Piątek, 11 kwietnia 2014
"Wredny ojciec, wredna matka":)
Taka dzisiaj piosenka, bo przecież.. w każdym z was, nas .. jest wariat:).
I taki fragment ( spodobało mi się bardzo zdanie o pływaniu):
„ Większość ludzi nie chce pływać dopóki nie nauczy się pływania” Czy to nie dowcipne? Oczywiście nie chcą pływać! Urodzili się przecież dla ziemi, nie dla wody. I oczywiście nie chcą myśleć, gdyż stworzeni zostali do życia, a nie do myślenia. Tak, a kto myśli i kto z myślenia czyni sprawę najważniejszą, ten może wprawdzie w tej dziedzinie zajść daleko, ale taki człowiek zamienił ziemię na wodę i musi kiedyś utonąć”.
H. Hesse „ Wilk stepowy”
Po kilku latach maratonowej „gorączki” ogarnął mnie taki jakiś.. spokój jeśli chodzi o ten temat w moim życiu.
Tak sobie właśnie dzisiaj pomyślałam. Zapytał mnie ktoś niedawno: jak tam Iza, będziesz rywalizować z „naszą” zawodniczką? Uśmiechnęłam się. Ze spokojem przyjęłam to pytanie.
Za chwilę następne pytanie: A ile km przejechałaś w tym roku?
Odpowiadam, że tysiąc.
1000 ? tylko tyle?
No tylko tyle. I co? I nic. Świat się skończy? No nie.
„Ich” zawodniczka też zapewne będzie ode mnie lepsza. Bo ciężko trenuje, bo dla niej to sprawa priorytetowa, bo wreszcie jest ode mnie młodsza, ma też więcej zapału chyba, bo jeździ w maratonach krócej ode mnie. No i nic. Mnie to nie martwi. Będzie lepsza. Nie ona jedna. No jasne – chciałoby się być dobrym. Mieć dobre wyniki. Jasne. To przyjemne. Nawet bardzo. Ale w tym sezonie bardziej niż kiedykolwiek ważne będzie dla mnie to, żeby mieć z tego wielką frajdę, która niekoniecznie wiąże się z super wynikiem. I przede wszystkim myślę o tym żeby w ogóle było dane mi wystartować w tych wyścigach, w których chciałabym wystartować. Bo okoliczności są jakie są i nie jestem tak do końca w pełni dyspozycyjna . W tym sezonie najważniejsze będą dla mnie spotkania z ludźmi, a taką okazję będą mi dawać maratony. Chyba najbardziej mnie to w tym wszystkim cieszy. No i uczucie spełnienia.. na mecie. A ono niekoniecznie musi się wiązać z super wynikiem, prawda?
A poza tym jest jeszcze tyle innych rzeczy… do zrobienia. I one zaczynają wysuwać się na pierwszy plan.
Napisała kiedyś w felietonie w Przeglądzie Sportowym Justyna Kowalczyk, ze będzie startować dopóki będzie jej to sprawiać przyjemność. I ja tak myślę… do niczego zmuszać się nie zamierzam. Jeśli to przestanie cieszyć, powiem sobie „ dość”. Na razie jeszcze cieszy. Nie w takim stopniu jak kiedyś, ale cieszy. To wiem. Tylko już zupełnie inaczej niż kiedyś. I pogodziłam się z tym faktem. I przyjmuję go ze spokojem.
Pogoda dzisiaj była delikatnie mówiąc niezbyt zachęcająca do opuszczenia ciepłego domu, ale opuściłam go, ubrana jak na zimowe jeżdżenie niemalże. Trasa płaska, więc bez większych emocji, przygód i widoków niestety, ale jakoś w tę mglistą pogodę nie chciało mi się wyruszać na górki, bo i tak bym nic nie zobaczyła. Pojechałam sobie więc do Borzęcina przez Las Radłowski , niebieskim szlakiem rowerowym do samego Borzęcina, potem do Bielczy i przez Las do domu. Taka jazda bez większej historii.
Może jutro będzie lepiej?br>
Spotkany po drodze © lemuriza1972
Kaczeńce jakieś takie mocno osamotnione © lemuriza1972
„ Większość ludzi nie chce pływać dopóki nie nauczy się pływania” Czy to nie dowcipne? Oczywiście nie chcą pływać! Urodzili się przecież dla ziemi, nie dla wody. I oczywiście nie chcą myśleć, gdyż stworzeni zostali do życia, a nie do myślenia. Tak, a kto myśli i kto z myślenia czyni sprawę najważniejszą, ten może wprawdzie w tej dziedzinie zajść daleko, ale taki człowiek zamienił ziemię na wodę i musi kiedyś utonąć”.
H. Hesse „ Wilk stepowy”
Po kilku latach maratonowej „gorączki” ogarnął mnie taki jakiś.. spokój jeśli chodzi o ten temat w moim życiu.
Tak sobie właśnie dzisiaj pomyślałam. Zapytał mnie ktoś niedawno: jak tam Iza, będziesz rywalizować z „naszą” zawodniczką? Uśmiechnęłam się. Ze spokojem przyjęłam to pytanie.
Za chwilę następne pytanie: A ile km przejechałaś w tym roku?
Odpowiadam, że tysiąc.
1000 ? tylko tyle?
No tylko tyle. I co? I nic. Świat się skończy? No nie.
