Środa, 9 września 2015
Z Mirkiem na Lubinkę
Księgarnia. Dziewczynka ogląda książki, bierze jakąś do ręki (taką po prostu do czytania, a nie do szkoły) i biegnie do mamy:
- Mamo, mamo kup mi ją!
Patrzę zdumiona, ucieszona… dziecko chce książkę! Nie czekoladę, nie zabawkę, a KSIĄŻKĘ.
- Dwie ci już kupiłam w tym miesiącu – warczy mama (dosłownie warczy nie odpowiada).
Pomyślałam: i tak może zabija się w dziecku pasję. I to jaką fajną pasję! Rozumiem względy ekonomiczne. Książki są drogie, ale przecież można było to dziecku jakoś WYTŁUMACZYĆ, a nie warczeć.
„Statystki donoszą, że Polacy nie czytają książek. Zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w Europie. Masochizm, którego nie jesteśmy pozbawieni, każe nam nad tym faktem ubolewać, nie bez masochistycznej, samojebnej satysfakcji. No jasne, my zawsze musimy być gorsi. Ci, którzy tak ubolewają, to oczywiście czytająca, oraz czytająca i pisząca mniejszość. Większość natomiast nie komentuje statystyk, no bo ich nie czyta, gdyż nie tylko książek nie czyta, ale nawet gazet nie czyta, nie mówiąc już o pisaniu. Tak więc ci, o których chodzi, są poza sprawą, choć właśnie o ich sprawę chodzi. Nie wiedzą, że nie czytają i zdziwiliby się, gdyby im powiedzieć, że to jest jakaś sprawa. Żeby czytać książki, trzeba je najpierw mieć. Mieć, to niekoniecznie znaczy posiadać. Mieć je w posiadaniu można tylko w wyniku dziedziczenia, albo kupna. Tymczasem nie każdy pochodzi z domu, w którym już jako dziecko zastał jakieś książki i nie każdy, daleko nie każdy, może sobie pozwolić na zakup książki. Książka bowiem kosztuje. Nie w tym rzecz, ile, gdyż zawsze za dużo. Prawie nikt nie kupuje książki nie myśląc o cenie. […] Można się oburzać, jeśli ktoś chce, na kulturalne zacofanie, czyli na to, że w budżetach rodzinnych książki zajmują ostatnie miejsce, o ile w ogóle jakieś miejsce zajmują. Nic to nie pomoże, gdyż rodziny wydają skromne dochody na swoje pierwsze potrzeby. Dlaczego więc do tych pierwszych potrzeb często należy alkohol, a rzadko książka? […] Nikt się nie rodzi z potrzebą czytania, potrzebę tą się nabywa, ale nie można jej nabyć bez pierwszej, drugiej i kolejnej przeczytanej książki, która tę potrzebę najpierw rozbudzi, a potem rozwinie. I odwrotnie. Od czytania można się odzwyczaić.” S. Mrożek Dziennik powrotu
"Rower to wolniejsze odkrywanie, głębsze poznawanie, wolność wyboru, niezależność, samowystarczalność. Rower prowadzi cię do miejsc, o których nie wiedziało się że istnieją, pomaga przeżyć chwile, o których nie myślało się, że mogą się wydarzyć. Gdyby nie rower, umknęłyby niezauważone, przejechane, migawkowo dostrzeżone z okna pędzącego autobusu albo jeepa. Bo są takie chwile, obrazy i spotkania, które zdarzają się tylko gdzieś pomiędzy, a rower pozwala im zaistnieć."
Piotr Strzeżysz
To nie jest cytat z „Powidoków”, które aktualnie czytam, ale znalazłam go przy okazji szukania informacji o innych książkach tego autora. Jeździ sobie Piotr Strzeżysz po świecie na rowerze. Był już w wielu odległych zakątkach świata. Potrafi pisać o tym jak mało kto (naprawdę jest to dobre pisanie). Pisze nie tylko o podróżach. One są tylko pretekstem do wielu refleksji o życiu. Zdecydowanie.. warto poczytać.
