Niedziela, 22 marca 2015
Pół - kolarz
Zdecydowanie nadeszła niekolarska pogoda (zaraz ktoś mi napisze, że „nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani kolarze”). Żegnam się już powoli z tymi różnymi kolarskim przykazaniami, powoli „piszę” swoje, nowe, a może raczej życie je pisze.
Tak na marginesie, z dużym dystansem spoglądam teraz na powszechnie używane kolarskie porzekadła, powtarzane chyba w celu zwiększenia sobie poczucia własnej wartości? (może też tak kiedyś miałam, może też kiedyś powtarzałam, nie wykluczam). Na przykład słynne powiedzenie Marco Pantaniego: „Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem”. Uśmiecham się (nie ukrywam, że z przekąsem), kiedy je słyszę lub czytam.
Nie sposób nie zgodzić się z pierwszą częścią zdania (aczkolwiek można polemizować – dla mnie prawdziwy hardcore to skoki narciarskie, zwłaszcza na mamutach, a biegi narciarskie czy łyżwiarstwo szybkie, w niczym chyba kolarstwu nie ustępują jeśli chodzi o trening i stopień wysiłku). Powiedziałabym więc, że kolarstwo to niełatwy sport, ale trudno powiedzieć na którym miejscu można go umieścić na liście najtrudniejszych.
Z drugą częścią zdania kompletnie zgodzić się nie mogę. Wybitny sportowiec to wybitny sportowiec w określonej dyscyplinie sportu. Osiągający znakomite rezultaty. Na poziomie światowym. Nie można być wybitnym będąc po prostu miernym, nie osiągając dobrych wyników. Nawet jeśli się jest kolarzem. A już na pewno nie można być wybitnym sportowcem będąc kolarzem-amatorem startującym na lokalnym podwórku. Wybitny sportowiec to np. Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch, może Michał Kwiatkowski , a nie nawet najlepszy z kolarzy-amatorów w naszym kraju.
Więc nie pękajcie z dumy tylko dlatego, że przemierzacie na rowerze, niezliczone ilości kilometrów. Że mokniecie, marzniecie, obijacie siebie i rowery. Jesteście tacy sami jak ci, którzy wybrali inne dyscypliny sportu i poświęcają się im bez reszty, ciężko trenując. Macie swoją pasję i super, to ważne, przez to jesteście fajniejsi, jesteście ciekawszymi ludźmi, ale Wasza pasja nie czyni Was lepszym sportowo od tego, kto gra np. w piłkę nożną.
Wszystko jest dla ludzi, a nie nadludzi. Kolarstwo też.
Ale wróćmy do pogody. Dla mnie dzisiaj pogoda jest kompletnie niekolarska, jakieś 4 stopnie i padający deszcz (to prawidłowość pewna… jeśli chcecie wiedzieć kiedy będzie padać, zapytajcie mnie kiedy myłam okna –zawsze jak umyje pada, najpóźniej dwa dni po umyciu).
Wyrosłam chyba z jeżdżenia w deszczu, śniegu (no chyba, że zacznie padać podczas wyścigu, wtedy cóż… trzeba to godnie znieść), tak jak się wyrasta z wielu rzeczy z biegiem lat.
Tak więc dzisiaj z wielką radością mogłam sobie pozwolić na dzień totalnego luzu, totalnej regeneracji (mam na szczęście taką możliwość). Leżenie w łóżku do późna (wstałam tylko po kawę i kasztanowca), oglądanie pasjonującego konkursu skoków, czytanie, oglądanie filmów. To się nazywa czerpanie przyjemności z życia. TAKIE dni są bardzo potrzebne, a tak rzadko się zdarzają, bo ciągle gdzieś pędzimy, coś musimy (Mamba kiedyś napisała na FB „nic nie musimy”, no to nie do końca tak jest, część obowiązków, różnych rzeczy do zrobienia sami sobie narzucamy, część niestety jest wyższą koniecznością… ja zawsze kiedy tak beztrosko sobie odpoczywam, myślę o mojej siostrze, która jest w zupełnie innej sytuacji życiowej i na taki relaks rzadko kiedy ma okazję). Dlatego mocno doceniam TAKIE CHWILE.
