Niedziela, 11 września 2016
Wał
Po wczorajszej Jamnej, dzisiaj zdecydowanie krócej.
Upalnie. Niby.
Słońce świeci. Jest wysoka temperatura. Ale to nie jest już letnie słońce. Ono nawet już tak nie opala. W godzinach przedpołudniowych.. za taką delikatną „mgiełką” schowane.
W powietrzu czuć jesień. Ziemia pachnie specyficznie, a gdzieniegdzie czuć zapach butwiejących liści.
Niektóre drzewa już w kolorach żółci. Myślę, że za dwa tygodnie będzie feeria barw.
Zawsze trochę szkoda lata, ale tę pełną kolorów jesień też bardzo lubię.
W ogródkach astry. Ulubione kwiaty mojej Mamy, albo raczej jedne z ulubionych. Moje też.
Wciągam leśne zapachy na zapas, bo jutro.. praca i znowu mnie „zmiażdży” miasto.
Wczoraj Małgosia napisała na moim profilu facebookowym, że zabieram ją w miejsca, w których sama być nie może. Pomyślałam dzisiaj, że jestem takim podróżnikiem:). Lokalnym:). Na małą skalę. Krótkodystansowym.
Ale dobre i to. Ja to bardzo doceniam. Zdrowie i to, że mam rower i to, że mogę na nim wspinać się pod górę i widzieć to co widzę. I że świat mogę oglądać, a świat w okolicy mam wyjątkowo piękny. Gdyby mi przyszło zamieszkać na nizinach, uschłabym z tęsknoty. Tak dzisiaj pomyślałam.
Dzisiaj byłam na Wale. Wyjątkowym miejscu. Nie tak jak Jamna, ale jednak. Kiedy dotarłam tutaj po raz pierwszy, pojawiła się taka myśl:
- To tylko 20 km od Tarnowa. Taka cudowna panorama gór. Takie fantastyczne miejsce, a ludzie, tarnowianie pewnie siedzą w domach przed tv. Nawet nie wiedzą, że można lepiej spędzić czas. W takim miejscu! Albo jeżdżą gdzieś daleko… że niby piękniej.
Wczoraj na Jamnej spotkałam dwie panie. Miłe były. Zachwycały się moim strojem, rowerem, mną, tym że sama przyjechałam na Jamną aż z Tarnowa. Powiedziały odchodząc jedna do drugiej:
- Popatrz jakich fajnych ludzi można spotkać! A nie zgnuśniałych tarnowian.
No.. jak to jest z tymi tarnowianami? Albo z ludźmi generalnie?
Są pewnie tacy zgnuśniali, co to nic im się nie chce, ale są pewnie tacy, co po prostu zwyczajnie muszą zostać w domu. Z różnych powodów.
Panie podziwiały moją kondycję, to, ze jem dietetycznie i jak Małysz:) (ich zdaniem),a jadłam banana.
A ja pomyślałam:
tu nie ma co podziwiać. Żaden to wyczyn. Ot robię co lubię. I tyle. To nie jest bohaterstwo.
Kiedyś myślałam inaczej. Bardzo fascynowały mnie sportowe wyczyny innych. Bardzo byłam dumna ze swoich.
Dzisiaj… dzisiaj doceniam je, wiem ile pracy trzeba włożyć żeby dobrze jeździć na rowerze, żeby biegać itd. Podziwiam ludzi, którzy pracują, mają rodziny, i trenują. Wiem, ze bardzo cięzko jest trenować codziennie, pracując i mając obowiązki domowe.
Ale czuję, że to niesprawiedliwe kiedy czytam (ot choćby na FB) jak podziwiane są takie osoby, a jak mało się pisze o tych innych bohaterach.
Nikt nie podziwia matek zajmujących się dziećmi. Np. samotnie ich wychowujących, albo takich których mężowie rzadko bywają w domu. Nikt nie oklaskuje takich osób jak moja siostra. Poświęcających swój czas, swoje życie na opiekę na chorym. To jest heroizm!
Pojechałam dzisiaj najpierw podjazdem golgotopodobnym, czyli od tabliczki „Szczepanowice Nakle” (Lutkostrada). Oj, to jest podjazd, który fragmentami boli. Bardzo boli. Pot leje się ciurkiem, oddech jest tak przyspieszony, że nie wiadomo co ze sobą zrobić, mięśnie palą i krzyczą „Nie!”. Ale głowa mówi : TAK. No i się wjeżdża. Dla widoków – warto.
A na Wał tym podjazdem od wąwozu, podobnie wyczerpującym, mozolnym. Na samym Wale wjazd do lasu. Trochę pokręciłam, ale z umiarem, bo boję się tam jeździć sama. Nie znam tego lasu. A szkoda, bo on ma wielki potencjał. W nim jeszcze bardzo zielono, nawet trawa taka jakby świeżo wiosenna. Drzewa takie monumentalne (buki? Chyba tak).
Robią wrażenie. Ciągnie mnie do tych drzew, do tej przyrody. Z coraz większą rozpaczą myślę o powrocie do miasta. Posiedziałam trochę na szczycie Wału, popatrzyłam na panoramę, posłuchałam ptaków i.. wróciłam do domu, bo czas dzisiaj ograniczony. Z żalem wróciłam. Coraz mniej jestem człowiekiem miasta.
Jak zwykle dzięki Radiu Kraków usłyszałam jak śpiewa Stanisława Celińska. Zobaczyłam też wywiad w TVP Polonia. Byłam zauroczona… delikatnością, skromnością, dystansem do siebie, jakimś takim bliżej nieokreślonym spokojem, i ciepłem, tak zdecydowanie ciepłem, które od niej biło. Pomyślałam: jaka inna…!!! Jaka niepasująca do świata show biznesu. Małocelebrycka.
Dzisiaj koncert w tarnowskim teatrze. Pierwsza piosenka… zaczyna śpiewać.. ciarki przechodzą. Taka… taka serdeczna, liryczna…zabawna… taka do przytulenia. Jak najlepsza mama.
I ten głos. Taka trochę polska Cesaria Evora. I muzycy… instrumenty. Chciałoby się siedzieć w tym teatrze do rana i słuchać. Wzruszenia, emocje. Siła, energia. Po prostu. Dziękuję. Jest Pani po prostu nieziemska, niesamowita.
Na Wale © Iza
Panorama z Wału © Iza
Widoki z Lubinki © Iza
Widok z Lutkostrady © Iza
Dunajec © Iza
- DST 47.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:53
- VAVG 16.30km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!