Czwartek, 1 września 2016
Koniec lata
Koniec lata zbliża się nieubłaganie.
Data 1 września mówi wiele - dla mnie zawsze to był początek końca lata.
Do tego wrzosy na Lubince.... I to słońce na wysokości... Wysokości takiej, że drażni oczy, pomimo ciemnych okularów. Mniej lubię jeździć więc o tej porze roku, popołudniami. Moja odwaga miesza się z tchórzostwem (też moim). Bo niby jestem odważna - wjeżdżam do lasów.. tam gdzie nigdy nie byłam, odkrywam nowe ścieżki.
Lasy są na ogółe puste i dzikawe (nomen omen). Najmniejszy trzask sprawia, że drżę jak osika i rozglądam się nerwowo. Podobno zwierząt nie ma co się bać, że ludzi bardziej... Ale ja się boję. Dzików się boję. Miałam przyjemność już je spotykać. Były jednak zawsze w "bezpiecznej" odległości. Dzisiaj trzask.. a ja na nowej ścieżce na Lubince. Uciekałam przed .. chyba dzikiem. Piszę "chyba", bo nie widziałam go. A właściwie widziałam - oczami wyobraźni. Trzask... a między drzewami rusza się coś czarnego. Szybka decyzja, rower w dłonie (bo byłam w takim miejscu, że jechać się nie dało) i sprint (no powiedzmy, że sprint) do asfaltu. Na szczęście był blisko. Uff.. uszłam z życiem. Póki co. A poza tym pomyślałam dzisiaj, ze trzeba jechać gdzieś, gdzie jeszcze w tym roku nie byłam. Padło na zielony pieszy na Lubince .Ten "zielony" nad którym rozpaczałam tutaj w ub. roku. Że zniszczony, ze już nie taki trudny. No teraz .. jest trudny. Tak rozkopany i rozjeżdżony, że momentami po prostu nie ma szans żeby jechać. Jeśli macie ochotę - sprawdzajcie czy się da, ale nie radzę. Zwłaszcza pod deszczu. Nawet udało mi się zaliczyć upadek - co raczej rzadko mi się zdarza od jakichs 3 lat. No, ale zaliczyłam. Zresztą.. co to za MTB bez upadków na zjazdach?:).
Data 1 września mówi wiele - dla mnie zawsze to był początek końca lata.
Do tego wrzosy na Lubince.... I to słońce na wysokości... Wysokości takiej, że drażni oczy, pomimo ciemnych okularów. Mniej lubię jeździć więc o tej porze roku, popołudniami. Moja odwaga miesza się z tchórzostwem (też moim). Bo niby jestem odważna - wjeżdżam do lasów.. tam gdzie nigdy nie byłam, odkrywam nowe ścieżki.
Lasy są na ogółe puste i dzikawe (nomen omen). Najmniejszy trzask sprawia, że drżę jak osika i rozglądam się nerwowo. Podobno zwierząt nie ma co się bać, że ludzi bardziej... Ale ja się boję. Dzików się boję. Miałam przyjemność już je spotykać. Były jednak zawsze w "bezpiecznej" odległości. Dzisiaj trzask.. a ja na nowej ścieżce na Lubince. Uciekałam przed .. chyba dzikiem. Piszę "chyba", bo nie widziałam go. A właściwie widziałam - oczami wyobraźni. Trzask... a między drzewami rusza się coś czarnego. Szybka decyzja, rower w dłonie (bo byłam w takim miejscu, że jechać się nie dało) i sprint (no powiedzmy, że sprint) do asfaltu. Na szczęście był blisko. Uff.. uszłam z życiem. Póki co. A poza tym pomyślałam dzisiaj, ze trzeba jechać gdzieś, gdzie jeszcze w tym roku nie byłam. Padło na zielony pieszy na Lubince .Ten "zielony" nad którym rozpaczałam tutaj w ub. roku. Że zniszczony, ze już nie taki trudny. No teraz .. jest trudny. Tak rozkopany i rozjeżdżony, że momentami po prostu nie ma szans żeby jechać. Jeśli macie ochotę - sprawdzajcie czy się da, ale nie radzę. Zwłaszcza pod deszczu. Nawet udało mi się zaliczyć upadek - co raczej rzadko mi się zdarza od jakichs 3 lat. No, ale zaliczyłam. Zresztą.. co to za MTB bez upadków na zjazdach?:).
Wrzosy © Iza
Po drodze © Iza
Zielony szlak © Iza
Jabłkowo © Iza
Po drodze 2 © Iza
- DST 34.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:57
- VAVG 17.44km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!