Wtorek, 18 sierpnia 2015
Z Mirkiem
Po bardzo długiej przerwie, jazda z Mirkiem.
Z Mirkiem, którego mocno cenię za dokonania sportowe, ale przede wszystkim za to jakim jest człowiekiem, za to, że zawsze mogę liczyć na jego wsparcie i za to, że tak wiele nauczyłam się od niego jeśli chodzi o MTB.
Powiedziałam mu dzisiaj: widzisz już nie boję się zjeżdżać po szutrach i szybko jeżdżę. Ty mnie tego nauczyłeś. Pamiętam jak mi powiedziałeś: na takim zjeździe szutrowym, pełnym luźnym kamieni po prostu nie wolno hamować nadmiernie. I pamiętam o tym zawsze i na takich zjazdach zwykle wiele nadrabiam .
Pojechaliśmy sobie takie hobby wojnickie czyli przez Buczynę, Isep do Wielkiej Wsi i na Panieńską Górę podjazdem maratonowym. Na tym podjeździe (zmęczona się czułam mocno) i myśli pt: nie jadę już na żaden maraton.
Szybko mi przeszło, bo noga się rozkręciła i potem jechało się znacznie lepiej. Poza tym hm… pokazała mi ta jazda jak to jest kiedy się nie jeździ, bo Mirek mocarz nad mocarze, który nogę zawsze miał mocną (i to tylko kwestia czasu, żeby taka znowu była) został na pierwszym podjeździe dobrych kilka metrów za mną.
Uświadomiłam sobie (chociaż przecież powinnam to wiedzieć), ile km trzeba w sezonie nastukać żeby jakoś przeczołgać dystans mega na maratonie.
Bo skoro Mirek po dzisiejszej jeździe był zmęczony... (a wiele to się nie napodjeżdżaliśmy).
Powiedział mi po tym pierwszym podjeździe: i dożyłem czasów, ze pokazujesz mi plecy na podjeździe.
Do tego był „zmęczony” jakąś grypą żołądkową, co też na pewno odbiło się na jego formie. Ale fakt zostawał z tyłu, nawet na zjazdach, co kiedyś nie do pomyślenia było (ale kłania się brak objeżdżenia na zjazdach i łyse opony).
Teraz myślę, że Mirek się zmobilizuje i będzie jeździł częściej i wkrótce to ja będę oglądać jego plecy, jak za dawnych lat.
Potem pojechaliśmy trasą maratonu do Lasu Milowskiego, stamtąd do Jaworska i z powrotem do domu. Fajna jazda. Jednak zupełnie inaczej się jeździ, kiedy nie ma upału, od razu są i chęci do jazdy i więcej siły i zadowolenie. A o to zadowolenie przede wszystkim chodzi.
PS Dostałam smsa od Mirka: „Dziękuję za sponiewieranie:). Oj warto było:)”
Takie towarzystwo… za sponiewieranie sobie dziękuje:).
Taka rodzina "na czasie" (dwie panie chyba i dzieci).
Z Mirkiem, którego mocno cenię za dokonania sportowe, ale przede wszystkim za to jakim jest człowiekiem, za to, że zawsze mogę liczyć na jego wsparcie i za to, że tak wiele nauczyłam się od niego jeśli chodzi o MTB.
Powiedziałam mu dzisiaj: widzisz już nie boję się zjeżdżać po szutrach i szybko jeżdżę. Ty mnie tego nauczyłeś. Pamiętam jak mi powiedziałeś: na takim zjeździe szutrowym, pełnym luźnym kamieni po prostu nie wolno hamować nadmiernie. I pamiętam o tym zawsze i na takich zjazdach zwykle wiele nadrabiam .
Pojechaliśmy sobie takie hobby wojnickie czyli przez Buczynę, Isep do Wielkiej Wsi i na Panieńską Górę podjazdem maratonowym. Na tym podjeździe (zmęczona się czułam mocno) i myśli pt: nie jadę już na żaden maraton.
Szybko mi przeszło, bo noga się rozkręciła i potem jechało się znacznie lepiej. Poza tym hm… pokazała mi ta jazda jak to jest kiedy się nie jeździ, bo Mirek mocarz nad mocarze, który nogę zawsze miał mocną (i to tylko kwestia czasu, żeby taka znowu była) został na pierwszym podjeździe dobrych kilka metrów za mną.
Uświadomiłam sobie (chociaż przecież powinnam to wiedzieć), ile km trzeba w sezonie nastukać żeby jakoś przeczołgać dystans mega na maratonie.
