Niedziela, 14 lutego 2016
Randka z Magnusem
Pogoda była dzisiaj pogodą taką, że tzw. kolarz nie wyjechawszy na rower powinien się wstydzić.
Ja co prawda zawsze uważałam się, nie za kolarza a raczej półkolarza ( z którego to półkolarza jak się dzisiaj okazało nawet ćwierć nie zostało i bynajmniej niestety nie chodzi tutaj o wagę).
Wstydu nie było, wzięłam Magnusa na walentynkową randkę. Muszę Wam zdradzić, że partner na randkę jest to idealny. Zupełnie nie marudził z powodu mojego maruderstwa i mazgajstwa, nie usłyszałam: po co ci to kobieto? Daj sobie już spokój! Znajdź inne rozrywki.
Cierpliwie i dzielnie zniósł cały ten dzisiejszy trud i nie krzyczał: błagam, wracajmy już do domu!
A ja… ja odrzuciłam zaproszenie Pani Krystyny i Pana Adama na wspólną jazdę. Przyczyn było kilka: po pierwsze jestem raczej zwolennikiem powolnego wchodzenia w sezon i powolnego przyzwyczajania mojego organizmu do wysiłku, jeszcze długo z nimi nie pojadę. Muszę się w jeżdżenie wdrożyć. Ja po prostu nie daję rady, tak bez przygotowania robić bardzo długich i górzystych tras.
Po drugie chciałam być w domu dość wcześnie bo o 16 w tarnowskiej BWA, było spotkanie z Andżeliką Kuźniak, która napisała książkę o Stryjeńskiej. Zależało mi bardzo na tym spotkaniu, bo kobieta pisze super (kiedyś napisała też o Papuszy), a Styjeńska to zupełnie odlotowa osobowość była.
Pojechałam więc sama, na dwie godziny. Hmm… jechałam sobie w tempie mocno, mocno wskazującym na rekreację (zastanawiałam się nawet czy powinnam jeździć w stroju GTA, czy to nie jest jednak pewne nadużycie, ponieważ chyba nie godzi się w stroju tak zacnej drużyny, jeździć tak niegodziwie).
Mnie to powolne jeżdżenie dość odpowiada. Rozglądam się po świecie, bardzo nie męczę (chociaż każda „zmarszczka” była dla mnie odczuwalna mocno).
Pomyślałam: ot Iza, wróciłaś do korzeni. Tak zaczynałaś. Tak wtedy jeździłaś. W takim tempie właśnie. Może to tak po prostu powinno być?
W książce o której już wspominałam, a w której pojawił się tajemniczy Pan Adam (uff… tajemnica dzisiaj się wyjaśniła, odetchnęłam, mój swiat odzyskał równowagę, bo i owszem jakiś sobie Pan Adam po świecie chodził, ale to było kiedyś. Ten Pan Adam od Konwickiego to Pan Adam Mickiewicz po prostu:)), w książce tej Konwicki pisze o tym jak to postęp techniczny umożliwił kręcenie przeróżnych filmów, ale pomimo tego z lubością wraca się do kina niemego i w ogóle człowiek już tak ma, że po chwilowym zachłyśnięciu się rozwojem, po jakimś czasie wraca do tego co było (z tymże może nie do wszystkiego, tak myślę, bo są rzeczy do których za nic w świecie bym nie wróciła).
No i ja pomyślałam, że to tak jest z tym moim rowerowaniem. Wracam do tego co było kiedyś.
„Ze wszystkim tak jest, idziemy gwałtownie do przodu i potem cichcem, z przyjemnością się cofamy”.
No właśnie, to ja cichcem wycofałam się z intensywnego rowerowania i maratonowania.
A tak w ogóle weekend był mocno intensywny. Na ten przykład wczoraj zrobiłam zupełnie niezywkłe muffinki ze szpinaku, kaszy jaglanej, suszonych pomidorów itd. Gdyby ktoś chciał przepis to służę. Naprawdę są dobre:)
. Obejrzałam też w kinie film „Zjawa”. Kompletnie nie polecam, no chyba, że ktoś uwielbia sciene ficton oraz krwawą jatkę na ekranie. Po tym filmie pomyślałam, że Di Caprio to niezły twardziel i przeżyłby niejedną eatpówkę. Zaproponowałam nawet Prezesce naszego teamu, żeby zaprosiła go w nasze szeregi. Najbardziej nadałby się na maraton w Polańczyku, bo tam trzeba dużo chodzić, a on połamany, pokiereszowany dzielnie czołgał się do celu (a daleko miał). Do tego było bardzo zimno i nie miał co jeść.
Ponieważ Bartek Janowski twierdzi, ze w Polańczyku na trasie przechadzał się niedźwiedź, wobec tego Di Caprio byłby idealnym zawodnikiem na tę trasę. Tak na serio: to film warto obejrzeć tylko i wyłącznie ze względu na zdjęcia. Nic więcej.
Obejrzałam też film pt. Strategia mistrza (wiecie o czym, a raczej o kim rzecz). Mocne, ale o tym innym razem, bo to wymaga czasu.