Jestem pół-kolarzem (tak zdecydowanie myślę, że to właściwe określenie, tak jak Babcia Piotra Bukartyka nazywa go pół-artystą, tak i ja jestem pół-kolarzem, a może nawet ćwierć?)
Nie mam super wypaśnego roweru, nie mam trenera, moja drużyna z założenia jest drużyną amatorską (chociaż bardzo profesjonalnie zorganizowaną). Nie określam sobie wielkich celów. Nie osiągam super wyników (i nawet o tym za bardzo nie marzę).Nie poświęcam się bez reszty rowerowi. Dzielę swój czas pomiędzy rower, a książki, filmy, koncerty, muzykę, przyjaciół. Chcę po prostu jeździć na rowerze (bo lubię), chcę jeździć na zawody (bo lubię), jechać je jak najlepiej potrafię, ale bez wielkiej napinki. Nie chcę żeby ta cała treningowo-wyścigowa otoczka odebrała mi przyjemność z jazdy.
Wczoraj jadąc sobie spokojnie i wycieczkowo, myślałam o tym, że w początkach mojej jazdy na rowerze, zupełnie inaczej to wyglądało. Był rower, plecak, długie weekendowe jazdy, przerwy na jedzenie, kawę, podziwianie naszych okolic (i nie tylko naszych). I siła i wytrzymałość przychodziły niepostrzeżenie ( niepostrzeżenie, jakby przy okazji, bo w ogóle o to nie dbałam). Pierwsze zawody były „bolesne”, bo brakowało mi doświadczenia. Potem było zdecydowanie lepiej. Do czasu. Do czasu aż za bardzo zaczęłam się tym przejmować. Aż zbyt często zaczęłam sama sobie odbierać przyjemność z jazdy, myśląc o tym, że jadę na „trening” i że MUSZĘ. Że coraz częściej zaczęłam myśleć gdzie pojechać żeby to miało jak największą treningową wartość, zamiast myśleć gdzie pojechać żeby mieć z tego jak największą PRZYJEMNOŚĆ. Oczywiście i z treningu solidnie wykonanego można czerpać wielką przyjemność, ale to już temat na zupełnie inne rozważania.
Nadejdzie taki CZAS (tego jestem pewna), że kupię sobie rower trekkingowy, zamontuje sakwy i pojadę w świat. Na razie jeszcze nie pora. Bo na razie jeszcze mam wiele radości z zawodów. Bo mam swoją NIEPOWTARZALNĄ drużynę i chcę się z tymi ludźmi jak najczęściej widywać. Więc na razie przez jakiś czas zostanę jeszcze pół-kolarzem. Pół-kolarzem bez trenera, bez szosówki, bez pulsometru (chyba nie założę go znowu w tym roku), bez urządzeń do pomiaru mocy, bez garmina.
Ale czas kiedy z pół-kolarza, nie zostanie nawet ćwierć, a zostanie tylko rowerzysta-turysta, zbliża się. I tak to już musi być. Taki porządek świata. Wszystko ma swój czas.
Te moje wczorajsze rozważania zbiegły się z tym co przeczytałam dzisiaj u Szymona. http://szymon.bike/aksjomat/
PS Nie zapomnijcie, dzisiaj o 20 w Trójce zaśpiewa na żywo Piotr Bukartyk.
Tak na marginesie, z dużym dystansem spoglądam teraz na powszechnie używane kolarskie porzekadła, powtarzane chyba w celu zwiększenia sobie poczucia własnej wartości? (może też tak kiedyś miałam, może też kiedyś powtarzałam, nie wykluczam). Na przykład słynne powiedzenie Marco Pantaniego: „Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem”. Uśmiecham się (nie ukrywam, że z przekąsem), kiedy je słyszę lub czytam.
Nie sposób nie zgodzić się z pierwszą częścią zdania (aczkolwiek można polemizować – dla mnie prawdziwy hardcore to skoki narciarskie, zwłaszcza na mamutach, a biegi narciarskie czy łyżwiarstwo szybkie, w niczym chyba kolarstwu nie ustępują jeśli chodzi o trening i stopień wysiłku). Powiedziałabym więc, że kolarstwo to niełatwy sport, ale trudno powiedzieć na którym miejscu można go umieścić na liście najtrudniejszych.
