Piątek, 10 października 2014
Z pamiętnika...urzędnika:) - żywieniowo
Ten film od jakiegoś czasu krąży po FB.
Trzeba przyznać, że robi wrażenie.
Największe wrażenie robią umiejętności kolarza, zaraz potem krajobrazy, no i rower.. piękny, pięknie kolorowy.
Tym, którzy nie widzieli, polecam obejrzenie.
http://velonews.competitor.com/2014/10/mtb/video-...
Kolacja © lemuriza1972
http://velonews.competitor.com/2014/10/mtb/video-...
A dzisiaj był dzień drugi mojej próby mierzenia się z 30 dniami wg Iwony.
Hm… już mi się podoba, bo lubię wyzwania, lubię jak COŚ się dzieje, jak jest COŚ NOWEGO. I już sam fakt podjęcia próby sprawił, że mam świetny nastrój i tryskam energią od rana i uśmiecham się… (tak na mnie działa jakiś CEL).
No to chyba warto, prawda? A jak jeszcze po jakimś czasie będę widzieć zdrowotne efekty, to będzie pełnia szczęścia.
Na pewno nie będę Was katować szczegółowym opisywaniem każdego dnia próby, ale dzisiaj napiszę jak było i „zilustruje” jak było. Wyjątkowo.
Nie mam zamiaru bynajmniej przekonywać nikogo na siłę, że warto poświęcić więcej czasu na tę kwestię naszego bytowania, ale myślę, że takim wpisem może kogoś zainspiruję… Już zainspirowałam jedną z koleżanek z pracy (zamówiła książkę „Zamień chemię na jedzenie) i moją kochaną Elę z Tych (moją przyjaciółkę, która ma ponad 60 lat, ale duszę ma młodą jak rzadko kto), też zamówiła książkę.
Zaczęłam dzisiaj od tego, że wstałam wcześniej żeby zdążyć przed pracą zrobić zakupy na tarnowskim placu targowym czyli Burku (taka śmieszna nazwa. Kiedy się sprowadziłam do Tarnowa to wydawała mi się tak śmieszna, że przez długi okres jej po prostu nie wymawiałam).
Nowy, wyremontowany Burek wygląda tak:
Tarnowski Burek © lemuriza1972
Lubię go zwłaszcza jesienią. Te kolory i zapachy…obłędne.
Czy warzywa i owoce sprzedawane tam są lepsze niż te w sklepie? Pewnie nie na każdym stoisku, bo jeśli ktoś ze sprzedających zaopatruje się na giełdzie, no to różnie może być.
Ale jest sporo osób, które sprzedają różne „drobiazgi” ze swoich małych upraw, a nawet ogródków(ja dzisiaj kupiłam sałatę, rzodkiewkę, lubczyk, pietruszkę).
Oczywiście żadnej gwarancji nie ma, że to wszystko jest super zdrowe (gwarancja byłaby gdyby kupowało się od kogoś znajomego albo hodowało samemu, dlatego ja czasem kupuję np. jajka od dobrych znajomych), ale na pierwszy rzut oka wszystko wygląda inaczej niż w sklepie, więc jest nadzieja.
Marchewka nie jest jakimś mutantem, którego wielkość już jest nieco podejrzana ( i taka brudna ziemią pachnie jak ta, którą wyrywałam z ogrodu babci i jadłam taką wprost z ogrodu), jabłka nie są takie super piękne i wypolerowane jak w sklepie, ale przez to jakoś bardziej „wiarygodne”.
A dzisiaj kupiłam nawet masło wiejskie. Pan sprzedający powiedział: no nie wiem czy będzie pani smakować… nie każdemu smakuje.. Spróbowałam. Smakuje. Co więcej przypomina smaki dzieciństwa. Tak, tak właśnie pomyślałam, że smakuje jak masło z mojego dzieciństwa… czyli, że to masło sklepowe z końca lat 70 i 80 było smaczniejsze niż to które jemy dzisiaj, bardziej zbliżone smakiem do tego wiejskiego. Nie do wiary, a jednak tak kiedyś było.
