Sobota, 20 lutego 2016
Mrożąca krew w żyłach historia podczas biegania (28):)
Wietrznie, pochmurno, niezbyt ciepło, jakoś tak wilgotno, w lesie mokrawo.
Długo nie pobiegałam, bo jak są duże nierówności, to biegam mocno ostrożnie i powoli, ze względu na kolano.
Było ekscytująco, bo i przeprawa przez mostek, obarczona sporym ryzykiem, bo nie dość, że mostek w 1/3 w wodzie, to jeszcze mocno chybotliwy, mógł nie wtrzymać zetknięcia z moją masą.
Jakoś się jednak udało. Gorsze jednak było spotkanie z tajemniczym nieznajomym. Już zmierzałam do celu czyli do auta, ale jeszcze w lesie byłam, biegłam wzdłuż kanałku i nagle widzę idzie z naprzeciwka facet. Rudy, brodaty facet.
Niagara myśli: co on tutaj robi? To nie miejsce na spacer! Jakie ma zamiary? Może nas podglądał i widział, że Mirek daje mi kluczyki do auta (bardziej bowiem martwiłam się o kluczyki niż o siebie), co zrobić jak mnie zaatakuje? Wskoczyć do kanałku i przeprawić się na drugi brzeg? Kopnąć go w przyrodzenie?
Mijamy się. Rudzielec usłużnie zatrzymuję się, żebym miała miejsce na przebiegnięcie ścieżką jest bowiem wąska i grząska. Gentelman. Mówię „dziękuję”. On mi się przygląda.
Dobiegam do auta, biegam jeszcze chwilę wzdłuż autostrady, po czym wsiadam do auta i czekam na Mirka. Nagle widzę rudzielca wychodzącego z lasu. Trochę się niepokoję. Patrzy w moim kierunku. Zbliża się. Zastanawiam się co robić. Wyjść z auta i pobiec, czy spróbować pozamykać drzwi (ale jak???). Zbliża się. Patrzy. Jest przy aucie. Boję się coraz bardziej. Uffff… mija auto. Nie mam jednak zaufania.
Kątem oka go obserwuję. Teraz widzę go od tyłu.. Spodnie.. hm… na pupie mocno opuszczone, widać połowę pupy. Groza. Rudzielec nagle zawraca. Znowu idzie w moim kierunku. Cholera jasna gdzie ten Mirek??? Myślę jakby tu zamknąć drzwi, bo przecież jak wejdzie do auta przemocą zabierze mi kluczyki i porwie Mirka auto to co ja potem powiem Mirkowi?
Obmyślam strategię. Że jakby on wsiadł z drugiej strony to ja szybko ucieknę z tymi kluczykami. Nie dogoni mnie (chyba).
Mija auto. Ufff… Staje nad kanałkiem. Zapala papierosa, a Mirka dalej nie ma. Znowu się odwraca i znowu idzie w moim kierunku. Znowu się boję. Ale wtedy pojawia się Mały Rycerz Mirek.
Uśmiecha się i mówi: - Kolegę spotkałaś?:).
Robię dziwne miny, za chwilę opowiadam mu, że spotkałam go w lesie i ze się przestraszyłam, że zabierze mi kluczyki. Mirek się śmieje i mówi: nie dałby sobie z tobą rady.
No proszę. On we mnie wierzy, ja w siebie aż tak bardzo nie wierzyłam.
P.S Mirek chyba myśli, że ja DiCaprio jestem czy jak i przetrwam wszystko.
A ten rudzielec z połową gołej pupy to było gorsze niż Grizzly:).
Długo nie pobiegałam, bo jak są duże nierówności, to biegam mocno ostrożnie i powoli, ze względu na kolano.
Było ekscytująco, bo i przeprawa przez mostek, obarczona sporym ryzykiem, bo nie dość, że mostek w 1/3 w wodzie, to jeszcze mocno chybotliwy, mógł nie wtrzymać zetknięcia z moją masą.
Jakoś się jednak udało. Gorsze jednak było spotkanie z tajemniczym nieznajomym. Już zmierzałam do celu czyli do auta, ale jeszcze w lesie byłam, biegłam wzdłuż kanałku i nagle widzę idzie z naprzeciwka facet. Rudy, brodaty facet.
Niagara myśli: co on tutaj robi? To nie miejsce na spacer! Jakie ma zamiary? Może nas podglądał i widział, że Mirek daje mi kluczyki do auta (bardziej bowiem martwiłam się o kluczyki niż o siebie), co zrobić jak mnie zaatakuje? Wskoczyć do kanałku i przeprawić się na drugi brzeg? Kopnąć go w przyrodzenie?
Mijamy się. Rudzielec usłużnie zatrzymuję się, żebym miała miejsce na przebiegnięcie ścieżką jest bowiem wąska i grząska. Gentelman. Mówię „dziękuję”. On mi się przygląda.
Dobiegam do auta, biegam jeszcze chwilę wzdłuż autostrady, po czym wsiadam do auta i czekam na Mirka. Nagle widzę rudzielca wychodzącego z lasu. Trochę się niepokoję. Patrzy w moim kierunku. Zbliża się. Zastanawiam się co robić. Wyjść z auta i pobiec, czy spróbować pozamykać drzwi (ale jak???). Zbliża się. Patrzy. Jest przy aucie. Boję się coraz bardziej. Uffff… mija auto. Nie mam jednak zaufania.
