądałam ją ze wszystkich stron, wydawało się ok. Ale nie jest ok.
W końcu zdecydowałam się po wczorajszej próbie. Pomyślałam, że jeśli będę się źle czuć, to po prostu zawrócę do domu.
Zbiórka pod kościółkiem na Marcince i sam podjazd na Marcinkę pokazał mi , że łatwo nie będzie. Kolano rozbolało.
Humor mi więc znacząco „siadł”, tym bardziej, ze tempo było dość konkretne i ciężko było mi zachować dystans do peletonu, który co rusz to mi odjeżdżał. Gdzieś około 25 km kolano zaczęło doskwierać bardzo, sił specjalnie nie było i pomyślałam, że odłączę się od grupy, bo to nie ma sensu. Opóżniam ich, a sama żadnej radości z jazdy nie mam.
Poprosiłam więc Krzyśka, który był przewodnikiem grupy o wskazanie drogi powrotnej, bo nie bardzo wiedziałam gdzie jestem. „Odprowadzili” mnie do jakiegoś rozdroża. I kiedy już miałam odjeżdżać, Adam mnie namawiał żebym sobie podjechała na Kokocz, a Krzysiek rzucił hasło:
Iza, jedź po piwo , przyjedź na Kokocz i zaczekaj na nas.
Hm.. długo się nie zastanawiałam. Martwiłam się tylko tym, że 7 piw nie zmieści się w moim mini plecaku.
Ale jako, że dostałam misję i dalej już mogłam sobie jechać swoim powolnym tempem, to jakby urosły mi skrzydła. Pojechałam więc do Zalasowej ( kawałek to było), znalazłam sklep i poszłam po piwo.
Pani patrzyła na mnie dziwnie… strój sportowy, 7 piw…
Ale cóż.. jak to powiedział potem Krzysiek: trzeba było powiedzieć pani.. nie oglądała pani nigdy wyścigu? Przecież bufety muszą być…
No to upchałam 5 piw do plecaka, dwa do kieszonek w bluzie i pojechałam na Kokocz z tym dodatkowym obciążeniem.
Może tak należałoby od dzisiaj trenować?
W sumie to mogłabym się wynająć do dowożenia piwa na góry.. Byłoby przyjemne z pożytecznym.. Ja bym potrenowała z dodatkowym obciążeniem, a koledzy ( albo również koleżanki) mieliby Izotoniki podczas treningu.
No to wjechałam sobie na Kokocz podziwiając jesienne barwy.
Jako, ze moi towarzysze pojechali na Kokocz drogą okrężną i trudniejszą niż moja, miałam jeszcze chwilę czasu zanim przyjechali.
Ustawiłam piwa na kamieniu i czekałam.
Pierwszy pojawił się Adam, ciesząc się, ze jako zwycięzca będzie miał prawo wyboru.
Wybrał ŁOMŻING.
Potem przyjechał Krzysiek Łu, a za nim Pani Krystyna.
Muszę dodać, żeby nikt nas nie posądził o pijaństwo i jeżdżenie na rowerze po spożyciu, że wypadało po pół piwa na głowę.
A potem był fajny zjazd z Kokocza, różne skróty im Pana Adama dedykowane Mirkowi Sz, nowe drogi i dróżki, mi jakby trochę siły wróciły i jechało się lepiej.
A na koniec była jeszcze raz Marcinka ( brukiem), którą wjechałam ostatkiem sił.
W sumie ponad 80 km, dawno nie zrobiłam takiej długiej trasy.
Na miejscu zbiórki© lemuriza1972
PO drodze na Kokocz© lemuriza1972
Cała ekipa© lemuriza1972
Zalasowa to niezwykła wieś. Nie dość, że największa w Polsce, nie dość , że pięknie położona, nie dość, ze jedyna o takiej nazwie w Polsce, to popatrzcie .. tam nawet leśne drogi mają nazwy i to jakie!!!
Leśna ulica w Zalasowej© lemuriza1972
Ktoś chce sprzedać Bozię!!!© lemuriza1972
Widoki z drogi na Kokocz© lemuriza1972
Gęsiego pod górę© lemuriza1972
Piwo na Kokoczu© lemuriza1972
Na Kokoczu© lemuriza1972
Przewodnik Krzysztof i jego grupa© lemuriza1972
Piwo na Kokoczu z Liwoczem w tle© lemuriza1972
Widok z Kokocza© lemuriza1972
- DST 80.00km
- Teren 20.00km
- Czas 04:30
- VAVG 17.78km/h
- VMAX 58.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 października 2013
Jesiennie
Nie byłam w górkach aż dwa tygodnie czyli od Istebnej.
