Niedziela, 13 kwietnia 2014
Niedzielne wariacje
Ponieważ bezgranicznie zakochałam się w coverze happysadu pt „Kostuchna” wykonywanym przez IB, zainteresowałam się, czy ten cover jest na którejś z płyt happysadu. Okazało się, że tak, więc od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką płyty pt Zadyszka.
Oprócz wspomnianej „Kostuchny”, dwa moje ulubione utwory z tej płyty to te:
A „Kostuchna” się tak do mnie „przyczepiła” ( słucham jej co najmniej raz dziennie), że jadąc na rowerze nucę sobie pod nosem końcowe słowa piosenki: A kostucha czarnucha, zagradza drogę mi…
No i tak dzisiaj jadąc ścieżką rowerową nuciłam sobie, a przede mną jakiś pan dość nieporadnie sobie poczynał na rowerze i musiałam się sporo natrudzić, żeby jakoś go wyminąć bezkolizyjnie. I jakoś tak nieświadomie mijając go , zaśpiewało mi się: a kostucha czarnucha zagradza drogę mi… :). Ciekawe co pomyślał...
Słońce nareszcie zaszczyciło nas swoją obecnością ( ale tylko tak do połowy dnia), więc byłoby niefajnie nie wykorzystać tego. Temperatura nie była jakaś specjalnie wysoka, ale na podjazdach było ciepło. Trochę gorzej było na zjazdach. Plan był taki, żeby pojeździć w bardzo spokojnym tempie, ale przynajmniej 3 godziny. Chciałam też pokręcić trochę w terenie. Wszystko udało się jak najbardziej, a nawet bardziej:), bo nie spodziewałam się, że po wczorajszym ostrym podjeżdżaniu, dam radę zrobić dzisiaj tyle podjazdów. No, ale udało się. Pojechałam na Marcinkę, wałem wzdłuż Białej, a potem szutrowym podjazdem. Razem pewnie jakieś 2 km podjazdu.Z Marcinki czerwonym pieszym szlakiem i na Słoną podjazdem, który ostatnio chciałam zrobić, ale rower mi na to nie pozwolił. Tak więc cały czas czerwonym pieszym szlakiem. Początek podjazdu asfaltowy i taki dający w kość ( tak więc młynek). Potem już lepiej, ale też niełatwo bo zaczyna się teren, a dzisiaj nie do końca łatwo było, bo trochę błota i kolein, więc sił to nieco kosztowało. Jakieś 3 km podjazdu.
Ze Słonej zjechałam zjazdem Kolosa. Niestety jest jeszcze sporo liści, co ostudza moje zapały co do rozwinięcia jakiejś znaczącej prędkości. Boję się tego co może być pod spodem. Ale i tak fajnie się zjeżdżało.
Zastanawiałam się co dalej. Myślałam o Wale, ale postanowiłam jednak pojechać na Lubinkę podjazdem z Pleśnej, obok kościoła. Będzie pewnie jakieś dwa kilometry, ale ten pierwszy kilometr jest konkretny. Stromo, więc znowu młynkowanie. Na tym w zasadzie zamierzałam zakończyć to dzisiejsze podjeżdżanie, ale pomyślałam sobie… jakoś tak mało i krótko, więc zjechałam z Lubinki i podjechałam na nią bocznym podjazdem Pana Adama ( kilometr podjeżdżania, pierwsze 500 m naprawdę dość „ostre”). I wciąż jakoś było mi mało, więc zjechałam do Doliny Izy ( pięknie się zazielenia) i podjechałam z powrotem do góry czyli 3 km terenem. I tutaj zaczęłam już czuć zmęczenie.
Na koniec zafundowałam sobie zjazd terenowy z Lubinki, ten którym jechałam jakiś miesiąc temu. Kawałek solidnego, terenowego zjeżdżania częściowo lasem. To jest naprawdę fajny zjazd. Mega przyjemność to była z tego zjeżdżania. Duzo kolein, trochę kamieni, trochę błota. Fajniiiieeeeee......
A potem już do domu niebieskim naddunajcowym i przez Buczynę. Kiedy wyjeżdżałam z myjki, zobaczyłam jadącą na rowerze młodą niewiastę ( KTM crossowy na cienkich oponach). Niewiasta zmobilizowała mnie do wykonania ostatniego wysiłku tego dnia. I jakoś dziwnie siły się znalazły jeszcze, żeby dziewczę dogonić.
Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że na takich jak ja czyli z końca stawki peletonu, mawia się.. leszcze… Leszcz to rodzaj męski, pomyślałam więc , że co do kobiet chyba właściwie byłoby określenie Leszczynka. Jak się Wam podoba dziewczyny?:).
A na koniec koncertowa gutkowa „Kostuchna” i kilka zdjęć.
Wiosna po drodze © lemuriza1972
Mocno kwiatowo © lemuriza1972
W drodze na szczyt Słonej Góry © lemuriza1972
Trochę górek © lemuriza1972
Cmentarz na Słonej © lemuriza1972
W lesie na Słonej © lemuriza1972
Koncówka zjazdu Kolosa © lemuriza1972
Podjazd od Pleśnej na Lubinkę © lemuriza1972
Jeziorko w Dolinie Izy © lemuriza1972
Zjazd do Dąbrówki Szczepanowskiej © lemuriza1972
Widok po drodze © lemuriza1972
A „Kostuchna” się tak do mnie „przyczepiła” ( słucham jej co najmniej raz dziennie), że jadąc na rowerze nucę sobie pod nosem końcowe słowa piosenki: A kostucha czarnucha, zagradza drogę mi…
No i tak dzisiaj jadąc ścieżką rowerową nuciłam sobie, a przede mną jakiś pan dość nieporadnie sobie poczynał na rowerze i musiałam się sporo natrudzić, żeby jakoś go wyminąć bezkolizyjnie. I jakoś tak nieświadomie mijając go , zaśpiewało mi się: a kostucha czarnucha zagradza drogę mi… :). Ciekawe co pomyślał...
Słońce nareszcie zaszczyciło nas swoją obecnością ( ale tylko tak do połowy dnia), więc byłoby niefajnie nie wykorzystać tego. Temperatura nie była jakaś specjalnie wysoka, ale na podjazdach było ciepło. Trochę gorzej było na zjazdach. Plan był taki, żeby pojeździć w bardzo spokojnym tempie, ale przynajmniej 3 godziny. Chciałam też pokręcić trochę w terenie. Wszystko udało się jak najbardziej, a nawet bardziej:), bo nie spodziewałam się, że po wczorajszym ostrym podjeżdżaniu, dam radę zrobić dzisiaj tyle podjazdów. No, ale udało się. Pojechałam na Marcinkę, wałem wzdłuż Białej, a potem szutrowym podjazdem. Razem pewnie jakieś 2 km podjazdu.Z Marcinki czerwonym pieszym szlakiem i na Słoną podjazdem, który ostatnio chciałam zrobić, ale rower mi na to nie pozwolił. Tak więc cały czas czerwonym pieszym szlakiem. Początek podjazdu asfaltowy i taki dający w kość ( tak więc młynek). Potem już lepiej, ale też niełatwo bo zaczyna się teren, a dzisiaj nie do końca łatwo było, bo trochę błota i kolein, więc sił to nieco kosztowało. Jakieś 3 km podjazdu.
Ze Słonej zjechałam zjazdem Kolosa. Niestety jest jeszcze sporo liści, co ostudza moje zapały co do rozwinięcia jakiejś znaczącej prędkości. Boję się tego co może być pod spodem. Ale i tak fajnie się zjeżdżało.
Zastanawiałam się co dalej. Myślałam o Wale, ale postanowiłam jednak pojechać na Lubinkę podjazdem z Pleśnej, obok kościoła. Będzie pewnie jakieś dwa kilometry, ale ten pierwszy kilometr jest konkretny. Stromo, więc znowu młynkowanie. Na tym w zasadzie zamierzałam zakończyć to dzisiejsze podjeżdżanie, ale pomyślałam sobie… jakoś tak mało i krótko, więc zjechałam z Lubinki i podjechałam na nią bocznym podjazdem Pana Adama ( kilometr podjeżdżania, pierwsze 500 m naprawdę dość „ostre”). I wciąż jakoś było mi mało, więc zjechałam do Doliny Izy ( pięknie się zazielenia) i podjechałam z powrotem do góry czyli 3 km terenem. I tutaj zaczęłam już czuć zmęczenie.
Na koniec zafundowałam sobie zjazd terenowy z Lubinki, ten którym jechałam jakiś miesiąc temu. Kawałek solidnego, terenowego zjeżdżania częściowo lasem. To jest naprawdę fajny zjazd. Mega przyjemność to była z tego zjeżdżania. Duzo kolein, trochę kamieni, trochę błota. Fajniiiieeeeee......
