Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 606.00 km (w terenie 200.00 km; 33.00%) |
Czas w ruchu: | 32:24 |
Średnia prędkość: | 18.70 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 46.62 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 9 lipca 2015
Takie tam.. między chmurami
Wczorajszy upał spowodował, że na żaden sport nie miałam ochoty. A najbardziej nie miałam ochoty na rower.
Dzisiaj najpierw obejrzałam ostatni set meczu Radwańskiej (potem obiad), potem drugi półfinał , potem deszcz… No i moment wahania: co robić? Temperatura spadła drastycznie. Zrobiła się bardzo przyjemna do jazdy, ale ciemne chmury wisiały.
Wyjechałam i jechałam w kierunku w którym ich nie było: w kierunku Żabna. Cały czas mnie „goniły”, ale udało się uniknąć deszczu. Spokojnie, wolno, po prostu tylko żeby się poruszać. Chyba nie bardzo chce mi się już „trenować”, a może po prostu ten upalny czas spowodował takie lenistwo?
Mościce-Biała-Bobrowniki-Łęg- Żabno-Buskupice-Glów-Radłów-Niwka-Ostrów-Mościce. Ot taka płaska, dość niby nijaka trasa, ale jakie perełki znalazłam…
Autostrada nad Dunajcem © Iza
Dunajec © Iza
Udało mi się załapać na końcówkę tęczy.
"Końcówka" tęczy © Iza
W Biskupicach są dwa cmentarze. Obydwa niezwykłe, "okrągłe". Jeden z nich widziałam po raz pierwszy. Nie wiem jak mogłam (tyle razy tamtędy przejeżdżając) nie zauważyć go. Co prawda kiepsko widać go z drogi, ale jednak. Obydwa przed mostem na Dunajcu, jak się jedzie od strony Żabna.
Cmentarz w Biskupicach Radłowskich © Iza
Takie tam... kukurydziane pole © Iza
Cmentarz nr 2 w Biskupicach Radłowskich © Iza
Wyczytałam, że jest to chyba jedyny cmentarz wojenny założony na planie elipsy.
Naprawdę warto go obejrzeć (trzeba wjechać z głównej drogi w pola). A na cmentarzy przepiękne olchy.
Leżą tutaj żołnierze armii rosyjskiej polegli w rejonie linii obronnych na Dunajcu. Żołnierze byli z Żytomierza. Podobno bronili się desperacko, co docenili ich wrogowie budując pomnik -mauzoleum.
Niesamowici byli Ci Austriacy w budowaniu tych cmentarzy, chowaniu żołnierzy "obcych" armii.
Podobno pięknie wygląda jesienią. Trzeba będzie tutaj wrócić jesienią.
Ujęcie nr 2 © Iza
Dzisiaj najpierw obejrzałam ostatni set meczu Radwańskiej (potem obiad), potem drugi półfinał , potem deszcz… No i moment wahania: co robić? Temperatura spadła drastycznie. Zrobiła się bardzo przyjemna do jazdy, ale ciemne chmury wisiały.
Wyjechałam i jechałam w kierunku w którym ich nie było: w kierunku Żabna. Cały czas mnie „goniły”, ale udało się uniknąć deszczu. Spokojnie, wolno, po prostu tylko żeby się poruszać. Chyba nie bardzo chce mi się już „trenować”, a może po prostu ten upalny czas spowodował takie lenistwo?
Mościce-Biała-Bobrowniki-Łęg- Żabno-Buskupice-Glów-Radłów-Niwka-Ostrów-Mościce. Ot taka płaska, dość niby nijaka trasa, ale jakie perełki znalazłam…
Autostrada nad Dunajcem © Iza
Dunajec © Iza
Udało mi się załapać na końcówkę tęczy.
"Końcówka" tęczy © Iza
W Biskupicach są dwa cmentarze. Obydwa niezwykłe, "okrągłe". Jeden z nich widziałam po raz pierwszy. Nie wiem jak mogłam (tyle razy tamtędy przejeżdżając) nie zauważyć go. Co prawda kiepsko widać go z drogi, ale jednak. Obydwa przed mostem na Dunajcu, jak się jedzie od strony Żabna.
