Niedziela, 24 sierpnia 2014
Sanok Cyklokarpaty - relacja
Skąd dziennikarz wziął informacje o 500 uczestnikach, to nie wiem.
Bo frekwencja taka wysoka nie była . Ok 300 osób na wszystkich trzech dystansach, w tym na mega niewiele ponad 130, a na giga 34.
Maraton nr 53
Kategoria: 5/5
Open kobiety: 9/10
Open: 121/ 134
Czas : 3 h 19 min
Przewyższenie: ok 1100 m
Km:40
Podczas ubiegłorocznej rozmowy o startujących w wyścigach mtb tarnowianach, Krzysiek Łuczkowiec powiedział (kiedy mówiłam, że jest nas sporo), że wcale nie jest nas tak sporo wg niego zawodnik to taka osoba, która wystartuje w sezonie w przynajmniej 10 wyścigach. Mój wczorajszy był wyścigiem nr 11. Mogłabym więc mianować się zawodnikiem, miernym ale jednak zawodnikiem:).
No, ale za zawodnika –kolarza nie uważam się i nigdy uważać nie będę. Kolarz równa się dla mnie – profesjonalne treningi pod czyimś (trenera) nadzorem. Treningi, zgrupowania i to wszystko co jest czymś więcej niż tylko pasjonowaniem się jazdą na rowerze. Ja się tylko pasjonuję i „trenuję”, a właściwie jeżdżę na rowerze w miarę posiadanego czasu, zdrowia i chęci (te nie zawsze są takie same, bo czasem po 8 godzinach pracy trudno zmusić się do jakiejś wydajnej jazdy).
Na ten maraton wyruszyliśmy w składzie: Pani Krystyna, Pan Adam, Andrzej Wytrwał i olbrzymia dla nas niespodzianka… Sławek Bartnik, który obecnie mieszka w Austrii. Sławek to bardzo dobry zawodnik i brakuje nam go w tegorocznych startach na Cyklo. Gdyby startował nasza pozycja w klasyfikacji drużynowej byłaby zapewne dużo korzystniejsza.
To był mój pierwszy Sanok, więc byłam bardzo ciekawa trasy.
Miasto bardzo piękne (udało nam się z Krysią na rozgrzewce trafić na sanocki Rynek. Chciałabym tutaj kiedyś przyjechać na wycieczkę, głownie w celu odwiedzenia Muzeum Historycznego, bo w nim zgromadzone są obrazy Zdzisława Beksińskiego). Byłam do tego maratonu nastawiona pozytywnie. Odpoczęłam w tygodniu (raz tylko wsiadłam na rower), wyspałam się, rower dostał nowe części, pogoda dopisała.
A jednak tego wyścigu do udanych zaliczyć nie mogę. Jechało się ciężko i bez wielkiej woli walki. Trudno o tę walkę kiedy spore fragmenty jedzie się samotnie, a przeciwniczek nie ma w zasięgu wzroku (chociaż jak się okazało ta bezpośrednia daleko mi nie odjechała, to jednak nie mając jej na widoku ciężko było dojechać. Szkoda, bo szansa pewnie była, jak się okazało na mecie dzieliły nas 2 minuty. Można to było nadrobić).
Start bardzo szybki (co niespecjalnie w tym sezonie lubię, kiedyś było to moim atutem, potrafiłam dość mocno mobilizować się podczas takich startów i jechać szybko). Tym razem też się staram, ale jest ciężko. Pilnuję Magdy Piróg i Gośki Budzyńskiej. Przez pierwsze kilometry udaje się. Gośkę wyprzedzam na zjeździe. Potem jednak na prostej ona wyprzedza mnie i już nie mamy okazji spotkać się na trasie.
Przejazd przez skansen to ciekawostka, szkoda, że nie ma czasu popatrzeć. Wjeżdżamy do lasu i zaczynają się problemy. Jest błoto, błoto z gatunku tych bieszczadzkich, lepiące się do wszystkiego. Ot glinka. Wiele osób ma problemy i zaczyna się trochę korkować.
Trasa mocno interwałowa. Podjazdy w większości krótkie, ale jest ich dużo. Zjazdy też krótkie. Niespecjalnie gdzie jest odpocząć. Nie ma długich zjazdów na których można byłoby złapać oddech. Mnie jednak te zjazdy pasują, chociaż śliskie, gliniaste, to dobrze mi się zjeżdża i tutaj mam okazję powyprzedzać trochę.
