Czwartek, 15 września 2016
Malinowe zagłębie
Jak okiem sięgnąć… maliny.
Cały masyw Lubinki w malinach. Czy okolice Lubinki to jakieś zagłębie malinowe? Czy po prostu maliny są Polsce aż tak są popularne? Ale właśnie w okolicy Lubinki mamy Małopolski Szlak Owocowy, więc może coś na rzeczy jest?
Zapachy, zapachy, zapachy. Maliny, jabłka, a nawet mięta. Poczułam ją w pewnym momencie, a zapach mięty jest jednym z moich ulubionych. Lubię ten moment kiedy poruszę moją kuchenną miętę i tak ją wtedy intensywnie czuć.
I zapach dymu z „polnych” ognisk.
Ciepły dzień, a jednak kiedy wyjeżdżałam z domu o 17… nie było już tak bardzo ciepło. Nierozważnie… wzięłam tylko rękawki. Kamizelki brak. Zapomniałam, że to już połowa września… Odczułam to pod koniec jazdy, kiedy słońce już zaszło, a od Dunajca „płynął” chłód. Nic to, mam sok z malin. Herbata z sokiem i jest … malinowo ciepło. Jesień. Tak, to już naprawdę jesień. To pewnie jedna z ostatnich takich fajnych popołudniowych jazd…
Niedługo, zbyt szybko będzie robić się ciemno, żeby można było sobie na coś takiego pozwolić. Będzie mi tego bardzo brakować, ale czekam też mocno na jesienne barwy drzew i wierzę, że trafi się przynajmniej jeden piękny, słoneczny weekend, kiedy będzie można wyjechać na rower i podziwiać te jesienne barwy. A może będzie ich całkiem więcej? Dzisiaj najpierw przez Buczynę, a potem podjazdem pierwszym za Pitstopem na Lubinkę. On nie jest jakiś bardzo „straszny”. Nie to co Lutkostrada czy Golgota. No ale ze dwa kilometry pod górę trzeba się opedałować. A potem.. ha… Obiecałam sobie, że za nic dzisiaj sama do żadnego lasu nie wjeżdżam, że zbyt dużo stresu to mnie ostatnio kosztowało. I co? No i jedna ścieżka miała taką moc kuszenia, że nią pojechałam, a jak już dojechałam do lasu, ukazała się piękna droga leśna (szeroka, kamienie, koleiny). No nic tylko zapowiedź przygody. Pojechałam. Jakie … piękne możliwości tam się rysują. Koniecznie trzeba kiedyś wrócić. Zwierząt nie spotkałam, jedynie pana z saperką. To moje zwiedzanie lasu skończy się kiedyś tak, że mnie coś w końcu „zeżre”. No, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam się oprzeć. A potem już zachodzące słońce, rozświetlony nim Dunajec, a za chwilę księżyc i powrót do domu w ciemności i zimnie.
Cały masyw Lubinki w malinach. Czy okolice Lubinki to jakieś zagłębie malinowe? Czy po prostu maliny są Polsce aż tak są popularne? Ale właśnie w okolicy Lubinki mamy Małopolski Szlak Owocowy, więc może coś na rzeczy jest?
Zapachy, zapachy, zapachy. Maliny, jabłka, a nawet mięta. Poczułam ją w pewnym momencie, a zapach mięty jest jednym z moich ulubionych. Lubię ten moment kiedy poruszę moją kuchenną miętę i tak ją wtedy intensywnie czuć.
I zapach dymu z „polnych” ognisk.
Ciepły dzień, a jednak kiedy wyjeżdżałam z domu o 17… nie było już tak bardzo ciepło. Nierozważnie… wzięłam tylko rękawki. Kamizelki brak. Zapomniałam, że to już połowa września… Odczułam to pod koniec jazdy, kiedy słońce już zaszło, a od Dunajca „płynął” chłód. Nic to, mam sok z malin. Herbata z sokiem i jest … malinowo ciepło. Jesień. Tak, to już naprawdę jesień. To pewnie jedna z ostatnich takich fajnych popołudniowych jazd…
Niedługo, zbyt szybko będzie robić się ciemno, żeby można było sobie na coś takiego pozwolić. Będzie mi tego bardzo brakować, ale czekam też mocno na jesienne barwy drzew i wierzę, że trafi się przynajmniej jeden piękny, słoneczny weekend, kiedy będzie można wyjechać na rower i podziwiać te jesienne barwy. A może będzie ich całkiem więcej? Dzisiaj najpierw przez Buczynę, a potem podjazdem pierwszym za Pitstopem na Lubinkę. On nie jest jakiś bardzo „straszny”. Nie to co Lutkostrada czy Golgota. No ale ze dwa kilometry pod górę trzeba się opedałować. A potem.. ha… Obiecałam sobie, że za nic dzisiaj sama do żadnego lasu nie wjeżdżam, że zbyt dużo stresu to mnie ostatnio kosztowało. I co? No i jedna ścieżka miała taką moc kuszenia, że nią pojechałam, a jak już dojechałam do lasu, ukazała się piękna droga leśna (szeroka, kamienie, koleiny). No nic tylko zapowiedź przygody. Pojechałam. Jakie … piękne możliwości tam się rysują. Koniecznie trzeba kiedyś wrócić. Zwierząt nie spotkałam, jedynie pana z saperką. To moje zwiedzanie lasu skończy się kiedyś tak, że mnie coś w końcu „zeżre”. No, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam się oprzeć. A potem już zachodzące słońce, rozświetlony nim Dunajec, a za chwilę księżyc i powrót do domu w ciemności i zimnie.
Widok z podjazdu © Iza
Po drodze © Iza
Po drodze 2 © Iza
Las na Lubince © Iza
Huba niejedna © Iza
W lesie © Iza
Owocowo © Iza
Widok z winnicy © Iza
Widok z winnicy © Iza
Widoki © Iza
Winnica uroczysko © Iza
Słońce zachodzi © Iza
Słońce zachodzi 2 © Iza
Małopolski szlak owocowy © Iza
Księżycowo © Iza
Ostatnie widoki © Iza
- DST 44.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:29
- VAVG 17.72km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!