Długooooo…
Tak wyszło. Trochę problemów zdrowotnych, bolało też kolano „naruszone” w Istebnej.
Dzisiaj przepiękna słoneczna pogoda, więc postanowiłam wypróbować kolano jako że jutro zapowiada się dłuższa jazda. Chciałam zobaczyć przede wszystkim czy nie będzie bolało przy podjeżdżaniu.
Przy okazji chciałam zobaczyć jak przez te dwa tygodnie zmienił się świat.
Zmienił się. Jest jesiennie kolorowy. Nie ma chyba piękniejszej pory roku. Górki w tych złoto-czerwonych barwach, to jest coś co dostarcza masę endorfin.
Przez Buczynę i na niebieski naddunajcowy. Jadąc obok boiska Dunajca Zbylitowska Góra zauważyłam plakat informujący o mecz z Liwoczem Szerzyny. Nawet nie wiedziałam, że jest taki klub:).
Dojechałam wzdłuż Dunajca do Janowic i skręciłam na Lubinkę. Miałam zamiar podjechać na szczyt Lubinki główną drogą, ale coś mnie podkusiło , skręciłam i zafundowałam sobie może nieco krótszy podjazd, ale na pewno trudniejszy.
Kolano dało radę ( chociaż teraz je trochę czuję), z kondycją trochę gorzej, bo przecież przez ostatnie dwa tygodnie to chyba byłam 4 razy na rowerze.
Ale najważniejsze było to , że mogłam się napatrzeć na te jesienne górki.
Pięknnnneeeee są i już nie mogę się doczekać jutra.
Długooooo…
Tak wyszło. Trochę problemów zdrowotnych, bolało też kolano „naruszone” w Istebnej.
Dzisiaj przepiękna słoneczna pogoda, więc postanowiłam wypróbować kolano jako że jutro zapowiada się dłuższa jazda. Chciałam zobaczyć przede wszystkim czy nie będzie bolało przy podjeżdżaniu.
Przy okazji chciałam zobaczyć jak przez te dwa tygodnie zmienił się świat.
Zmienił się. Jest jesiennie kolorowy. Nie ma chyba piękniejszej pory roku. Górki w tych złoto-czerwonych barwach, to jest coś co dostarcza masę endorfin.
Przez Buczynę i na niebieski naddunajcowy. Jadąc obok boiska Dunajca Zbylitowska Góra zauważyłam plakat informujący o mecz z Liwoczem Szerzyny. Nawet nie wiedziałam, że jest taki klub:).
Dojechałam wzdłuż Dunajca do Janowic i skręciłam na Lubinkę. Miałam zamiar podjechać na szczyt Lubinki główną drogą, ale coś mnie podkusiło , skręciłam i zafundowałam sobie może nieco krótszy podjazd, ale na pewno trudniejszy.
Kolano dało radę ( chociaż teraz je trochę czuję), z kondycją trochę gorzej, bo przecież przez ostatnie dwa tygodnie to chyba byłam 4 razy na rowerze.
Ale najważniejsze było to , że mogłam się napatrzeć na te jesienne górki.
Pięknnnneeeee są i już nie mogę się doczekać jutra.
Jesienne barwy© lemuriza1972
W Janowicach© lemuriza1972
Po drodze© lemuriza1972
I jeszcze trochę jesiennych barw© lemuriza1972
Jesienny Wał© lemuriza1972
- DST 44.00km
- Teren 14.00km
- Czas 02:09
- VAVG 20.47km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 października 2013
Budżet obywatelski
To było tak.. Jacka z Pogodno usłyszałam po raz pierwszy słuchając płyty Hey ( MTV Unplugged).
To była ta piosenka…
Niesamowity głos, niesamowity duet z Kaśką.
http://calea.wrzuta.pl/audio/63dZ2WCERCo/12_hey_-_candy_feat._jacek_budyn_szymkiewicz
Pogodno… muzyka niełatwa, teksty mocno abstrakcyjne, ale… no warto posłuchać. Według mnie.
A dzisiaj chciałam tylko króciutko przypomnieć tym którzy z Tarnowa, że mamy końcówkę głosowania w ramach tzw budżetu obywatelskiego.
Wszystkich, którzy jeszcze nie zagłosowali bardzo prosimy o oddanie głosu na projekt z kodem nr 11 czyli „sportowe” zagospodarowanie Marcinki.
http://www.tarnow.pl/index.php/pol/Miasto/Urzad-Miasta-Tarnowa/Budzet-Obywatelski
A na koniec taki artykuł :)
http://babol.pl/kat,1025465,title,Zazdroszcza-im-nawet-najlepsi,wid,16044394,wiadomosc.html?fb_action_ids=616528788397632&fb_action_types=og.recommends&fb_source=other_multiline&action;_object_map={"616528788397632":114592625401908}&action;_type_map={"616528788397632":"og.recommends"}&action;_ref_map=[]
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 października 2013
Zimnoooooo
taka sobie muzyka wspomnieniowa, nieco nostalgiczna, ale jednak z lekką nutą drapieżności.