Niestety na podjazdach jest gorzej. Sporo osób mnie wyprzedza. Kiedyś też było inaczej. Była większa moc na podjazdach. Wychodzi brak przygotowania siłowego w zimie. Co z tego, że na zjazdach jest naprawdę dobrze. Nie da się przejechać maratonu tylko dobrze zjeżdżając.
Początek dystansu jedziemy z Krysią. Krysia narzeka, że kiepsko jej się jedzie, że żołądek w jakimś dziwnym stanie i że trudno jej zdopingować się do walki, ale pomimo tego wiem, że da radę. Wiem też, że w końcu kiedyś mnie wyprzedzi.
W mojej okolicy jedzie też koleżanka ze Strzyżowa (Ola). Jest w „młodszej” kategorii, ale jej obecność „w okolicy” mobilizuje mnie to nieco lepszej jazdy. Tasujemy się na trasie, raz ja z przodu, raz ona. Nieźle sobie radzi w błocie, poza jednym wyjątkiem, kiedy rower jej robi niespodziankę i wpada do rowu. Kolega pomaga jej podnieść rower, Ola się podnosi, upewniamy się czy wszystko ok i jedziemy dalej.
Po wyjeździe na odcinek asfaltowy wszystkie trzy (Krysia, Ola i ja) dojeżdżamy do Jacka z Krynicy i jego kolegi. Kolega Jacka mówi:
patrz Jacek jakie szczęście, trzy kobiety z nami jadą.
Jest wesoło. Jacek opowiada jak podczas któregoś maratonu kolega na trasie dopingował go mówiąc:
„Jacek 8 kobiet cię wyprzedziło w tym jedna z nadwagą”.
Długo jedziemy razem. Panowie raz tyłu, raz z przodu. Na którymś z podjazdów panowie idą, ja jadę za nimi. Kolega Jacka mówi: Jacek przepuść koleżankę.
Jacek mówi: aaa ok.. koleżanka idzie.
Kolega: nie idzie, tylko jedzie. Nie wstyd ci?
Jacek: nie. Fajnie jest.
I tak sobie jedziemy większość trasy razem. Panowie „w okolicy” mobilizują mnie do lepszej jazdy, bo dziewczyny mi trochę odjechały. Widzę je na długim podejściu łąką. Dostrzegam nawet Gośkę Budzyńską. Jest blisko, ale ja jednak nie daję rady zwiększyć swojej prędkości na tym podejściu. Jak zwykle podejścia to moja pięta achillesowa. Sporo tracę, a to jest wyjątkowo długie, dodatkowo dogrzewa na nim słońce. Dochodzi mnie Jacek z kolegą. Kolega mówi: i znowu mamy koleżankę.
Ja mówię: bo szybciej chodzicie.
Potem mamy bufet, na bufecie zbieram się szybciej niż oni i zaczynam podjazd. Podjazd za jakiś czas zamienia się w podejście i słyszę za sobą kolegę Jacka. - Jacek opłacało się siedzieć w krzaczorach, koleżanka znowu przed nami.
Wyprzedzają mnie. Zaczyna się jednak techniczny kawałek i mam nadzieję, że tutaj trochę zyskam. Stromy, śliski zjazd. Jadę. Widzę, że Jacek się przewraca, kolega też ma problemy, a mnie udaje się zjechać i to jest ostatnie moje spotkanie z Panami na trasie. Martwiłam się trochę, że Jackowi coś się stało, ale kiedy później sprawdzam wyniki na mecie, widzę, że dojechali, więc ok. Gdzieś tam po drodze mam okazję być świadkiem niezwykle malowniczego lądowania starszego Pana w kałuży. Chyba bardziej malowniczego niż Miłosza w Polańczyku. Zatrzymuje się, upewniam się, że wszystko jest w porządku i jadę dalej.
