Wtorek, 7 czerwca 2016
Góry
Góry.
Czy mogą być sensem życia? Dla niektórych pewnie tak. Dla mnie może nie są sensem, ale jakąś jego składową bez której ciężko mi sobie życie wyobrazić.
A jeszcze niedawno.. jakieś hm.. 10 lat temu żyłam bez nich. Jak??? Naprawdę nie wiem.
Są jak uzależnienie, czy jak antydepresant? Chyba jedno i drugie. Bo wracasz do nich i wracasz. Już zawsze będziesz wracać jeśli chociaż raz poczułeś to COŚ. Nieważne czy na piechotę, czy na rowerze. To nie ma znaczenia.… Działają uspokajająco. Na mnie tak działają. Zawsze podkreślałam, że w górach łapię dystans jak stąd do Warszawy, a może nawet do Gdańska, że z perspektywy gór problemy są jakby mniejsze, że wszystko się jakoś tak .. układa w głowie… że na niziny wraca się znacznie lepszym człowiekiem. Bo w górach ludzie są lepsi.. Pisałam kiedyś o tym… mają jaśniejsze twarze, uśmiechają się do siebie, są znacznie bardziej życzliwi. Nigdzie się nie spieszą? Problemy się oddalają, są przepełnieni szczęściem? Wchodzą do zupełnie innej rzeczywistości. Więc taką aurę roztaczają. Tak właśnie jest.
Przeczytałam książkę. Nie do końca spełniła moje oczekiwania z uwagi na autorkę (Beata Sabała- Zielińska), a nie bohaterkę, ale to temat na osobną rozprawkę.
Jest w niej jednak wiele cennych fragmentów. Czytając co Ewa Dyakowska- Berebka, pisze po powrocie z Himalajów (moje marzenie, trekking w Himalajach!), znalazłam potwierdzenie tego co powyżej.
„ Wychodząc w góry człowiek wkracza w inny świat. Znacznie spokojniejszy, z uśmiechniętymi, i niezwykle serdecznymi ludźmi. I właśnie zmagając się ze sobą, z własnymi słabościami, wszystko nagle zrozumiałam. Pojęłam co tak bardzo przyciąga tam ludzi i co sprawia, że ciągle chcą tam wracać. Lepsza strona ludzkiej duszy. W Himalajach obcujemy z lepszą stroną ludzkiej duszy! To jest ta tajemnica. Tam jest harmonia i dystans do świata. Oaza spokoju”.
Omiotłam” (cóż za słowo wymyśliłam!) gminę Pleśna dzisiaj niemalże w całości wzrokiem.. bo byłam i na Wale i zjeżdżałam do Łowczowa (a stamtąd takie widoki) i byłam na Słonej. Widoki wciąż pod powiekami. Były wreszcie Pleśnianki Rychwałdzkie. Trochę mnie rozczarowały – spodziewałam się, że są bardziej wymagające. Ale one dają się pokonać bez wielkiego spinania. Ot taki podjazd, nijak się ma do Pleśnianiek Pleśnieńskich. Rychwałdzkie (tutaj wskazówka dla tych, którzy chcieliby trafić) to taka droga odchodząca od głównego podjazdu do Rychwałdu. Jest tabliczka. Są powyżej Pleśnieńskich. Przy okazji jednak odkryłam jeden świetny zjazd idący od żółtego (ale terenowy). Zjechałam znowu na główną drogę na Wał, do góry i potem już w stronę cmentarza Legionistów (tam jednak moja dusza odkrywcy nakazała mi skręcić w las… haha trzeba mnie było potem widzieć.. kiedy przedzierając się przez leśną ściółkę musiałam wytężyć wszystkie swoje siły.. jakie posiadam, żeby dostać się do drogi). Zjechałam do Łowczowa i zafundowałam sobie jeszcze jeden podjazd. Na Słoną. Od Łowczowa przez most, a potem niebieskim pieszym szlakiem, prosto, obok remizy w Piotrkowicach, Kościoła, cmentarza. Słuszny podjazd. Pleśnianki łatwiejsze. Górki.. widoki, zapachy, endorfiny. Zmęczenie, ból podjazdowy. Szczęście. Po prostu. To się nazywa SZCZĘŚCIE.
Czy mogą być sensem życia? Dla niektórych pewnie tak. Dla mnie może nie są sensem, ale jakąś jego składową bez której ciężko mi sobie życie wyobrazić.
