Niedziela, 6 marca 2016
Trzy Kopce
Długo myślałam nad tym, gdzie by tutaj dzisiaj jechać. Wiatr oznaczał, że nie będzie łatwo, więc jakieś bardzo górskie wojaże u progu sezonu i z moją obecnie bardzo mizerną siłą – odpadały.
Wyjechałam więc bez planu i gdzieś w okolicach ul. Pszennej pomyślałam, że pojadę w kierunku Trzech Kopców.
Z tymże nie byłam pewna czy zdecyduję się jechać przez Trzy Kopce (ostatecznie dzielnie stawiłam czoła Kopcom i pojechałam).
Już pierwsze kilometry pokazały mi, że dzisiaj będzie wyjątkowe mordowanie się z wiatrem. I było. Turlałam się więc powoli do przodu, bywało to momentami bardzo męczące, tak jakbym cały czas pod górę jechała.
Marne siły, marna wiara. Każda „zmarszczka” (bo przecież wielkich podjazdów na trasie nie było) kosztowała mnie wiele. Refleksja mnie w związku z tym taka dopadła, że jednak wspinanie się na rowerze pod górę, to jest ciężki kawałek chleba i że zanim człowiek zacznie to robić jako tako, to naprawdę swoje trzeba wyjeździć. I raczej całkiem sporo trzeba wyjeździć.
No i pomyślałam, że ok, maratonów nie mam zamiaru jeździć, ale przecież będę chciała kiedyś tam z kimś na jakąś lepszą, cięższą i dłuższą wycieczkę pojechać, a jeśli tak, to trzeba się wziąć za siebie i jeździć regularnie, bo samo się nie zrobi.
No, Ameryki nie odkryłam, to fakt, ale dzisiaj to mnie jakoś tak dopadło ze zdwojoną siłą. Myśl taka natrętna dość.
A na koniec głos oddaje temu, w którym się bezwzględnie zakochałam.
„ Z podsłuchami to różnie bywało. Wspominałem już o mojej gorącej telefonicznej linii ze Stasiem Dygatem. Myśmy stale gadali, Mnie się nie chciało jeździć do jego mieszkania na Wiktorowską, a potem do domu na Żoliborz, gdzie się przeprowadził a jemu do mnie na Górskiego, uprawialiśmy więc proceder telefoniczny w sposób wyrafinowany. Wiedzieliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani, bo kiedyś podsłuchujący- jakiś dżentelmen, człowiek naprawdę godny, co słychać było po głosie - wrącił się i powiedział: „Panowie, to już przesada”. I myśmy skonsternowani uznali, że ma rację. Ależ też dostarczaliśmy im rozrywki. Uważaliśmy, że skoro słuchają, to niech coś z tego mają. Na przykład zaczynaliśmy niezwykle wychwalać reżym, podziwiać jego mądrość, dalekowzroczność. Czuliśmy wtedy w słuchawce wielkie ciepło, szalone milczące zadowolenie. Aż tu nagle jak nie zaczniemy bluzgać - konsternacja”.
„Pamiętam, że było gorąco” Rozmowa z Tadeuszem Konwickim. Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba.
Wyjechałam więc bez planu i gdzieś w okolicach ul. Pszennej pomyślałam, że pojadę w kierunku Trzech Kopców.
Z tymże nie byłam pewna czy zdecyduję się jechać przez Trzy Kopce (ostatecznie dzielnie stawiłam czoła Kopcom i pojechałam).
Już pierwsze kilometry pokazały mi, że dzisiaj będzie wyjątkowe mordowanie się z wiatrem. I było. Turlałam się więc powoli do przodu, bywało to momentami bardzo męczące, tak jakbym cały czas pod górę jechała.
Marne siły, marna wiara. Każda „zmarszczka” (bo przecież wielkich podjazdów na trasie nie było) kosztowała mnie wiele. Refleksja mnie w związku z tym taka dopadła, że jednak wspinanie się na rowerze pod górę, to jest ciężki kawałek chleba i że zanim człowiek zacznie to robić jako tako, to naprawdę swoje trzeba wyjeździć. I raczej całkiem sporo trzeba wyjeździć.
No i pomyślałam, że ok, maratonów nie mam zamiaru jeździć, ale przecież będę chciała kiedyś tam z kimś na jakąś lepszą, cięższą i dłuższą wycieczkę pojechać, a jeśli tak, to trzeba się wziąć za siebie i jeździć regularnie, bo samo się nie zrobi.
No, Ameryki nie odkryłam, to fakt, ale dzisiaj to mnie jakoś tak dopadło ze zdwojoną siłą. Myśl taka natrętna dość.
A na koniec głos oddaje temu, w którym się bezwzględnie zakochałam.
„ Z podsłuchami to różnie bywało. Wspominałem już o mojej gorącej telefonicznej linii ze Stasiem Dygatem. Myśmy stale gadali, Mnie się nie chciało jeździć do jego mieszkania na Wiktorowską, a potem do domu na Żoliborz, gdzie się przeprowadził a jemu do mnie na Górskiego, uprawialiśmy więc proceder telefoniczny w sposób wyrafinowany. Wiedzieliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani, bo kiedyś podsłuchujący- jakiś dżentelmen, człowiek naprawdę godny, co słychać było po głosie - wrącił się i powiedział: „Panowie, to już przesada”. I myśmy skonsternowani uznali, że ma rację. Ależ też dostarczaliśmy im rozrywki. Uważaliśmy, że skoro słuchają, to niech coś z tego mają. Na przykład zaczynaliśmy niezwykle wychwalać reżym, podziwiać jego mądrość, dalekowzroczność. Czuliśmy wtedy w słuchawce wielkie ciepło, szalone milczące zadowolenie. Aż tu nagle jak nie zaczniemy bluzgać - konsternacja”.
„Pamiętam, że było gorąco” Rozmowa z Tadeuszem Konwickim. Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba.
Trochę Pogórza © Iza
Takie tam © Iza
Łowczówek © Iza
No kill © Iza
Łowczówek raz jeszcze © Iza
Ostatni Kopiec © Iza
- DST 42.00km
- Czas 02:03
- VAVG 20.49km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!