Końcówka trasa jest dość wymagająca technicznie (fajny tor , podobno dh). Zjeżdżanie idzie dość sprawnie, jedynie w jednym momencie schodzę i to był błąd bo chyba byłoby łatwiej zjechać. Schodzenie jest bardzo ciężkie, buty się ślizgają i mam problemy z zejściem prawie takie jak kiedyś w Krynicy, kiedy schodziłam z Góry Parkowej i rower mnie wyprzedzał a Goprowcy mówili : po co wam te rowery dziewczyny, przeszkadzają wam (bo ten zjazd schodziłyśmy razem z Mambą).
Jestem zmęczona, wypatruję już mety z utęsknieniem. Końcówka trasy wzdłuż Sanu (bliska memu sercu rzeka, kiedyś każde wakacje spędzałam u babci w Rudniku nad Sanem). Dość kiepsko oznaczona ta końcówka i mam wątpliwości czy dobrze jadę. Wyprzedzam jednego pana i przed sobą widzę dziewczynę. Jest jednak sporo metrów przede mną, myślę sobie że może uda mi się powalczyć na ostatnich fragmentach trasy. Niestety po wjeździe na błonia nie mogę się wpiąć w pedały (zabłocone pedały i bloki zapchane), kiedy w końcu mi się udaje, zaczynam jechać mocniej. Niestety meta już tuż, tuż i przyjeżdżam 3 sekundy po koleżance. Wynik czasowo kiepski. Na mecie trochę jestem zła na siebie, kiedy okazuje się, że Gośka była blisko i można było zawalczyć o lepszą pozycję. Jechało nas w kategorii tym razem tylko 5 i byłam 5, więc nie mogę być z siebie zadowolona. W open kobiet udało mi się też wyprzedzić tylko jedną dziewczynę, przegrałam też z Olą ze Strzyżowa, nieznacznie ale jednak, w Wierchomli przyjechałam na metę sporo minut przed nią. Trudno więc zaliczyć ten start do udanych, ale nie czułam tego dnia mocy i ciężko też się było zmusić do walki.
Teraz dwa tygodnie przerwy, więc być może w Dukli będzie lepiej. Postaram się odpocząć i na ten wyjątkowy start zmobilizować się bardziej. „Wyjątkowy” ponieważ ostatni w Cyklo w tym roku, wyjątkowy bo jeszcze spróbuję powalczyć o jak najlepszą pozycję w generalce ( będzie ciężko i chociaż na razie jestem 4, to wszystko wskazuje na to, że mogę spać nawet na 6 pozycję, jeśli koleżanki zaliczą obowiązkowe 6 startów) i wyjątkowy z jeszcze jednego powodu, ale tego zdradzać na razie nie będę.
Chcę jeszcze zaakcentować , że Pani Krystyna zaliczyła generalkę i oczywiście wygrała ją na giga, bo jedynie ona wśród kobiet była na tyle odważna, żeby cały sezon jeździć dystans giga. Myślę, że tarnowskie środowisko kolarskie powinno być dumne, że to kobieta „od nas”.
Sławek Bartnik zaliczył doskonały występ (3 m w M4 na mega). Gdyby on miał czas na trenowanie tak jak w ubiegłych latach to pewnie nie miałby sobie równych. Jestem dumna, że mam taką koleżankę i kolegę w GTA.
Należą się też duże podziękowania dla JUSTYNY (kto jeździ w CYKLO wie o kim pisze), które niezmiennie wspaniale dopinguje zawodników na trasie Cyklo. Ja tego nie widziałam, chociaż akurat też byłam w tym momencie blisko Justyny (opowiadała mi o wszystkim Krysia, która jechała kilka metrów przede mną). Jeden z zawodników przejeżdżając obok Justyny, wyjął z kieszonki koszulkę z napisem Najlepszy kibic. Super gest. Należało się to Justynie.
Najlepszy kibic Cyklokarpat © lemuriza1972
Pani Krystyna na sanockiej uliczce © lemuriza1972
Miałyśmy nadzieję, że nie miejsce Sławka Bartnika będzie lepsze i było.