Z drugą częścią zdania kompletnie zgodzić się nie mogę. Wybitny sportowiec to wybitny sportowiec w określonej dyscyplinie sportu. Osiągający znakomite rezultaty. Na poziomie światowym. Nie można być wybitnym będąc po prostu miernym, nie osiągając dobrych wyników. Nawet jeśli się jest kolarzem. A już na pewno nie można być wybitnym sportowcem będąc kolarzem-amatorem startującym na lokalnym podwórku. Wybitny sportowiec to np. Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch, może Michał Kwiatkowski , a nie nawet najlepszy z kolarzy-amatorów w naszym kraju.
Więc nie pękajcie z dumy tylko dlatego, że przemierzacie na rowerze, niezliczone ilości kilometrów. Że mokniecie, marzniecie, obijacie siebie i rowery. Jesteście tacy sami jak ci, którzy wybrali inne dyscypliny sportu i poświęcają się im bez reszty, ciężko trenując. Macie swoją pasję i super, to ważne, przez to jesteście fajniejsi, jesteście ciekawszymi ludźmi, ale Wasza pasja nie czyni Was lepszym sportowo od tego, kto gra np. w piłkę nożną.
Wszystko jest dla ludzi, a nie nadludzi. Kolarstwo też.
Ale wróćmy do pogody. Dla mnie dzisiaj pogoda jest kompletnie niekolarska, jakieś 4 stopnie i padający deszcz (to prawidłowość pewna… jeśli chcecie wiedzieć kiedy będzie padać, zapytajcie mnie kiedy myłam okna –zawsze jak umyje pada, najpóźniej dwa dni po umyciu).
Wyrosłam chyba z jeżdżenia w deszczu, śniegu (no chyba, że zacznie padać podczas wyścigu, wtedy cóż… trzeba to godnie znieść), tak jak się wyrasta z wielu rzeczy z biegiem lat.
Tak więc dzisiaj z wielką radością mogłam sobie pozwolić na dzień totalnego luzu, totalnej regeneracji (mam na szczęście taką możliwość). Leżenie w łóżku do późna (wstałam tylko po kawę i kasztanowca), oglądanie pasjonującego konkursu skoków, czytanie, oglądanie filmów. To się nazywa czerpanie przyjemności z życia. TAKIE dni są bardzo potrzebne, a tak rzadko się zdarzają, bo ciągle gdzieś pędzimy, coś musimy (Mamba kiedyś napisała na FB „nic nie musimy”, no to nie do końca tak jest, część obowiązków, różnych rzeczy do zrobienia sami sobie narzucamy, część niestety jest wyższą koniecznością… ja zawsze kiedy tak beztrosko sobie odpoczywam, myślę o mojej siostrze, która jest w zupełnie innej sytuacji życiowej i na taki relaks rzadko kiedy ma okazję). Dlatego mocno doceniam TAKIE CHWILE.
Jestem pół-kolarzem (tak zdecydowanie myślę, że to właściwe określenie, tak jak Babcia Piotra Bukartyka nazywa go pół-artystą, tak i ja jestem pół-kolarzem, a może nawet ćwierć?)
Nie mam super wypaśnego roweru, nie mam trenera, moja drużyna z założenia jest drużyną amatorską (chociaż bardzo profesjonalnie zorganizowaną). Nie określam sobie wielkich celów. Nie osiągam super wyników (i nawet o tym za bardzo nie marzę).Nie poświęcam się bez reszty rowerowi. Dzielę swój czas pomiędzy rower, a książki, filmy, koncerty, muzykę, przyjaciół. Chcę po prostu jeździć na rowerze (bo lubię), chcę jeździć na zawody (bo lubię), jechać je jak najlepiej potrafię, ale bez wielkiej napinki. Nie chcę żeby ta cała treningowo-wyścigowa otoczka odebrała mi przyjemność z jazdy.
