Sobota, 12 października 2013
Kasztelan:)
Byłam wczoraj w Krakowie. Kraków jak wiadomo blisko Tarnowa jest położony, a odkąd mamy autostradę, to jakby jeszcze bliżej.
Kraków jesienny zawsze był moim ulubionym. Kiedy wracałam w październiku na studia, to ( będzie patos w tym dzisiejszym wpisie) jakbym oddychała pełniej. Bo Kraków jest piękny, ale jesienią jest najpiękniejszy.
Planty w kolorach jesieni, te wszystkie wrzosy, rośliny, powystawiane w doniczkach przed sklepami, kawiarniami. Te bukiety na Rynku... ( przywiozłam jeden do domu). Zachwycam się po prostu:).
Tak sobie szłam przez Rynek i myślałam, że tutaj życie płynie inaczej… że ludzie jakby się mniej spieszą, a wszystko jest takie jakieś łatwiejsze, piękniejsze.
Ot.. jakieś takie czułe struny Kraków we mnie porusza. Żal tylko, że mało czasu miałam, wszak byłam tam służbowo.
I tyle o Krakowie, a teraz będzie o okolicach Tarnowa, bo też piękne są , a o tej porze roku wyjątkowo.
Dzisiaj sprzyjała pogoda, a ja po 6 dniach nic nierobienia sportowego zdecydowałam się wyruszyć na rower. Zdrowa to ja jeszcze całkiem nie jestem, ale żal było tego pięknego słońca.
Dzisiaj z Mirkiem, a z Mirkiem jazda zawsze bywa wyjątkowo interesująca. Raz, że jest świetnym rozmówcą ( pogadaliśmy sobie dzisiaj o życiu, książkach, filmach i muzyce, a nawet piłce nożnej, co o tyle dziwne jest, że Mirek jej nie ogląda, czyli pogadaliśmy na moje ulubione tematy), dwa, że jazda z nim to zawsze zapowiedź przygody, bo rzadko kiedy zmierza uczęszczanymi szlakami.
Tak było i tym razem… oj przedzieraliśmy się przez jakieś pola i przez To..pole też, kartofliska, kopalnie żwiru i nie wiem co tam jeszcze. Skróty godne Pana Adama:).
W końcu dojechaliśmy tam gdzie chcieliśmy czyli do drogi, gdzie zaczynał się maraton wojnicki.
A tam stał jakiś pan ( na środku drogi). Miał stolik, na nim wazony z kwiatami i coś jeszcze. Mirek powiedział:
No takiego przywitania to się nie spodziewałem…
Kiedy podjechaliśmy do Pana okazało się, że wśród wazonów stoi święty obraz ( Matka Boska Częstochowska).
Pan powiedział: jeźdźcie tam dalej, zróbcie bramę to dostaniecie coś bo wesele jest..
Zapytałam: a piwo dają?
On: piwo to może nie, ale wódkę może dostaniecie.
Nie skorzystaliśmy:), bo jednak wolimy piwo..
Pierwszy raz widziałam bramę ze świętym obrazem.
No a potem to już las, piękny las.. kolory nie z tej ziemi, przejście dla zwierzaków nad autostradą, powrót serwisówką wzdłuż autostrady i walka z wiatrem.
No i na zakończenie posiadówka z Kasztelanem w Kępie, bo jak to powiedział Mirek, gdyby nie ten Kasztelan to by mu się nawet z domu wyjeżdżać nie chciało…:)
Kraków jesienny zawsze był moim ulubionym. Kiedy wracałam w październiku na studia, to ( będzie patos w tym dzisiejszym wpisie) jakbym oddychała pełniej. Bo Kraków jest piękny, ale jesienią jest najpiękniejszy.
Planty w kolorach jesieni, te wszystkie wrzosy, rośliny, powystawiane w doniczkach przed sklepami, kawiarniami. Te bukiety na Rynku... ( przywiozłam jeden do domu). Zachwycam się po prostu:).
Tak sobie szłam przez Rynek i myślałam, że tutaj życie płynie inaczej… że ludzie jakby się mniej spieszą, a wszystko jest takie jakieś łatwiejsze, piękniejsze.
Ot.. jakieś takie czułe struny Kraków we mnie porusza. Żal tylko, że mało czasu miałam, wszak byłam tam służbowo.
I tyle o Krakowie, a teraz będzie o okolicach Tarnowa, bo też piękne są , a o tej porze roku wyjątkowo.
Dzisiaj sprzyjała pogoda, a ja po 6 dniach nic nierobienia sportowego zdecydowałam się wyruszyć na rower. Zdrowa to ja jeszcze całkiem nie jestem, ale żal było tego pięknego słońca.
Dzisiaj z Mirkiem, a z Mirkiem jazda zawsze bywa wyjątkowo interesująca. Raz, że jest świetnym rozmówcą ( pogadaliśmy sobie dzisiaj o życiu, książkach, filmach i muzyce, a nawet piłce nożnej, co o tyle dziwne jest, że Mirek jej nie ogląda, czyli pogadaliśmy na moje ulubione tematy), dwa, że jazda z nim to zawsze zapowiedź przygody, bo rzadko kiedy zmierza uczęszczanymi szlakami.
Tak było i tym razem… oj przedzieraliśmy się przez jakieś pola i przez To..pole też, kartofliska, kopalnie żwiru i nie wiem co tam jeszcze. Skróty godne Pana Adama:).
W końcu dojechaliśmy tam gdzie chcieliśmy czyli do drogi, gdzie zaczynał się maraton wojnicki.
A tam stał jakiś pan ( na środku drogi). Miał stolik, na nim wazony z kwiatami i coś jeszcze. Mirek powiedział:
No takiego przywitania to się nie spodziewałem…
Kiedy podjechaliśmy do Pana okazało się, że wśród wazonów stoi święty obraz ( Matka Boska Częstochowska).
Pan powiedział: jeźdźcie tam dalej, zróbcie bramę to dostaniecie coś bo wesele jest..
Zapytałam: a piwo dają?
On: piwo to może nie, ale wódkę może dostaniecie.
Nie skorzystaliśmy:), bo jednak wolimy piwo..
Pierwszy raz widziałam bramę ze świętym obrazem.
No a potem to już las, piękny las.. kolory nie z tej ziemi, przejście dla zwierzaków nad autostradą, powrót serwisówką wzdłuż autostrady i walka z wiatrem.
No i na zakończenie posiadówka z Kasztelanem w Kępie, bo jak to powiedział Mirek, gdyby nie ten Kasztelan to by mu się nawet z domu wyjeżdżać nie chciało…:)
Mój ulubiony domek w jesiennych barwach© lemuriza1972
To...pole:)© lemuriza1972
Mirek się przedziera© lemuriza1972
Prawie jak na Hołda Race© lemuriza1972
Na czerwono© lemuriza1972
Na żółto© lemuriza1972
Jesienny Dunajec© lemuriza1972
Jesienny Las Radłowski© lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:35
- VAVG 20.21km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
hehe, każdy ma swojego motywującego ''kasztelana'' ;))))
k4r3l - 07:14 niedziela, 13 października 2013 | linkuj
a promocja na Kasztelana w puszcze w Carrefourze była, ale już pewnie wszystko rowerzyści wykupili :P
labudu - 19:15 sobota, 12 października 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!