Sobota, 7 marca 2015
Na niedzielę (słowo)
Pewnie zdarzy się tak, że niektórzy przeczytają, uśmiechną się z przekąsem, nazwą mnie nawiedzoną lub określą jakimś innym mniej lub bardziej „ładnym” epitetem.
Ale jeśli chociaż jedna osoba przeczyta i będzie mieć jakąś refleksję względem siebie – to warto było. Najpierw była ta historia opisana przez Mambę, historia pozytywna, ciepła, a jednak wzbudzająca żal, że u nas nie tak często spotyka się takie postawy (chociaż mam nadzieję, że czasem się spotyka)
http://www.mambaonbike.pl/wino-kobiety-i-pomaranc...
Potem weszłam na stronę pt www.fronda.pl. Weszłam bo ktoś mi powiedział, że czyta, więc chciałam „sprawdzić” co czyta. I znalazłam taki tekst.
http://www.fronda.pl/blogi/dialog-z-poganinem-to-n...
Tekst ten zainspirował mnie do napisania mojego tekstu (życie to ciągłe inspiracje:)).
Jestem Polką, lubię Polskę, lubię tu mieszkać (chociaż nie mieszkałam nigdzie indziej, nie mam porównania) i w związku z tym życzę Polsce i Polakom jak najlepiej. Ale patrzę na moją Polskę i Polaków bez różowych okularów i ślepej miłości. Za to z troską. Stąd ten tekst.
Zastanawiam się dlaczego tak bardzo oburzamy się na innych, że obraz Polaków niefajny przedstawiają , że niby jakiś zafałszowany, skoro sami jesteśmy autorami takiego obrazu?
Nie będę bawić się w oceny wypowiedzi Pana Pawlikowskiego. Nie w tym rzecz. Palnął być może trochę bezmyślnie. Żart to miał być. Pewnie nie sądził, że aż tak to w Polsce zostanie przyjęte.
Rzecz w wydźwięku tego artykułu z frondy. Świętym oburzeniu, że znowu przedstawia się Polaka jako pijaka (a przecież jak twierdzi redaktor artykułu to nieprawda, bo bardziej pije brytyjska młodzież, a w Warszawie na ulicy po 23 nie widać pijanych. No widocznie Warszawa to jakaś enklawa trzeźwości).
A my, Polacy pijemy dużo. I takie są fakty (no chyba, że w Warszawie i innych dużych miastach pije się mniej i to ja mam zaburzony obraz rzeczywistości).
Potrzebujecie tych faktów, bo też się Wam wydaje , że to nieprawda? Proszę bardzo. W moim mieście kwitnie sieć sklepów monopolowych czynnych 24 godziny na dobę. Kiedyś był jeden, teraz jest ich wiele. W moim mieście działa pogotowie alkoholowe. Tak, tak.. sama widziałam auto z napisem „pogotowie alkoholowe”. Widocznie jest zapotrzebowanie. W koszykach ludzi w sklepie .. piwo, piwo, piwo. Ogródki w Rynku w sezonie wiosenno-letnim w weekendy zapełnione. Wszyscy piją.. piwo, drinki. W wielkich ilościach.
Wsiadam do autobusu po wizycie w siłowni.. cały tył autobusu w rzygowinach. Wsiadam do autobusu rano w drodze do pracy, dwóch panów (7 rano) bardzo mocno pijanych, konwersuje sobie popijając. Jeden zaprasza drugiego na kolację (nie szkodzi, że to pora śniadania). Robię zakupy rano przed pracą, godzina 6.45 niektórzy kupują alkohol.. O 6.45???
Ubieram się w szatni na siłowni, dziewczyna rozmawia przez telefon z kimś znajomym: „Wbijecie do mnie w sobotę, coś chlapniemy”.
Czekam na przystanku na autobus, ledwie trzymający się na nogach człowiek, w zasikanych spodniach, siedzi na ławce. Jeżdżę rowerem po okolicznych miejscowościach. Niedziela. Miejscowe sklepy okupowane. Sceny żywcem jak z „Rancza” (słynna ławeczka).
