Wtorek, 6 października 2015
Rock and roll
Byłam wczoraj w kinie.
Film ma tytuł „Chemia” i pewnie o nim słyszeliście. Film wyreżyserował Bartek Prokopowicz, mąż Magdy, która była założycielką fundacji Rak and Roll. Jest inspirowany jej życiem. Nie jest to najlepszy film. Niestety. Jakiś taki niespójny, przeładowany, momentami zbyt surrealistyczny (nie wiadomo w jakim celu).
Ale tyle o filmie – z szacunku do kobiety, którym życiem był inspirowany. Nie chcę Was zniechęcać , sami się przekonajcie… a być może bez względu na to czy film Wam się spodoba czy nie, to da Wam to co dał mnie?
Mnie dał dużo (mimo tego, że uważam, że jest średni).
„Zaliczyłam” spotkanie z niesamowitą kobietą. Z Magdą. Obejrzałam dokumentalny film o niej, odkryłam, że jest książka, której jest współautorką – więc czeka mnie jeszcze jedno spotkanie.
Była niesamowita. Kolorowa wewnątrz i na zewnątrz (ech te kolorowe ubrania… piękneeeee….).
Kochała życie i celebrowała chwile. Lubię spotkania z takimi ludźmi. Inspirującymi.
Magdy już nie ma, ale wciąż fascynuje.
„Rak wiele mi zabrał, ale też dał mi siłę, zgubiłam większość lęków. Uporządkowałam siebie, swoje emocje, niezałatwione sprawy z przeszłości. Uporałam się ze śmiercią rodziców. Gdyby nie rak, nie przeżywałabym życia tak w pełni. Uświadomiłam sobie oczywistą prawdę, że dzisiejszy dzień może być tym ostatnim. Trzeba docenić to, co się ma. Bo jesteśmy tu tylko przez chwilę. Wszyscy jesteśmy przechodniami.”
Pojechałam dzisiaj obejrzeć sobie trochę świata. Powzdychać sobie (och i ach:)) nad tym jaki jest piękny.
Liczyłam na zachód słońca, ale nie był tak imponujący jak w ubiegłym tygodniu.
Zachodu pięknego więc nie obejrzałam, ale za to spotkałam lisa, a to rzadko mi się zdarza:).
Pojechałam pożegnać się z ładną pogodą, bo podobno od jutra ma się zmienić (na gorszą).
Najpierw przez Buczynę, potem kawałek niebieskim szlakiem nad Dunajcem.. no i zaczęło się robić ciemno. Trzeba będzie powoli żegnać się z rowerem. Weekendy niestety raczej odpadają jeśli chodzi o jazdę, a w tygodniu.. cóż.. będzie już ciemno. A jak nie można oglądać świata… to jazda jakby traciła sens.
A na koniec ostatni wpis z bloga Magdy.
Hm… ja też lubię maj. Bardzo lubię. I nie tylko dlatego, że się wtedy urodziłam. Jakoś tak dobrze mi się kojarzy. W maju chodziłyśmy z mamą zbierać konwalie. W maju mama urządzała mnie i siostrze cudowne urodzinowe przyjęcia. W maju dostawałam od mamy konwalie na urodziny.
" Nie mogę nacieszyć się majem. Jest tak piękny, kolorowy, ciepły, słoneczny, kojący, wyjątkowy. To najpiękniejszy miesiąc. Bez, konwalie, bratki, magnolie. CUD NATURY! Uwielbiam swój mały ogród przed domem, mam ochotę dosadzać w nim kolory i malować nimi jak na płótnie. Codziennie wstaje o 4 rano i słucham koncertu ptaków. OBŁĘDNE! Mam tyle energii, że mogłabym obiec kulę ziemską jednej nocy. Głowa rośnie od kreatywnych pomysłów. Tak kocham świat, życie, ludzi, naturę, zwierzęta. Staram się robić wszystko wolniej, aby zauważać życie wokół mnie, w każdej minucie napotykam na coś niezwykłego… piękna rozmowa ludzi, napis gdzieś niby nic nie znaczący a jednak symboliczny, twarz człowieka narysowana przez połamania płyty chodnikowej, piękny materiał na sukience, kolorowe paznokcie. Jestem totalnie odurzona majem!!! Kocham patrzeć na mojego synka biegającego po podwórku, jestem taka dumna jak jeździ na rowerze. Przybiega do mnie rano krzycząc: mamusiu, szybko chodź słońce już czeka na nas. Sadzimy razem kwiatki, uwielbia się angażować we wszystko. Teraz planujemy zasadzenie słoneczników i poziomek. Jak urosną oszalejemy ze szczęścia. Takie oto wystarcza mi życie, proste, normalne, codzienne. Całuję majowo i ślę WAM moc!"
Takie wystarczy mi życie.
Proste, codzienne. Ze światem, który można pooglądać, z książkami, które można czytać, z ludźmi z którymi można porozmawiać, z muzyką, której można posłuchać… z moimi rowerami, z moim nowym pięknym, kolorowym obrazem, który wisi od niedzieli na ścianie i cieszy mnie bardzo:), bo jest pogodny, kolorowy, ładny.
Pewnie.. zawsze mogło by być lepiej, mogłaby być duża, kochająca się rodzina, może wymarzony domek gdzieś na pagórkach, pokój z regałami z książkami, taras z widokiem na góry... ale trzeba się cieszyć z tego co się ma.
Np. z herbaty z syropem z pędów sosny i zapiekanki, którą wyjęłam z piekarnika.