Taki napis nas przywitał na sanockim Rynku © lemuriza1972
Wc dedykowane MTB © lemuriza1972
Start maratonu w Sanoku © lemuriza1972
Nasz zagraniczny transfer czyli niezawodny Sławek Bartnik © lemuriza1972
Andrzej Italiano:) © lemuriza1972
Pani Krystyna i ja za nią © lemuriza1972
Na trasie © lemuriza1972
Andrzej w brawurowym przejeździe przez potok:) © lemuriza1972
Po wyścigu © lemuriza1972
Sławek na podium © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
Maraton nr 53
Kategoria: 5/5
Open kobiety: 9/10
Open: 121/ 134
Czas : 3 h 19 min
Przewyższenie: ok 1100 m
Km:40
Podczas ubiegłorocznej rozmowy o startujących w wyścigach mtb tarnowianach, Krzysiek Łuczkowiec powiedział (kiedy mówiłam, że jest nas sporo), że wcale nie jest nas tak sporo wg niego zawodnik to taka osoba, która wystartuje w sezonie w przynajmniej 10 wyścigach. Mój wczorajszy był wyścigiem nr 11. Mogłabym więc mianować się zawodnikiem, miernym ale jednak zawodnikiem:).
No, ale za zawodnika –kolarza nie uważam się i nigdy uważać nie będę. Kolarz równa się dla mnie – profesjonalne treningi pod czyimś (trenera) nadzorem. Treningi, zgrupowania i to wszystko co jest czymś więcej niż tylko pasjonowaniem się jazdą na rowerze. Ja się tylko pasjonuję i „trenuję”, a właściwie jeżdżę na rowerze w miarę posiadanego czasu, zdrowia i chęci (te nie zawsze są takie same, bo czasem po 8 godzinach pracy trudno zmusić się do jakiejś wydajnej jazdy).
Na ten maraton wyruszyliśmy w składzie: Pani Krystyna, Pan Adam, Andrzej Wytrwał i olbrzymia dla nas niespodzianka… Sławek Bartnik, który obecnie mieszka w Austrii. Sławek to bardzo dobry zawodnik i brakuje nam go w tegorocznych startach na Cyklo. Gdyby startował nasza pozycja w klasyfikacji drużynowej byłaby zapewne dużo korzystniejsza.
To był mój pierwszy Sanok, więc byłam bardzo ciekawa trasy.
Miasto bardzo piękne (udało nam się z Krysią na rozgrzewce trafić na sanocki Rynek. Chciałabym tutaj kiedyś przyjechać na wycieczkę, głownie w celu odwiedzenia Muzeum Historycznego, bo w nim zgromadzone są obrazy Zdzisława Beksińskiego). Byłam do tego maratonu nastawiona pozytywnie. Odpoczęłam w tygodniu (raz tylko wsiadłam na rower), wyspałam się, rower dostał nowe części, pogoda dopisała.
A jednak tego wyścigu do udanych zaliczyć nie mogę. Jechało się ciężko i bez wielkiej woli walki. Trudno o tę walkę kiedy spore fragmenty jedzie się samotnie, a przeciwniczek nie ma w zasięgu wzroku (chociaż jak się okazało ta bezpośrednia daleko mi nie odjechała, to jednak nie mając jej na widoku ciężko było dojechać. Szkoda, bo szansa pewnie była, jak się okazało na mecie dzieliły nas 2 minuty. Można to było nadrobić).
Start bardzo szybki (co niespecjalnie w tym sezonie lubię, kiedyś było to moim atutem, potrafiłam dość mocno mobilizować się podczas takich startów i jechać szybko). Tym razem też się staram, ale jest ciężko. Pilnuję Magdy Piróg i Gośki Budzyńskiej. Przez pierwsze kilometry udaje się. Gośkę wyprzedzam na zjeździe. Potem jednak na prostej ona wyprzedza mnie i już nie mamy okazji spotkać się na trasie.
Przejazd przez skansen to ciekawostka, szkoda, że nie ma czasu popatrzeć. Wjeżdżamy do lasu i zaczynają się problemy. Jest błoto, błoto z gatunku tych bieszczadzkich, lepiące się do wszystkiego. Ot glinka. Wiele osób ma problemy i zaczyna się trochę korkować.
Trasa mocno interwałowa. Podjazdy w większości krótkie, ale jest ich dużo. Zjazdy też krótkie. Niespecjalnie gdzie jest odpocząć. Nie ma długich zjazdów na których można byłoby złapać oddech. Mnie jednak te zjazdy pasują, chociaż śliskie, gliniaste, to dobrze mi się zjeżdża i tutaj mam okazję powyprzedzać trochę.