Bo skoro Mirek po dzisiejszej jeździe był zmęczony... (a wiele to się nie napodjeżdżaliśmy).
Powiedział mi po tym pierwszym podjeździe: i dożyłem czasów, ze pokazujesz mi plecy na podjeździe.
Do tego był „zmęczony” jakąś grypą żołądkową, co też na pewno odbiło się na jego formie. Ale fakt zostawał z tyłu, nawet na zjazdach, co kiedyś nie do pomyślenia było (ale kłania się brak objeżdżenia na zjazdach i łyse opony).
Teraz myślę, że Mirek się zmobilizuje i będzie jeździł częściej i wkrótce to ja będę oglądać jego plecy, jak za dawnych lat.
Potem pojechaliśmy trasą maratonu do Lasu Milowskiego, stamtąd do Jaworska i z powrotem do domu. Fajna jazda. Jednak zupełnie inaczej się jeździ, kiedy nie ma upału, od razu są i chęci do jazdy i więcej siły i zadowolenie. A o to zadowolenie przede wszystkim chodzi.
PS Dostałam smsa od Mirka: „Dziękuję za sponiewieranie:). Oj warto było:)”
Takie towarzystwo… za sponiewieranie sobie dziękuje:).
Taka rodzina "na czasie" (dwie panie chyba i dzieci).
Kaczuchy:) © Iza
Odbicie roweru Mirona:) czyli roweru mistrza z GTA © Iza
Jeszcze trochę zdjęć z Dukli.
Gdzieś tam w leśnych czeluściach © Iza
Dużo słońca © Iza
Dużo kurzu © Iza
Taki zakaz znalazłam na witrynie jednej z tarnowskich księgarni.
Taki zakaz:( © Iza
A Filip Springer napisał kolejną książkę.
Książka nosi tytuł „13 pięter” i traktuje o problemie mieszkaniowym w Polsce. Przeczytałam ok. 100 stron. Czyta się jak zwykle – świetnie.
Przeczytałam w jakiejś recenzji :
„Filip Springer znowu upędził bimber z nogi od krzesła”. I to prawda… bo tak pisać o pozornie nieciekawych tematach potrafi tylko on. Polecam.
Pisałam już chyba, że bardzo lubię zaglądać na profil facebookowy Springera. Często cytuje zasłyszane dialogi (a że jeździ dużo po Polsce, w tym dużo autobusami i pociągami, to wiele słyszy).
„Toruń. Rynek Nowomiejski. Tak pięknie. Pod kawiarniany ogródek zajeżdża drogie audi. Takie piękne. Wysiada z niego mężczyzna, jak spod igły. On też jest piękny. Koszula nienaganna, marynarka. Tu poszetka, tam zamsz. Wyciąga z tylnego siedzenia pieska. To York. Uroczy. Przypina mu do obróżki smyczkę, idą sobie, słońce świeci, ptaki śpiewają. On rozmawia przez telefon. Słychać strzęp rozmowy - Raczy pan zadzwonić późniejszym popołudniem...- mówi. Chowa telefon do kieszeni marynarki, potem zwraca sie do psa, który właśnie się zgarbił za potrzebą. - No i na ch#$ tu ku#%£ srasz”.
No niestety. Język polskiej ulicy.
„Filip Springer znowu upędził bimber z nogi od krzesła”. I to prawda… bo tak pisać o pozornie nieciekawych tematach potrafi tylko on. Polecam.
Pisałam już chyba, że bardzo lubię zaglądać na profil facebookowy Springera. Często cytuje zasłyszane dialogi (a że jeździ dużo po Polsce, w tym dużo autobusami i pociągami, to wiele słyszy).
„Toruń. Rynek Nowomiejski. Tak pięknie. Pod kawiarniany ogródek zajeżdża drogie audi. Takie piękne. Wysiada z niego mężczyzna, jak spod igły. On też jest piękny. Koszula nienaganna, marynarka. Tu poszetka, tam zamsz. Wyciąga z tylnego siedzenia pieska. To York. Uroczy. Przypina mu do obróżki smyczkę, idą sobie, słońce świeci, ptaki śpiewają. On rozmawia przez telefon. Słychać strzęp rozmowy - Raczy pan zadzwonić późniejszym popołudniem...- mówi. Chowa telefon do kieszeni marynarki, potem zwraca sie do psa, który właśnie się zgarbił za potrzebą. - No i na ch#$ tu ku#%£ srasz”.
- DST 47.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:23
- VAVG 19.72km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!