Film ma tytuł „Chemia” i pewnie o nim słyszeliście. Film wyreżyserował Bartek Prokopowicz, mąż Magdy, która była założycielką fundacji Rak and Roll. Jest inspirowany jej życiem. Nie jest to najlepszy film. Niestety. Jakiś taki niespójny, przeładowany, momentami zbyt surrealistyczny (nie wiadomo w jakim celu).
Ale tyle o filmie – z szacunku do kobiety, którym życiem był inspirowany. Nie chcę Was zniechęcać , sami się przekonajcie… a być może bez względu na to czy film Wam się spodoba czy nie, to da Wam to co dał mnie?
Mnie dał dużo (mimo tego, że uważam, że jest średni).
„Zaliczyłam” spotkanie z niesamowitą kobietą. Z Magdą. Obejrzałam dokumentalny film o niej, odkryłam, że jest książka, której jest współautorką – więc czeka mnie jeszcze jedno spotkanie.
Była niesamowita. Kolorowa wewnątrz i na zewnątrz (ech te kolorowe ubrania… piękneeeee….).
Kochała życie i celebrowała chwile. Lubię spotkania z takimi ludźmi. Inspirującymi.
Magdy już nie ma, ale wciąż fascynuje.
„Rak wiele mi zabrał, ale też dał mi siłę, zgubiłam większość lęków. Uporządkowałam siebie, swoje emocje, niezałatwione sprawy z przeszłości. Uporałam się ze śmiercią rodziców. Gdyby nie rak, nie przeżywałabym życia tak w pełni. Uświadomiłam sobie oczywistą prawdę, że dzisiejszy dzień może być tym ostatnim. Trzeba docenić to, co się ma. Bo jesteśmy tu tylko przez chwilę. Wszyscy jesteśmy przechodniami.”
Pojechałam dzisiaj obejrzeć sobie trochę świata. Powzdychać sobie (och i ach:)) nad tym jaki jest piękny.
Liczyłam na zachód słońca, ale nie był tak imponujący jak w ubiegłym tygodniu.
Zachodu pięknego więc nie obejrzałam, ale za to spotkałam lisa, a to rzadko mi się zdarza:).
Pojechałam pożegnać się z ładną pogodą, bo podobno od jutra ma się zmienić (na gorszą).
Najpierw przez Buczynę, potem kawałek niebieskim szlakiem nad Dunajcem.. no i zaczęło się robić ciemno. Trzeba będzie powoli żegnać się z rowerem. Weekendy niestety raczej odpadają jeśli chodzi o jazdę, a w tygodniu.. cóż.. będzie już ciemno. A jak nie można oglądać świata… to jazda jakby traciła sens.
A na koniec ostatni wpis z bloga Magdy.
Hm… ja też lubię maj. Bardzo lubię. I nie tylko dlatego, że się wtedy urodziłam. Jakoś tak dobrze mi się kojarzy. W maju chodziłyśmy z mamą zbierać konwalie. W maju mama urządzała mnie i siostrze cudowne urodzinowe przyjęcia. W maju dostawałam od mamy konwalie na urodziny.
" Nie mogę nacieszyć się majem. Jest tak piękny, kolorowy, ciepły, słoneczny, kojący, wyjątkowy. To najpiękniejszy miesiąc. Bez, konwalie, bratki, magnolie. CUD NATURY! Uwielbiam swój mały ogród przed domem, mam ochotę dosadzać w nim kolory i malować nimi jak na płótnie. Codziennie wstaje o 4 rano i słucham koncertu ptaków. OBŁĘDNE! Mam tyle energii, że mogłabym obiec kulę ziemską jednej nocy. Głowa rośnie od kreatywnych pomysłów. Tak kocham świat, życie, ludzi, naturę, zwierzęta. Staram się robić wszystko wolniej, aby zauważać życie wokół mnie, w każdej minucie napotykam na coś niezwykłego… piękna rozmowa ludzi, napis gdzieś niby nic nie znaczący a jednak symboliczny, twarz człowieka narysowana przez połamania płyty chodnikowej, piękny materiał na sukience, kolorowe paznokcie. Jestem totalnie odurzona majem!!! Kocham patrzeć na mojego synka biegającego po podwórku, jestem taka dumna jak jeździ na rowerze. Przybiega do mnie rano krzycząc: mamusiu, szybko chodź słońce już czeka na nas. Sadzimy razem kwiatki, uwielbia się angażować we wszystko. Teraz planujemy zasadzenie słoneczników i poziomek. Jak urosną oszalejemy ze szczęścia. Takie oto wystarcza mi życie, proste, normalne, codzienne. Całuję majowo i ślę WAM moc!"
Takie wystarczy mi życie.
Proste, codzienne. Ze światem, który można pooglądać, z książkami, które można czytać, z ludźmi z którymi można porozmawiać, z muzyką, której można posłuchać… z moimi rowerami, z moim nowym pięknym, kolorowym obrazem, który wisi od niedzieli na ścianie i cieszy mnie bardzo:), bo jest pogodny, kolorowy, ładny.
Pewnie.. zawsze mogło by być lepiej, mogłaby być duża, kochająca się rodzina, może wymarzony domek gdzieś na pagórkach, pokój z regałami z książkami, taras z widokiem na góry... ale trzeba się cieszyć z tego co się ma.
Np. z herbaty z syropem z pędów sosny i zapiekanki, którą wyjęłam z piekarnika.
Lis spotkany po drodze © Iza
Dunajec nr 1 © Iza
Dunajec nr 2 © Iza
Dunajec nr 3 © Iza
Dunajec nr 4 © Iza
Za mgłą © Iza
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:32
- VAVG 19.57km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!