Cmentarz w Biskupicach Radłowskich © Iza
Takie tam... kukurydziane pole © Iza
Cmentarz nr 2 w Biskupicach Radłowskich © Iza
Wyczytałam, że jest to chyba jedyny cmentarz wojenny założony na planie elipsy.
Naprawdę warto go obejrzeć (trzeba wjechać z głównej drogi w pola). A na cmentarzy przepiękne olchy.
Leżą tutaj żołnierze armii rosyjskiej polegli w rejonie linii obronnych na Dunajcu. Żołnierze byli z Żytomierza. Podobno bronili się desperacko, co docenili ich wrogowie budując pomnik -mauzoleum.
Niesamowici byli Ci Austriacy w budowaniu tych cmentarzy, chowaniu żołnierzy "obcych" armii.
Podobno pięknie wygląda jesienią. Trzeba będzie tutaj wrócić jesienią.
Ujęcie nr 2 © Iza
- DST 44.00km
- Czas 01:58
- VAVG 22.37km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 lipca 2015
Basen
Jaki jest najlepszy sport na taki upał?
Basen.
No pod warunkiem, że się potrafi pływać, bo jak nie to równie dobrze w wannie można posiedzieć:).
Przyjemnie... bardzo przyjemnie.
Nie marzyłam dzisiaj o rowerze.
Ani trochę.
Pani Krystyna vel Ruda w akcji.
Coś się bardzo nie spodobało? Kurz? © Iza
Pani Krystyna vel Ruda w akcji.
Coś się bardzo nie spodobało? Kurz? © Iza
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 lipca 2015
Jagodowo
Upał.
Upał mnie umęczył dzisiaj (w pracy niestety brak klimatyzacji daje się we znaki).
Wyjechałam więc dzisiaj dopiero o 19.
Z Tomkiem. Liczyłam na to, że będzie chłodniej. Nie bardzo było. Jedynie jak wjechaliśmy do Lasu to trochę lepiej, ale też dusznawo. Mieliśmy jechać wolno, wcale nie jechaliśmy. Nie czułam się dobrze. Pewnie jeszcze odczuwalne zmęczenie po maratonie no i te 8 godzin w pracy w upale dało mi radę. Ale jakoś przejechaliśmy.
Najlepszy koktajl potreningowy o tej porze roku? Kefir z jagodami. A piekarniku właśnie piecze się ciasto jagodowo-rumowe:).
Jutro zdecydowanie robię sobie przerwę od roweru. Może basen? Zobaczmy.
A dzisiaj Kolos i spółka wybierają się na nocną Brzankę. Zazdroszczę. Niestety ja muszę spać, żeby rano wstać do pracy. Może kiedyś.
I jeszcze kilka zdjęć z Pruchnika. Nasze (Rudej i moje) występy w Pruchniku. Jak widać nierozłączne jesteśmy. No ale tylko do któregoś tam kilometra, potem Ruda jedzie sobie w siną dal, a ja walczę samotnie (ona zresztą potem też).
Ruda i ja © Iza
Ruda i ja 2 © Iza
Najnowsza reklama Samsunga, w roli głównej zawodnicy GTA © Iza
Z Tomkiem. Liczyłam na to, że będzie chłodniej. Nie bardzo było. Jedynie jak wjechaliśmy do Lasu to trochę lepiej, ale też dusznawo. Mieliśmy jechać wolno, wcale nie jechaliśmy. Nie czułam się dobrze. Pewnie jeszcze odczuwalne zmęczenie po maratonie no i te 8 godzin w pracy w upale dało mi radę. Ale jakoś przejechaliśmy.
Najlepszy koktajl potreningowy o tej porze roku? Kefir z jagodami. A piekarniku właśnie piecze się ciasto jagodowo-rumowe:).
Jutro zdecydowanie robię sobie przerwę od roweru. Może basen? Zobaczmy.
