Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2014
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
Czwartek, 4 grudnia 2014
Samozwańcza
A tak wyglądają treningi Samozwańczej.
Zazdroszczę. Potrenowałabym z nimi, ale oni na Śląsku, ja w Tarnowie, a poza tym z moim kolanem to takie skoki i szaleństwa niestety nie wchodzą w rachubę.
http://vimeo.com/82082216
A u mnie dzisiaj trening Samozwańczej Jednosobowej Sekcji Ketlowej:). 1,5 godziny ćwiczeń. W międzyczasie po raz drugi próbowałam upiec chleb. Mistrzynią w pieczeniu nie jestem, ale próbuję nadgonić stracony czas i się uczę. Wczoraj chleb mi całkowicie nie wyszedł i wylądował w koszu. Przeszłam nad tym do porządku dziennego, a że sport nauczył mnie niepoddawania się, to dzisiaj spróbowałam raz jeszcze. No i dzisiaj jest zdecydowanie lepiej, postępy są, aczkolwiek to dalej jeszcze nie to co chciałabym osiągnąć – czyli smak i stopień upieczenia taki jaki ma chleb Pani Krystyny. Nie wiem co jest nie tak, być może mój elektryczny piekarnik, bo w ubiegłym tygodniu piekłyśmy u Krysi wspólnie chleb (oczywiście z jej większościowym udziałem w pracy) i wszystko było ok.
Ale trening czyni mistrza. Jeszcze będę próbować. Wygląda .. smacznie, smakuje gorzej.
Zazdroszczę. Potrenowałabym z nimi, ale oni na Śląsku, ja w Tarnowie, a poza tym z moim kolanem to takie skoki i szaleństwa niestety nie wchodzą w rachubę.
http://vimeo.com/82082216
A u mnie dzisiaj trening Samozwańczej Jednosobowej Sekcji Ketlowej:). 1,5 godziny ćwiczeń. W międzyczasie po raz drugi próbowałam upiec chleb. Mistrzynią w pieczeniu nie jestem, ale próbuję nadgonić stracony czas i się uczę. Wczoraj chleb mi całkowicie nie wyszedł i wylądował w koszu. Przeszłam nad tym do porządku dziennego, a że sport nauczył mnie niepoddawania się, to dzisiaj spróbowałam raz jeszcze. No i dzisiaj jest zdecydowanie lepiej, postępy są, aczkolwiek to dalej jeszcze nie to co chciałabym osiągnąć – czyli smak i stopień upieczenia taki jaki ma chleb Pani Krystyny. Nie wiem co jest nie tak, być może mój elektryczny piekarnik, bo w ubiegłym tygodniu piekłyśmy u Krysi wspólnie chleb (oczywiście z jej większościowym udziałem w pracy) i wszystko było ok.
Ale trening czyni mistrza. Jeszcze będę próbować. Wygląda .. smacznie, smakuje gorzej.
Taki wyszedł © lemuriza1972
- Aktywność Ciężary
Wtorek, 2 grudnia 2014
Basen (1)
Samozwańcza sekcja basenowa w osobach: Pani Krystyna, Pan Adam i ja zainaugurowała dzisiaj sezon basenowy.
Nie pływałam od lata, kiedy to pływanie było jednak dość mizerne. A na basenie byliśmy ostatni raz jakoś tak na początku roku, potem zaczęło się rowerowanie. 46 minut 58 długości basenów. Myślę, że jak na pierwszy raz po takiej przerwie to całkiem fajnie. To pływanie jest jednak taką rekreacją, masażem dla mięśni, odpoczynkiem właściwie. Niby jestem nieco zmęczona, ale nie ma co porównywać tego do solidnego treningu z ketlą. Poza tym chociaż pływać lubię to jednak jest to chyba jeden z najnudniejszych sportów. Dlaczego? Woda, ściana, woda, ściana i tak przez godzinę.