Nareszcie się zmobilizowałam i wyjechałam na rower. Wczoraj też miałam taki plan, ale kiedy wracałam z pracy zrobiło się pochmurno, zimno, mało sympatycznie i zdezerterowałam. Jaki miałam potem żal do siebie, kiedy wyszło słońce, zrobiło się fajnie, a ja odpoczęłam i byłam gotowa do jazdy. Było jednak już za późno. Cóż.. po 19 robi się już ciemno, na jeżdżenie wiele czasu nie zostaje.
Dzisiaj z Mirkiem. Był dzisiaj w zdecydowanie lepszej formie niż ostatnio kiedy jeździliśmy razem, trudno było mi dotrzymać mu koła na asfalcie (w terenie już było lepiej, no i na zjazdach, ale to dlatego, że Mirek ma zupełnie łyse opony i dlatego mogłam sobie na zjazdach "pobrylować":)). Pokazałam mu nowe ścieżki (nowe dla niego). Najpierw asfaltowym podjazdem od kościoła w Szczepanowicach, potem już terenem do szlabanu na Lubinkę. Kawałek podjazdu więc było. Potem skrótem, który odkryłyśmy z Rudą na wiosnę, do zjazdu Staszka, którym Mirek nie miał okazji jeszcze jechać. Podobało mu się. Może nie do końca, bo na swoich oponach łysych miał spore problemy, ale…powiedział, ze bardzo fajny zjazd tylko fajny na innych oponach:).
Dzisiaj zjazd był wymagający, suchy bardzo, stąd koleiny twarde i nieprzyjemne. A potem się zaczęło podjeżdżanie, które też do łatwych w tamtym fragmencie lasu nie należy.
No i wyjechaliśmy do żółtego pieszego szlaku, zjazd do Pleśnej i w kierunku domu, bo zaczęło się robić ciemno i zimno.
Zjazd jak to na zdjeciu bardzo, bardzo wypłaszczony.
Zjazd Staszka © Iza
- Mamo, mamo kup mi ją!
Patrzę zdumiona, ucieszona… dziecko chce książkę! Nie czekoladę, nie zabawkę, a KSIĄŻKĘ.
- Dwie ci już kupiłam w tym miesiącu – warczy mama (dosłownie warczy nie odpowiada).
Pomyślałam: i tak może zabija się w dziecku pasję. I to jaką fajną pasję! Rozumiem względy ekonomiczne. Książki są drogie, ale przecież można było to dziecku jakoś WYTŁUMACZYĆ, a nie warczeć.
„Statystki donoszą, że Polacy nie czytają książek. Zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w Europie. Masochizm, którego nie jesteśmy pozbawieni, każe nam nad tym faktem ubolewać, nie bez masochistycznej, samojebnej satysfakcji. No jasne, my zawsze musimy być gorsi. Ci, którzy tak ubolewają, to oczywiście czytająca, oraz czytająca i pisząca mniejszość. Większość natomiast nie komentuje statystyk, no bo ich nie czyta, gdyż nie tylko książek nie czyta, ale nawet gazet nie czyta, nie mówiąc już o pisaniu. Tak więc ci, o których chodzi, są poza sprawą, choć właśnie o ich sprawę chodzi. Nie wiedzą, że nie czytają i zdziwiliby się, gdyby im powiedzieć, że to jest jakaś sprawa. Żeby czytać książki, trzeba je najpierw mieć. Mieć, to niekoniecznie znaczy posiadać. Mieć je w posiadaniu można tylko w wyniku dziedziczenia, albo kupna. Tymczasem nie każdy pochodzi z domu, w którym już jako dziecko zastał jakieś książki i nie każdy, daleko nie każdy, może sobie pozwolić na zakup książki. Książka bowiem kosztuje. Nie w tym rzecz, ile, gdyż zawsze za dużo. Prawie nikt nie kupuje książki nie myśląc o cenie. […] Można się oburzać, jeśli ktoś chce, na kulturalne zacofanie, czyli