„Ich” zawodniczka też zapewne będzie ode mnie lepsza. Bo ciężko trenuje, bo dla niej to sprawa priorytetowa, bo wreszcie jest ode mnie młodsza, ma też więcej zapału chyba, bo jeździ w maratonach krócej ode mnie. No i nic. Mnie to nie martwi. Będzie lepsza. Nie ona jedna. No jasne – chciałoby się być dobrym. Mieć dobre wyniki. Jasne. To przyjemne. Nawet bardzo. Ale w tym sezonie bardziej niż kiedykolwiek ważne będzie dla mnie to, żeby mieć z tego wielką frajdę, która niekoniecznie wiąże się z super wynikiem. I przede wszystkim myślę o tym żeby w ogóle było dane mi wystartować w tych wyścigach, w których chciałabym wystartować. Bo okoliczności są jakie są i nie jestem tak do końca w pełni dyspozycyjna . W tym sezonie najważniejsze będą dla mnie spotkania z ludźmi, a taką okazję będą mi dawać maratony. Chyba najbardziej mnie to w tym wszystkim cieszy. No i uczucie spełnienia.. na mecie. A ono niekoniecznie musi się wiązać z super wynikiem, prawda?
A poza tym jest jeszcze tyle innych rzeczy… do zrobienia. I one zaczynają wysuwać się na pierwszy plan.
Napisała kiedyś w felietonie w Przeglądzie Sportowym Justyna Kowalczyk, ze będzie startować dopóki będzie jej to sprawiać przyjemność. I ja tak myślę… do niczego zmuszać się nie zamierzam. Jeśli to przestanie cieszyć, powiem sobie „ dość”. Na razie jeszcze cieszy. Nie w takim stopniu jak kiedyś, ale cieszy. To wiem. Tylko już zupełnie inaczej niż kiedyś. I pogodziłam się z tym faktem. I przyjmuję go ze spokojem.
Pogoda dzisiaj była delikatnie mówiąc niezbyt zachęcająca do opuszczenia ciepłego domu, ale opuściłam go, ubrana jak na zimowe jeżdżenie niemalże. Trasa płaska, więc bez większych emocji, przygód i widoków niestety, ale jakoś w tę mglistą pogodę nie chciało mi się wyruszać na górki, bo i tak bym nic nie zobaczyła. Pojechałam sobie więc do Borzęcina przez Las Radłowski , niebieskim szlakiem rowerowym do samego Borzęcina, potem do Bielczy i przez Las do domu. Taka jazda bez większej historii.
Może jutro będzie lepiej?br>
Spotkany po drodze © lemuriza1972
Kaczeńce jakieś takie mocno osamotnione © lemuriza1972
A na koniec fragment wywiadu z Dorotą Miśkiewicz ( dla niezorientowanych, Dorota jest wokalistką, córką Henryka Miśkiewicza, jazzmana):
„ Nie bywa pani bohaterką portali plotkarskich.
- Ależ zdarzyło mi się . Kiedyś powiedziałam, że nie jestem tak popularna, by pisali o mnie na Pudelku. Więc Pudelek postanowił zadośćuczynić tej tęsknocie, zamieszczając moje zdjęcie. Takie pierwsze lepsze z brzegu. W rezultacie bohaterem większości komentarzy był mój świecący nos, a jeden z moich ulubionych wpisów brzmiał mniej więcej tak: „ Ma wredne oczy, więc ma wredną matkę lub ojca”.
- Ależ zdarzyło mi się . Kiedyś powiedziałam, że nie jestem tak popularna, by pisali o mnie na Pudelku. Więc Pudelek postanowił zadośćuczynić tej tęsknocie, zamieszczając moje zdjęcie. Takie pierwsze lepsze z brzegu. W rezultacie bohaterem większości komentarzy był mój świecący nos, a jeden z moich ulubionych wpisów brzmiał mniej więcej tak: „ Ma wredne oczy, więc ma wredną matkę lub ojca”.
( WO Ekstra)
A na koniec taka całkiem sympatyczna piosenka, usłyszana dzisiaj w Radiu Kraków.
PS właśnie Marek Niedżwiecki powiedział, ze jutro jest... Dzień Łasucha.
Dobra wiadomość, prawda? ( dla łasuchów rzecz jasna)>
„ Nie bywa pani bohaterką portali plotkarskich.
- Ależ zdarzyło mi się . Kiedyś powiedziałam, że nie jestem tak popularna, by pisali o mnie na Pudelku. Więc Pudelek postanowił zadośćuczynić tej tęsknocie, zamieszczając moje zdjęcie. Takie pierwsze lepsze z brzegu. W rezultacie bohaterem większości komentarzy był mój świecący nos, a jeden z moich ulubionych wpisów brzmiał mniej więcej tak: „ Ma wredne oczy, więc ma wredną matkę lub ojca”.
- Ależ zdarzyło mi się . Kiedyś powiedziałam, że nie jestem tak popularna, by pisali o mnie na Pudelku. Więc Pudelek postanowił zadośćuczynić tej tęsknocie, zamieszczając moje zdjęcie. Takie pierwsze lepsze z brzegu. W rezultacie bohaterem większości komentarzy był mój świecący nos, a jeden z moich ulubionych wpisów brzmiał mniej więcej tak: „ Ma wredne oczy, więc ma wredną matkę lub ojca”.
( WO Ekstra)
A na koniec taka całkiem sympatyczna piosenka, usłyszana dzisiaj w Radiu Kraków.
PS właśnie Marek Niedżwiecki powiedział, ze jutro jest... Dzień Łasucha.
Dobra wiadomość, prawda? ( dla łasuchów rzecz jasna)>
- DST 50.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:07
- VAVG 23.62km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Zawsze mnie bawią takie pytania o ilość przejechanych km jednego dnia, w miesiącu, roku. Ludzie zapominają, że to nie ilość tych km jest istotna, lecz ich jakość.
Dzień Łasucha właśnie świętuję. 250-cio gramową paczką Michaszków :] marusia - 18:08 sobota, 12 kwietnia 2014 | linkuj
Dzień Łasucha właśnie świętuję. 250-cio gramową paczką Michaszków :] marusia - 18:08 sobota, 12 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!