Kątem oka go obserwuję. Teraz widzę go od tyłu.. Spodnie.. hm… na pupie mocno opuszczone, widać połowę pupy. Groza. Rudzielec nagle zawraca. Znowu idzie w moim kierunku. Cholera jasna gdzie ten Mirek??? Myślę jakby tu zamknąć drzwi, bo przecież jak wejdzie do auta przemocą zabierze mi kluczyki i porwie Mirka auto to co ja potem powiem Mirkowi?
Obmyślam strategię. Że jakby on wsiadł z drugiej strony to ja szybko ucieknę z tymi kluczykami. Nie dogoni mnie (chyba).
Mija auto. Ufff… Staje nad kanałkiem. Zapala papierosa, a Mirka dalej nie ma. Znowu się odwraca i znowu idzie w moim kierunku. Znowu się boję. Ale wtedy pojawia się Mały Rycerz Mirek.
Uśmiecha się i mówi: - Kolegę spotkałaś?:).
Robię dziwne miny, za chwilę opowiadam mu, że spotkałam go w lesie i ze się przestraszyłam, że zabierze mi kluczyki. Mirek się śmieje i mówi: nie dałby sobie z tobą rady.
No proszę. On we mnie wierzy, ja w siebie aż tak bardzo nie wierzyłam.
P.S Mirek chyba myśli, że ja DiCaprio jestem czy jak i przetrwam wszystko.
A ten rudzielec z połową gołej pupy to było gorsze niż Grizzly:).
Sobota:) © Iza
W lesie © Iza
Przeprawa przez mostek © Iza
Takie miejsce © Iza
O jedzeniu jeszcze dzisiaj będzie.
Nie ustaje w poszukiwaniu zdrowych produktów w sklepach. Kiedyś te batony (tylko chyba o innym smaku) dostałam do spróbowania od Pani Krystyny. Rzadko jednak jadam batony, bo jak maratony to żele Agisko, a jak wycieczki to albo banany, albo coś robionego w domu.
No ale kupiłam dzisiaj, bo taka przekąska może się przydać na trening. Bardzo fajny skład. 78% owoce (daktyle i banany), olej roślinny, aromat bananowy.
Nie ma cukru. Tylko ten z owoców. Spróbujcie.
Biedronkowe batony © Iza
A na obiad dzisiaj zrobiłam własnoręcznie tortillę. Nadzienie takie moje autorskie. Trochę jak do chilii con carne (tylko bez papryki). Mięso mielone, fasola czerwona, kukurydza, cebula, przetarte pomidory, przyprawy, sól, pieprz, pomidory suszone, lubczyk, ptietruszka, tymianek. Ciasto to dla nic trudnego, nawet dla kogoś tak mało wprawionego w tym jak ja. 4 szklanki mąki orkiszowej (ja miałam jej za mało więc wymieszałam orkisz z żytnią i owsianą), 250 ml gorącej wody, łyżeczka soli, 4 łyżki oliwy. Zagniatamy, wyrabiamy, odrywamy kawałki, wałkujemy na okrągłe placki, na patelnię i jest pyszny i bardzo syty obiad.
Tortilla ©
Anię Krzyżelewską - Suś poznałam w 2008r. Podczas maratonów u GG. Szybko zaprzyjaźniłyśmy się i polubiłyśmy. Trudno żeby było inaczej, bo Anka jest po prostu fajną kobietą. Jest też kolarzem – amatorem, mamą, żoną, nauczycielką i dietetykiem sportowym. I właśnie o diecie sobie porozmawiałyśmy. http://tnij.org/nerwowa
- Aktywność Bieganie
Komentarze
Jak się nie chwalo, jak się właśnie pochwaliłem?
To szpinoy się tajne nie chwalo chyba? sufa - 01:13 niedziela, 21 lutego 2016 | linkuj
To szpinoy się tajne nie chwalo chyba? sufa - 01:13 niedziela, 21 lutego 2016 | linkuj
Jestem urzędnikiem, ale tajnym. A nawet tayemnicznym.
Eno, ale że go zidentyfikcjonójom po rowie?
Sądzisz, że taki rów to jak linia paplarnista?
Hmm... sufa - 22:09 sobota, 20 lutego 2016 | linkuj
Eno, ale że go zidentyfikcjonójom po rowie?
Sądzisz, że taki rów to jak linia paplarnista?
Hmm... sufa - 22:09 sobota, 20 lutego 2016 | linkuj
Eno weeeź, coś ściemniasz z tym rudym... po co mu zdjęcia nie zrobiłaś? Takiego od tyłu, z wystającym rowem?
A tak to co? Mam wierzyć Ci na słowo? Słowo pisane? Ja to przecież samemu sobie nie dowierzam... sufa - 20:23 sobota, 20 lutego 2016 | linkuj
A tak to co? Mam wierzyć Ci na słowo? Słowo pisane? Ja to przecież samemu sobie nie dowierzam... sufa - 20:23 sobota, 20 lutego 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!