Nie wiem jak to kupione przeze mnie jest robione, jak przechowywane, nie mam żadnej gwarancji. No, ale spróbuję, tym bardziej, że cena nie była jakaś astronomiczna. Jadłam kanapki z nim – smakowało mi bardzo.
Dzisiejsze zakupy:) © lemuriza1972
I tutaj kolejna sprawa. Niby to lepsze jedzenie jest droższe. Tak często tłumaczą ci, którzy odżywiają się szybko i byle jak (że ich nie stać na takie jedzenie).
Owszem są produkty, które tanie nie są. Nie ulega wątpliwości. Tylko czy w ostatecznym rozrachunku nie wychodzi się na tych droższych lepiej? (ja już pomijam to, że jedząc zdrowo, mniej chorujemy, a tym samym mniej wydajemy na lekarzy, dentystów, mniej pieniędzy zostawiamy w aptece).
Kupiłam olej kokosowy. Słoiczek – 14 zł. Dużo. Ale już widzę, że jest bardzo wydajny i że taki słoik wystarczy na długo. Więc może to nie jest wcale takie super drogie? Może kupując butelkę oleju za nieco mniej gotówki, wcale nie oszczędzamy. Czy będzie zdrowiej i czy nie zużyjemy go szybciej niż olej kokosowy (olej kokosowy ma konsystencję smalcu).
Podobno to jeden z najlepszych tłuszczy. Tak czytałam. Tak słyszałam (mówiła o tym Iwona).
Poza tym.. często słyszę: nie stać mnie na lepsze jedzenie… za mało zarabiam . No tak pensje wielkie nie są…. Ale stać taką osobę na kupienie którejś tam pary butów, czy bluzki, dość kosztowne kosmetyki albo drogiego telewizora, nie mówiąc o np samochodach. Warto byłoby sobie ustalić priorytety i pomyśleć czy nie lepiej mieć tych butów, bluzek, sprzętów, a bardziej zadbać o zdrowie i lepiej jeść (nie rozmawiamy tutaj o sytuacjach ekstremalnych kiedy ludzie żyją w ubóstwie, bo to zupełnie inna bajka).
Poza tym takie osoby (dbające o kolejne ubranko czy kosmetyk) chyba zapominają, że właściwie odżywianie korzystnie wpływa na wygląd. To żadna nowość, a tak jakby często o tym zapominamy .
Czy nie lepiej czasem poświęcić pół godziny więcej i iść na zakupy tam gdzie będzie lepsza żywność i trochę czasu poświęcić na przeczytanie etykietek? Albo takie sobie tłumaczenie… nie mam pieniędzy… na zdrową żywność, ale mam za to pieniądze… na super przetworzony słodki napój w kartonie udający sok ("bo nie jest aż taki drogi, to sobie kupię, przecież to sok, a sok jest zdrowy"). Lepiej byłoby jednak w ogóle go nie pić, a napić się wody. Nauczyłam się pić soki tłoczone, niesłodzone. Piję od czasu do czasu. Można je kupić w niektórych sklepach, 5 litrów ok 25 zł (jeśli to sobie policzymy, to czy wychodzi tak dużo drożej niż kartonowy sklepowy napój, który udaje sok, a obok owoców nawet nie leżał).
Czy te tłoczone są takie super zdrowe? Całkowicie wolne od chemii? Nie wiem, ale producent zapewnia, że nie są dosładzane cukrem (i chyba nie są, bo nie są specjalnie słodkie). Dlatego niektórym w ogóle nie smakują. Za mało słodkie wg nich.
Kiedyś w ogóle nie piłam wody mineralnej. Kilka lat temu.
Nie smakowała mi. Nauczyłam się. Dzisiaj smakuje. Wiele smaków odrzucamy, bo ich nie znamy, bo nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Bo nie chcemy się przyzwyczajać (chociaż z całą pewnością wiem, ze do smaku tzw kawy żołędziowej na pewno się nie przyzwyczaję:), tego nie przeskoczę i kilku innych rzeczy też, np wątróbki).
