Wtorek, 28 stycznia 2014
Chiński Maharadża
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę na początku o moich „wyczynach” sportowych, które dzisiaj jednak bardzo skromne były.
Plany były dużo bardziej dalekosiężne, ale czasu zabrakło.
Tak więc 40 minut szybkiego spaceru po Mościcach ( bo mnie znowu śnieg i mróz „wygnał” z domu, po prostu no cóż.. lubię to:)). A ponadto 30 minut ćwiczeń.
A teraz będzie o czymś innym. Kto się chociaż trochę interesuje himalaizmem zna nazwisko Wojtka Kurtyki. Kto się wspina z pewnością wie co to jest Chiński Maharadża.
Kiedy zaczęłam czytać literaturę górską, to pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Kurtyką właśnie, w jednej z książek ( tytułu nie pamiętam, ale wiem, ze była to książka złożona z wywiadów z najsłynniejszymi himalaistami z całego świata). Kurtyka był taki.. inny. Filozof, myśliciel? Tak wtedy pomyślałam. Wiedziałam, że zasłynął ( oprócz himalajskich wypraw) niezwykłymi umiejętnościami wspinaczkowymi i robieniem trudnych dróg bez asekuracji. Ale nazwa Chiński Maharadża była mi obca. Aż do tego weekendu. Bo w ten weekend , pierwszą książką, którą wzięłam do ręki w holu Mościckiego Centrum Sztuki był właśnie „ Chiński Maharadża” . Przyciągnęło mnie nazwisko KURTYKA. I cóż to jest ten Chiński Maharadża? Taka sobie droga w Dolinie Bolechowickiej, którą tenże Kurtyka przeszedł sobie bez asekuracji, co było/ jest wyczynem tak dużym, że stało się legendą. I okazało się, że świadkiem tego wydarzenia była… Pani Krystyna. Ma szczęście dziewczyna, prawda? Zapytałam ją dzisiaj mailowo.. jak to było, jak to się stało, że akurat wtedy tam była? To się nazywa wyczucie czasu . Napisała:
„To był zupełny przypadek i nic na to nie wskazywało, że za chwilę będziemy świadkami historycznego wydarzenia, albo wielkiej tragedii. On po prostu, tak po cichu, nikogo nie informując, zaczął się wspinać i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wspinał się po ekstremalnie trudnej i długiej drodze bez uprzęży, liny i karabinków Miał jedynie zawiązany w pasie woreczek z magnezją, no a Filar Pokutników na którym jest Chiński Maharadża ma wysokość 30 m”
Skończyłam dzisiaj czytać książkę i napiszę o niej, bo lubię pisać o książkach i uważam, że warto o tej właśnie książce napisać. Zaryzykuję, chociaż pewnie znowu znajdzie się ktoś , kto napisze , że to nie ten blog itd. Tak.. to nie blog o książkach, ale to wyjątkowa książka. Myślę, że jej przeczytanie „przyda się” tym, którzy sportem się pasjonują. To nie jest książka, którą można byłoby podporządkować do kategorii literatura górska. Absolutnie nie, pomimo tego, że wiele w niej o wspinaniu, że ci którzy uprawiali ten sport w czasach, o których pisze Kurtyka, odnajdą na jej stronach wiele znanych sobie postaci ze wspinaczkowego świata. To książka o czymś więcej. O zmaganiu się z własnym strachem, o pewnej filozofii życia, o motywacji. Tak.. zdecydowanie… ona motywuje. Niekoniecznie do tego by być zwycięskim w rywalizacji, ale by być wiernym swojej pasji. Świetnie napisana. Hm… odziedziczył Kurtyka talent po ojcu pisarzu ( czy pamiętacie świetny film z młodym Markiem Kondratem pt Zaklęte rewiry? To wg książki ojca Kurtyki powstał scenariusz do tego filmu). Szkoda, że Kurtyka tak późno zaczął pisać. Ma specyficzny styl. Trochę jak Janusz Głowacki, a może nawet jak Gombrowicz. Każde zdanie przemyślane. Momentami jest bardzo dowcipnie. Do tego jest aspekt sportowy, bo autor opisuje jak wyglądała jego droga do pokonania Chińskiego Maharadży. I wiecie co? Myślę sobie, ze tak książka wyjdzie daleko poza „ górski światek”. Ona zasługuje na to by poznał ją szerszy krąg czytelników. Nie tylko ci, którzy kochają góry, wspinaczkę. Gdybym była w jury Nagrody Nike nominowałabym ją bez zmrużenia oka. Jest naprawdę świetnie napisana. To jest dopiero debiut! POLECAM
“Wejście w góry jest mistycznym przeżyciem pozytywnym. Ułatwia akceptację negatywnych stron życia: starzenia się, słabnięcia, choroby…Wejście na szczyt jest oczyszczeniem z neurotycznych skutków codziennego życia – z bycia pochłoniętym małymi sprawami. Stres wysysa z Ciebie cały ten niepotrzebny absurd. Po wejściu na szczyt ludzi doznają uczucia odświeżenia i odnowy. Po powrocie do codziennej egzystencji jesteś zwykłym człowiekiem, a nie znerwicowanym zwierzęciem. Poza tym uprawianie wspinaczki to możliwość odkrywania prawdy o samym sobie. Moje rozumienie życia jest ukształtowane przede wszystkim przez góry.” Wojtek Kurtyka
I żeby było jeszcze bardziej górsko, to dwa zdjęcia autorstwa chłopaków ze śląska.
Zdjęcia z niedzielnej wycieczki na Granaty.
Słońce zachodzi nad Tatrami © lemuriza1972
A teraz będzie o czymś innym. Kto się chociaż trochę interesuje himalaizmem zna nazwisko Wojtka Kurtyki. Kto się wspina z pewnością wie co to jest Chiński Maharadża.
Kiedy zaczęłam czytać literaturę górską, to pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Kurtyką właśnie, w jednej z książek ( tytułu nie pamiętam, ale wiem, ze była to książka złożona z wywiadów z najsłynniejszymi himalaistami z całego świata). Kurtyka był taki.. inny. Filozof, myśliciel? Tak wtedy pomyślałam. Wiedziałam, że zasłynął ( oprócz himalajskich wypraw) niezwykłymi umiejętnościami wspinaczkowymi i robieniem trudnych dróg bez asekuracji. Ale nazwa Chiński Maharadża była mi obca. Aż do tego weekendu. Bo w ten weekend , pierwszą książką, którą wzięłam do ręki w holu Mościckiego Centrum Sztuki był właśnie „ Chiński Maharadża” . Przyciągnęło mnie nazwisko KURTYKA. I cóż to jest ten Chiński Maharadża? Taka sobie droga w Dolinie Bolechowickiej, którą tenże Kurtyka przeszedł sobie bez asekuracji, co było/ jest wyczynem tak dużym, że stało się legendą. I okazało się, że świadkiem tego wydarzenia była… Pani Krystyna. Ma szczęście dziewczyna, prawda? Zapytałam ją dzisiaj mailowo.. jak to było, jak to się stało, że akurat wtedy tam była? To się nazywa wyczucie czasu . Napisała:
„To był zupełny przypadek i nic na to nie wskazywało, że za chwilę będziemy świadkami historycznego wydarzenia, albo wielkiej tragedii. On po prostu, tak po cichu, nikogo nie informując, zaczął się wspinać i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wspinał się po ekstremalnie trudnej i długiej drodze bez uprzęży, liny i karabinków Miał jedynie zawiązany w pasie woreczek z magnezją, no a Filar Pokutników na którym jest Chiński Maharadża ma wysokość 30 m”