Niestety na podjazdach jest gorzej. Sporo osób mnie wyprzedza. Kiedyś też było inaczej. Była większa moc na podjazdach. Wychodzi brak przygotowania siłowego w zimie. Co z tego, że na zjazdach jest naprawdę dobrze. Nie da się przejechać maratonu tylko dobrze zjeżdżając.
Początek dystansu jedziemy z Krysią. Krysia narzeka, że kiepsko jej się jedzie, że żołądek w jakimś dziwnym stanie i że trudno jej zdopingować się do walki, ale pomimo tego wiem, że da radę. Wiem też, że w końcu kiedyś mnie wyprzedzi.
W mojej okolicy jedzie też koleżanka ze Strzyżowa (Ola). Jest w „młodszej” kategorii, ale jej obecność „w okolicy” mobilizuje mnie to nieco lepszej jazdy. Tasujemy się na trasie, raz ja z przodu, raz ona. Nieźle sobie radzi w błocie, poza jednym wyjątkiem, kiedy rower jej robi niespodziankę i wpada do rowu. Kolega pomaga jej podnieść rower, Ola się podnosi, upewniamy się czy wszystko ok i jedziemy dalej.
Po wyjeździe na odcinek asfaltowy wszystkie trzy (Krysia, Ola i ja) dojeżdżamy do Jacka z Krynicy i jego kolegi. Kolega Jacka mówi:
patrz Jacek jakie szczęście, trzy kobiety z nami jadą.
Jest wesoło. Jacek opowiada jak podczas któregoś maratonu kolega na trasie dopingował go mówiąc:
„Jacek 8 kobiet cię wyprzedziło w tym jedna z nadwagą”.
Długo jedziemy razem. Panowie raz tyłu, raz z przodu. Na którymś z podjazdów panowie idą, ja jadę za nimi. Kolega Jacka mówi: Jacek przepuść koleżankę.
Jacek mówi: aaa ok.. koleżanka idzie.
Kolega: nie idzie, tylko jedzie. Nie wstyd ci?
Jacek: nie. Fajnie jest.
I tak sobie jedziemy większość trasy razem. Panowie „w okolicy” mobilizują mnie do lepszej jazdy, bo dziewczyny mi trochę odjechały. Widzę je na długim podejściu łąką. Dostrzegam nawet Gośkę Budzyńską. Jest blisko, ale ja jednak nie daję rady zwiększyć swojej prędkości na tym podejściu. Jak zwykle podejścia to moja pięta achillesowa. Sporo tracę, a to jest wyjątkowo długie, dodatkowo dogrzewa na nim słońce. Dochodzi mnie Jacek z kolegą. Kolega mówi: i znowu mamy koleżankę.
Ja mówię: bo szybciej chodzicie.
Potem mamy bufet, na bufecie zbieram się szybciej niż oni i zaczynam podjazd. Podjazd za jakiś czas zamienia się w podejście i słyszę za sobą kolegę Jacka. - Jacek opłacało się siedzieć w krzaczorach, koleżanka znowu przed nami.
Wyprzedzają mnie. Zaczyna się jednak techniczny kawałek i mam nadzieję, że tutaj trochę zyskam. Stromy, śliski zjazd. Jadę. Widzę, że Jacek się przewraca, kolega też ma problemy, a mnie udaje się zjechać i to jest ostatnie moje spotkanie z Panami na trasie. Martwiłam się trochę, że Jackowi coś się stało, ale kiedy później sprawdzam wyniki na mecie, widzę, że dojechali, więc ok. Gdzieś tam po drodze mam okazję być świadkiem niezwykle malowniczego lądowania starszego Pana w kałuży. Chyba bardziej malowniczego niż Miłosza w Polańczyku. Zatrzymuje się, upewniam się, że wszystko jest w porządku i jadę dalej.
Końcówka trasa jest dość wymagająca technicznie (fajny tor , podobno dh). Zjeżdżanie idzie dość sprawnie, jedynie w jednym momencie schodzę i to był błąd bo chyba byłoby łatwiej zjechać. Schodzenie jest bardzo ciężkie, buty się ślizgają i mam problemy z zejściem prawie takie jak kiedyś w Krynicy, kiedy schodziłam z Góry Parkowej i rower mnie wyprzedzał a Goprowcy mówili : po co wam te rowery dziewczyny, przeszkadzają wam (bo ten zjazd schodziłyśmy razem z Mambą).