To takie moje refleksje na dzisiaj.
Na śniadanie były : wafle ryżowe (po przeczytaniu w książce Julity Bator, fragmentu na temat np. pieczywa chrupkiego, podczas jego produkcji wytwarza się substancja rakotwórcza), mam trochę wątpliwości czy są takie zdrowe za jakie uchodzą. Wafle z miodem czyli niestety były węglowodany, ale tak jak pisałam.. jeśli chodzi o śniadania trudno będzie o zrealizowanie planu wg Iwony w 100% (czyli śniadanie bez węglowodanów). Na drugie śniadanie kasza jaglana (ona naprawdę jest smaczna, a nie wierzyłam, że kiedykolwiek napiszę to właśnie o kaszy) z warzywami (por, marchewka, pietruszka, seler – por, marchewka, pietruszka pokrojone w talarki, seler starty, wszystko podduszone). Do tego moje ulubione ziołowe przyprawy. To wszystko przygotowałam wczoraj wieczorem, zapakowałam do pudełka.
Na obiad była kasza (zostało mi trochę) z sosem grzybowym, który zrobiłam z suszonych grzybów. Dodałam do niego lubczyk (kupiłam dzisiaj świeży na Burku) i marchewkę, zagęściłam mąką żytnią. A do tego grillowana pierś z kurczaka w moim przyprawach czyli estragon, tymianek. I surówka. Może nie najszczęśliwiej dobrana do tego zestawu, ale szybka do zrobienia: marchewka i jabłko. Woda z miętą i melisą (świeżą).
I tutaj kolejna sprawa. Niby to lepsze jedzenie jest droższe. Tak często tłumaczą ci, którzy odżywiają się szybko i byle jak (że ich nie stać na takie jedzenie).
Owszem są produkty, które tanie nie są. Nie ulega wątpliwości. Tylko czy w ostatecznym rozrachunku nie wychodzi się na tych droższych lepiej? (ja już pomijam to, że jedząc zdrowo, mniej chorujemy, a tym samym mniej wydajemy na lekarzy, dentystów, mniej pieniędzy zostawiamy w aptece).
Kupiłam olej kokosowy. Słoiczek – 14 zł. Dużo. Ale już widzę, że jest bardzo wydajny i że taki słoik wystarczy na długo. Więc może to nie jest wcale takie super drogie? Może kupując butelkę oleju za nieco mniej gotówki, wcale nie oszczędzamy. Czy będzie zdrowiej i czy nie zużyjemy go szybciej niż olej kokosowy (olej kokosowy ma konsystencję smalcu).
Podobno to jeden z najlepszych tłuszczy. Tak czytałam. Tak słyszałam (mówiła o tym Iwona).
Poza tym.. często słyszę: nie stać mnie na lepsze jedzenie… za mało zarabiam . No tak pensje wielkie nie są…. Ale stać taką osobę na kupienie którejś tam pary butów, czy bluzki, dość kosztowne kosmetyki albo drogiego telewizora, nie mówiąc o np samochodach. Warto byłoby sobie ustalić priorytety i pomyśleć czy nie lepiej mieć tych butów, bluzek, sprzętów, a bardziej zadbać o zdrowie i lepiej jeść (nie rozmawiamy tutaj o sytuacjach ekstremalnych kiedy ludzie żyją w ubóstwie, bo to zupełnie inna bajka).
Poza tym takie osoby (dbające o kolejne ubranko czy kosmetyk) chyba zapominają, że właściwie odżywianie korzystnie wpływa na wygląd. To żadna nowość, a tak jakby często o tym zapominamy .