Ja co prawda zawsze uważałam się, nie za kolarza a raczej półkolarza ( z którego to półkolarza jak się dzisiaj okazało nawet ćwierć nie zostało i bynajmniej niestety nie chodzi tutaj o wagę).
Wstydu nie było, wzięłam Magnusa na walentynkową randkę. Muszę Wam zdradzić, że partner na randkę jest to idealny. Zupełnie nie marudził z powodu mojego maruderstwa i mazgajstwa, nie usłyszałam: po co ci to kobieto? Daj sobie już spokój! Znajdź inne rozrywki.
Cierpliwie i dzielnie zniósł cały ten dzisiejszy trud i nie krzyczał: błagam, wracajmy już do domu!
A ja… ja odrzuciłam zaproszenie Pani Krystyny i Pana Adama na wspólną jazdę. Przyczyn było kilka: po pierwsze jestem raczej zwolennikiem powolnego wchodzenia w sezon i powolnego przyzwyczajania mojego organizmu do wysiłku, jeszcze długo z nimi nie pojadę. Muszę się w jeżdżenie wdrożyć. Ja po prostu nie daję rady, tak bez przygotowania robić bardzo długich i górzystych tras.
Po drugie chciałam być w domu dość wcześnie bo o 16 w tarnowskiej BWA, było spotkanie z Andżeliką Kuźniak, która napisała książkę o Stryjeńskiej. Zależało mi bardzo na tym spotkaniu, bo kobieta pisze super (kiedyś napisała też o Papuszy), a Styjeńska to zupełnie odlotowa osobowość była.
Pojechałam więc sama, na dwie godziny. Hmm… jechałam sobie w tempie mocno, mocno wskazującym na rekreację (zastanawiałam się nawet czy powinnam jeździć w stroju GTA, czy to nie jest jednak pewne nadużycie, ponieważ chyba nie godzi się w stroju tak zacnej drużyny, jeździć tak niegodziwie).
Mnie to powolne jeżdżenie dość odpowiada. Rozglądam się po świecie, bardzo nie męczę (chociaż każda „zmarszczka” była dla mnie odczuwalna mocno).
Pomyślałam: ot Iza, wróciłaś do korzeni. Tak zaczynałaś. Tak wtedy jeździłaś. W takim tempie właśnie. Może to tak po prostu powinno być?
W książce o której już wspominałam, a w której pojawił się tajemniczy Pan Adam (uff… tajemnica dzisiaj się wyjaśniła, odetchnęłam, mój swiat odzyskał równowagę, bo i owszem jakiś sobie Pan Adam po świecie chodził, ale to było kiedyś. Ten Pan Adam od Konwickiego to Pan Adam Mickiewicz po prostu:)), w książce tej Konwicki pisze o tym jak to postęp techniczny umożliwił kręcenie przeróżnych filmów, ale pomimo tego z lubością wraca się do kina niemego i w ogóle człowiek już tak ma, że po chwilowym zachłyśnięciu się rozwojem, po jakimś czasie wraca do tego co było (z tymże może nie do wszystkiego, tak myślę, bo są rzeczy do których za nic w świecie bym nie wróciła).
No i ja pomyślałam, że to tak jest z tym moim rowerowaniem. Wracam do tego co było kiedyś.
„Ze wszystkim tak jest, idziemy gwałtownie do przodu i potem cichcem, z przyjemnością się cofamy”.
No właśnie, to ja cichcem wycofałam się z intensywnego rowerowania i maratonowania.
A tak w ogóle weekend był mocno intensywny. Na ten przykład wczoraj zrobiłam zupełnie niezywkłe muffinki ze szpinaku, kaszy jaglanej, suszonych pomidorów itd. Gdyby ktoś chciał przepis to służę. Naprawdę są dobre:)
. Obejrzałam też w kinie film „Zjawa”. Kompletnie nie polecam, no chyba, że ktoś uwielbia sciene ficton oraz krwawą jatkę na ekranie. Po tym filmie pomyślałam, że Di Caprio to niezły twardziel i przeżyłby niejedną eatpówkę. Zaproponowałam nawet Prezesce naszego teamu, żeby zaprosiła go w nasze szeregi. Najbardziej nadałby się na maraton w Polańczyku, bo tam trzeba dużo chodzić, a on połamany, pokiereszowany dzielnie czołgał się do celu (a daleko miał). Do tego było bardzo zimno i nie miał co jeść.
Ponieważ Bartek Janowski twierdzi, ze w Polańczyku na trasie przechadzał się niedźwiedź, wobec tego Di Caprio byłby idealnym zawodnikiem na tę trasę. Tak na serio: to film warto obejrzeć tylko i wyłącznie ze względu na zdjęcia. Nic więcej.
Obejrzałam też film pt. Strategia mistrza (wiecie o czym, a raczej o kim rzecz). Mocne, ale o tym innym razem, bo to wymaga czasu.
Wiosna? © Iza
Moje ulubione widoki © Iza
Moja ulubiona rzeka © Iza
I raz jeszcze ulubione widoki © Iza
Znalezione w Tarnowie © Iza
- DST 41.00km
- Czas 02:02
- VAVG 20.16km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!