Środa, 21 sierpnia 2013
Pecha ciąg dalszy
Przepadł mi wczoraj Podwieczorek MTB, bo nie mogłam jechać niestety.
Dzisiaj miałam wielką ochotę na jazdę, ale cały dzień dość mocno padało. Kiedy przyszłam do domu po pracy, dalej ciemne chmury wisiały nad miastem. Około 18 zrobiło się jakoś tak jaśniej, fajniej, więc pomyślałam: przejadę się kawałek dopóki ciemno się nie zrobi.
Pomyślałam, że pojadę do Buczyny , zrobię sobie taki xc trening, przy okazji przypomnę sobie jak się jeździ po mokrym.
Tak dawno nie padało, że naprawdę niełatwo przestawić się na jazdę ( zwłaszcza zjeżdżanie ) po mokrym.
Pojechałam sobie do boiska w Zbylitowskiej Górze, a stamtąd do góry , krótkim ale dosyć nastromionym podjazdem. Potem kawałek główną drogą i obok cmentarza wjeżdżam do lasu. Tam jest dość fajny zjazd ( korzenie). Jadę trochę asekuracyjnie. Jest mokro. Postanawiam, ze zrobię sobie kilka pętli. Fajny ten las naprawdę do ćwiczenia techniki. Dużo zakrętów, dużo singli.
No to sobie jeżdżę, jedzie mi się coraz lepiej, pewniej. Wszystko mokre, śliskie, ale przejezdne i podjeżdżalne.
Do czasu. Na którymś podjeździe słyszę trzask, zatrzymuję się, spoglądam na tylne koło.. przerzutka smętnie zwisa.. już wiem co się stało…
Co jest największym niszczycielem haków? Każdy biker mtb wie..
Patyki..
Wielki patol zniszczył mi hak..
No i znowu po haku. To już trzeci raz , od kiedy mam KTM. Na patyki nie ma rady. Niestety.
Całe szczęście, że nie odjechałam daleko do domu. Wyszłam z lasu, chwilę mi zeszło ( na szczęście też dzisiaj było dość chłodno więc komary nie gryzły).
Żeby było śmieszniej, to na każdą jazdę nie ruszam się bez : zapasowego haka , spinki, łyżek do opon,imbusów.
Tym razem pomyślałam: jest późno, chwilę tylko pojeżdżę, jadę blisko. Nie biorę nic ze sobą..
Na szczęście tak jak pisałam powyżej, daleko od domu nie było ( jakieś hm.. 5 km), więc doszłabym od biedy, ale przyjechała po mnie Krysia. Na nią zawsze można liczyć.
No tak to już chyba jest , że pech chodzi parami… i mnie właśnie dopada.
Ale co tam.. to jest niestety taki sport.. sprzęt często się psuje, zawodzi.
Dobrze, że nie na zawodach.
A na koniec kilka zdjęć z Wierchomli.
Jedyna pamiątka po tej trasie.
Dzisiaj miałam wielką ochotę na jazdę, ale cały dzień dość mocno padało. Kiedy przyszłam do domu po pracy, dalej ciemne chmury wisiały nad miastem. Około 18 zrobiło się jakoś tak jaśniej, fajniej, więc pomyślałam: przejadę się kawałek dopóki ciemno się nie zrobi.
Pomyślałam, że pojadę do Buczyny , zrobię sobie taki xc trening, przy okazji przypomnę sobie jak się jeździ po mokrym.
Tak dawno nie padało, że naprawdę niełatwo przestawić się na jazdę ( zwłaszcza zjeżdżanie ) po mokrym.
Pojechałam sobie do boiska w Zbylitowskiej Górze, a stamtąd do góry , krótkim ale dosyć nastromionym podjazdem. Potem kawałek główną drogą i obok cmentarza wjeżdżam do lasu. Tam jest dość fajny zjazd ( korzenie). Jadę trochę asekuracyjnie. Jest mokro. Postanawiam, ze zrobię sobie kilka pętli. Fajny ten las naprawdę do ćwiczenia techniki. Dużo zakrętów, dużo singli.
No to sobie jeżdżę, jedzie mi się coraz lepiej, pewniej. Wszystko mokre, śliskie, ale przejezdne i podjeżdżalne.
Do czasu. Na którymś podjeździe słyszę trzask, zatrzymuję się, spoglądam na tylne koło.. przerzutka smętnie zwisa.. już wiem co się stało…
Co jest największym niszczycielem haków? Każdy biker mtb wie..
Patyki..
Wielki patol zniszczył mi hak..
No i znowu po haku. To już trzeci raz , od kiedy mam KTM. Na patyki nie ma rady. Niestety.
Całe szczęście, że nie odjechałam daleko do domu. Wyszłam z lasu, chwilę mi zeszło ( na szczęście też dzisiaj było dość chłodno więc komary nie gryzły).
Żeby było śmieszniej, to na każdą jazdę nie ruszam się bez : zapasowego haka , spinki, łyżek do opon,imbusów.
Tym razem pomyślałam: jest późno, chwilę tylko pojeżdżę, jadę blisko. Nie biorę nic ze sobą..
Na szczęście tak jak pisałam powyżej, daleko od domu nie było ( jakieś hm.. 5 km), więc doszłabym od biedy, ale przyjechała po mnie Krysia. Na nią zawsze można liczyć.
No tak to już chyba jest , że pech chodzi parami… i mnie właśnie dopada.
Ale co tam.. to jest niestety taki sport.. sprzęt często się psuje, zawodzi.
Dobrze, że nie na zawodach.
A na koniec kilka zdjęć z Wierchomli.
Jedyna pamiątka po tej trasie.
Jeszcze jechałam po "dobrej" trasie© lemuriza1972
Na bufecie© lemuriza1972
Zjazd do mety© lemuriza1972
- DST 9.00km
- Teren 3.00km
- Czas 00:32
- VAVG 16.88km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Haka nie, ale dzięki za podpowiedź. Na jakiś dłuższy wypad chyba trzeba będzie zabierać.
Resztę zestawu zabieram. Życie naucza pokory :) Lechita - 19:07 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj
Resztę zestawu zabieram. Życie naucza pokory :) Lechita - 19:07 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj
Różne przypadki się zdarzają. Najważniejsze to wyciągać wnioski.
Lechita - 12:07 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!