A jeszcze niedawno.. jakieś hm.. 10 lat temu żyłam bez nich. Jak??? Naprawdę nie wiem.
Są jak uzależnienie, czy jak antydepresant? Chyba jedno i drugie. Bo wracasz do nich i wracasz. Już zawsze będziesz wracać jeśli chociaż raz poczułeś to COŚ. Nieważne czy na piechotę, czy na rowerze. To nie ma znaczenia.… Działają uspokajająco. Na mnie tak działają. Zawsze podkreślałam, że w górach łapię dystans jak stąd do Warszawy, a może nawet do Gdańska, że z perspektywy gór problemy są jakby mniejsze, że wszystko się jakoś tak .. układa w głowie… że na niziny wraca się znacznie lepszym człowiekiem. Bo w górach ludzie są lepsi.. Pisałam kiedyś o tym… mają jaśniejsze twarze, uśmiechają się do siebie, są znacznie bardziej życzliwi. Nigdzie się nie spieszą? Problemy się oddalają, są przepełnieni szczęściem? Wchodzą do zupełnie innej rzeczywistości. Więc taką aurę roztaczają. Tak właśnie jest.
Przeczytałam książkę. Nie do końca spełniła moje oczekiwania z uwagi na autorkę (Beata Sabała- Zielińska), a nie bohaterkę, ale to temat na osobną rozprawkę.
Jest w niej jednak wiele cennych fragmentów. Czytając co Ewa Dyakowska- Berebka, pisze po powrocie z Himalajów (moje marzenie, trekking w Himalajach!), znalazłam potwierdzenie tego co powyżej.
„ Wychodząc w góry człowiek wkracza w inny świat. Znacznie spokojniejszy, z uśmiechniętymi, i niezwykle serdecznymi ludźmi. I właśnie zmagając się ze sobą, z własnymi słabościami, wszystko nagle zrozumiałam. Pojęłam co tak bardzo przyciąga tam ludzi i co sprawia, że ciągle chcą tam wracać. Lepsza strona ludzkiej duszy. W Himalajach obcujemy z lepszą stroną ludzkiej duszy! To jest ta tajemnica. Tam jest harmonia i dystans do świata. Oaza spokoju”.
Omiotłam” (cóż za słowo wymyśliłam!) gminę Pleśna dzisiaj niemalże w całości wzrokiem.. bo byłam i na Wale i zjeżdżałam do Łowczowa (a stamtąd takie widoki) i byłam na Słonej. Widoki wciąż pod powiekami. Były wreszcie Pleśnianki Rychwałdzkie. Trochę mnie rozczarowały – spodziewałam się, że są bardziej wymagające. Ale one dają się pokonać bez wielkiego spinania. Ot taki podjazd, nijak się ma do Pleśnianiek Pleśnieńskich. Rychwałdzkie (tutaj wskazówka dla tych, którzy chcieliby trafić) to taka droga odchodząca od głównego podjazdu do Rychwałdu. Jest tabliczka. Są powyżej Pleśnieńskich. Przy okazji jednak odkryłam jeden świetny zjazd idący od żółtego (ale terenowy). Zjechałam znowu na główną drogę na Wał, do góry i potem już w stronę cmentarza Legionistów (tam jednak moja dusza odkrywcy nakazała mi skręcić w las… haha trzeba mnie było potem widzieć.. kiedy przedzierając się przez leśną ściółkę musiałam wytężyć wszystkie swoje siły.. jakie posiadam, żeby dostać się do drogi). Zjechałam do Łowczowa i zafundowałam sobie jeszcze jeden podjazd. Na Słoną. Od Łowczowa przez most, a potem niebieskim pieszym szlakiem, prosto, obok remizy w Piotrkowicach, Kościoła, cmentarza. Słuszny podjazd. Pleśnianki łatwiejsze. Górki.. widoki, zapachy, endorfiny. Zmęczenie, ból podjazdowy. Szczęście. Po prostu. To się nazywa SZCZĘŚCIE.
Pleśnianki © Iza
Widoki po drodze © Iza
Widoczki z Łowczówka © Iza
Zjazd do Łowczówka © Iza
- DST 50.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:42
- VAVG 18.52km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Współczuję mieszkańcom krajów, które nie posiadają gór...
marusia - 09:24 środa, 8 czerwca 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!