Czy nie lepiej czasem poświęcić pół godziny więcej i iść na zakupy tam gdzie będzie lepsza żywność i trochę czasu poświęcić na przeczytanie etykietek? Albo takie sobie tłumaczenie… nie mam pieniędzy… na zdrową żywność, ale mam za to pieniądze… na super przetworzony słodki napój w kartonie udający sok ("bo nie jest aż taki drogi, to sobie kupię, przecież to sok, a sok jest zdrowy"). Lepiej byłoby jednak w ogóle go nie pić, a napić się wody. Nauczyłam się pić soki tłoczone, niesłodzone. Piję od czasu do czasu. Można je kupić w niektórych sklepach, 5 litrów ok 25 zł (jeśli to sobie policzymy, to czy wychodzi tak dużo drożej niż kartonowy sklepowy napój, który udaje sok, a obok owoców nawet nie leżał).
Czy te tłoczone są takie super zdrowe? Całkowicie wolne od chemii? Nie wiem, ale producent zapewnia, że nie są dosładzane cukrem (i chyba nie są, bo nie są specjalnie słodkie). Dlatego niektórym w ogóle nie smakują. Za mało słodkie wg nich.
Kiedyś w ogóle nie piłam wody mineralnej. Kilka lat temu.
Nie smakowała mi. Nauczyłam się. Dzisiaj smakuje. Wiele smaków odrzucamy, bo ich nie znamy, bo nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Bo nie chcemy się przyzwyczajać (chociaż z całą pewnością wiem, ze do smaku tzw kawy żołędziowej na pewno się nie przyzwyczaję:), tego nie przeskoczę i kilku innych rzeczy też, np wątróbki).
To takie moje refleksje na dzisiaj.
Na śniadanie były : wafle ryżowe (po przeczytaniu w książce Julity Bator, fragmentu na temat np. pieczywa chrupkiego, podczas jego produkcji wytwarza się substancja rakotwórcza), mam trochę wątpliwości czy są takie zdrowe za jakie uchodzą. Wafle z miodem czyli niestety były węglowodany, ale tak jak pisałam.. jeśli chodzi o śniadania trudno będzie o zrealizowanie planu wg Iwony w 100% (czyli śniadanie bez węglowodanów). Na drugie śniadanie kasza jaglana (ona naprawdę jest smaczna, a nie wierzyłam, że kiedykolwiek napiszę to właśnie o kaszy) z warzywami (por, marchewka, pietruszka, seler – por, marchewka, pietruszka pokrojone w talarki, seler starty, wszystko podduszone). Do tego moje ulubione ziołowe przyprawy. To wszystko przygotowałam wczoraj wieczorem, zapakowałam do pudełka.
Na obiad była kasza (zostało mi trochę) z sosem grzybowym, który zrobiłam z suszonych grzybów. Dodałam do niego lubczyk (kupiłam dzisiaj świeży na Burku) i marchewkę, zagęściłam mąką żytnią. A do tego grillowana pierś z kurczaka w moim przyprawach czyli estragon, tymianek. I surówka. Może nie najszczęśliwiej dobrana do tego zestawu, ale szybka do zrobienia: marchewka i jabłko. Woda z miętą i melisą (świeżą).
Obiad © lemuriza1972
Przygotowanie tego zajęło mi .. pół godziny. Dużo? Niedużo. Czy to wszystko się nie „gryzie”, jakoś na siebie nie oddziaływane (źle)? Nie wiem. Nie jestem dietetykiem. Mam nadzieję, że nie. Na następne dni pewnie będę szukać jakichś przepisów (sprawdzonych).
A na kolację : chleb żytni, sałata, rzodkiewka, jajko, pomidor i „wieprzowinka” ( coś pod taką nazwą kupiłam w sklepie, smaczne, miejmy nadzieję, że nie podtrute za bardzo różnymi polepszaczami). Do tego moja ulubiona przyprawa do kanapek (pomidor suszony, bazylia i czosnek).
I tak upłynął drugi dzień. Słodyczy nie było, chociaż kusiły nieco jak przechodziłam obok półek w sklepie. Nie mówię, że nie.
