Sobota, 14 września 2013
Po maratonie ( Jasło CK)
No i mam zaliczony mój 6 o ile dobrze liczę start w tym roku.
Jasło Cyklokarpaty.
Pierwotnie nie planowałam tego wyścigu, bo trasę z 2010 r. zapamiętałam jako mało ciekawą. I to koszmarne wspomnienie migreny itd.
Ale po nieudanej Wierchomli, pomyślałam, że pojadę. W międzyczasie trafiła się Wisła, po której to pomyślałam, że słaba jestem i już mi się jeździć nie chce w wyścigach w tym roku i jazdę do Jasła uzależniałam od dobrej pogody.
Cały tydzień było tak sobie i właściwie do wczoraj myślałam, że nie pojadę.
Ale wczoraj nagle mi się odmieniło.
I wystartowałam.
No i cóż mogę napisać?
Trasa ciekawsza niż ta z 2010r., pewnie wyciągnięto z tych terenów wszystko co najlepsze.
Mnie bardzo się podobał odcinek w lesie ( na początku), gdzie były takie xc kawałki. Technicznie było tam dosyć i to była najlepsza część maratonu.
błoto w rozsądnych ilościach, nie rozumiem więc narzekań niektórych, ze go było za dużo.
Technicznie nie było trudno. Nie ma porównania do Wisły np która wydawała mi się dość łatwa technicznie, a jednak to góry , a tu pogórze i to się odbiera inaczej.
Zjazdów trudnych nie było, ale na jednym byłam zmuszona schodzić, bo mnie koleżanka przyblokowała .
Aaa... i zeszłam też jeden na początku, bo jakoś przegapiłam skręt i już nie było jak zjechać.
Ale generalnie wszystko do zjechania było dzisiaj.
przyjemna trasa, trochę dużo asfaltu, no ale to Pogórze nie góry i nie da się inaczej.
Tylko to przeklęte torowisko. Kompletnie mi się to nie podoba. Średnia atrakcja naprawdę.
A jazda?
Najgorzej nie było, chociaż jak w całym sezonie brakuje mi mocy na podjazdach. Myślę, jednak, że pojechałąm na miarę swoich możliwości. Naprawdę się starałam.
Miejsce 4 w kategorii, do 3 zabrakło mi chyba 5 minut.
Niestety koleżanka z 3 miejsca, którą minęłam na zjeździe ( bo słabo zjeżdza ), minęła mnie na tym gliniastym podpychu i mi odeszła.
Ma więcej siły na podjazdach, ale technicznie nie razi sobie najlepiej i myślę, że na bardziej technicznym maratonie, dałabym radę:)
Ale nie rozpaczam, wytłumaczyłam sobie przed wyścigiem, że jest w tym roku jak jest, mocy wielkiej nie ma, więc nie ma co mieć ciągle do siebie samej pretensji. Bo niby skąd ta moc ma być, jak się zimę przespało.
I że trzeba czerpać radość z samej jazdy, z tego, że jeszcze się daje radę, że dojeżdża się do mety.
I tak też podeszłam dzisiaj do tego startu.
Udało mi się ( i to całkiem sporo) pokonać dwie dużooooooo... młodsze koleżanki. Więc mam małą satysfakcję.
Czy to koniec w tym roku?
Nie wiem..
Nie wiem, bo jadę za tydzień do Istebnej, ale nie wiem czy tylko towarzysko czy wystartuję.
Nie zdecydowałam jeszcze.
Istebna to b. cięzki wyścig. Jeden z najcięższych jakie jechałam w życiu.
Nie bardzo czuję się gotowa w tym roku na taką trasę.
Tam jest b. duże przewyższenie, tam jest masa technicznych , trudnych zjazdów.
Zobaczymy.
A może na mini sobie pojadę?:)
Jasło Cyklokarpaty.
Pierwotnie nie planowałam tego wyścigu, bo trasę z 2010 r. zapamiętałam jako mało ciekawą. I to koszmarne wspomnienie migreny itd.
Ale po nieudanej Wierchomli, pomyślałam, że pojadę. W międzyczasie trafiła się Wisła, po której to pomyślałam, że słaba jestem i już mi się jeździć nie chce w wyścigach w tym roku i jazdę do Jasła uzależniałam od dobrej pogody.
Cały tydzień było tak sobie i właściwie do wczoraj myślałam, że nie pojadę.
Ale wczoraj nagle mi się odmieniło.
I wystartowałam.
No i cóż mogę napisać?
Trasa ciekawsza niż ta z 2010r., pewnie wyciągnięto z tych terenów wszystko co najlepsze.
Mnie bardzo się podobał odcinek w lesie ( na początku), gdzie były takie xc kawałki. Technicznie było tam dosyć i to była najlepsza część maratonu.
błoto w rozsądnych ilościach, nie rozumiem więc narzekań niektórych, ze go było za dużo.
Technicznie nie było trudno. Nie ma porównania do Wisły np która wydawała mi się dość łatwa technicznie, a jednak to góry , a tu pogórze i to się odbiera inaczej.
Zjazdów trudnych nie było, ale na jednym byłam zmuszona schodzić, bo mnie koleżanka przyblokowała .
Aaa... i zeszłam też jeden na początku, bo jakoś przegapiłam skręt i już nie było jak zjechać.
Ale generalnie wszystko do zjechania było dzisiaj.
przyjemna trasa, trochę dużo asfaltu, no ale to Pogórze nie góry i nie da się inaczej.
Tylko to przeklęte torowisko. Kompletnie mi się to nie podoba. Średnia atrakcja naprawdę.
A jazda?
Najgorzej nie było, chociaż jak w całym sezonie brakuje mi mocy na podjazdach. Myślę, jednak, że pojechałąm na miarę swoich możliwości. Naprawdę się starałam.
Miejsce 4 w kategorii, do 3 zabrakło mi chyba 5 minut.
Niestety koleżanka z 3 miejsca, którą minęłam na zjeździe ( bo słabo zjeżdza ), minęła mnie na tym gliniastym podpychu i mi odeszła.
Ma więcej siły na podjazdach, ale technicznie nie razi sobie najlepiej i myślę, że na bardziej technicznym maratonie, dałabym radę:)
Ale nie rozpaczam, wytłumaczyłam sobie przed wyścigiem, że jest w tym roku jak jest, mocy wielkiej nie ma, więc nie ma co mieć ciągle do siebie samej pretensji. Bo niby skąd ta moc ma być, jak się zimę przespało.
I że trzeba czerpać radość z samej jazdy, z tego, że jeszcze się daje radę, że dojeżdża się do mety.
I tak też podeszłam dzisiaj do tego startu.
Udało mi się ( i to całkiem sporo) pokonać dwie dużooooooo... młodsze koleżanki. Więc mam małą satysfakcję.
Czy to koniec w tym roku?
Nie wiem..
Nie wiem, bo jadę za tydzień do Istebnej, ale nie wiem czy tylko towarzysko czy wystartuję.
Nie zdecydowałam jeszcze.
Istebna to b. cięzki wyścig. Jeden z najcięższych jakie jechałam w życiu.
Nie bardzo czuję się gotowa w tym roku na taką trasę.
Tam jest b. duże przewyższenie, tam jest masa technicznych , trudnych zjazdów.
Zobaczymy.
A może na mini sobie pojadę?:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!