Wtorek, 5 kwietnia 2016
Constans
W wielkanocną sobotę świat zatrząsł się w posadach. Dosłownie. Nic już nie było i nie będzie takie samo. Wiele się zmieniło. Długo by snuć opowieść. Opowieści nie będzie. Nie wszystko można opowiedzieć.
Nie jest łatwo kiedy świat trzęsie się w posadach, a człowiek musi utrzymywać się na powierzchni. Musi? Jeśli ma świadomość bycia mocnym oparciem dla innych, to musi. Właśnie dla innych.
No nie jest łatwo. Nie jest mi łatwo też wyjechać na rower. Tak, tak paradoksalnie to co kiedyś było kołem ratunkowym… mniej przestało nim być…już tak nie ratuje i nie chroni. Ale jednak:).
Wyjechałam, chociaż zmagałam się z bezsilnością i brakiem chęci do czegokolwiek. Wyjechałam, bo wiedziałam, że wiosna, że zapachy, że widoki, że endorfiny. Że potrzebuję tej mieszanki.
Bo to jest tak. Wiosna. Przychodzi. Niezależnie od wszystkiego. Bywa, że nieproszona i niechciana. Bezczelnie wciska się do twojego świata, który właśnie drży w posadach. Myślisz wtedy: jak mogła? Tak jakby nic się nie stało. Jakby wszystko było jak dawniej. A przecież nie jest i dla niektórych już nie będzie. Nigdy.
Wdziera się z tymi kolorami, zapachami, drażni i irytuje. Ale wiecie co.. chociaż drażni i irytuje to.. dobrze. Musi być na tym świecie coś stałego, coś co przychodzi niezależnie od okoliczności. Np. wiosna. Stała jest też Lubinka.
Wdrapałam się. Znowu. Od Pit Stopu.
I wiecie co? Dzisiaj było lepiej. Mocno wierzę, że krok po kroku zbliżę się do jakiegoś stanu, który będzie oznaczał 100% zadowolenie z jazdy. I zbliżę się do stanu kiedy moja głowa dogada się z organizmem. Tylko cierpliwości.
Nie jest łatwo kiedy świat trzęsie się w posadach, a człowiek musi utrzymywać się na powierzchni. Musi? Jeśli ma świadomość bycia mocnym oparciem dla innych, to musi. Właśnie dla innych.
No nie jest łatwo. Nie jest mi łatwo też wyjechać na rower. Tak, tak paradoksalnie to co kiedyś było kołem ratunkowym… mniej przestało nim być…już tak nie ratuje i nie chroni. Ale jednak:).
Wyjechałam, chociaż zmagałam się z bezsilnością i brakiem chęci do czegokolwiek. Wyjechałam, bo wiedziałam, że wiosna, że zapachy, że widoki, że endorfiny. Że potrzebuję tej mieszanki.
Bo to jest tak. Wiosna. Przychodzi. Niezależnie od wszystkiego. Bywa, że nieproszona i niechciana. Bezczelnie wciska się do twojego świata, który właśnie drży w posadach. Myślisz wtedy: jak mogła? Tak jakby nic się nie stało. Jakby wszystko było jak dawniej. A przecież nie jest i dla niektórych już nie będzie. Nigdy.
Wdziera się z tymi kolorami, zapachami, drażni i irytuje. Ale wiecie co.. chociaż drażni i irytuje to.. dobrze. Musi być na tym świecie coś stałego, coś co przychodzi niezależnie od okoliczności. Np. wiosna. Stała jest też Lubinka.
Wdrapałam się. Znowu. Od Pit Stopu.
I wiecie co? Dzisiaj było lepiej. Mocno wierzę, że krok po kroku zbliżę się do jakiegoś stanu, który będzie oznaczał 100% zadowolenie z jazdy. I zbliżę się do stanu kiedy moja głowa dogada się z organizmem. Tylko cierpliwości.
Pit stop © Iza
Buczyna cała w zawilcach © Iza
Kaczńce w Buczynie © Iza
- DST 36.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:59
- VAVG 18.15km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!