Artur Rojek, dzisiaj muzyk, kiedyś mistrz Polski juniorów w pływaniu:
"Jako nastolatek trenowałem pływanie przez 10 lat. Trudno znaleźć bardziej odciętą od świata dyscyplinę: wskakujesz do wody, słyszysz ciszę albo ruch wody. Czasem widzisz tylko światełko, które się przesuwa. Do niego dopasowujesz swoje tempo”
(wywiad z grudniowych WO Extra) .
Ale też ta „nuda” nie musi oznaczać marnowania czasu. Ma swoje pozytywy. Nie dość, że dla mięśni to doskonały masaż, nie dość, że endorfiny się produkują, to jest to czas na .. myślenie. Taki czas dla samego siebie, który w ciągu dnia ciężko znaleźć.
I dalej Artur Rojek: „ Biegam dla dobrego samopoczucia. Jestem z tych biegaczy, którzy lubią efekty wysiłku, kiedy człowiek jest pełen endorfin. Czasem w takich chwilach rozważam jakieś problemy, czasem słucham muzyki, czasem ciszy, swojego ciałą. Czasem staram się nie myśleć o niczym, a innym razem próbuję coś napisać w głowie. W gruncie rzeczy w takich chwilach nie robię niczego wyjątkowego”.
No właśnie… przez te kilkadziesiąt minut pływania nie robi się nic wyjątkowego, a jednak to fajny czas. Tak to czuję.
A na basenie znalazłyśmy takie ogłoszenie. Wygląda bardzo, bardzo ciekawie. Kto wie, może spróbujemy?
Nie pływałam od lata, kiedy to pływanie było jednak dość mizerne. A na basenie byliśmy ostatni raz jakoś tak na początku roku, potem zaczęło się rowerowanie. 46 minut 58 długości basenów. Myślę, że jak na pierwszy raz po takiej przerwie to całkiem fajnie. To pływanie jest jednak taką rekreacją, masażem dla mięśni, odpoczynkiem właściwie. Niby jestem nieco zmęczona, ale nie ma co porównywać tego do solidnego treningu z ketlą. Poza tym chociaż pływać lubię to jednak jest to chyba jeden z najnudniejszych sportów. Dlaczego? Woda, ściana, woda, ściana i tak przez godzinę.
Artur Rojek, dzisiaj muzyk, kiedyś mistrz Polski juniorów w pływaniu:
"Jako nastolatek trenowałem pływanie przez 10 lat. Trudno znaleźć bardziej odciętą od świata dyscyplinę: wskakujesz do wody, słyszysz ciszę albo ruch wody. Czasem widzisz tylko światełko, które się przesuwa. Do niego dopasowujesz swoje tempo”
(wywiad z grudniowych WO Extra) .
Ale też ta „nuda” nie musi oznaczać marnowania czasu. Ma swoje pozytywy. Nie dość, że dla mięśni to doskonały masaż, nie dość, że endorfiny się produkują, to jest to czas na .. myślenie. Taki czas dla samego siebie, który w ciągu dnia ciężko znaleźć.
I dalej Artur Rojek: „ Biegam dla dobrego samopoczucia. Jestem z tych biegaczy, którzy lubią efekty wysiłku, kiedy człowiek jest pełen endorfin. Czasem w takich chwilach rozważam jakieś problemy, czasem słucham muzyki, czasem ciszy, swojego ciałą. Czasem staram się nie myśleć o niczym, a innym razem próbuję coś napisać w głowie. W gruncie rzeczy w takich chwilach nie robię niczego wyjątkowego”.
No właśnie… przez te kilkadziesiąt minut pływania nie robi się nic wyjątkowego, a jednak to fajny czas. Tak to czuję.
A na basenie znalazłyśmy takie ogłoszenie. Wygląda bardzo, bardzo ciekawie. Kto wie, może spróbujemy?
Taka nowa dyscyplina © lemuriza1972
Dzisiaj chwilka radości, bo dotarły zamówienie w sieci zakupy.
Tak sobie pomyślałam.. po co mam biegać po sklepach, jeśli jest miejsce gdzie można kilka rzeczy kupić od razu i w całkiem dobrych cenach. A że zakupy były zbiorcze to i przesyłka za darmo. Jest to niezły sposób na robienie zakupów.
