Poniedziałek, 24 listopada 2014
Słońce!!!
Piosenka dla tych co ze Śląska i dla tych co z Zagłębia.
Każdy może śpiewać pod siebie.
A kto nie ze Śląska i kto nie z Zagłębia czy wie co chodzi z rzeką i o co w ogóle chodzi z tym Śląskiem i Zagłębiem?:).
Ja jako członkini śląskiego teamu z dumą przyznaję, że wiem.
Polecam wysłuchać piosenki do końca, bo kończy ją.. najlepszy duet świata czyli Banach i Groszek ze swoim popisem perkusyjnym.
A kto nie ze Śląska i kto nie z Zagłębia czy wie co chodzi z rzeką i o co w ogóle chodzi z tym Śląskiem i Zagłębiem?:).
Ja jako członkini śląskiego teamu z dumą przyznaję, że wiem.
Polecam wysłuchać piosenki do końca, bo kończy ją.. najlepszy duet świata czyli Banach i Groszek ze swoim popisem perkusyjnym.
Rano kiedy szłam do pracy słońce nieśmiało przebijało się przez chmury i to już była zapowiedź LEPSZEGO.
Słońce i nastrój od razu zdecydowanie dużo, dużo lepszy niż wtedy kiedy jest pochmurno, ciemno, wilgotno.
Listopadowe nie najlepsze nastroje minęły jak ręką odjął. Dzięki słońcu.
Zanim przejdę do krótkiego omówienia książki Mai Włoszczowskiej, którą właśnie skończyłam czytać, jeszcze o dwóch rzeczach.
Taką sobie dzisiaj kolację na szybko wymyśliłam i smakowała mi prawie tak jak chleb Pani Krystyny (no nie, że smak taki sam.. tylko ten samo poziom zachwytu nad smakiem:)). Muszę się podzielić pomysłem, bo może ktoś skorzysta?
Odrobina oleju kokosowego (oczywiście można zastąpić innym tłuszczem), cebula pokrojona w kostkę i pomidory suszone (takie w zalewie), podsmażamy przez chwilę, a na to jajka i robimy jajka sadzone. A skoro już mam świeży lubczyk i lubuję się w lubczyku, to posypałam moje danie lubczykiem. Nie macie pojęcia jakie to smaczne. Spróbujcie!!!
A po kolacji herbata (jabłko- cynamon) i anyż gwiaździsty.
I druga sprawa. Kiedyś przypadkiem trafiłam w sieci na film.. fiński. Lubię kino skandynawskie. Bardzo lubię. Podobnie jak i skandynawską literaturę. Film jest świetny, naprawdę gorąco polecam. http://www.filmweb.pl/film/Samotny+port+–...
Dzisiaj były ćwiczenia domowe (ketla i gumy). Dość ostro przez 1,5 godziny.
I o książce na koniec. No nagrody Nike za tę książkę Majka nie ma co się spodziewać, ale…. dość dobrze się ją czyta. Zwłaszcza tę pierwszą część, w której opisuje początki swojej kariery, to jak zmagała się z kontuzjami (nie miałam pojęcia, że było AŻ TAK) i kulisy MTB. Druga część zdecydowanie słabsza. Niby taki poradnik, ale nie do końca wiadomo komu dedykowany. Najbardziej z tej części zainteresowała mnie część dot. żywienia. Inne rzeczy dla nas, kolarzy – amatorów raczej już wiadome (np. słowniczek kolarskiego slangu).
Ciekawe było jeszcze opisanie jak funkcjonuje system antydopingowy w kolarstwie tzw ADAMS. No powiem Wam, że to życie jak na smyczy. Panie i panie od dopingu, muszę wiedzieć o zawodniku wszystko, gdzie i kiedy jest, o której mogą „wpaść” na ewentualną kontrolę. I wpadają niezapowiedziani np. o 6 rano do domu w Jeleniej Górze. A jeśli nie uaktualnisz w porę programu i nie znajdą cię tam gdzie powinieneś być, są wielkie kłopoty. I sama kontrola mocno stresująca i mało komfortowa. Zero intymności.
Maja pisze w ostatnich zdaniach książki o pasji. O tym, że jej pasją jest kolarstwo i każdy powinien znaleźć swoją (jeśli jej nie ma). Porównuje pasję do miłości.
A ja jestem zdania, że pasji nie można szukać. Podobnie jak miłości. Pasja przychodzi po prostu któregoś dnia… niespodziewanie.