Tak się składa, że w pracy zajmuje się m.in. tematem cofania uprawnień do kierowania pojazdami za jazdę w stanie nietrzeźwości. Statystyki dot. wyroków orzekających zakazy prowadzenia pojazdów mechanicznych z powodu alkoholu są przerażające i nie jest to niestety tendencja spadkowa. Mam okazję czytać wyroki, opinie biegłych w prowadzonych postępowaniach – jak alkohol niszczy całe rodziny… i co się w nich dzieje, wolelibyście nie wiedzieć.
Zdarza się, że piją lekarze w pracy, pijany jechał ostatnio autem, burmistrz Chrzanowa. Elita społeczeństwa. Lekarz i wysoki urzędnik.
Weekendowe upijanie się stało się ulubioną rozrywką znaczącej części naszego społeczeństwa. Naprawdę nie ma lepszych rozrywek? To są fakty.
Że to nie ja, że to nie Ty? Że Polak dużo pije to stereotyp? Tylko skąd się wziął? Ktoś to wymyślił?
Dlaczego więc tak bardzo oburzamy się na innych, że tak nas widzą, skoro właśnie tacy, niestety jesteśmy? No chyba, że uważamy, że piwo to nie alkohol (znam takie osoby), a różnica między wypiciem jednego a wypiciem 5 jest żadna.
To o czym napisałam, to nie są „historie”, które wydarzyły się w przeciągu kilku lat, to są sytuacje z którymi stykam się bardzo często. Na co dzień.
I druga rzecz, która spokoju mi nie daje. Język Polaków. Jest wulgarny, schamiały. Jadę autobusem. Wsiada młodzież jadąca do szkoły. Wydaje się, że słyszę jedną wielką „k…” a pomiędzy nią inne wyrazy. Ubogie to są dialogi, chociaż bogate w słowa niecenzuralne.
Słyszę rodziców zdenerwowanych na swoje kilkuletnie pociechy i próbujących ich zdyscyplinować za pomocą „K..” ( i nie są to rodzice z marginesu, kulturalni na pozór, grzeczni ludzie).
Otwieram FB, a tam ktoś kto kupił sobie nowy rower pisze tak: "Jak się jutro nic nie zdupcy to w niedzielę pierwszy test drive" (tak po prostu… no jak się nic nie zd… to on sobie pojedzie, znajomi lajkują. Naprawdę się Wam to podoba???).
Jadę na siłownię autobusem, pod stadionem wsiada grupa młodych chłopaków (piłkarzy jak sądzę). I znowu jedna wielka „k…”. Krzywię się co chwilę. Jeden z nich to zauważa, mówi do drugiego: ale mięsem rzucasz… i śmieją się. Słyszę jak jeden opowiada drugiemu o swojej ukochanej: jak ją spotkałem w parku to tak od niej jeb… wódą…. Chłopak przez telefon rozmawia (pewnie z ukochaną): Jak ja cię k.. kocham. Jesteś zajeb….
Odbieram telefon w pracy i słyszę: co wy tam k… robicie?
„K..” stała się słowem tak powszechnym, że niektórzy zaczęli ją traktować jako nieodłączny element języka. A kiedy komuś zwracam uwagę, to patrzy na mnie dziwnie. Czy to takie dziwne, że nie chcę tego słuchać?
Czy taka jestem nienowoczesna i „wyałtowana”, sztywna?
Święta nie jestem, zdarza mi się też użyć czasem brzydkiego słowa. Wstydzę się potem, bo to nic fajnego i ja przez to fajniejsza nie jestem. Wręcz przeciwnie. I nie usprawiedliwia mnie fakt, że ktoś mnie bardzo zdenerwował, albo stało się coś przykrego.
Problem większości nas, Polaków jest chyba jednak taki, że niczego niewłaściwego w „k..”, „ch…” i tym podobnych słowach nie widzimy, że spowszedniały tak, że niektórzy być może myślą, że stały się częścią słownika języka polskiego.
Że tak mówiliśmy od zawsze. Otóż nie drodzy Panowie i Panie, to były i wciąż są wulgaryzmy, które uroku Wam nie dodają, które powodują, że kiedy posłucha się języka polskiego.. języka nie tylko z ulicy, ale języka z autobusów, ze sklepów, języka zza sąsiedzkich ścian itd. wnioski nasuwają się smutne.
Brakuje nam kultury, brakuje nam subtelności języka. I tak mówić uczymy nasze dzieci.
I tak nas widzą ci z zewnątrz. Więc zanim następnym razem tak bardzo oburzymy się, że być może ktoś z zagranicy niezbyt pochlebienie mówi o tym co zobaczył w Polsce, zastanówmy się może „dlaczego?”. I zastanówmy się czy jakoś możemy to zmienić.
Słońce skusiło mnie dzisiaj i wyszłam na zewnątrz, ale ciepło wcale nie było, o nie. Jakiś taki zimny wiatr wiał. Zmarzłam. Jeden długi podjazd (od Janowic na Lubinkę), specjalnym optymizmem po pokonaniu go nie mogę się pochwalić, zwłaszcza, że minął mnie na nim jadący jak błyskawica jakiś szosowiec, a ja jechałam znacznie poniżej prędkości, z którymi tam zwykle jadę.
A na koniec żeby nie było tak gorzko, przepis na ciastka orkiszowe z płatkami migdałowymi. Zrobi bezwzględnie każdy (tak proste są do zrobienia): 150 g płatków migdałowych 100 g masła 70 ml wody 250 g cukru (u mnie brązowy nierafinowany) 300 g mąki orkiszowej ½ łyżeczki sody oczyszczonej.
Płatki migdałowe na suchej patelni podprażyć na złoty kolor, masło pogrzać w garnku z wodą i cukrem, aż do rozpuszczenia się cukru. Dodać mąkę i migdały i sodę. Przełożyć do blachy wyłożonej papierem do pieczenia, piec w temp. 180 stopni przez 25 min. Po wystygnięciu włożyć na pół godziny do lodówki. No, a potem pokroić i smacznego!
Ale jeśli chociaż jedna osoba przeczyta i będzie mieć jakąś refleksję względem siebie – to warto było. Najpierw była ta historia opisana przez Mambę, historia pozytywna, ciepła, a jednak wzbudzająca żal, że u nas nie tak często spotyka się takie postawy (chociaż mam nadzieję, że czasem się spotyka)
http://www.mambaonbike.pl/wino-kobiety-i-pomaranc...
Potem weszłam na stronę pt www.fronda.pl. Weszłam bo ktoś mi powiedział, że czyta, więc chciałam „sprawdzić” co czyta. I znalazłam taki tekst.
http://www.fronda.pl/blogi/dialog-z-poganinem-to-n...
Tekst ten zainspirował mnie do napisania mojego tekstu (życie to ciągłe inspiracje:)).
Jestem Polką, lubię Polskę, lubię tu mieszkać (chociaż nie mieszkałam nigdzie indziej, nie mam porównania) i w związku z tym życzę Polsce i Polakom jak najlepiej. Ale patrzę na moją Polskę i Polaków bez różowych okularów i ślepej miłości. Za to z troską. Stąd ten tekst.
Zastanawiam się dlaczego tak bardzo oburzamy się na innych, że obraz Polaków niefajny przedstawiają , że niby jakiś zafałszowany, skoro sami jesteśmy autorami takiego obrazu?
Nie będę bawić się w oceny wypowiedzi Pana Pawlikowskiego. Nie w tym rzecz. Palnął być może trochę bezmyślnie. Żart to miał być. Pewnie nie sądził, że aż tak to w Polsce zostanie przyjęte.
Rzecz w wydźwięku tego artykułu z frondy. Świętym oburzeniu, że znowu przedstawia się Polaka jako pijaka (a przecież jak twierdzi redaktor artykułu to nieprawda, bo bardziej pije brytyjska młodzież, a w Warszawie na ulicy po 23 nie widać pijanych. No widocznie Warszawa to jakaś enklawa trzeźwości).
A my, Polacy pijemy dużo. I takie są fakty (no chyba, że w Warszawie i innych dużych miastach pije się mniej i to ja mam zaburzony obraz rzeczywistości).
Potrzebujecie tych faktów, bo też się Wam wydaje , że to nieprawda? Proszę bardzo. W moim mieście kwitnie sieć sklepów monopolowych czynnych 24 godziny na dobę. Kiedyś był jeden, teraz jest ich wiele. W moim mieście działa pogotowie alkoholowe. Tak, tak.. sama widziałam auto z napisem „pogotowie alkoholowe”. Widocznie jest zapotrzebowanie. W koszykach ludzi w sklepie .. piwo, piwo, piwo. Ogródki w Rynku w sezonie wiosenno-letnim w weekendy zapełnione. Wszyscy piją.. piwo, drinki. W wielkich ilościach.
Wsiadam do autobusu po wizycie w siłowni.. cały tył autobusu w rzygowinach. Wsiadam do autobusu rano w drodze do pracy, dwóch panów (7 rano) bardzo mocno pijanych, konwersuje sobie popijając. Jeden zaprasza drugiego na kolację (nie szkodzi, że to pora śniadania). Robię zakupy rano przed pracą, godzina 6.45 niektórzy kupują alkohol.. O 6.45???
Ubieram się w szatni na siłowni, dziewczyna rozmawia przez telefon z kimś znajomym: „Wbijecie do mnie w sobotę, coś chlapniemy”.
Czekam na przystanku na autobus, ledwie trzymający się na nogach człowiek, w zasikanych spodniach, siedzi na ławce. Jeżdżę rowerem po okolicznych miejscowościach. Niedziela. Miejscowe sklepy okupowane. Sceny żywcem jak z „Rancza” (słynna ławeczka).
Tak się składa, że w pracy zajmuje się m.in. tematem cofania uprawnień do kierowania pojazdami za jazdę w stanie nietrzeźwości. Statystyki dot. wyroków orzekających zakazy prowadzenia pojazdów mechanicznych z powodu alkoholu są przerażające i nie jest to niestety tendencja spadkowa. Mam okazję czytać wyroki, opinie biegłych w prowadzonych postępowaniach – jak alkohol niszczy całe rodziny… i co się w nich dzieje, wolelibyście nie wiedzieć.
Zdarza się, że piją lekarze w pracy, pijany jechał ostatnio autem, burmistrz Chrzanowa. Elita społeczeństwa. Lekarz i wysoki urzędnik.
Weekendowe upijanie się stało się ulubioną rozrywką znaczącej części naszego społeczeństwa. Naprawdę nie ma lepszych rozrywek? To są fakty.
Że to nie ja, że to nie Ty? Że Polak dużo pije to stereotyp? Tylko skąd się wziął? Ktoś to wymyślił?
Dlaczego więc tak bardzo oburzamy się na innych, że tak nas widzą, skoro właśnie tacy, niestety jesteśmy? No chyba, że uważamy, że piwo to nie alkohol (znam takie osoby), a różnica między wypiciem jednego a wypiciem 5 jest żadna.
To o czym napisałam, to nie są „historie”, które wydarzyły się w przeciągu kilku lat, to są sytuacje z którymi stykam się bardzo często. Na co dzień.
I druga rzecz, która spokoju mi nie daje. Język Polaków. Jest wulgarny, schamiały. Jadę autobusem. Wsiada młodzież jadąca do szkoły. Wydaje się, że słyszę jedną wielką „k…” a pomiędzy nią inne wyrazy. Ubogie to są dialogi, chociaż bogate w słowa niecenzuralne.
Słyszę rodziców zdenerwowanych na swoje kilkuletnie pociechy i próbujących ich zdyscyplinować za pomocą „K..” ( i nie są to rodzice z marginesu, kulturalni na pozór, grzeczni ludzie).
Otwieram FB, a tam ktoś kto kupił sobie nowy rower pisze tak: "Jak się jutro nic nie zdupcy to w niedzielę pierwszy test drive" (tak po prostu… no jak się nic nie zd… to on sobie pojedzie, znajomi lajkują. Naprawdę się Wam to podoba???).
Jadę na siłownię autobusem, pod stadionem wsiada grupa młodych chłopaków (piłkarzy jak sądzę). I znowu jedna wielka „k…”. Krzywię się co chwilę. Jeden z nich to zauważa, mówi do drugiego: ale mięsem rzucasz… i śmieją się. Słyszę jak jeden opowiada drugiemu o swojej ukochanej: jak ją spotkałem w parku to tak od niej jeb… wódą…. Chłopak przez telefon rozmawia (pewnie z ukochaną): Jak ja cię k.. kocham. Jesteś zajeb….
Odbieram telefon w pracy i słyszę: co wy tam k… robicie?
„K..” stała się słowem tak powszechnym, że niektórzy zaczęli ją traktować jako nieodłączny element języka. A kiedy komuś zwracam uwagę, to patrzy na mnie dziwnie. Czy to takie dziwne, że nie chcę tego słuchać?
Czy taka jestem nienowoczesna i „wyałtowana”, sztywna?
Święta nie jestem, zdarza mi się też użyć czasem brzydkiego słowa. Wstydzę się potem, bo to nic fajnego i ja przez to fajniejsza nie jestem. Wręcz przeciwnie. I nie usprawiedliwia mnie fakt, że ktoś mnie bardzo zdenerwował, albo stało się coś przykrego.
Problem większości nas, Polaków jest chyba jednak taki, że niczego niewłaściwego w „k..”, „ch…” i tym podobnych słowach nie widzimy, że spowszedniały tak, że niektórzy być może myślą, że stały się częścią słownika języka polskiego.
Że tak mówiliśmy od zawsze. Otóż nie drodzy Panowie i Panie, to były i wciąż są wulgaryzmy, które uroku Wam nie dodają, które powodują, że kiedy posłucha się języka polskiego.. języka nie tylko z ulicy, ale języka z autobusów, ze sklepów, języka zza sąsiedzkich ścian itd. wnioski nasuwają się smutne.
Brakuje nam kultury, brakuje nam subtelności języka. I tak mówić uczymy nasze dzieci.
I tak nas widzą ci z zewnątrz. Więc zanim następnym razem tak bardzo oburzymy się, że być może ktoś z zagranicy niezbyt pochlebienie mówi o tym co zobaczył w Polsce, zastanówmy się może „dlaczego?”. I zastanówmy się czy jakoś możemy to zmienić.
Słońce skusiło mnie dzisiaj i wyszłam na zewnątrz, ale ciepło wcale nie było, o nie. Jakiś taki zimny wiatr wiał. Zmarzłam. Jeden długi podjazd (od Janowic na Lubinkę), specjalnym optymizmem po pokonaniu go nie mogę się pochwalić, zwłaszcza, że minął mnie na nim jadący jak błyskawica jakiś szosowiec, a ja jechałam znacznie poniżej prędkości, z którymi tam zwykle jadę.
A na koniec żeby nie było tak gorzko, przepis na ciastka orkiszowe z płatkami migdałowymi. Zrobi bezwzględnie każdy (tak proste są do zrobienia): 150 g płatków migdałowych 100 g masła 70 ml wody 250 g cukru (u mnie brązowy nierafinowany) 300 g mąki orkiszowej ½ łyżeczki sody oczyszczonej.
Płatki migdałowe na suchej patelni podprażyć na złoty kolor, masło pogrzać w garnku z wodą i cukrem, aż do rozpuszczenia się cukru. Dodać mąkę i migdały i sodę. Przełożyć do blachy wyłożonej papierem do pieczenia, piec w temp. 180 stopni przez 25 min. Po wystygnięciu włożyć na pół godziny do lodówki. No, a potem pokroić i smacznego!
Ciastka orkiszowe © Iza
I Dunajec.. znowu © Iza
Żubry muszą czekać na polanie, a koty mają swoje ławki.
Jest marzec, są koty © Iza
- DST 42.00km
- Czas 01:54
- VAVG 22.11km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
No z tym alko to prawda (byłbym jednak ostrożny ze wrzucaniem wszystkich do jednego worka), z przekleństwami również i chociaż sam używam często-gęsto, to jednak schamienie języka w miejscu publicznym mnie osobiście także wk...a ;)
k4r3l - 21:25 sobota, 7 marca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!