Wtorek, 2 czerwca 2015
Rozjazd
To na początek muszę zdementować dwie plotki.
Pierwsza dotyczy Pani Krystyny – otóż niniejszym oświadczam, że kotlety z kota, który jadł rybę nie były takie złe (zjadło je dwóch Pawłów – Gomola – 3 m w M5 na mega, i Szubert – dojechał do mety). Chyba, że to tylko Pawłom nie szkodzą? :).
Dobra, Pani Krystyna zagroziła mi dzisiaj wypowiedzeniem naszej in spe umowy o prowadzeniu wspólnej działalności gastronomicznej, więc zamilknę:).
Dodam tylko, że ona jest świetną kucharką i kotlety zapewne były pyszne. Następnym razem na pewno spróbuję.
A teraz chciałam zdementować plotkę rozpowszechnianą na FB, a mnie dotyczącą, że jakoby po maratonie w Polańczyku, nie czuję strachu już, nawet przed końcem świata (wiem kto to może te plotki rozpuszczać. Sufa – wstyd i hańba, jak nic:)).
Otóż jest to nieprawda drogi Jacku:). Podczas dzisiejszego rozjazdu zrobionego wraz z Panią Krystyną (o dzień za późno, ale lepiej późno niż wcale), śmiertelnie wystraszył mnie mały kudłaty pies. Nie wiem co byłoby wobec tego, gdybym spotkała na trasie w Polańczyku tego stwora, o którym wspomina Bartek Janowski!!!
Gdyby ktoś nie wierzył w to co napisałam o tej strasznej trasie, to proszę bardzo, tutaj macie realację dwóch czołowych zawodników.
Bartek Janowski:
Pierwsza partia trasy w większości była nie przejezdna. Gdy po godzinie przeprawy, na liczniku widziałem trochę ponad 10 pokonanych kilometrów zacząłem się zastanawiać czy ten maraton na dystansie Giga będzie w ogóle możliwy do ukończenia. To była totalna ekstrema i z takimi warunkami się jeszcze nie spotkałem. Podobnie nie spotkałem się też jeszcze nigdy ze śladami niedźwiedzia a tym razem tak. W dodatku miś spacerował wzdłuż trasy maratonu, odbite łap były wyraźne, więc musiał być gdzieś całkiem niedaleko. Po wybrnięciu z lasu na 20 kilometrze, pod kołami pojawił się fajny szuter, podkręciłem tempo, podjazd był naprawdę dobry niestety po kilkuset metrach okazało się, że pomyliłem drogę wjechałem między zabudowania i tam droga się skończyła. Szkolny błąd, sprawił, że zaliczyłem spadek na 7 pozycję Open. Motywację miałem nadal, tym bardziej, że największe błota były za mną. Zabrałem się za odrabianie strat. Dalsza, część trasy z pętlą Giga, na którą wjechałem, już jako pierwszy bardzo mi się podobała. Pokonałem wszystkie przygody, błoto w lesie mnie nie wchłonęło, misiek nie zjadł, uciekłem przed tubylcami i na mecie mogłem się cieszyć z pierwszego miejsca. Ten wyścig długo będę pamiętał :)
Dominik Grządziel:
Błoto! Nie da się jechać. Zeskakuję z roweru i biegnę. Zapadam się po kostki i łydki w błotnej mazi. Zamiast pięknych błękitnych butów Shimano mam na nogach dwa błotne klocki. Koła prowadzonego roweru oblepiają się błotem tak skutecznie, że po chwili przestają się kręcić. Rower nie daje się pchać, więc próbuję go nieść. Nie jest to łatwe – utopiony w błotnej zupie waży ok. 20 kg! Czuję się bezsilny, chyba w tym momencie mógłbym się rozpłakać… ;) Powyższy opis nie jest niestety wizualizacją koszmarnego snu kolarza górskiego, tylko kroniką rzeczywistych zdarzeń, jakich doświadczyłem w niedzielę na maratonie w Polańczyku… Pierwsze 20 km trasy prowadziło m.w. w połowie właśnie po takiej błotnej rzeźni! Nie powiem – było ciężko i zaczęło mnie nachodzić zwątpienie o sens takiego survivalu, jako że jestem raczej typem zawodnika, który ceni sobie przejezdność tras… ;) Ale, że mężczyźni, a zwłaszcza kolarze, lubią się widzieć w kategorii twardzieli, nie mogłem się poddać i musiałem walczyć dalej! ;) A było z kim i o co się bić…
(jak czytam to co napisał Dominik, to jakbym swoje wspomnienia czytała, no z wyjątkiem ostatniego zdania).
Ale najbardziej podoba mi się krótkie podsumowanie jednego z zawodników na forum CK.
„Maraton łatwizna, nawet rowerem nie trzeba było dużo jeździć :]” No nie trzeba było, to fakt.
Ale, ale...... kto zajął pierwsze miejsce drużynowo w tej edycji? Specjaliści od trudnych zadań – GOMOLA TRANS AIRCO.
Pierwsza dotyczy Pani Krystyny – otóż niniejszym oświadczam, że kotlety z kota, który jadł rybę nie były takie złe (zjadło je dwóch Pawłów – Gomola – 3 m w M5 na mega, i Szubert – dojechał do mety). Chyba, że to tylko Pawłom nie szkodzą? :).