na to, że w budżetach rodzinnych książki zajmują ostatnie miejsce, o ile w ogóle jakieś miejsce zajmują. Nic to nie pomoże, gdyż rodziny wydają skromne dochody na swoje pierwsze potrzeby. Dlaczego więc do tych pierwszych potrzeb często należy alkohol, a rzadko książka? […] Nikt się nie rodzi z potrzebą czytania, potrzebę tą się nabywa, ale nie można jej nabyć bez pierwszej, drugiej i kolejnej przeczytanej książki, która tę potrzebę najpierw rozbudzi, a potem rozwinie. I odwrotnie. Od czytania można się odzwyczaić.” S. Mrożek Dziennik powrotu
"Rower to wolniejsze odkrywanie, głębsze poznawanie, wolność wyboru, niezależność, samowystarczalność. Rower prowadzi cię do miejsc, o których nie wiedziało się że istnieją, pomaga przeżyć chwile, o których nie myślało się, że mogą się wydarzyć. Gdyby nie rower, umknęłyby niezauważone, przejechane, migawkowo dostrzeżone z okna pędzącego autobusu albo jeepa. Bo są takie chwile, obrazy i spotkania, które zdarzają się tylko gdzieś pomiędzy, a rower pozwala im zaistnieć."
Piotr Strzeżysz
To nie jest cytat z „Powidoków”, które aktualnie czytam, ale znalazłam go przy okazji szukania informacji o innych książkach tego autora. Jeździ sobie Piotr Strzeżysz po świecie na rowerze. Był już w wielu odległych zakątkach świata. Potrafi pisać o tym jak mało kto (naprawdę jest to dobre pisanie). Pisze nie tylko o podróżach. One są tylko pretekstem do wielu refleksji o życiu. Zdecydowanie.. warto poczytać.
Nareszcie się zmobilizowałam i wyjechałam na rower. Wczoraj też miałam taki plan, ale kiedy wracałam z pracy zrobiło się pochmurno, zimno, mało sympatycznie i zdezerterowałam. Jaki miałam potem żal do siebie, kiedy wyszło słońce, zrobiło się fajnie, a ja odpoczęłam i byłam gotowa do jazdy. Było jednak już za późno. Cóż.. po 19 robi się już ciemno, na jeżdżenie wiele czasu nie zostaje.
Dzisiaj z Mirkiem. Był dzisiaj w zdecydowanie lepszej formie niż ostatnio kiedy jeździliśmy razem, trudno było mi dotrzymać mu koła na asfalcie (w terenie już było lepiej, no i na zjazdach, ale to dlatego, że Mirek ma zupełnie łyse opony i dlatego mogłam sobie na zjazdach "pobrylować":)). Pokazałam mu nowe ścieżki (nowe dla niego). Najpierw asfaltowym podjazdem od kościoła w Szczepanowicach, potem już terenem do szlabanu na Lubinkę. Kawałek podjazdu więc było. Potem skrótem, który odkryłyśmy z Rudą na wiosnę, do zjazdu Staszka, którym Mirek nie miał okazji jeszcze jechać. Podobało mu się. Może nie do końca, bo na swoich oponach łysych miał spore problemy, ale…powiedział, ze bardzo fajny zjazd tylko fajny na innych oponach:).
Dzisiaj zjazd był wymagający, suchy bardzo, stąd koleiny twarde i nieprzyjemne. A potem się zaczęło podjeżdżanie, które też do łatwych w tamtym fragmencie lasu nie należy.
No i wyjechaliśmy do żółtego pieszego szlaku, zjazd do Pleśnej i w kierunku domu, bo zaczęło się robić ciemno i zimno.
Zjazd jak to na zdjeciu bardzo, bardzo wypłaszczony.
Chmury jak góry © Iza
- DST 34.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:56
- VAVG 17.59km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!