A dzisiaj Kolos i spółka wybierają się na nocną Brzankę. Zazdroszczę. Niestety ja muszę spać, żeby rano wstać do pracy. Może kiedyś.
I jeszcze kilka zdjęć z Pruchnika. Nasze (Rudej i moje) występy w Pruchniku. Jak widać nierozłączne jesteśmy. No ale tylko do któregoś tam kilometra, potem Ruda jedzie sobie w siną dal, a ja walczę samotnie (ona zresztą potem też).
Ruda i ja © Iza
Ruda i ja 2 © Iza
Najnowsza reklama Samsunga, w roli głównej zawodnicy GTA © Iza
- DST 35.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:27
- VAVG 24.14km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 lipca 2015
Pruchnik Cyklokarpaty - relacja
Maraton nr 59
Pruchnik Cyklokarpaty
miejsce kategoria: 3/4
Miejsce kobiety open: 4/9
Pisałam już, że w całej tej zabawie pn. MTB najważniejsi są dla mnie ludzie? Pisałam.
Wynik – tak, trasa –tak, przyjemność z jazdy –tak, ale LUDZIE – trzy razy TAK.
To była sobota spędzona z ludźmi z mojej drużyny – GOMOLA TRANS AIRCO. Oni (Paulina, Tadziu, Tomek) przyjechali ze Śląska już w piątek i spali u Pani Krystyny, a Paweł, Henio, Mateusz i Szczepan – dojechali do Pruchnika z Wisły rano.
To był kolejny dzień, który utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem w najlepszym towarzystwie, najlepszej możliwej drużynie i nie zamieniłabym jej na żadną inną.
W ten weekend pojechaliśmy na występy do Pruchnika:).
Jechaliśmy jednym autem w piątkę co jest dodatkową przyjemnością. Jest wesoło po prostu. Zwłaszcza jak się już po zawodach wraca do domu. Jak kiedyś skończę z maratonami – to ludzi będzie mi najbardziej brakować. Zdecydowanie.
Paulina opowiadała jak kiedyś wracała pociągiem z maratonu w Wiśle i usłyszała jak jakaś pani mówi do kogoś przez telefon:
- byłam w Wiśle, był straszny tłok, bo jakieś występy rowerowe były.
Występy tej soboty były udane, chociaż upał nie ułatwił zadania. Dużo naszych indywidualnych sukcesów. Wszystkim mocno gratuluję!
Paulina wygrała swoją kategorię, Mietek również, Krysia 3 na giga, a to było upalne, długie giga.
Mateusz 5 na giga w M2. Tomek zaliczył swoje pierwsze giga w życiu.
Znowu nam się trafiła moc ciepła z nieba. Tak więc Pruchnik nie zaskoczył pogodą, bo taka zawsze bywa w Pruchniku.
Na rozgrzewkę jedziemy z Krysią i Pauliną pierwszy podjazd (3 km). Znam go z tamtego roku. Jedziemy sobie leniwie i spokojnie, a ja z lekkim niepokojem myślę o tym, że jak się zacznie wyścig to już na taki „spokój” nie będzie można sobie pozwolić. Słońce "dokazuje".
Nie ułatwi zadania tego dnia, ale pocieszam się tym, że przecież wiem, że trasa w dużej mierze wiedzie przez las. Pokonać pierwszy nasłoneczniony podjazd, a potem będzie już lepiej.
Pierwszy podjazd jedzie mi się dobrze, nie "szarpię" nadmiernie, więc nogi nie bolą. Wyprzedzam Paulinę, dojeżdżam do Krysi. Krysia mówi:
- już chce mi się pić…
Mówię: nie tylko tobie…
Krysia: ale mi tak sucho w gardle.. dziwnie.
( Ja czuję dokładnie to samo). Wyprzedzam Krysię, jedzie mi się dobrze, więc jadę dalej na tyle mocno na ile mogę. Po kilkuset metrach Krysia do mnie dojeżdża. Mocno jedzie.
Nawet nie mam siły mówić do niej. Skupiam się na pokonaniu tego pojazdu. Nie mam żadnej taktyki – chcę tylko w ten upalny dzień dojechać do mety i nie dać się objechać, tym którzy objechać mnie nie powinni.