Mnie się podoba.
A dzisiaj, dzisiaj udało mi się namówić na jazdę Mirka.
Pierwsze co powiedział jak przyjechał na miejsce spotkania to:
Wiesz co sobie pomyślałem jak wsiadłem na rower?
Że jest bardzo zimno i że ja jestem bardzo słaby.
Było zimno, to prawda, słabość Mirka to już jest przesada, bo pewnie tak mocny nie jest jak kiedyś, ale on słaby nigdy nie będzie. Taki organizm po prostu.
Ale kręciliśmy rzeczywiście w emeryckim tempie. Dla mnie w tych jazdach z Mirkiem ważniejsza niż sama jazda, jest rozmowa, bo lubię z nim rozmawiać.
No to sobie pogadaliśmy, przy okazji kręcąc co nieco po Lesie Radłowskim i zakańczając jazdę tradycyjnie na boisku w Kępie. Tam dopiero zamrzliśmy…
No, ale zimnooo to dzisiaj byłoooooo… to fakt.
Życie lubi sprawiać niespodzianki. Dzisiaj zadzwoniła do mnie moja dawna przyjaciółka z Nowego Sącza. Zaczyna w Tarnowie studia podyplomowe, więc wygląda na to, że będziemy się częściej widywać. Bardzo się cieszę, bo to jest niezwykle energetyczna, pozytywna osoba.
Fajnie jest przebywać w towarzystwie takich osób.
- DST 28.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:28
- VAVG 19.09km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 października 2013
Lubię to:)
Raz jeszcze „Lubię to”. To koncertowe podoba mi się bardziej, ale to też fajne jest. Takie energetyczne.
Dzisiaj rano było bardzo zimnooooooo….. przymrozek…. W dzień też było zimnoooooooo…… Szłam z pracy i było bardzo zimnooooooo….. i myśli pt: zjem obiad, zrobię co mam zrobić w domu, potem pod kołdrę , książka i odpoczywamy.
A jednak wzięłam rower i wyszłam z domu.
Dlaczego? Co mnie skłoniło do tego desperackiego kroku?:) Nie wiem, nie wiem, nie wiem…..
Nieprawda:). Wiem.
Bo do sezonu trzeba się przygotowywać cały rok? Bo fajnie wyjść z domu? Bo dobrze się poruszać? Bo dobrze spalić trochę kalorii?
No tak, ale przede wszystkim dlatego, że ja…. LUBIĘ TO.
Ubrałam się ciepło, zimowe skarpety, zimowe rękawice, dwie bluzy itd.
Nie było najgorzej. Dopóki słońce nie zaszło. Potem było gorzej, ale i tak.. Lubię to.
W góry póki co nie jeżdżę, kolano jeszcze nieznacznie boli. Jak próbowałam trochę mocniej pojechać na wiadukcie nad autostradą, to czułam je…
Tak więc Las Radłowski. Kawałek w stronę Warysia, potem powrót. Wracałam już lasem po zmroku i przyznam, że trochę bałam się…
Nie jakoś bardzo:), ale jednak uświadomiłam sobie, że nigdy tak po ciemku nie jeździłam po lesie bez Mirka i Alka.
No, ale oni to w tym roku wyraźnie się opieprzają, brzydko mówiąc. Chyba im rowery już czymś zarosły:).
Chociaż w sumie, to nie zapytałam czy nie mają ochoty jechać…
No tak , sama nie wiedziałam czy pojadę.
Las jesienny już mocno. W sumie…. Fajna ta jesień. Ładna.
Po prostu.. Lubię to.
Te chłodniejsze poranki, tę ciepłą herbatę z mięta i cytryną, albo sokiem malinowym.
Te dłuższe wieczory, takie bardziej nostalgiczne.
No LUBIĘ TO i co poradzę?:).
No to jakoś tak nie wiedzieć kiedy wyszło 46 km, poruszałam się, dotleniłam , spaliłam trochę kalorii, po czym szybko je uzupełniłam zjadając olbrzymie, kaloryczne CIASTKO...
Dawno nie jadłam, więc... a co tam...:).
Jesienny las© lemuriza1972
Waryś© lemuriza1972
- DST 46.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:05
- VAVG 22.08km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze