Wtorek, 8 kwietnia 2014
Marcinka , Słona Góra i o książkach trochę:)
Moja ulubiona piosenka z płyty Lenny Valentino. Koncert Artura Rojka w Krakowie podobno był wspaniały. Bardzo żałuję, że mnie tam nie było, ale wszystkiego w życiu mieć się nie da ( zresztą jak przeczytałam dzisiaj w książce, o której będzie poniżej :
" nie wszystko można mieć. Bo po co?". No właśnie: po co?:).
A dzisiaj.. dzisiaj nic nie było tak jakbym chciała, no oprócz pogody, bo pogoda wyśmienita.
Urlop, tak więc okazja aby pojechać na Wtorek MTB i takiż tez zamiar miałam ( jeszcze wczoraj). Niestety musiałam zrezygnować , bo dzisiaj mogłabym być zbytnim balastem dla grupy. Zdecydowałam się więc pojechać sama. Trasa miała być modyfikowana w miarę rozwoju sytuacji ( i mojej mocy bądź niemocy, bo dzisiaj obawa o tę drugą była wielka).
KTM dostał nowy łańcuch i zaraz jak wyjechałam , to wiedziałam, że łatwo nie będzie. Zaczął sobie „skakać” po kasecie. Początkowo nie bardzo się tym przejmowałam. Bywa przecież, że łańcuch potrzebuje czasu żeby się ułożyć. Ale kiedy podczas wjazdu na Marcinkę zaczął bardzo wariować, byłam już zaniepokojona. Całkowicie zaniepokojona byłam w momencie, kiedy podczas pierwszych metrów podjazdu na Słoną Górę czerwonym pieszym szlakiem, łańcuch zaciągnęło, a ja stanęłam w miejscu. Zjechałam na dół, spróbowałam jeszcze raz. Nic z tego. No więc pojechałam przez Radlną i na Słoną wjechałam ze Świebodzina ( za kościołem), bo tam podjazd mniej nastromiony.
Po tym podjeździe zdecydowałam się wrócić do domu, bo żadna to była przyjemność z jazdy.
Byłam dzisiaj nastawiona na męczarnię na podjazdach ( taki stan zdrowotny), ale … nie było źle. Naprawdę jestem zdzwiona. Końcówkę podjazdu na Marcinkę podjechałam tak szybko, jak to podjeżdżałam „ za młodych lat” czyli w okolicach pierwszego maratonu tarnowskiego.
Tym bardziej żal mi było wracać do domu, bo był czas i ochota na kręcenie, no tylko rower kręcić nie chciał. Pewnie kaseta do wymiany. Niestety.
A tak na marginesie to świat się bardzo pięknie zazielenił. I co by nie powiedzieć i co by się nie działo, ta zieleń wielką nadzieję zawsze daje… na lepsze, na przyszłość, na życie.
Trochę wiosny na pieszym czerwonym szlaku © lemuriza1972A tak na marginesie to świat się bardzo pięknie zazielenił. I co by nie powiedzieć i co by się nie działo, ta zieleń wielką nadzieję zawsze daje… na lepsze, na przyszłość, na życie.
A ja w takich dniach dziękuję LOSOWI, że mogę wyjść z domu. Że mam taką możliwość, że jestem zdrowa, że mam ręce, nogi, które prowadzą mnie tam gdzie chce. Że mogę popatrzeć na świat. I że chce mi się żyć.
I jeszcze odrobina wiosny © lemuriza1972
„ Zaraz dzień
Jeszcze jeden
Zrób co możesz”
Cz. Miłosz
Czytam właśnie dość osobliwą książkę Soni Raduńskiej ( która z wykształcenia jest psychologiem). Nosi ta książka tytuł „Solo”. Osobliwa – bo nie ma w niej właściwie żadnej fabuły. Książką składa się z zapisków autorki, coś w rodzaju dziennika, ale nie do końca. Dużo cytatów. Dużo rozważań o książkach, świecie, samotności itd. Autorka cytuje Anne Fadiman:
„Ilekroć wprowadzaliśmy się do nowego domu, stolarz stawiał ćwierć mili półek na książki, po wyprowadzce następni właściciele palili nimi w piecu”
I Sonia Raduńska: „ Wolę moje , zwykłe tanie meble, wypełnione książkami niż najdoskonalsze designerskie sprzęty, książek pozbawione”.
Mam tak samo. Moje tanie sosnowe regały. Wolę.
Kiedyś ktoś zapytał mnie: a po co ci te książki?
Hm.. jak to wytłumaczyć komuś kto nie czuje podobnie? Że sentyment, że wspomnienia, że przyjemność z ich posiadania, przyjemność ze świadomości, że są pod ręką i w każdej chwili można po nie sięgnąć. Że one wreszcie też tworzą jakiś rodzaj klimatu mojego mieszkania? Że mieszkania bez książek, dla mnie są mało ciekawe, chociażby były bardzo luksusowe?
Mam taki rytuał.. dwa razy do roku , poświęcam trochę czasu i odkurzam wszystkie moje książki, układam je od nowa i nad każdą trochę sobie „dumam”. Przypominam sobie kiedy ją kupiłam albo od kogo dostałam, w jakim okresie czytałam, o czym jest. I cały czas przy tym się uśmiecham. Właśnie po to chyba je też mam. Żeby się uśmiechać ( nie tylko kiedy je czytam), ale też wtedy kiedy na nie patrzę.
" Podoba mi się tu, wśród moich książek. Moja biblioteka jest dla mnie tak podniecająca jak dla niektórych kalendarz Pirelli. Żaden film, żadne zdjęcie , nie dadzą mi takiej radości, takiego poczucia bogactwa, jak kartkowanie stron. Cichy akt czytania ma w sobie coś wzniosłego, intymnego".
Umberto Eco
- DST 40.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:58
- VAVG 20.34km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!