Jadę cały czas za Krysią. Zaczyna się trudniejszy teren. Panowie schodzą z rowerów, Krysia, ja i jeszcze jedna dziewczyna jedziemy. Jakiś Pan za nami krzyczy:
- jedziemy dziewczyny, jedziemy.
Dość komicznie to wygląda. Trzy dziewczyny jadą, wszyscy faceci idą. Jadę cały czas za Krysią, chociaż tego dnia nie miałam specjalnego planu trzymania się za nią. Po prostu w tym upale, marzyłam tylko o dojechaniu do mety. Ale Krysia coraz bardziej przede mną.
Gdzieś około 15 km, słyszę głos Pauliny za sobą. Mówi, że ma dość, że jak jej odjechałyśmy na podjeździe miała kryzys, myślała o zjechaniu do mety i pojechaniu mini.
Mówię jej: - Damy radę, dojedziemy do tej mety.
Zaczynają się mocno interwałowe zjazdy, więc zdaję sobie sprawę, że Paulina na fullu pojedzie je sobie szybciej, usuwam się jej z drogi i mówię:
- Jedź!
Wyprzedza mnie. Od tamtego momentu sporo fragmentów jadę samotnie. Fizycznie czuję się dobrze, ale męczące jest zjeżdżanie (dużo hopek, dołów, kolein). Nie zjeżdża mi się fajnie i pewnie mści się za duże ciśnienie w oponach. Kiedy poprzedniego dnia dolewałam mleka do opon, miałam wrażenie, że z przedniego koła uchodzi powietrze, więc mocno dopompowałam tuż przed wyścigiem. Rower odbija się od podłoża jak piłka. Mało komfortowo.
Nawierzchnia (z niewielkimi wyjątkami, bo było trochę błota) twarda i wysuszona. Na 18 km wyprzedza mnie moja rywalka z kategorii Gośka Krajewska-Półtorak.
Mówi: Cześć.
Odpowiadam i staram się jechać tak długo jak mogę za nią, ale nie wystarcza mi sił. Na mecie jest 5 min. przede mną. Właściwie do końca dystansu jadę niemalże sama. Czasem do kogoś dojeżdżam, czasem ktoś mnie wyprzedza. Upał jest dotkliwy, ale nie tak bardzo jak mógłby być, gdyby trasa poprowadzona była w otwartym terenie.
Trasa jak zwykle w Pruchniku wzorcowo oznaczona – taśmy w lesie, kamienie, korzenie pomalowane pomarańczowym sprayem. Nie sposób się zgubić. Na trasie sporo osób z obsługi. Dobrze zaopatrzone bufety. Trasa nie jest trudna technicznie, ale na koleiny i doły trzeba bardzo uważać, bo można polec.
Na szczęście obywa się bez przygód. Marzę o dojechaniu do mety, marzę o zimnym piwie i odpoczynku, ale wciąż się mobilizuję powtarzając sobie:
jedź, do przodu, odpoczniesz na mecie, a teraz daj z siebie wszystko.
Na szczęście trasa jest stosunkowo krótka. To dobrze, bo jazda w upale, to nie jest to co lubię najbardziej. Jechałam tutaj w ubiegłym roku, w błocie jechało mi się znacznie lepiej.
Wiem, że na koniec czeka nas jeszcze słynna Golgota i że to nie będzie łatwe, bo ona akurat jest w pełnym słońcu. Początek dzielnie jadę, w najbardziej trudnym momencie schodzę, końcówkę znowu jadę. Na Golgocie wyprzedzam dwie panie z mini. Potwornie zmęczone, jedna wygląda wręcz na wyczerpaną.
Jestem na szczycie, teraz jeszcze krótki ale mało bezpieczny zjazd zaraz za wieżą widokową (końcówka trasy wygląda trochę inaczej niż w ub. roku, więcej podjeżdżania). No i jeszcze szybki zjazd, jakiś fragment ścieżką, przejazd przez mostek i już zmierzam do mety.
