Czwartek, 17 października 2013
Przygoda
Będzie o „przygodzie”.. przygodzie , która teoretycznie przydarzyć się nie powinna ( gdzieżbym się spodziewała:)), a jednak….
Dzisiaj jazda miała być krótka. Miałyśmy z Krysią jedną konkretną sprawę do załatwienia – obejrzeć pewne miejsce na Dwudniakach i wrócić.
Krysia miała dzień „szalony” , przyjechała do mnie po całym dniu „biegania” i powiedziała:
Poszłam dzisiaj na żywioł.. nie mam dętki, nie mam nic.. spieszyłam się….
Zaśmiałam się i powiedziałam: ja też.. pomyślałam, że jedziemy tak blisko, nawet jak się coś stanie to dopompujemy i dojedziemy do domu.
Skutkiem tego nie wzięłam też mojego „worka” z łyżkami, spinką, zapasowym hakiem.
No dobrze..
Pojechałyśmy.. obejrzałyśmy miejsce ( piękne i cudowne jest i już nie mogę się doczekać jak tam zawitamy). Zdążyłam jeszcze pokazać Krysi część mtbowskiej leśnoradłowskiej ścieżki Mirka ( powstał przy niej jakiś nowy drewniany most!), no i pojechałyśmy dalej ku domowi.
I wjeżdżając na wiadukt w Gosławicach.. usłyszałam zgrzyt.. pokręciłam pedałami, rower zatrzymał się w miejscu, spojrzałam w dół.. łańcuch wisi…
Ooooo…… nie ma spinki, nie ma skuwacza, nie ma nic, bo przecież jechałyśmy blisko haha…
No gdyby ktoś słyszał jak same z siebie się śmiałyśmy…. Już widziałam siebie wracającą sobie te 5 km do domu ( chwilę by zeszło). Ale dokładnie oględziny łancucha i okazuje się, że nie urwany tylko.. spinka się rozpięła….
A jednak to się zdarza! Pierwszy raz mi się to przydarzyło…
Niestety jednej jej części nie było….
Na szczęście Krysia miała swoją super lampkę i spinkę znalazłyśmy. A że umiejętności Krysi jako mechanika są znacznie większe niż moje.. to poradziła sobie świetnie i mogłam jechać dalej.
Jak zawsze można na nią liczyć i jak zawsze kobiety nawet w takich sprawach potrafią sobie poradzić:).
Chyba już jednak nigdy nie wyjadę bez tych wszystkich szpejów, nawet jak jadę 10 km od domu, bo po raz kolejny ( tzn drugi okazuje się, że jak coś ma się przydarzyć, to przydarza się tylko wtedy kiedy nie bierze ze sobą całego oprzyrządowania:))
A na koniec jeszcze jedna sprawa.
Któregoś dnia fotografując Bozie pomyślałam: ciekawe czy ktokolwiek zadał sobie trochę trudu żeby je policzyć, chociaż w jednej gminie.
I oto niespodzianka…. Dostałam od Krysi wydawnictwo. Nie dość, że policzone , to jeszcze sfotografowane.
Gmina Pleśna, Powiat Tarnowski.
Dzisiaj jazda miała być krótka. Miałyśmy z Krysią jedną konkretną sprawę do załatwienia – obejrzeć pewne miejsce na Dwudniakach i wrócić.
Krysia miała dzień „szalony” , przyjechała do mnie po całym dniu „biegania” i powiedziała:
Poszłam dzisiaj na żywioł.. nie mam dętki, nie mam nic.. spieszyłam się….
Zaśmiałam się i powiedziałam: ja też.. pomyślałam, że jedziemy tak blisko, nawet jak się coś stanie to dopompujemy i dojedziemy do domu.
Skutkiem tego nie wzięłam też mojego „worka” z łyżkami, spinką, zapasowym hakiem.
No dobrze..
Pojechałyśmy.. obejrzałyśmy miejsce ( piękne i cudowne jest i już nie mogę się doczekać jak tam zawitamy). Zdążyłam jeszcze pokazać Krysi część mtbowskiej leśnoradłowskiej ścieżki Mirka ( powstał przy niej jakiś nowy drewniany most!), no i pojechałyśmy dalej ku domowi.
I wjeżdżając na wiadukt w Gosławicach.. usłyszałam zgrzyt.. pokręciłam pedałami, rower zatrzymał się w miejscu, spojrzałam w dół.. łańcuch wisi…
Ooooo…… nie ma spinki, nie ma skuwacza, nie ma nic, bo przecież jechałyśmy blisko haha…
No gdyby ktoś słyszał jak same z siebie się śmiałyśmy…. Już widziałam siebie wracającą sobie te 5 km do domu ( chwilę by zeszło). Ale dokładnie oględziny łancucha i okazuje się, że nie urwany tylko.. spinka się rozpięła….
A jednak to się zdarza! Pierwszy raz mi się to przydarzyło…
Niestety jednej jej części nie było….
Na szczęście Krysia miała swoją super lampkę i spinkę znalazłyśmy. A że umiejętności Krysi jako mechanika są znacznie większe niż moje.. to poradziła sobie świetnie i mogłam jechać dalej.
Jak zawsze można na nią liczyć i jak zawsze kobiety nawet w takich sprawach potrafią sobie poradzić:).
Chyba już jednak nigdy nie wyjadę bez tych wszystkich szpejów, nawet jak jadę 10 km od domu, bo po raz kolejny ( tzn drugi okazuje się, że jak coś ma się przydarzyć, to przydarza się tylko wtedy kiedy nie bierze ze sobą całego oprzyrządowania:))
A na koniec jeszcze jedna sprawa.
Któregoś dnia fotografując Bozie pomyślałam: ciekawe czy ktokolwiek zadał sobie trochę trudu żeby je policzyć, chociaż w jednej gminie.
I oto niespodzianka…. Dostałam od Krysi wydawnictwo. Nie dość, że policzone , to jeszcze sfotografowane.
Gmina Pleśna, Powiat Tarnowski.
Takie o to wydawnictwo:)© lemuriza1972
Dunajec jesienny nieco przymglony© lemuriza1972
- DST 31.00km
- Teren 7.00km
- Czas 01:28
- VAVG 21.14km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!