Wczoraj jadąc sobie spokojnie i wycieczkowo, myślałam o tym, że w początkach mojej jazdy na rowerze, zupełnie inaczej to wyglądało. Był rower, plecak, długie weekendowe jazdy, przerwy na jedzenie, kawę, podziwianie naszych okolic (i nie tylko naszych). I siła i wytrzymałość przychodziły niepostrzeżenie ( niepostrzeżenie, jakby przy okazji, bo w ogóle o to nie dbałam). Pierwsze zawody były „bolesne”, bo brakowało mi doświadczenia. Potem było zdecydowanie lepiej. Do czasu. Do czasu aż za bardzo zaczęłam się tym przejmować. Aż zbyt często zaczęłam sama sobie odbierać przyjemność z jazdy, myśląc o tym, że jadę na „trening” i że MUSZĘ. Że coraz częściej zaczęłam myśleć gdzie pojechać żeby to miało jak największą treningową wartość, zamiast myśleć gdzie pojechać żeby mieć z tego jak największą PRZYJEMNOŚĆ. Oczywiście i z treningu solidnie wykonanego można czerpać wielką przyjemność, ale to już temat na zupełnie inne rozważania.
Nadejdzie taki CZAS (tego jestem pewna), że kupię sobie rower trekkingowy, zamontuje sakwy i pojadę w świat. Na razie jeszcze nie pora. Bo na razie jeszcze mam wiele radości z zawodów. Bo mam swoją NIEPOWTARZALNĄ drużynę i chcę się z tymi ludźmi jak najczęściej widywać. Więc na razie przez jakiś czas zostanę jeszcze pół-kolarzem. Pół-kolarzem bez trenera, bez szosówki, bez pulsometru (chyba nie założę go znowu w tym roku), bez urządzeń do pomiaru mocy, bez garmina.
Ale czas kiedy z pół-kolarza, nie zostanie nawet ćwierć, a zostanie tylko rowerzysta-turysta, zbliża się. I tak to już musi być. Taki porządek świata. Wszystko ma swój czas.
Te moje wczorajsze rozważania zbiegły się z tym co przeczytałam dzisiaj u Szymona. http://szymon.bike/aksjomat/
PS Nie zapomnijcie, dzisiaj o 20 w Trójce zaśpiewa na żywo Piotr Bukartyk.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
to niedobrze bo wychodzi na to że w okolicach weekendu majowego będzie padać :(
labudu - 19:32 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
w sumie to ja nie rozumiem do czego to zdanie Pantaniego się odnosi i dziwi mnie dlaczego wszyscy się tym jarają :P i chyba już tego nie zrozumiem.
A co do pogody- to myślę że do określenia pogody na 2 najbliższe dni są lepsze sposoby jak mycie okien :P U mnie dawniej przejawiało się to przez mycie auta, ale jak zacząłem myć co tydzień to zależność minęła, może po prostu zbyt rzadko myjesz okna ? :P Ale sa zdecydowanie lepsze sposoby do prognozy, ja używam tego http://new.meteo.pl/um/php/meteorogram_id_um.php?ntype=0u&id=464 labudu - 19:20 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
A co do pogody- to myślę że do określenia pogody na 2 najbliższe dni są lepsze sposoby jak mycie okien :P U mnie dawniej przejawiało się to przez mycie auta, ale jak zacząłem myć co tydzień to zależność minęła, może po prostu zbyt rzadko myjesz okna ? :P Ale sa zdecydowanie lepsze sposoby do prognozy, ja używam tego http://new.meteo.pl/um/php/meteorogram_id_um.php?ntype=0u&id=464 labudu - 19:20 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
Jest jeszcze klasyk: "Pogoda na rower jest albo dobra, albo bardzo dobra" :D
Nie no, oczywiście ja też podchodzę do tego zdecydowanie na luzie ;) Na przykład dziś nic nie mogło mnie zmusić do wyjścia na rower :) piotrkol - 16:36 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
Nie no, oczywiście ja też podchodzę do tego zdecydowanie na luzie ;) Na przykład dziś nic nie mogło mnie zmusić do wyjścia na rower :) piotrkol - 16:36 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!