Tam czeka na mnie drużyna, zimne piwo (o jak smakowało) i dobry posiłek regeneracyjny.
Tutaj zawsze jest dobre jedzenie i piwo do niego w gratisie.
Do tego fajne nagrody, a każdy uczestnik dostaje plecak w prezencie.
Wynik mnie satysfakcjonuje, bo jest znowu podium. 3 miejsce w kategorii, 4 miejsce open wśród kobiet.
Oczekiwanie na dekorację i naszych gigowców zjeżdżających na metę w licznym, teamowym towarzystwie.
To był dobry dzień.
Mojej drużynie dziękuję za wyśmienite towarzystwo. Kochani, dajecie mi siłę nie tylko na pokonywanie kolejnych kilometrów!
PS. Na trasie Paulina przyłapała jednego z zawodników na śmieceniu. Zapytała go o co chodzi z tym rzucaniem w krzaki. Powiedział: jak chcesz, to idż i sama sobie to pozbieraj.
No cóż.. niektórzy muszą jeszcze sporo się nauczyć.
Z kolegą, z którym "szłam" w Polańczyku © Iza
Nie ma to jak drużyna:) © Iza
Dziewczyny z K4 © Iza
Teamowo raz jeszcze © Iza
Jeszcze jedno zdjęcie z dekoracji © Iza
Buziaki na podium © Iza
Na trasie © Iza
I jeszcze raz ten przyjemny moment © Iza
Pruchnik Cyklokarpaty
miejsce kategoria: 3/4
Miejsce kobiety open: 4/9
Pisałam już, że w całej tej zabawie pn. MTB najważniejsi są dla mnie ludzie? Pisałam.
Wynik – tak, trasa –tak, przyjemność z jazdy –tak, ale LUDZIE – trzy razy TAK.
To była sobota spędzona z ludźmi z mojej drużyny – GOMOLA TRANS AIRCO. Oni (Paulina, Tadziu, Tomek) przyjechali ze Śląska już w piątek i spali u Pani Krystyny, a Paweł, Henio, Mateusz i Szczepan – dojechali do Pruchnika z Wisły rano.
To był kolejny dzień, który utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem w najlepszym towarzystwie, najlepszej możliwej drużynie i nie zamieniłabym jej na żadną inną.
W ten weekend pojechaliśmy na występy do Pruchnika:).
Jechaliśmy jednym autem w piątkę co jest dodatkową przyjemnością. Jest wesoło po prostu. Zwłaszcza jak się już po zawodach wraca do domu. Jak kiedyś skończę z maratonami – to ludzi będzie mi najbardziej brakować. Zdecydowanie.
Paulina opowiadała jak kiedyś wracała pociągiem z maratonu w Wiśle i usłyszała jak jakaś pani mówi do kogoś przez telefon:
- byłam w Wiśle, był straszny tłok, bo jakieś występy rowerowe były.
Występy tej soboty były udane, chociaż upał nie ułatwił zadania. Dużo naszych indywidualnych sukcesów. Wszystkim mocno gratuluję!
Paulina wygrała swoją kategorię, Mietek również, Krysia 3 na giga, a to było upalne, długie giga.
Mateusz 5 na giga w M2. Tomek zaliczył swoje pierwsze giga w życiu.
Znowu nam się trafiła moc ciepła z nieba. Tak więc Pruchnik nie zaskoczył pogodą, bo taka zawsze bywa w Pruchniku.
Na rozgrzewkę jedziemy z Krysią i Pauliną pierwszy podjazd (3 km). Znam go z tamtego roku. Jedziemy sobie leniwie i spokojnie, a ja z lekkim niepokojem myślę o tym, że jak się zacznie wyścig to już na taki „spokój” nie będzie można sobie pozwolić. Słońce "dokazuje".
Nie ułatwi zadania tego dnia, ale pocieszam się tym, że przecież wiem, że trasa w dużej mierze wiedzie przez las. Pokonać pierwszy nasłoneczniony podjazd, a potem będzie już lepiej.
Pierwszy podjazd jedzie mi się dobrze, nie "szarpię" nadmiernie, więc nogi nie bolą. Wyprzedzam Paulinę, dojeżdżam do Krysi. Krysia mówi:
- już chce mi się pić…
Mówię: nie tylko tobie…
Krysia: ale mi tak sucho w gardle.. dziwnie.
( Ja czuję dokładnie to samo). Wyprzedzam Krysię, jedzie mi się dobrze, więc jadę dalej na tyle mocno na ile mogę. Po kilkuset metrach Krysia do mnie dojeżdża. Mocno jedzie.
Nawet nie mam siły mówić do niej. Skupiam się na pokonaniu tego pojazdu. Nie mam żadnej taktyki – chcę tylko w ten upalny dzień dojechać do mety i nie dać się objechać, tym którzy objechać mnie nie powinni.
Jadę cały czas za Krysią. Zaczyna się trudniejszy teren. Panowie schodzą z rowerów, Krysia, ja i jeszcze jedna dziewczyna jedziemy. Jakiś Pan za nami krzyczy:
- jedziemy dziewczyny, jedziemy.
Dość komicznie to wygląda. Trzy dziewczyny jadą, wszyscy faceci idą. Jadę cały czas za Krysią, chociaż tego dnia nie miałam specjalnego planu trzymania się za nią. Po prostu w tym upale, marzyłam tylko o dojechaniu do mety. Ale Krysia coraz bardziej przede mną.
Gdzieś około 15 km, słyszę głos Pauliny za sobą. Mówi, że ma dość, że jak jej odjechałyśmy na podjeździe miała kryzys, myślała o zjechaniu do mety i pojechaniu mini.
Mówię jej: - Damy radę, dojedziemy do tej mety.
Zaczynają się mocno interwałowe zjazdy, więc zdaję sobie sprawę, że Paulina na fullu pojedzie je sobie szybciej, usuwam się jej z drogi i mówię:
- Jedź!
Wyprzedza mnie. Od tamtego momentu sporo fragmentów jadę samotnie. Fizycznie czuję się dobrze, ale męczące jest zjeżdżanie (dużo hopek, dołów, kolein). Nie zjeżdża mi się fajnie i pewnie mści się za duże ciśnienie w oponach. Kiedy poprzedniego dnia dolewałam mleka do opon, miałam wrażenie, że z przedniego koła uchodzi powietrze, więc mocno dopompowałam tuż przed wyścigiem. Rower odbija się od podłoża jak piłka. Mało komfortowo.
Nawierzchnia (z niewielkimi wyjątkami, bo było trochę błota) twarda i wysuszona. Na 18 km wyprzedza mnie moja rywalka z kategorii Gośka Krajewska-Półtorak.
Mówi: Cześć.
Odpowiadam i staram się jechać tak długo jak mogę za nią, ale nie wystarcza mi sił. Na mecie jest 5 min. przede mną. Właściwie do końca dystansu jadę niemalże sama. Czasem do kogoś dojeżdżam, czasem ktoś mnie wyprzedza. Upał jest dotkliwy, ale nie tak bardzo jak mógłby być, gdyby trasa poprowadzona była w otwartym terenie.
Trasa jak zwykle w Pruchniku wzorcowo oznaczona – taśmy w lesie, kamienie, korzenie pomalowane pomarańczowym sprayem. Nie sposób się zgubić. Na trasie sporo osób z obsługi. Dobrze zaopatrzone bufety. Trasa nie jest trudna technicznie, ale na koleiny i doły trzeba bardzo uważać, bo można polec.
Na szczęście obywa się bez przygód. Marzę o dojechaniu do mety, marzę o zimnym piwie i odpoczynku, ale wciąż się mobilizuję powtarzając sobie:
jedź, do przodu, odpoczniesz na mecie, a teraz daj z siebie wszystko.
Na szczęście trasa jest stosunkowo krótka. To dobrze, bo jazda w upale, to nie jest to co lubię najbardziej. Jechałam tutaj w ubiegłym roku, w błocie jechało mi się znacznie lepiej.
Wiem, że na koniec czeka nas jeszcze słynna Golgota i że to nie będzie łatwe, bo ona akurat jest w pełnym słońcu. Początek dzielnie jadę, w najbardziej trudnym momencie schodzę, końcówkę znowu jadę. Na Golgocie wyprzedzam dwie panie z mini. Potwornie zmęczone, jedna wygląda wręcz na wyczerpaną.
Jestem na szczycie, teraz jeszcze krótki ale mało bezpieczny zjazd zaraz za wieżą widokową (końcówka trasy wygląda trochę inaczej niż w ub. roku, więcej podjeżdżania). No i jeszcze szybki zjazd, jakiś fragment ścieżką, przejazd przez mostek i już zmierzam do mety.
Tam czeka na mnie drużyna, zimne piwo (o jak smakowało) i dobry posiłek regeneracyjny.
Tutaj zawsze jest dobre jedzenie i piwo do niego w gratisie.
Do tego fajne nagrody, a każdy uczestnik dostaje plecak w prezencie.
Wynik mnie satysfakcjonuje, bo jest znowu podium. 3 miejsce w kategorii, 4 miejsce open wśród kobiet.
Oczekiwanie na dekorację i naszych gigowców zjeżdżających na metę w licznym, teamowym towarzystwie.
To był dobry dzień.
Mojej drużynie dziękuję za wyśmienite towarzystwo. Kochani, dajecie mi siłę nie tylko na pokonywanie kolejnych kilometrów!
PS. Na trasie Paulina przyłapała jednego z zawodników na śmieceniu. Zapytała go o co chodzi z tym rzucaniem w krzaki. Powiedział: jak chcesz, to idż i sama sobie to pozbieraj.
No cóż.. niektórzy muszą jeszcze sporo się nauczyć.
Z kolegą, z którym "szłam" w Polańczyku © Iza
Nie ma to jak drużyna:) © Iza
Dziewczyny z K4 © Iza
Teamowo raz jeszcze © Iza
Jeszcze jedno zdjęcie z dekoracji © Iza
Buziaki na podium © Iza
Na trasie © Iza
I jeszcze raz ten przyjemny moment © Iza
- DST 42.00km
- Teren 36.00km
- Czas 03:10
- VAVG 13.26km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 lipca 2015
Robota wykonana:)
Maraton nr 59 przejechany.
Jak dobrze pójdzie za 2 tygodnie w Wojniczu (o ile uda mi się skończyć) będzie znowu jubileusz czyli maraton nr 60. Fajnie się złożyło, bo w ub. roku nr 50 to też był Wojnicz.
Oby tylko udało się skończyć.
A dzisiaj (chociaż trasa najłatwiejsza z tych, które jechałam w tym roku) było męcząco bo bardzo upalnie.
Na szczęście sporo cześć trasy prowadziła przez las, więc ten upał, aż tak dotkliwy nie był.
Fizycznie czułam się dobrze, ale lepiej jechało mi się tutaj w ub. roku. Było sporo błota (dzisiaj tylko śladowe ilości) i jakos fajnie w tym błocie mi się jechało.
Dzisiaj ziemia twarda, wysuszona... a trasa mocno interwałowa, hopki, wilcze doły. Do tego zbyt mocno napomowałam opony (wczoraj wydawało mi się, że uchodzi powietrze, więc dzisiaj dopompowałam, i przesadziłam). Wytrzepało mnie mocno i źle przez to mi się jechało.
Na dzisiejszą trasę przydałby się full. Jak nic. Byłoby zdecydowanie przyjemniej.
Ale jestem zadowolona. 4 starty są, jeszcze 2 żeby zaliczyć generalkę, wtedy pozostałe wyścigi będę jechać z dużym psychicznym luzem.
a dzisiaj miejsce w kategorii 3, miejsce kobiety open 4.
Jak dobrze pójdzie za 2 tygodnie w Wojniczu (o ile uda mi się skończyć) będzie znowu jubileusz czyli maraton nr 60. Fajnie się złożyło, bo w ub. roku nr 50 to też był Wojnicz.
