Wtorek, 12 sierpnia 2014
Tęskniąc...
Może już było, ale to jest najpiękniejsza wersja, więc jeśli było, to będzie jeszcze raz.
I jeszcze trochę możliwości wokalnych Hanki:
Góry moje góry © lemuriza1972
Kiedyś trzeba was zostawić © lemuriza1972
W Jaworkach, teskniąc za górami © lemuriza1972
Muzyczna Owczarnia © lemuriza1972
W oczekiwaniu na koncert © lemuriza1972
I jeszcze trochę możliwości wokalnych Hanki:
Jakie dobre wiadomości dzisiaj przyszły! Jest już program jesiennej trasy Indios Bravos.
Kraków, Kielce, Rzeszów, Zabrze – to te miejsca najbliższe. Będzie w czym wybierać.
Moja Przyjaciółka Agnieszka powiedziała dzisiaj, że jak wraca z gór, że kiedy tylko góry zostają za nią, to czuje się już „rozbita”, to potrzebuje czasu (sporo czasu) żeby na nowo wejść w swoje codzienne życie. Tak to jest.
Więc było niełatwo wejść w codzienne życie po powrocie z gór, po powrocie z koncertu i po.. powrocie do pracy. Na tyle trudno, że kiedy dzisiaj przyszłam z pracy, ugotowałam i zjadłam obiad, znowu nieco ciężko było się zmobilizować do wyjścia z domu. Wyjścia z rowerem. Ale wyszłam.
Przyjemnie, bo chłodno. Nogi jednak z lekkimi zakwasami, po sobotniej wędrówce nieco "niedomagające".
Ciężko się kręciło pod górę. Z troską myślałam o niedzielnym maratonie, który łatwy nie będzie.
Na dzień dzisiejszy jakoś go … nie widzę. Pocieszam się tym, że do niedzieli sporo czasu i może nogi dojdą do siebie.
A dzisiaj było przez Buczynę (mokro wszędzie, mocno mokro), podjazd Pit Stopem (mokry i „rozluźniony”) przez co trudniejszy. A potem zjazd Adama do Doliny Izy. Mokry, błotny, ale dość "przyczepny". Pomimo tego ostrożnie go jechałam, bo jest pełen pułapek. Raz nawet chciałam zostać koleżanką Staszka:) i już prawie się wypięłam, ale jednak stopa szybko wróciła na swoje miejsce i jakoś dałam radę. Potem podjazd szutrem do góry w Dolinie, w dość dobrym tempie, a na koniec zjazd szutrem na Lubince. Początkowo w planie miałam zjazd zjazdem Staszka, ale za mało czasu miałam i trzeba było wracać.
I jeszcze trochę wspomnień:
Moja Przyjaciółka Agnieszka powiedziała dzisiaj, że jak wraca z gór, że kiedy tylko góry zostają za nią, to czuje się już „rozbita”, to potrzebuje czasu (sporo czasu) żeby na nowo wejść w swoje codzienne życie. Tak to jest.
Więc było niełatwo wejść w codzienne życie po powrocie z gór, po powrocie z koncertu i po.. powrocie do pracy. Na tyle trudno, że kiedy dzisiaj przyszłam z pracy, ugotowałam i zjadłam obiad, znowu nieco ciężko było się zmobilizować do wyjścia z domu. Wyjścia z rowerem. Ale wyszłam.
Przyjemnie, bo chłodno. Nogi jednak z lekkimi zakwasami, po sobotniej wędrówce nieco "niedomagające".
Ciężko się kręciło pod górę. Z troską myślałam o niedzielnym maratonie, który łatwy nie będzie.
Na dzień dzisiejszy jakoś go … nie widzę. Pocieszam się tym, że do niedzieli sporo czasu i może nogi dojdą do siebie.
A dzisiaj było przez Buczynę (mokro wszędzie, mocno mokro), podjazd Pit Stopem (mokry i „rozluźniony”) przez co trudniejszy. A potem zjazd Adama do Doliny Izy. Mokry, błotny, ale dość "przyczepny". Pomimo tego ostrożnie go jechałam, bo jest pełen pułapek. Raz nawet chciałam zostać koleżanką Staszka:) i już prawie się wypięłam, ale jednak stopa szybko wróciła na swoje miejsce i jakoś dałam radę. Potem podjazd szutrem do góry w Dolinie, w dość dobrym tempie, a na koniec zjazd szutrem na Lubince. Początkowo w planie miałam zjazd zjazdem Staszka, ale za mało czasu miałam i trzeba było wracać.
I jeszcze trochę wspomnień:
Góry moje góry © lemuriza1972
Kiedyś trzeba was zostawić © lemuriza1972
W Jaworkach, teskniąc za górami © lemuriza1972
Muzyczna Owczarnia © lemuriza1972
W oczekiwaniu na koncert © lemuriza1972
- DST 36.00km
- Teren 13.00km
- Czas 01:58
- VAVG 18.31km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!