Sobota, 14 lutego 2015
Bieganie
Taki oto wiosny znak :
Zakwitł kilka dni temu © Iza
Jeden hiacynt jednak wiosny nie czyni, o czym przekonałam się w Lesie Radłowskim dzisiaj (zima jeszcze przyczajona).
Skute lodem © Iza
Trochę śniegu © Iza
Znalazłam piękną, śnieżnobiałą drogę.
Idealne warunki do biegania © Iza
O rozciąganiu przed bieganiem i po bieganiu staram się pamiętać.
Rozciąganie © Iza
Zakwitł kilka dni temu © Iza
Jeden hiacynt jednak wiosny nie czyni, o czym przekonałam się w Lesie Radłowskim dzisiaj (zima jeszcze przyczajona).
Skute lodem © Iza
Trochę śniegu © Iza
Znalazłam piękną, śnieżnobiałą drogę.
Idealne warunki do biegania © Iza
O rozciąganiu przed bieganiem i po bieganiu staram się pamiętać.
Rozciąganie © Iza
Pobiegałam dzisiaj chwilę, ale żałowałam, że taka okazałam się niezorganizowana i nie pojechałam na rower (słońce pięknie przygrzewało).
Ale jakoś tak nie mogłam się dzisiaj zebrać, późne zakupy, późne sprzątanie, obiad niegotowy, więc tylko było bieganie.
Może jutro jakiś rower? Zobaczymy. W planie jest siłownia, ale ma być 6 stopni, słońce, więc może warto byłoby jednak pomyśleć o rowerze.
A teraz będzie o pewnej rzeczy, która mnie dość zaskoczyła. Być może większość z Was o tym wie, a część może będzie zaskoczona (tak jak ja w ubiegłym roku byłam zaskoczona, kiedy Sufa poinformował mnie, że w sklepach wcale nie ma cukru waniliowego a jakiś wanilinowy, czy jakoś tak on się nazywa i z wanilią niewiele ma wspólnego).
Jeśli są więc tacy, jak ja dotąd nieuświadomieni, to dzielę się wiedzą.
Jako osoba poddająca swój organizm dość dużemu wysiłkowi, muszę dbać o właściwy poziom potasu, magnezu itd.
Trochę nierozważnie podchodziłam dotąd jednak do tematu suplementacji. Jak był sezon to chyba w nadmiarze łykałam magnez, potas, żelazo. I nawet dorobiłam się w pewnym momencie nadmiaru w organizmie, co dobre nie jest jak wiadomo.
Od października nie łykam nic, staram się dostarczać organizmowi wszystkich niezbędnych witamin itd w pożywieniu.
Jak to będzie kiedy zacznie się sezon i wysiłek fizyczny będzie większy, to nie wiem (tym bardziej, że nie wiem czy uda mi się w ogóle ten sezon „zaliczyć”, bo sytuacja nie sprzyja).
Fragment artykułu z portalu Rynek Zdrowia (Przepis na utratę zdrowia):
„Kto to widział, żeby normalny człowiek dostarczał organizmowi dziennie 6 kg marchwi i 30 filiżanek zielonej herbaty? Ludzie są częścią przyrody i powinni funkcjonować jako jej element. Tymczasem inwazja środków, które sami sobie aplikujemy, staje się zjawiskiem niepokojącym. Od setek tysięcy lat ludzie spożywali naturalne produkty i funkcjonowali. Jeszcze 30 lat temu ludzie jedli sałatę, marchew, jabłka. Nie było suplementów. Poprzez ich wprowadzenie przechodzimy ewolucję - do naszych organizmów wprowadzamy substancje w postaci skoncentrowanej o niebywałym działaniu - ocenia prof. Ewa Widy-Tyszkiewicz z katedry farmakologii doświadczalnej i klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego*. Jedna tabletka betakarotenu to ekwiwalent wymienionej ilości marchwi. Jedna kapsuła ekstraktu camellia sinensis oznacza "równowartość" ok. 5 filiżanek herbaty. Entuzjaści szybkiego zrzucenia kilogramów łykają kilka takich pigułek dziennie, często dorzucając do tego garść multiwitamin. To doskonały sposób na utratę zdrowia lub życia”.
Poszukując wczoraj dobrego preparatu z magnezem (nie dla siebie, a dla kogoś kto cierpi na jego niedobór), trafiłam na wpis na blogu " Farmaceutka radzi". Farmeceutka poradziła MagneB6 firmy Sanofi. Poczytałam ulotkę preparatu i zwróciłam uwagę na to, że w ulotce jest napisane „lek”. Przeglądnęłam wszystkie najbardziej znane i reklamowane preparaty magnezowe (w tym łykany przeze mnie w ub roku Magnez firmy Olimp) i co? I żaden z nich nie był lekiem, a jedynie suplementem (nie przyglądałam się zawartości preparatów a to też osobny temat).
Suplement to środek spożywczy, którego celem jest uzupełnianie diety, z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego. Nie są rejestrowane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. W przypadku suplementów brak jest ustawowego wymogu ciągłego monitorowania bezpieczeństwa stosowania. Jakość jest nadzorowana jedynie przez Sanepid. Prawo nie wymaga rejestracji, ani szczegółowej dokumentacji gwarantującej jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. A lek?
Wprowadzenie nowego leku do obrotu na rynku farmaceutycznym podlega ścisłym regulacjom prawnym i jest związane z długim i kosztownym procesem prowadzenia badań klinicznych. Zakończeniem procesu rejestracji jest pozwolenie na dopuszczenie do obrotu przygotowywane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, a podpisywany przez Ministra Zdrowia. Organem dopuszczającym lek na rynek jest, zatem Minister Zdrowia.
Więc następnym razem zanim kupicie reklamowany w tv środek, popatrzcie dobrze, co kupujecie, bo jeśli mamy do wyboru coś co musiało przejść badania kliniczne i coś co podlega jedynie kontroli Sanepidu, to chyba odpowiedź co kupić jest prosta.
No niestety do tej pory, nie miałam o tym zielonego pojęcia. A generalnie to uważajcie z tą suplementacją, łykaniem tych wszystkich cudownych środków, które są reklamowane w mediach. Chyba większość z nas zbyt beztrosko do tego podchodzi.
Może jutro jakiś rower? Zobaczymy. W planie jest siłownia, ale ma być 6 stopni, słońce, więc może warto byłoby jednak pomyśleć o rowerze.
A teraz będzie o pewnej rzeczy, która mnie dość zaskoczyła. Być może większość z Was o tym wie, a część może będzie zaskoczona (tak jak ja w ubiegłym roku byłam zaskoczona, kiedy Sufa poinformował mnie, że w sklepach wcale nie ma cukru waniliowego a jakiś wanilinowy, czy jakoś tak on się nazywa i z wanilią niewiele ma wspólnego).
Jeśli są więc tacy, jak ja dotąd nieuświadomieni, to dzielę się wiedzą.
Jako osoba poddająca swój organizm dość dużemu wysiłkowi, muszę dbać o właściwy poziom potasu, magnezu itd.
Trochę nierozważnie podchodziłam dotąd jednak do tematu suplementacji. Jak był sezon to chyba w nadmiarze łykałam magnez, potas, żelazo. I nawet dorobiłam się w pewnym momencie nadmiaru w organizmie, co dobre nie jest jak wiadomo.
Od października nie łykam nic, staram się dostarczać organizmowi wszystkich niezbędnych witamin itd w pożywieniu.
Jak to będzie kiedy zacznie się sezon i wysiłek fizyczny będzie większy, to nie wiem (tym bardziej, że nie wiem czy uda mi się w ogóle ten sezon „zaliczyć”, bo sytuacja nie sprzyja).
Fragment artykułu z portalu Rynek Zdrowia (Przepis na utratę zdrowia):
„Kto to widział, żeby normalny człowiek dostarczał organizmowi dziennie 6 kg marchwi i 30 filiżanek zielonej herbaty? Ludzie są częścią przyrody i powinni funkcjonować jako jej element. Tymczasem inwazja środków, które sami sobie aplikujemy, staje się zjawiskiem niepokojącym. Od setek tysięcy lat ludzie spożywali naturalne produkty i funkcjonowali. Jeszcze 30 lat temu ludzie jedli sałatę, marchew, jabłka. Nie było suplementów. Poprzez ich wprowadzenie przechodzimy ewolucję - do naszych organizmów wprowadzamy substancje w postaci skoncentrowanej o niebywałym działaniu - ocenia prof. Ewa Widy-Tyszkiewicz z katedry farmakologii doświadczalnej i klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego*. Jedna tabletka betakarotenu to ekwiwalent wymienionej ilości marchwi. Jedna kapsuła ekstraktu camellia sinensis oznacza "równowartość" ok. 5 filiżanek herbaty. Entuzjaści szybkiego zrzucenia kilogramów łykają kilka takich pigułek dziennie, często dorzucając do tego garść multiwitamin. To doskonały sposób na utratę zdrowia lub życia”.
Poszukując wczoraj dobrego preparatu z magnezem (nie dla siebie, a dla kogoś kto cierpi na jego niedobór), trafiłam na wpis na blogu " Farmaceutka radzi". Farmeceutka poradziła MagneB6 firmy Sanofi. Poczytałam ulotkę preparatu i zwróciłam uwagę na to, że w ulotce jest napisane „lek”. Przeglądnęłam wszystkie najbardziej znane i reklamowane preparaty magnezowe (w tym łykany przeze mnie w ub roku Magnez firmy Olimp) i co? I żaden z nich nie był lekiem, a jedynie suplementem (nie przyglądałam się zawartości preparatów a to też osobny temat).
Suplement to środek spożywczy, którego celem jest uzupełnianie diety, z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego. Nie są rejestrowane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. W przypadku suplementów brak jest ustawowego wymogu ciągłego monitorowania bezpieczeństwa stosowania. Jakość jest nadzorowana jedynie przez Sanepid. Prawo nie wymaga rejestracji, ani szczegółowej dokumentacji gwarantującej jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. A lek?
Wprowadzenie nowego leku do obrotu na rynku farmaceutycznym podlega ścisłym regulacjom prawnym i jest związane z długim i kosztownym procesem prowadzenia badań klinicznych. Zakończeniem procesu rejestracji jest pozwolenie na dopuszczenie do obrotu przygotowywane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, a podpisywany przez Ministra Zdrowia. Organem dopuszczającym lek na rynek jest, zatem Minister Zdrowia.
Więc następnym razem zanim kupicie reklamowany w tv środek, popatrzcie dobrze, co kupujecie, bo jeśli mamy do wyboru coś co musiało przejść badania kliniczne i coś co podlega jedynie kontroli Sanepidu, to chyba odpowiedź co kupić jest prosta.
No niestety do tej pory, nie miałam o tym zielonego pojęcia. A generalnie to uważajcie z tą suplementacją, łykaniem tych wszystkich cudownych środków, które są reklamowane w mediach. Chyba większość z nas zbyt beztrosko do tego podchodzi.
- Aktywność Bieganie
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!