Skończyłam dzisiaj czytać książkę i napiszę o niej, bo lubię pisać o książkach i uważam, że warto o tej właśnie książce napisać. Zaryzykuję, chociaż pewnie znowu znajdzie się ktoś , kto napisze , że to nie ten blog itd. Tak.. to nie blog o książkach, ale to wyjątkowa książka. Myślę, że jej przeczytanie „przyda się” tym, którzy sportem się pasjonują. To nie jest książka, którą można byłoby podporządkować do kategorii literatura górska. Absolutnie nie, pomimo tego, że wiele w niej o wspinaniu, że ci którzy uprawiali ten sport w czasach, o których pisze Kurtyka, odnajdą na jej stronach wiele znanych sobie postaci ze wspinaczkowego świata. To książka o czymś więcej. O zmaganiu się z własnym strachem, o pewnej filozofii życia, o motywacji. Tak.. zdecydowanie… ona motywuje. Niekoniecznie do tego by być zwycięskim w rywalizacji, ale by być wiernym swojej pasji. Świetnie napisana. Hm… odziedziczył Kurtyka talent po ojcu pisarzu ( czy pamiętacie świetny film z młodym Markiem Kondratem pt Zaklęte rewiry? To wg książki ojca Kurtyki powstał scenariusz do tego filmu). Szkoda, że Kurtyka tak późno zaczął pisać. Ma specyficzny styl. Trochę jak Janusz Głowacki, a może nawet jak Gombrowicz. Każde zdanie przemyślane. Momentami jest bardzo dowcipnie. Do tego jest aspekt sportowy, bo autor opisuje jak wyglądała jego droga do pokonania Chińskiego Maharadży. I wiecie co? Myślę sobie, ze tak książka wyjdzie daleko poza „ górski światek”. Ona zasługuje na to by poznał ją szerszy krąg czytelników. Nie tylko ci, którzy kochają góry, wspinaczkę. Gdybym była w jury Nagrody Nike nominowałabym ją bez zmrużenia oka. Jest naprawdę świetnie napisana. To jest dopiero debiut! POLECAM
“Wejście w góry jest mistycznym przeżyciem pozytywnym. Ułatwia akceptację negatywnych stron życia: starzenia się, słabnięcia, choroby…Wejście na szczyt jest oczyszczeniem z neurotycznych skutków codziennego życia – z bycia pochłoniętym małymi sprawami. Stres wysysa z Ciebie cały ten niepotrzebny absurd. Po wejściu na szczyt ludzi doznają uczucia odświeżenia i odnowy. Po powrocie do codziennej egzystencji jesteś zwykłym człowiekiem, a nie znerwicowanym zwierzęciem. Poza tym uprawianie wspinaczki to możliwość odkrywania prawdy o samym sobie. Moje rozumienie życia jest ukształtowane przede wszystkim przez góry.” Wojtek Kurtyka
I żeby było jeszcze bardziej górsko, to dwa zdjęcia autorstwa chłopaków ze śląska.
Zdjęcia z niedzielnej wycieczki na Granaty.
Pierwsza zimowa wspinaczka by GTA:) © lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tematyka górska, polecam jeszcze książki Joe Simpson''a: Zew Ciszy, Dotknięcie Pustki :)
Pixon - 14:32 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Ten co pytał:
To już wiem. Dziękuję za obszerne wyjaśnienia. Gość - 16:58 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
To już wiem. Dziękuję za obszerne wyjaśnienia. Gość - 16:58 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Cadyk z książki Kurtyki, to właśnie Piotr Korczak.
Nie żebym była taka mądra, bo ja tego nie wiedziałam, ale jak już wspomniałam Krysia i Adam wspinali się kiedyś:) Lemuriza1972 - 16:17 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Nie żebym była taka mądra, bo ja tego nie wiedziałam, ale jak już wspomniałam Krysia i Adam wspinali się kiedyś:) Lemuriza1972 - 16:17 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Nazwy dróg wspinaczkowych w najprostszym przypadku pochodzą od nazw formacji, którymi wiodą i obiektów na które prowadzą. Czasami nazwy pochodzą od nazwisk czy pseudonimów autorów pierwszych przejść. Niekiedy także wspominają jakieś charakterystyczne wydarzenie, jakie zaszło w trakcie ich pokonywania, a czasami są tylko żartem słownym. Przyjmuje się, że prawo do nadania drodze nazwy przysługuje autorowi pierwszego przejścia.
Gość - 16:01 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Rozochocony powodzeniem na Górze Zborów zajrzałem do Bolechowic. Było tutaj jeszcze sporo miejsca, które się marnowało. Kiedy wskazałem filarek pomiędzy Rysą Babińskiego a Sinusoidą, Rysiek Malczyk rzekł:
- Będę chińskim maharadżą, jak to zrobisz!
Słodki smak "Wina Ojcowskiego", które spożywaliśmy, był smakiem pokusy. W dwa dni później Chiński Maharadża był gotowy. Prawie 30 m technicznej wspinaczki ukazało nowy wymiar VI.5.
Historia stopnia VI.5 w skałkach - tekst Piotra Korczaka
http://www.archiwum.goryonline.com/VI.5_Epitafium_Nowej_Fali,1321,384,0,0,F,news.html Gość - 15:38 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
- Będę chińskim maharadżą, jak to zrobisz!
Słodki smak "Wina Ojcowskiego", które spożywaliśmy, był smakiem pokusy. W dwa dni później Chiński Maharadża był gotowy. Prawie 30 m technicznej wspinaczki ukazało nowy wymiar VI.5.
Historia stopnia VI.5 w skałkach - tekst Piotra Korczaka
http://www.archiwum.goryonline.com/VI.5_Epitafium_Nowej_Fali,1321,384,0,0,F,news.html Gość - 15:38 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Marusia.. zrób to koniecznie. Jestem pewna, że będziesz zachwyocny.
Gościu, wyjaśniam.
" Guru, właśnie kończącej się epoki, maestro Riko, wskazał na Turni Pokutników paskudnie gładką płytę i chichocząc zażartował sobie z Cadyka:
- jeśli to przejdziesz, he,he zostaniesz he, he chińskim maharadżą.
Naturalnie w Chinach nigdy nie istnieli maharadżowie. Byli czymś w rodzaju książąt , tyle, że w Indiach. A jednak Cadyk to przeszedł.
A kiedy przeszedł wzniósł palec do góry i oznajmił:
- To jest , he,he sześć-pięć. To się nazywa he,he Chiński Maharadża. Ogłaszam w gminie, hehe, nową epokę "free climbing"
W. Kurtyka, "Chiński Maharadża" Lemuriza1972 - 15:23 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Gościu, wyjaśniam.
" Guru, właśnie kończącej się epoki, maestro Riko, wskazał na Turni Pokutników paskudnie gładką płytę i chichocząc zażartował sobie z Cadyka:
- jeśli to przejdziesz, he,he zostaniesz he, he chińskim maharadżą.
Naturalnie w Chinach nigdy nie istnieli maharadżowie. Byli czymś w rodzaju książąt , tyle, że w Indiach. A jednak Cadyk to przeszedł.
A kiedy przeszedł wzniósł palec do góry i oznajmił:
- To jest , he,he sześć-pięć. To się nazywa he,he Chiński Maharadża. Ogłaszam w gminie, hehe, nową epokę "free climbing"
W. Kurtyka, "Chiński Maharadża" Lemuriza1972 - 15:23 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Maharadża (Sanskrit महाराज}, Mahārāja) - historyczny tytuł królewski władców różnych regionów Indii. Wyższy rangą od radży, lecz niższy od ćakrawartina lub samrata (cesarza). Małżonka maharadży nosiła tytuł maharani, synowie tytuł kumar, a niezamężne córki kumari.
Skąd "chiński"? Gość - 15:05 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Skąd "chiński"? Gość - 15:05 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Nie miałem pojęcia, że Kurtyka zaczął pisać książki. Podoba mi się jego filozofia Drogi Góry. Najbardziej wartościowych rzeczy dokonuje się zazwyczaj z dala od błysku fleszy. A Chińskiego Maharadżę na pewno przeczytam, tylko najpierw skończę inną książkę, którą męczę już drugi tydzień. Wprawdzie czytam ją po raz drugi, ale jak już zacząłem to muszę skończyć :] Ech... niestety czasu ciągle brak...
Widzę, że w niedzielę pogoda w Tatrach dopisała :] marusia - 00:09 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Widzę, że w niedzielę pogoda w Tatrach dopisała :] marusia - 00:09 środa, 29 stycznia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!