Dobra, Pani Krystyna zagroziła mi dzisiaj wypowiedzeniem naszej in spe umowy o prowadzeniu wspólnej działalności gastronomicznej, więc zamilknę:).
Dodam tylko, że ona jest świetną kucharką i kotlety zapewne były pyszne. Następnym razem na pewno spróbuję.
A teraz chciałam zdementować plotkę rozpowszechnianą na FB, a mnie dotyczącą, że jakoby po maratonie w Polańczyku, nie czuję strachu już, nawet przed końcem świata (wiem kto to może te plotki rozpuszczać. Sufa – wstyd i hańba, jak nic:)).
Otóż jest to nieprawda drogi Jacku:). Podczas dzisiejszego rozjazdu zrobionego wraz z Panią Krystyną (o dzień za późno, ale lepiej późno niż wcale), śmiertelnie wystraszył mnie mały kudłaty pies. Nie wiem co byłoby wobec tego, gdybym spotkała na trasie w Polańczyku tego stwora, o którym wspomina Bartek Janowski!!!
Gdyby ktoś nie wierzył w to co napisałam o tej strasznej trasie, to proszę bardzo, tutaj macie realację dwóch czołowych zawodników.
Bartek Janowski:
Pierwsza partia trasy w większości była nie przejezdna. Gdy po godzinie przeprawy, na liczniku widziałem trochę ponad 10 pokonanych kilometrów zacząłem się zastanawiać czy ten maraton na dystansie Giga będzie w ogóle możliwy do ukończenia. To była totalna ekstrema i z takimi warunkami się jeszcze nie spotkałem. Podobnie nie spotkałem się też jeszcze nigdy ze śladami niedźwiedzia a tym razem tak. W dodatku miś spacerował wzdłuż trasy maratonu, odbite łap były wyraźne, więc musiał być gdzieś całkiem niedaleko. Po wybrnięciu z lasu na 20 kilometrze, pod kołami pojawił się fajny szuter, podkręciłem tempo, podjazd był naprawdę dobry niestety po kilkuset metrach okazało się, że pomyliłem drogę wjechałem między zabudowania i tam droga się skończyła. Szkolny błąd, sprawił, że zaliczyłem spadek na 7 pozycję Open. Motywację miałem nadal, tym bardziej, że największe błota były za mną. Zabrałem się za odrabianie strat. Dalsza, część trasy z pętlą Giga, na którą wjechałem, już jako pierwszy bardzo mi się podobała. Pokonałem wszystkie przygody, błoto w lesie mnie nie wchłonęło, misiek nie zjadł, uciekłem przed tubylcami i na mecie mogłem się cieszyć z pierwszego miejsca. Ten wyścig długo będę pamiętał :)
Dominik Grządziel:
Błoto! Nie da się jechać. Zeskakuję z roweru i biegnę. Zapadam się po kostki i łydki w błotnej mazi. Zamiast pięknych błękitnych butów Shimano mam na nogach dwa błotne klocki. Koła prowadzonego roweru oblepiają się błotem tak skutecznie, że po chwili przestają się kręcić. Rower nie daje się pchać, więc próbuję go nieść. Nie jest to łatwe – utopiony w błotnej zupie waży ok. 20 kg! Czuję się bezsilny, chyba w tym momencie mógłbym się rozpłakać… ;) Powyższy opis nie jest niestety wizualizacją koszmarnego snu kolarza górskiego, tylko kroniką rzeczywistych zdarzeń, jakich doświadczyłem w niedzielę na maratonie w Polańczyku… Pierwsze 20 km trasy prowadziło m.w. w połowie właśnie po takiej błotnej rzeźni! Nie powiem – było ciężko i zaczęło mnie nachodzić zwątpienie o sens takiego survivalu, jako że jestem raczej typem zawodnika, który ceni sobie przejezdność tras… ;) Ale, że mężczyźni, a zwłaszcza kolarze, lubią się widzieć w kategorii twardzieli, nie mogłem się poddać i musiałem walczyć dalej! ;) A było z kim i o co się bić…
(jak czytam to co napisał Dominik, to jakbym swoje wspomnienia czytała, no z wyjątkiem ostatniego zdania).
Ale najbardziej podoba mi się krótkie podsumowanie jednego z zawodników na forum CK.
„Maraton łatwizna, nawet rowerem nie trzeba było dużo jeździć :]” No nie trzeba było, to fakt.
Ale, ale...... kto zajął pierwsze miejsce drużynowo w tej edycji? Specjaliści od trudnych zadań – GOMOLA TRANS AIRCO.
- DST 37.00km
- Teren 18.00km
- Czas 01:45
- VAVG 21.14km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
"Maraton łatwizna..." -w sytuacjach beznadziejnych tylko dystans do samego siebie i świata może człowieka uratować od załamania :]
Teraz ważne, żeby org wyciągnął jakieś wnioski na przyszłość. marusia - 21:24 wtorek, 2 czerwca 2015 | linkuj
Teraz ważne, żeby org wyciągnął jakieś wnioski na przyszłość. marusia - 21:24 wtorek, 2 czerwca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!