A potem już do domu niebieskim naddunajcowym i przez Buczynę. Kiedy wyjeżdżałam z myjki, zobaczyłam jadącą na rowerze młodą niewiastę ( KTM crossowy na cienkich oponach). Niewiasta zmobilizowała mnie do wykonania ostatniego wysiłku tego dnia. I jakoś dziwnie siły się znalazły jeszcze, żeby dziewczę dogonić.
Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że na takich jak ja czyli z końca stawki peletonu, mawia się.. leszcze… Leszcz to rodzaj męski, pomyślałam więc , że co do kobiet chyba właściwie byłoby określenie Leszczynka. Jak się Wam podoba dziewczyny?:).
A na koniec koncertowa gutkowa „Kostuchna” i kilka zdjęć.
Wiosna po drodze © lemuriza1972
Mocno kwiatowo © lemuriza1972
W drodze na szczyt Słonej Góry © lemuriza1972
Trochę górek © lemuriza1972
Cmentarz na Słonej © lemuriza1972
W lesie na Słonej © lemuriza1972
Koncówka zjazdu Kolosa © lemuriza1972
Podjazd od Pleśnej na Lubinkę © lemuriza1972
Jeziorko w Dolinie Izy © lemuriza1972
Zjazd do Dąbrówki Szczepanowskiej © lemuriza1972
Widok po drodze © lemuriza1972
- DST 61.00km
- Teren 25.00km
- Czas 03:27
- VAVG 17.68km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Podjazd znany. Jest tam nawet możliwość 3-4 tras wjazdu.
Co do zjazdu, to dziś kompletnie wysiadła mi topografia, więc nawet nie wysilam się co, gdzie, jak.
Idealnie gdyby każda droga miała jakąś swoją nazwę. Wtedy można powiedzieć; jedziemy X, potem Y a na końcu Z :) Gość - 21:13 środa, 16 kwietnia 2014 | linkuj
Co do zjazdu, to dziś kompletnie wysiadła mi topografia, więc nawet nie wysilam się co, gdzie, jak.
Idealnie gdyby każda droga miała jakąś swoją nazwę. Wtedy można powiedzieć; jedziemy X, potem Y a na końcu Z :) Gość - 21:13 środa, 16 kwietnia 2014 | linkuj
zjazd znasz, to jest ten zjazd, którym zjeżdża się do Dąbrówki Sz., wprost na niebieski szlak. wyjeżdża się taką drogą polną między dwoma domami.
Jeśli chodzi o podjazd, to zaraz jak się zaczyna pierwsza serpentyna na głównej ( powiatowej ) drodze na Lubince, tuż przed nią po lewej stronie jest wąska asfaltowa droga w doł ( drzewo ze znakiem żółtego szlaku rowerowego). Trzeba zjechać tam kawałek w dół a potem zaczyna się podjazd, którym wyjeżdża się na Lubinkę obok kapliczki. Lemuriza1972 - 18:05 środa, 16 kwietnia 2014 | linkuj
Jeśli chodzi o podjazd, to zaraz jak się zaczyna pierwsza serpentyna na głównej ( powiatowej ) drodze na Lubince, tuż przed nią po lewej stronie jest wąska asfaltowa droga w doł ( drzewo ze znakiem żółtego szlaku rowerowego). Trzeba zjechać tam kawałek w dół a potem zaczyna się podjazd, którym wyjeżdża się na Lubinkę obok kapliczki. Lemuriza1972 - 18:05 środa, 16 kwietnia 2014 | linkuj
Coś więcej na temat podjazdu Pana Adama i zjazdu terenowego > jakaś bliższa lokalizacja ?
Lechita - 20:34 wtorek, 15 kwietnia 2014 | linkuj
za to malachitowe jeziorko prezentuje się uroczo :)
Lechita - 19:35 niedziela, 13 kwietnia 2014 | linkuj
Zjazd Kolosa jakoś mało "liściasty". Faktycznie prawie nie ma tam liści ?
Oj zdjęcie nie pokaże tym co nie znają jaki jest ten podjazd w Pleśnej. Trzeba go przeżyć.
Pomału, pomału, las zaczyna zarastać. Lechita - 19:12 niedziela, 13 kwietnia 2014 | linkuj
Oj zdjęcie nie pokaże tym co nie znają jaki jest ten podjazd w Pleśnej. Trzeba go przeżyć.
Pomału, pomału, las zaczyna zarastać. Lechita - 19:12 niedziela, 13 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!