Jestem zmęczona, wypatruję już mety z utęsknieniem. Końcówka trasy wzdłuż Sanu (bliska memu sercu rzeka, kiedyś każde wakacje spędzałam u babci w Rudniku nad Sanem). Dość kiepsko oznaczona ta końcówka i mam wątpliwości czy dobrze jadę. Wyprzedzam jednego pana i przed sobą widzę dziewczynę. Jest jednak sporo metrów przede mną, myślę sobie że może uda mi się powalczyć na ostatnich fragmentach trasy. Niestety po wjeździe na błonia nie mogę się wpiąć w pedały (zabłocone pedały i bloki zapchane), kiedy w końcu mi się udaje, zaczynam jechać mocniej. Niestety meta już tuż, tuż i przyjeżdżam 3 sekundy po koleżance. Wynik czasowo kiepski. Na mecie trochę jestem zła na siebie, kiedy okazuje się, że Gośka była blisko i można było zawalczyć o lepszą pozycję. Jechało nas w kategorii tym razem tylko 5 i byłam 5, więc nie mogę być z siebie zadowolona. W open kobiet udało mi się też wyprzedzić tylko jedną dziewczynę, przegrałam też z Olą ze Strzyżowa, nieznacznie ale jednak, w Wierchomli przyjechałam na metę sporo minut przed nią. Trudno więc zaliczyć ten start do udanych, ale nie czułam tego dnia mocy i ciężko też się było zmusić do walki.
Teraz dwa tygodnie przerwy, więc być może w Dukli będzie lepiej. Postaram się odpocząć i na ten wyjątkowy start zmobilizować się bardziej. „Wyjątkowy” ponieważ ostatni w Cyklo w tym roku, wyjątkowy bo jeszcze spróbuję powalczyć o jak najlepszą pozycję w generalce ( będzie ciężko i chociaż na razie jestem 4, to wszystko wskazuje na to, że mogę spać nawet na 6 pozycję, jeśli koleżanki zaliczą obowiązkowe 6 startów) i wyjątkowy z jeszcze jednego powodu, ale tego zdradzać na razie nie będę.
Chcę jeszcze zaakcentować , że Pani Krystyna zaliczyła generalkę i oczywiście wygrała ją na giga, bo jedynie ona wśród kobiet była na tyle odważna, żeby cały sezon jeździć dystans giga. Myślę, że tarnowskie środowisko kolarskie powinno być dumne, że to kobieta „od nas”.
Sławek Bartnik zaliczył doskonały występ (3 m w M4 na mega). Gdyby on miał czas na trenowanie tak jak w ubiegłych latach to pewnie nie miałby sobie równych. Jestem dumna, że mam taką koleżankę i kolegę w GTA.
Należą się też duże podziękowania dla JUSTYNY (kto jeździ w CYKLO wie o kim pisze), które niezmiennie wspaniale dopinguje zawodników na trasie Cyklo. Ja tego nie widziałam, chociaż akurat też byłam w tym momencie blisko Justyny (opowiadała mi o wszystkim Krysia, która jechała kilka metrów przede mną). Jeden z zawodników przejeżdżając obok Justyny, wyjął z kieszonki koszulkę z napisem Najlepszy kibic. Super gest. Należało się to Justynie.
Najlepszy kibic Cyklokarpat © lemuriza1972
A trasa? Urozmaicona, fajna, mało asfaltu. Piękny widok na góry w pewnym momencie. Błoto trasę znacznie „uatrakcyjniło”, bo technicznie niespecjalnie trudna.
Przewyższenie znacznie mniejsze niż w Wierchomli, ale przez „rodzaj” nawierzchni chyba nieco bardziej wymagająca kondycyjnie.
Organizacja świetna, uścisk dłoni na podium Marcina Karczyńskiego (jednego z najlepszych zawodników w historii polskiego mtb) bezcenny.
Sanocki Rynek © lemuriza1972
Pani Krystyna na sanockiej uliczce © lemuriza1972
Miałyśmy nadzieję, że nie miejsce Sławka Bartnika będzie lepsze i było.