Kawa była ale bez mleka. Dodałam miód, cynamon i przyprawę do kawy firmy Dary Natury (dobre przyprawy w kartonowych opakowaniach, kupuję od dłuższego czasu, wbrew pozorom wcale nie są droższe od tych z różnymi ulepszaczami, są w niektórych sklepach i w sklepach ze zdrową żywnością).
No to tyle na dzisiaj. Jutro będzie o mleku, bo na dzisiaj to już chyba za dużo tej wiedzy:) i mówienia o jedzeniu.
W książce Julity Bator przeczytałam taki fragment: „ Jeden z moich znajomych zarzucił mi pół żartem, pół serio ortoreksję (obsesja na punkcie jakości spożywanego pokarmu). W pierwszej chwili byłam oburzona. Jednak po pewnym czasie pomyślałam, że jeśli mam wybór, to owszem wybieram chorobę na punkcie jedzenia zamiast choroby z powodu złej jakości tegoż” Ja również nie mam nic przeciwko takiej chorobie… Chyba jestem już nieco zainfekowana:) i bardzo mi to odpowiada.
Przygotowanie tego zajęło mi .. pół godziny. Dużo? Niedużo. Czy to wszystko się nie „gryzie”, jakoś na siebie nie oddziaływane (źle)? Nie wiem. Nie jestem dietetykiem. Mam nadzieję, że nie. Na następne dni pewnie będę szukać jakichś przepisów (sprawdzonych).
A na kolację : chleb żytni, sałata, rzodkiewka, jajko, pomidor i „wieprzowinka” ( coś pod taką nazwą kupiłam w sklepie, smaczne, miejmy nadzieję, że nie podtrute za bardzo różnymi polepszaczami). Do tego moja ulubiona przyprawa do kanapek (pomidor suszony, bazylia i czosnek).
I tak upłynął drugi dzień. Słodyczy nie było, chociaż kusiły nieco jak przechodziłam obok półek w sklepie. Nie mówię, że nie.
Kawa była ale bez mleka. Dodałam miód, cynamon i przyprawę do kawy firmy Dary Natury (dobre przyprawy w kartonowych opakowaniach, kupuję od dłuższego czasu, wbrew pozorom wcale nie są droższe od tych z różnymi ulepszaczami, są w niektórych sklepach i w sklepach ze zdrową żywnością).
No to tyle na dzisiaj. Jutro będzie o mleku, bo na dzisiaj to już chyba za dużo tej wiedzy:) i mówienia o jedzeniu.
W książce Julity Bator przeczytałam taki fragment: „ Jeden z moich znajomych zarzucił mi pół żartem, pół serio ortoreksję (obsesja na punkcie jakości spożywanego pokarmu). W pierwszej chwili byłam oburzona. Jednak po pewnym czasie pomyślałam, że jeśli mam wybór, to owszem wybieram chorobę na punkcie jedzenia zamiast choroby z powodu złej jakości tegoż” Ja również nie mam nic przeciwko takiej chorobie… Chyba jestem już nieco zainfekowana:) i bardzo mi to odpowiada.
Kolacja © lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Żadna skrajność nie jest dobra.
Nie namawiam do przechodzenia na jakieś konkretne diety proponowane przez coraz to nowe osoby, bo nie ma jednej idealnej diety dla każdego. Tym bardziej, że to co toleruje organizm jednego, może być bardzo szkodliwe dla drugiego.
Po lekturze książki "Zamień chemię na jedzenie" na pewno będę namawiać do rezygnowania z niektórych produktów oferowanych nam w sklepach. Myślę, że gdyby każdy z nas postarał się o zdobycie chociażby takiej mininalnej wiedzy, to próbowałby zmienić swoje nawyki żywieniowe.
Dzisiejsze jedzenie sklepowe jest mało wartościowe. Nie ma też takich smaków jakie pamiętam z dzieciństwa.
a co do ogródka. Nie mówię o wielkich uprawach, mówię o kilku grządkach z najczęściej używanymi rzeczami. Oczywiście, że to zajmuje czas, ale czy to jest jego marnowanie? Wg mnie nie. Po pierwsze ja takie roboty lubię. Sprawia mi przyjemność hodowanie roślin. Niestety mogę się "wyżywać" tylko na kwiatach na parapecie i ziołach w doniczkach, a to tylko namiastka. Lubię jednak "chodzić" wkoło roślin. Po drugie to też ruch fizyczny, a to chyba dobrze wpływa na nasze zdrowie:). Znam osoby dla których np uprawanie działki to wielka pasja. Kwestia wyboru, kwestia pasji, jakichś priorytetów. No i kwestia tego, że przyjemność z jedzenia potraw z dodatkiem własnych produktów jest ogromna. Oprócz przyjemności ze smakowania, zapewne duma i satysfakcja (wiem bo mam koleżankę, która uprawia sobie kilka grządek, jej warzywka smakują super, a ona puchnie z dumy, jak się może nimi "pochwalić"). Co do diety eskimosów - nie znam się, ale podejrzewam, że ich dieta opierała się na zdrowych rybach, tranie itp. Co do owoców to jest trochę mit chyba, że potrzebujemy ich niezliczone ilości. Nie. Owoce mają sporo cukru w sobie, więc ich nadmiar też nie jest dobry. Lemuriza1972 - 06:42 sobota, 11 października 2014 | linkuj
Nie namawiam do przechodzenia na jakieś konkretne diety proponowane przez coraz to nowe osoby, bo nie ma jednej idealnej diety dla każdego. Tym bardziej, że to co toleruje organizm jednego, może być bardzo szkodliwe dla drugiego.
Po lekturze książki "Zamień chemię na jedzenie" na pewno będę namawiać do rezygnowania z niektórych produktów oferowanych nam w sklepach. Myślę, że gdyby każdy z nas postarał się o zdobycie chociażby takiej mininalnej wiedzy, to próbowałby zmienić swoje nawyki żywieniowe.
Dzisiejsze jedzenie sklepowe jest mało wartościowe. Nie ma też takich smaków jakie pamiętam z dzieciństwa.
a co do ogródka. Nie mówię o wielkich uprawach, mówię o kilku grządkach z najczęściej używanymi rzeczami. Oczywiście, że to zajmuje czas, ale czy to jest jego marnowanie? Wg mnie nie. Po pierwsze ja takie roboty lubię. Sprawia mi przyjemność hodowanie roślin. Niestety mogę się "wyżywać" tylko na kwiatach na parapecie i ziołach w doniczkach, a to tylko namiastka. Lubię jednak "chodzić" wkoło roślin. Po drugie to też ruch fizyczny, a to chyba dobrze wpływa na nasze zdrowie:). Znam osoby dla których np uprawanie działki to wielka pasja. Kwestia wyboru, kwestia pasji, jakichś priorytetów. No i kwestia tego, że przyjemność z jedzenia potraw z dodatkiem własnych produktów jest ogromna. Oprócz przyjemności ze smakowania, zapewne duma i satysfakcja (wiem bo mam koleżankę, która uprawia sobie kilka grządek, jej warzywka smakują super, a ona puchnie z dumy, jak się może nimi "pochwalić"). Co do diety eskimosów - nie znam się, ale podejrzewam, że ich dieta opierała się na zdrowych rybach, tranie itp. Co do owoców to jest trochę mit chyba, że potrzebujemy ich niezliczone ilości. Nie. Owoce mają sporo cukru w sobie, więc ich nadmiar też nie jest dobry. Lemuriza1972 - 06:42 sobota, 11 października 2014 | linkuj
Zęby raz lepiej, raz gorzej... ogólnie podobnie, jak za czasów normalnego odżywiania się.
Chociaż kilkunastogodzinne (i dłuższe) wycieczki bez szczoteczki pewnie kiedyś się zemszczą... ale tak poza tym, nie widzę podstaw do innych obaw, poza tymi teoriami dietetyków.
Duży ogród jest bardzo czasochłonny, gotowanie (wliczając zmywanie, obróbkę płodów itd.) - podobnie. Zna(łe)m takie życie dobrze, z autopsji.