Masło klarowane (angielskie - ciekawa jestem czy różni się w smaku od naszego) , karob, kasza jaglana, suszone pomidory, zioła (melisa, mięta, pokrzywa,czystek), przyprawy.
Szczególnie polecam pomidory mielone. Cieszę się, że je znalazłam (długo szukałam w sklepach). Kiedyś kupiłam makaron i wraz z nim była mała saszetka takich sproszkowanych, suszonych pomidorów (wygląda jak sproszkowana papryka). Doskonała przyprawa do zup i sosów.
Nie sądziłam, że żywnościowe zakupy mogą sprawiać tyle radości.
To już prawie dwa miesiące mojej żywieniowej rewolucji. Bardzo dobrze się z tym czuję. Widzę też efekty. Cieszy mnie też to, że „zarażam” innych.
Zakupy © lemuriza1972
Masło klarowane (angielskie - ciekawa jestem czy różni się w smaku od naszego) , karob, kasza jaglana, suszone pomidory, zioła (melisa, mięta, pokrzywa,czystek), przyprawy.
Szczególnie polecam pomidory mielone. Cieszę się, że je znalazłam (długo szukałam w sklepach). Kiedyś kupiłam makaron i wraz z nim była mała saszetka takich sproszkowanych, suszonych pomidorów (wygląda jak sproszkowana papryka). Doskonała przyprawa do zup i sosów.
Nie sądziłam, że żywnościowe zakupy mogą sprawiać tyle radości.
To już prawie dwa miesiące mojej żywieniowej rewolucji. Bardzo dobrze się z tym czuję. Widzę też efekty. Cieszy mnie też to, że „zarażam” innych.
- Aktywność Pływanie
Poniedziałek, 1 grudnia 2014
Warzywnie
Godzina i 15 minut ćwiczeń.
Zaczęłam od 15 minut strechingu. Skończyłam 5 minutami strechingu.
Lata trenowania siatkówki postawiły mnie w dość uprzywilejowanej pozycji. Dużo treningów ogólnorozwojowych, tak że mięśnie elastyczne, dobrze rozciągnięte. Ale to już było.
Teraz się zmieniło. Wiek zapewne robi swoje, ale też kolarstwo to taki sport, który niestety w pewien sposób pewne mięśnie upośledza. Wiosna, lato – nic innego nie robię tylko rower. A na rowerze pracują głównie nogi.
Więc zauważyłam ostatnio, że już nie tak prosto robić różne ćwiczenia i stwierdziłam, że trzeba trochę strechingu wprowadzić do tych moich codziennych ćwiczeń.
No a poza tym już tradycyjnie ćwiczenia z ketlami i gumą.
Jeśli zaś chodzi o kulinaria to dzisiaj koktajl warzywno-owocowy (kiwi, jabłko, burak, szpinak). Oprócz tego zupa-krem z porów, o której napiszę, bo uważam, że warto (smaczna, pożywna, zdrowa).
Nie wiem czy wiecie, że por to jedno z najstarszych (obok cebuli, czosnku) warzyw na świecie? Ja tego nie wiedziałam. Przeczytałam w sieci.
Ja pora bardzo lubię , zwłaszcza tego duszonego. Do tego ma tę zaletę (oprócz wielu innych zalet), że jest niskokaloryczny.
Do zupy przygotowałam bazę warzywną do zup-kremów, o której kiedyś pisałam. Dla przypomnienia: cebula przez chwilę podsmażona na oliwie, po chwili dolana woda, dodany pieprz i kurkuma, a do tego marchewka, seler, pietruszka (starte na dużej tarce). I dusimy do miękkości. Por pokrojony (albo starty na tarce) w plasterki, podduszony, po czym dodany do jednego litra wody. Całość trzeba zagotować. Po zagotowaniu zmiksować z ugotowaną kaszą jaglaną.
Do gotującego się pora dodałam pomidora suszonego. Tak dla smaku.