Oby tylko udało się skończyć.
A dzisiaj (chociaż trasa najłatwiejsza z tych, które jechałam w tym roku) było męcząco bo bardzo upalnie.
Na szczęście sporo cześć trasy prowadziła przez las, więc ten upał, aż tak dotkliwy nie był.
Fizycznie czułam się dobrze, ale lepiej jechało mi się tutaj w ub. roku. Było sporo błota (dzisiaj tylko śladowe ilości) i jakos fajnie w tym błocie mi się jechało.
Dzisiaj ziemia twarda, wysuszona... a trasa mocno interwałowa, hopki, wilcze doły. Do tego zbyt mocno napomowałam opony (wczoraj wydawało mi się, że uchodzi powietrze, więc dzisiaj dopompowałam, i przesadziłam). Wytrzepało mnie mocno i źle przez to mi się jechało.
Na dzisiejszą trasę przydałby się full. Jak nic. Byłoby zdecydowanie przyjemniej.
Ale jestem zadowolona. 4 starty są, jeszcze 2 żeby zaliczyć generalkę, wtedy pozostałe wyścigi będę jechać z dużym psychicznym luzem.
a dzisiaj miejsce w kategorii 3, miejsce kobiety open 4.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 lipca 2015
Na miasto
Tak sobie spacerowo pojechałyśmy dzisiaj z Rudą.. na miasto.
Konkretnie to do Runshopu, bo tylko tam mają żele Agisko. Przy okazji znalazłyśmy żele bezglutenowe (w tym takie o smaku… piwa).
Nie żebyśmy jakieś fanaberie miały. Ot konieczność.
No, ale fajnie, że jest w Tarnowie sklep gdzie coś takiego znaleźć można.
Ruda dzisiaj robiła sceny niczym Wyra w Kluszkowcach… że nie będzie jechać szybko, że nic ją do tego nie zmusi i takie tam. A jak przekroczyłam prędkość 25 km/h to powiedziała stanowczo, że ona takiej prędkości nie toleruje dzisiaj i powyżej 25 km/h nie jedzie. To się musiałam dostosować i tak sobie żeśmy sobie toczyły się (może i dobrze, bo w sobotę zawody, a nogi jeszcze nieco podmęczone wtorkową jazdą na przemyśl). Rundka po Lipiu, czerwony pieszy do Krzyża, Klikowa, Biała, Mościce.
Każdy kiedyś zaczynał jazdę na rowerze, prawda? Nikt się nie wyścigował od początku. Nie miał super roweru, kasku i wszystkich tych gadżetów. No to teraz popatrzcie.
Miłego oglądania.
Czasy przeszłe © Iza
A to kto? © Iza
A to bociek.. przy Krakowskiej sobie stał. Na jednej nodze zresztą.
Bociek na lampie i jednej nodze © Iza
Ruda dzisiaj robiła sceny niczym Wyra w Kluszkowcach… że nie będzie jechać szybko, że nic ją do tego nie zmusi i takie tam. A jak przekroczyłam prędkość 25 km/h to powiedziała stanowczo, że ona takiej prędkości nie toleruje dzisiaj i powyżej 25 km/h nie jedzie. To się musiałam dostosować i tak sobie żeśmy sobie toczyły się (może i dobrze, bo w sobotę zawody, a nogi jeszcze nieco podmęczone wtorkową jazdą na przemyśl). Rundka po Lipiu, czerwony pieszy do Krzyża, Klikowa, Biała, Mościce.
Każdy kiedyś zaczynał jazdę na rowerze, prawda? Nikt się nie wyścigował od początku. Nie miał super roweru, kasku i wszystkich tych gadżetów. No to teraz popatrzcie.
Miłego oglądania.
Czasy przeszłe © Iza
A to kto? © Iza
A to bociek.. przy Krakowskiej sobie stał. Na jednej nodze zresztą.
Bociek na lampie i jednej nodze © Iza
- DST 37.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:58
- VAVG 18.81km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze