Piątek, 20 marca 2015
Powitanie
Chyba nową świecką tradycją uczynię urlop w Pierwszy Dzień Wiosny.
Trochę wiosny w domu © Iza
Bez żalu pożegnałam zimę, bo była cóż… byle jaka, leniwa i nie spełniła moich oczekiwań.
Ani razu.. naprawdę ani razu nie udało mi się pobiegać na nartach, nie byłam też w górach… po śniegu biegałam tylko raz, nie było zimowych spacerów.
Po co komu taka zima?
No to z radością i ulgą witam wiosnę, a powitanie było okazałe.
Najpierw wiosenne porządki (nie widziałam zaćmienia słońca, które tyle osób oglądało, bo akurat okna myłam:)). Po 4 godzinach sprzątania szybka zmiana odzienia i na rower. Myślałam sobie o spokojnej jeździe, takiej w tlenie z rozglądaniem się po górkach i robieniem zdjęć (plan był taki, żeby jechać na Lubinkę a potem na Trzy Kopce).
I co? I nic. Cały misterny plan w ….
Bo oto kiedy wyjechałam z jednej drogi krzyżującej się z drugą, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyłam niebiesko-biało-pomarańczowe ciuchy. Pomyślałam: Gomola? Jakaś Gomola? Skąd tutaj? Przecież nas jest tutaj tylko "czwórka".
Kto to?
Pani Krystyna to była. Wypuściła się „na miasto”. Uśmiałyśmy się z tego nieoczekiwanego, nagłego spotkania. Pani Krystyna zapytała czy jadę z nią bo jedzie na Trzy Kopce. No proszę jaka zgodność. Tak to jest jak jest się w teamie w którym jest taki Spirit Team .
To sobie pojechałyśmy, no i przestało być spokojnie, wolno i w ogóle… Tak to jest jak się ma towarzystwo.
Po drodze spotkałyśmy Olka z BB Oshee Team.
No i dalej jechałyśmy na trzykopcową pętlę. Nagle ktoś mocno na nas zatrąbił i Pani Krystyna wykrzyknęła:
- Motyla noga! Mało miejsca ma !!!! (towarzyszył temu oczywiście układ choreograficzny).
Ja na to powiedziałam: Trzeba byłoby mu zajechać drogę!!!
Wzburzone i zbulwersowane zwróciłyśmy się w stronę przejeżdżającego auta i ujrzałyśmy w nim … TOMKA.
Pogadaliśmy chwilę i dalej w drogę. Pętlę zrobiłyśmy trzy razy! I wcale nie było lajtowo, bo mam wrażenie, że podjazdy wjeżdżałyśmy wcale nie w ślimaczym tempie. Dość powiedzieć, że kiedy wróciłam do domu, nieco bolały mnie nogi. Poleżałam chwilę z nogami w górze, wypiłam koktajl owocowy i jak ręką odjął (cud jakiś? Taki dzień cudów chyba).
Trochę wiosny w domu © Iza
Bez żalu pożegnałam zimę, bo była cóż… byle jaka, leniwa i nie spełniła moich oczekiwań.
Ani razu.. naprawdę ani razu nie udało mi się pobiegać na nartach, nie byłam też w górach… po śniegu biegałam tylko raz, nie było zimowych spacerów.
Po co komu taka zima?
No to z radością i ulgą witam wiosnę, a powitanie było okazałe.
Najpierw wiosenne porządki (nie widziałam zaćmienia słońca, które tyle osób oglądało, bo akurat okna myłam:)). Po 4 godzinach sprzątania szybka zmiana odzienia i na rower. Myślałam sobie o spokojnej jeździe, takiej w tlenie z rozglądaniem się po górkach i robieniem zdjęć (plan był taki, żeby jechać na Lubinkę a potem na Trzy Kopce).
I co? I nic. Cały misterny plan w ….
Bo oto kiedy wyjechałam z jednej drogi krzyżującej się z drugą, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyłam niebiesko-biało-pomarańczowe ciuchy. Pomyślałam: Gomola? Jakaś Gomola? Skąd tutaj? Przecież nas jest tutaj tylko "czwórka".
Kto to?
Pani Krystyna to była. Wypuściła się „na miasto”. Uśmiałyśmy się z tego nieoczekiwanego, nagłego spotkania. Pani Krystyna zapytała czy jadę z nią bo jedzie na Trzy Kopce. No proszę jaka zgodność. Tak to jest jak jest się w teamie w którym jest taki Spirit Team .
To sobie pojechałyśmy, no i przestało być spokojnie, wolno i w ogóle… Tak to jest jak się ma towarzystwo.
Po drodze spotkałyśmy Olka z BB Oshee Team.
No i dalej jechałyśmy na trzykopcową pętlę. Nagle ktoś mocno na nas zatrąbił i Pani Krystyna wykrzyknęła:
- Motyla noga! Mało miejsca ma !!!! (towarzyszył temu oczywiście układ choreograficzny).
Ja na to powiedziałam: Trzeba byłoby mu zajechać drogę!!!
Wzburzone i zbulwersowane zwróciłyśmy się w stronę przejeżdżającego auta i ujrzałyśmy w nim … TOMKA.
Pogadaliśmy chwilę i dalej w drogę. Pętlę zrobiłyśmy trzy razy! I wcale nie było lajtowo, bo mam wrażenie, że podjazdy wjeżdżałyśmy wcale nie w ślimaczym tempie. Dość powiedzieć, że kiedy wróciłam do domu, nieco bolały mnie nogi. Poleżałam chwilę z nogami w górze, wypiłam koktajl owocowy i jak ręką odjął (cud jakiś? Taki dzień cudów chyba).
Kwitnie już co nieco © Iza
Z cyklu zdjęcia w stylu Pana Adama (miało być selfie, wyszło …. Co wyszło).
Pół-selfie © Iza
Z cyklu: idziemy na miasto, poszłyśmy dzisiaj z Panią Krystyną (ksywa: idziemy na miasto) na miasto.
Wzięłyśmy ze sobą Tomka (to była nagroda za zwycięstwo w konkursie, który tutaj kiedyś ogłosiłam). Tomek jeszcze nie wie, że to była ta nagroda, no ale jak przeczyta to się dowie.
Poszliśmy na to miasto obejrzeć film BODY/CIAŁO. Hm… no … film jest inny. Mocno inny, ale coś w sobie ma. Zdecydowanie.
A na koniec tego dnia upiekłam kasztanowca bez kasztanów. Na blogu Iwony Wierzbickiej znalazłam fajny przepis na chleb (ciasto) z mąki kasztanowej. Niestety ta dostępna w sklepie w Tarnowie miała zaporową cenę (70 zł za kg). Także odpuściłam sobie tę makę (na razie, jak się wzbogacę to może kiedyś kupię:)) i zrobiłam kasztanowca z mąki orkiszowej.
W oryginale : 300 g mąki kasztanowej, jeden banan niedojrzały do ciasta i 6 jajek (zmikosować). Ciasto przelewać do foremki i przekładać pokrojonym dojrzałym bananem i figami (mogą być inne bakalie). 180 stopni i 40 min.
Enjoy it! (pamiętajcie kasztanowiec wcale nie musi mieć kasztanów, może być orkisz, albo coś innego).
To moje paliwo na jutro.
Wzięłyśmy ze sobą Tomka (to była nagroda za zwycięstwo w konkursie, który tutaj kiedyś ogłosiłam). Tomek jeszcze nie wie, że to była ta nagroda, no ale jak przeczyta to się dowie.
Poszliśmy na to miasto obejrzeć film BODY/CIAŁO. Hm… no … film jest inny. Mocno inny, ale coś w sobie ma. Zdecydowanie.
A na koniec tego dnia upiekłam kasztanowca bez kasztanów. Na blogu Iwony Wierzbickiej znalazłam fajny przepis na chleb (ciasto) z mąki kasztanowej. Niestety ta dostępna w sklepie w Tarnowie miała zaporową cenę (70 zł za kg). Także odpuściłam sobie tę makę (na razie, jak się wzbogacę to może kiedyś kupię:)) i zrobiłam kasztanowca z mąki orkiszowej.
W oryginale : 300 g mąki kasztanowej, jeden banan niedojrzały do ciasta i 6 jajek (zmikosować). Ciasto przelewać do foremki i przekładać pokrojonym dojrzałym bananem i figami (mogą być inne bakalie). 180 stopni i 40 min.
Enjoy it! (pamiętajcie kasztanowiec wcale nie musi mieć kasztanów, może być orkisz, albo coś innego).
To moje paliwo na jutro.
Kasztanowiec bez kasztanów © Iza
I jeszcze takie dwa newsy. Jeden sprzedał mi Tomek – jutro z GW film „Joanna”. W niedzielę w Trójce o 20, koncert Piotra BUKARTYKA. POLECAM WAM gorąco.
PS
Pani Krystyna wcale nie wykrzyknęła : motyla noga.
To było bardziej mrążące krew w żyłach powiedzenie.
O zmrożeniu krwi w żyłach świadczyła mina Tomka:).
- DST 65.00km
- Czas 02:49
- VAVG 23.08km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
bardzo możliwe :P ale czy to jakaś zorganizowana akcja bo nigdzie plakatów nie widziałem :)
labudu - 11:14 sobota, 21 marca 2015 | linkuj
Układ choreograficzny od razu wskazywał, że w "motyla noga" pierwsze K było wyjątkowo mocno zaakcentowane ;)
tomaszb - 07:34 sobota, 21 marca 2015 | linkuj
dziś to chyba wysyp kolarzy był i nie dało się przejechać niezauważenie :P Ja dziś wracając z Krakowa natrafiłem na Obcego a później idąc chodnikiem upolował mnie kolos po cywilu.
A klaksony w autach to trzeba umieć trąbić i wtedy można się zorientować że ktoś znajomy jedzie. Ale w sumie- w 90% przypadków i tak skończy się to motylą nogą mimo wszystko :) labudu - 23:14 piątek, 20 marca 2015 | linkuj
A klaksony w autach to trzeba umieć trąbić i wtedy można się zorientować że ktoś znajomy jedzie. Ale w sumie- w 90% przypadków i tak skończy się to motylą nogą mimo wszystko :) labudu - 23:14 piątek, 20 marca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!