Albo też przychodzi powoli niepostrzeżenie , czai się:) gdzieś za rogiem przez wiele dni, miesięcy, aż nagle dochodzi do nas, że JEST. Nic na siłę. Nie da się w sobie „wyhodować” pasji na siłę.
Generalnie książka na plus. Najbardziej przydatna chyba dla adeptów kolarstwa. Zachęca do pracy, motywuje.
Mnie zmotywowała.
Słońce i nastrój od razu zdecydowanie dużo, dużo lepszy niż wtedy kiedy jest pochmurno, ciemno, wilgotno.
Listopadowe nie najlepsze nastroje minęły jak ręką odjął. Dzięki słońcu.
Zanim przejdę do krótkiego omówienia książki Mai Włoszczowskiej, którą właśnie skończyłam czytać, jeszcze o dwóch rzeczach.
Taką sobie dzisiaj kolację na szybko wymyśliłam i smakowała mi prawie tak jak chleb Pani Krystyny (no nie, że smak taki sam.. tylko ten samo poziom zachwytu nad smakiem:)). Muszę się podzielić pomysłem, bo może ktoś skorzysta?
Odrobina oleju kokosowego (oczywiście można zastąpić innym tłuszczem), cebula pokrojona w kostkę i pomidory suszone (takie w zalewie), podsmażamy przez chwilę, a na to jajka i robimy jajka sadzone. A skoro już mam świeży lubczyk i lubuję się w lubczyku, to posypałam moje danie lubczykiem. Nie macie pojęcia jakie to smaczne. Spróbujcie!!!
A po kolacji herbata (jabłko- cynamon) i anyż gwiaździsty.
I druga sprawa. Kiedyś przypadkiem trafiłam w sieci na film.. fiński. Lubię kino skandynawskie. Bardzo lubię. Podobnie jak i skandynawską literaturę. Film jest świetny, naprawdę gorąco polecam. http://www.filmweb.pl/film/Samotny+port+–...
Dzisiaj były ćwiczenia domowe (ketla i gumy). Dość ostro przez 1,5 godziny.
I o książce na koniec. No nagrody Nike za tę książkę Majka nie ma co się spodziewać, ale…. dość dobrze się ją czyta. Zwłaszcza tę pierwszą część, w której opisuje początki swojej kariery, to jak zmagała się z kontuzjami (nie miałam pojęcia, że było AŻ TAK) i kulisy MTB. Druga część zdecydowanie słabsza. Niby taki poradnik, ale nie do końca wiadomo komu dedykowany. Najbardziej z tej części zainteresowała mnie część dot. żywienia. Inne rzeczy dla nas, kolarzy – amatorów raczej już wiadome (np. słowniczek kolarskiego slangu).
Ciekawe było jeszcze opisanie jak funkcjonuje system antydopingowy w kolarstwie tzw ADAMS. No powiem Wam, że to życie jak na smyczy. Panie i panie od dopingu, muszę wiedzieć o zawodniku wszystko, gdzie i kiedy jest, o której mogą „wpaść” na ewentualną kontrolę. I wpadają niezapowiedziani np. o 6 rano do domu w Jeleniej Górze. A jeśli nie uaktualnisz w porę programu i nie znajdą cię tam gdzie powinieneś być, są wielkie kłopoty. I sama kontrola mocno stresująca i mało komfortowa. Zero intymności.
Maja pisze w ostatnich zdaniach książki o pasji. O tym, że jej pasją jest kolarstwo i każdy powinien znaleźć swoją (jeśli jej nie ma). Porównuje pasję do miłości.
A ja jestem zdania, że pasji nie można szukać. Podobnie jak miłości. Pasja przychodzi po prostu któregoś dnia… niespodziewanie.
Albo też przychodzi powoli niepostrzeżenie , czai się:) gdzieś za rogiem przez wiele dni, miesięcy, aż nagle dochodzi do nas, że JEST. Nic na siłę. Nie da się w sobie „wyhodować” pasji na siłę.
Generalnie książka na plus. Najbardziej przydatna chyba dla adeptów kolarstwa. Zachęca do pracy, motywuje.
Mnie zmotywowała.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
"... Generalnie książka na plus. Najbardziej przydatna chyba dla adeptów kolarstwa. Zachęca do pracy, motywuje.
Mnie zmotywowała...."
- mnie zmotywowała do : ..... ? Gość - 22:03 poniedziałek, 24 listopada 2014 | linkuj
Mnie zmotywowała...."
- mnie zmotywowała do : ..... ? Gość - 22:03 poniedziałek, 24 listopada 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!