Taki napis nas przywitał na sanockim Rynku © lemuriza1972
Wc dedykowane MTB © lemuriza1972
Start maratonu w Sanoku © lemuriza1972
Nasz zagraniczny transfer czyli niezawodny Sławek Bartnik © lemuriza1972
Andrzej Italiano:) © lemuriza1972
Pani Krystyna i ja za nią © lemuriza1972
Na trasie © lemuriza1972
Andrzej w brawurowym przejeździe przez potok:) © lemuriza1972
Po wyścigu © lemuriza1972
Sławek na podium © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
- DST 40.00km
- Teren 36.00km
- Czas 03:19
- VAVG 12.06km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
-A ja już się martwiłam, że coś z Tobą-
Jedyny problem to oczy i z kompa korzystam rzadko.
-Był nawet jeden taki fragment, którego nie odważyłam sie zjeżdżać-
Nie znam tej trasy bo nią nie jechałem.Lubię góralem poszaleć ale nie lubię po błocie jeździć.
Są ryzykanci wśród nas i zawsze się ktoś znajdzie kto zrobi więcej niż my. kondor - 18:12 czwartek, 28 sierpnia 2014 | linkuj
Jedyny problem to oczy i z kompa korzystam rzadko.
-Był nawet jeden taki fragment, którego nie odważyłam sie zjeżdżać-
Nie znam tej trasy bo nią nie jechałem.Lubię góralem poszaleć ale nie lubię po błocie jeździć.
Są ryzykanci wśród nas i zawsze się ktoś znajdzie kto zrobi więcej niż my. kondor - 18:12 czwartek, 28 sierpnia 2014 | linkuj
Po obejrzeniu filmiku nr 1 muszę Ci powiedzieć, ze minęliśmy się o włos.
Mijasz na nim moich dwóch kolegów z Gomoli, a my z Krysią wyjechałyśmy na rozgrzewkę chwilę przed nimi.
Nasze auto stało obok dużego auta z napisem Bike Brothers Oshee Team. Lemuriza1972 - 18:38 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
Mijasz na nim moich dwóch kolegów z Gomoli, a my z Krysią wyjechałyśmy na rozgrzewkę chwilę przed nimi.
Nasze auto stało obok dużego auta z napisem Bike Brothers Oshee Team. Lemuriza1972 - 18:38 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
Kondorze... jak miło!!!!
A ja już się martwiłam, że coś z Tobą nie tak, że mozę chory jesteś.
Ale byłeś. No szkoda, że nie udało nam się zobaczyć.
Bardzo piękny ten Twój Sanok, trasa też niczego sobie.
Był nawet jeden taki fragment, którego nie odważyłam sie zjeżdżać.
Ciekawa jestem zresztą, czy był ktoś kto odwazył się go zjechać.
Pozdrawiam Lemuriza1972 - 18:29 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
A ja już się martwiłam, że coś z Tobą nie tak, że mozę chory jesteś.
Ale byłeś. No szkoda, że nie udało nam się zobaczyć.
Bardzo piękny ten Twój Sanok, trasa też niczego sobie.
Był nawet jeden taki fragment, którego nie odważyłam sie zjeżdżać.
Ciekawa jestem zresztą, czy był ktoś kto odwazył się go zjechać.
Pozdrawiam Lemuriza1972 - 18:29 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
Szukałem i szukałem i nie znalazłem.
Miałem zadać pytanie czy do Sanoka przyjechałaś po to aby "rozbić bank"
Już widzę że był dość solidny,a raczej błotnisty.
Może gdzieś Cię uchwyciłem ale w tłumie przeoczyłem.
http://youtu.be/xaFGeCs2Gr8
https://www.youtube.com/watch?v=b7vUiVdZang
powodzenia w Dukli kondor - 18:11 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
Miałem zadać pytanie czy do Sanoka przyjechałaś po to aby "rozbić bank"
Już widzę że był dość solidny,a raczej błotnisty.
Może gdzieś Cię uchwyciłem ale w tłumie przeoczyłem.
http://youtu.be/xaFGeCs2Gr8
https://www.youtube.com/watch?v=b7vUiVdZang
powodzenia w Dukli kondor - 18:11 wtorek, 26 sierpnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!