Po zmiksowaniu przyprawy: tymianek, estragon, pietruszka, lubczyk, przyprawa pomidor&czarnuszka.
Zapomniałam sobie kupić grzanki. Miałam poza tym dylemat bo te sklepowe pewnie z mąki pszennej. Nie chciało mi się wychodzić z domu i przypomniałam sobie, że grzanki można zrobić samemu. W tym też celu pokroiłam na małe kawałeczki bułkę żytnią (którą to bułkę podarowała mi w Krakowie pani Krystyna, a kupiłyśmy ją a piekarence na Szpitalnej, na którą trafiłyśmy przypadkiem, sprzedawano tam pieczywo bez chemii. Świetna piekarnia! O bułce zapomniałam… trochę podeschła. Przydała się dzisiaj bardzo). Grzanki posypałam różnymi ziołami i do piekarnika.
No i jak mawiała Julia z pewnego filmu (jakiego???) :
BON APPETIT!
Zaczęłam od 15 minut strechingu. Skończyłam 5 minutami strechingu.
Lata trenowania siatkówki postawiły mnie w dość uprzywilejowanej pozycji. Dużo treningów ogólnorozwojowych, tak że mięśnie elastyczne, dobrze rozciągnięte. Ale to już było.
Teraz się zmieniło. Wiek zapewne robi swoje, ale też kolarstwo to taki sport, który niestety w pewien sposób pewne mięśnie upośledza. Wiosna, lato – nic innego nie robię tylko rower. A na rowerze pracują głównie nogi.
Więc zauważyłam ostatnio, że już nie tak prosto robić różne ćwiczenia i stwierdziłam, że trzeba trochę strechingu wprowadzić do tych moich codziennych ćwiczeń.
No a poza tym już tradycyjnie ćwiczenia z ketlami i gumą.
Jeśli zaś chodzi o kulinaria to dzisiaj koktajl warzywno-owocowy (kiwi, jabłko, burak, szpinak). Oprócz tego zupa-krem z porów, o której napiszę, bo uważam, że warto (smaczna, pożywna, zdrowa).
Nie wiem czy wiecie, że por to jedno z najstarszych (obok cebuli, czosnku) warzyw na świecie? Ja tego nie wiedziałam. Przeczytałam w sieci.
Ja pora bardzo lubię , zwłaszcza tego duszonego. Do tego ma tę zaletę (oprócz wielu innych zalet), że jest niskokaloryczny.
Do zupy przygotowałam bazę warzywną do zup-kremów, o której kiedyś pisałam. Dla przypomnienia: cebula przez chwilę podsmażona na oliwie, po chwili dolana woda, dodany pieprz i kurkuma, a do tego marchewka, seler, pietruszka (starte na dużej tarce). I dusimy do miękkości. Por pokrojony (albo starty na tarce) w plasterki, podduszony, po czym dodany do jednego litra wody. Całość trzeba zagotować. Po zagotowaniu zmiksować z ugotowaną kaszą jaglaną.
Do gotującego się pora dodałam pomidora suszonego. Tak dla smaku.
Po zmiksowaniu przyprawy: tymianek, estragon, pietruszka, lubczyk, przyprawa pomidor&czarnuszka.
Zapomniałam sobie kupić grzanki. Miałam poza tym dylemat bo te sklepowe pewnie z mąki pszennej. Nie chciało mi się wychodzić z domu i przypomniałam sobie, że grzanki można zrobić samemu. W tym też celu pokroiłam na małe kawałeczki bułkę żytnią (którą to bułkę podarowała mi w Krakowie pani Krystyna, a kupiłyśmy ją a piekarence na Szpitalnej, na którą trafiłyśmy przypadkiem, sprzedawano tam pieczywo bez chemii. Świetna piekarnia! O bułce zapomniałam… trochę podeschła. Przydała się dzisiaj bardzo). Grzanki posypałam różnymi ziołami i do piekarnika.
No i jak mawiała Julia z pewnego filmu (jakiego???) :
BON APPETIT!
Zielona zupa z grzankami © lemuriza1972
- Aktywność Ciężary