W skali całego życia można oszczędzić/zmarnować nawet kilka lat...
Teorie dietetyków - śmiem w nie wątpić, choć oczywiście nie mogę mieć pewności, że w dłuższej perspektywie nie będę tego żałować... co nie mniej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszyscy ci specjaliści grubo przesadzają.
Jest też ciekawy przypadek ludzi o ekstremalnej diecie: Eskimosi, do niedawna zupełnie nie jedzący owoców i warzyw, a żyli zdrowo, mimo skrajnie trudnych warunków przyrodniczych... mors - 21:50 piątek, 10 października 2014 | linkuj
Chociaż kilkunastogodzinne (i dłuższe) wycieczki bez szczoteczki pewnie kiedyś się zemszczą... ale tak poza tym, nie widzę podstaw do innych obaw, poza tymi teoriami dietetyków.
Duży ogród jest bardzo czasochłonny, gotowanie (wliczając zmywanie, obróbkę płodów itd.) - podobnie. Zna(łe)m takie życie dobrze, z autopsji.
W skali całego życia można oszczędzić/zmarnować nawet kilka lat...
Teorie dietetyków - śmiem w nie wątpić, choć oczywiście nie mogę mieć pewności, że w dłuższej perspektywie nie będę tego żałować... co nie mniej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszyscy ci specjaliści grubo przesadzają.
Jest też ciekawy przypadek ludzi o ekstremalnej diecie: Eskimosi, do niedawna zupełnie nie jedzący owoców i warzyw, a żyli zdrowo, mimo skrajnie trudnych warunków przyrodniczych... mors - 21:50 piątek, 10 października 2014 | linkuj
No... obyś był wyjątkiem.
A jak zęby? Kiedy byłeś u dentysty?:)
Mnie głównie to powstrzymuje przed jedzeniem słodyczy.
Ból zębów i koszty ich leczenia.
Zazdroszczę ogrodu, gdybym go miała na pewno miałabym swoje jarzynki i warzywa.
A tak.. zostają mi zioła w doniczkach:( Lemuriza1972 - 21:31 piątek, 10 października 2014 | linkuj
A jak zęby? Kiedy byłeś u dentysty?:)
Mnie głównie to powstrzymuje przed jedzeniem słodyczy.
Ból zębów i koszty ich leczenia.
Zazdroszczę ogrodu, gdybym go miała na pewno miałabym swoje jarzynki i warzywa.
A tak.. zostają mi zioła w doniczkach:( Lemuriza1972 - 21:31 piątek, 10 października 2014 | linkuj
Głównie lenistwo i wygodnictwo spowodowało, że od ostatnich 4 lat słodycze stanowią od 50 do 100% mojej codziennej diety.... mimo że mieszkam na wsi i mam bardzo duży ogród.... Ze zdrowiem wciąż nic się nie dzieje, nie przytyłem też nic (no może 1 kg).
Zaoszczędziłem na pewno mnóstwo czasu (w skali 4 lat, a ile można zaoszczędzić w skali życia?), nic nie straciłem,ani nie choruję, póki co. Pytanie, kiedy (i czy...) wyjdą szkodliwe skutki takiej "zabójczej", jak dla dietetyków, diety...
Chociaż przyznam, że jak ktoś pisze o jedzeniu z pasją plus widok apetycznych potraw - to nie pozostaje to na mnie bez wpływu. ;) mors - 20:50 piątek, 10 października 2014 | linkuj
Zaoszczędziłem na pewno mnóstwo czasu (w skali 4 lat, a ile można zaoszczędzić w skali życia?), nic nie straciłem,ani nie choruję, póki co. Pytanie, kiedy (i czy...) wyjdą szkodliwe skutki takiej "zabójczej", jak dla dietetyków, diety...
Chociaż przyznam, że jak ktoś pisze o jedzeniu z pasją plus widok apetycznych potraw - to nie pozostaje to na mnie bez wpływu. ;) mors - 20:50 piątek, 10 października 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!