Niedziela, 26 lipca 2009
Gorlice maraton
Cyklokarpaty
26 lipca 2009r.
Gorlice
Maraton nr 16
Miałam jechać na giga żeby sobie poprawić generalkę ( w Przemyślu jechalam na giga). To giga wydawało się takie jak „golonkowe” mega.
Ale tuz przed maratonem wymieniłam przerzutkę i amora ( amora pozyczył mi Mirek, mój nowy amor od razu przez wielu bikerów tarnowskich zostal zauważony, co mnie trochę rozbawiło, bo przekonałam się jak bardzo ludzie zwracają uwage na to na czym jeżdża inni.. ja tam raczej nie mam pojecia, kto jaki amortyzator ma w swoim rowerze).
Balam się troche jechać dlugi dystans na nowym , niewyprobowanym osprzecie.
Ostatecznie kiedy dowiedziałam się , ze jedzie Krystyna, a do tego na liście zgloszonych zobaczyłam Deborę Jaworską.. uznałam, ze na giga nie zawalczę.. chyba ze tylko z samą sobą.
Za to na mega postawiłam sobie cel- pokonać liderke klasyfikacji generalnej w mojej kategorii.
Na starcie okazało się, ze mam jeszcze jeden cel – koleżankę z Tarnowa.
Nigdy razem nie jechalyśmy, wiec chcialam zobaczyc jak będzie.
Poza tym nastepnym celem było pojechanie mocno, jeśli krótki dystans ( 40 km) to mocno.
Przed maratonem tarnowska kablowka kręcila film o naszym teamie.
Zaczęłam rzeczywiście bardzo mocno, aż się w pewnym momencie przestraszyłam ze zdecydowanie za mocno i ze gdzieś w polowie zabraknie sil.
Pierwszy podjazd asfaltem… ale nawet dobrze mi się jechalo.
Po wjeździe do lasu okazało się, ze będzie zabawa. Tony blota.
Nie bardzo byłam przygotowana. Co prawda z przodu miałam Bulldoga, ale z tyłu mocno wytartego RR .
Tak więc zjazdy nie były na tym maratonie moja najmocniejszą stroną, o nie. Mocno walczyłam o to żeby mnie tyle koło nie wyprzedziło
W ktorymś momencie doszła do mnie Krystyna. Ja wiem, ze mocna jest bardzo, ale to mnie zaniepokoilo, bo przeciez jechala giga wiec na pewno spokojniej początek, a skoro mnie doszla…to jakby znaczyło, ze dobrze ze mną nie jest…
Jechalysmy kawałek razem, potem ja minęłam jak coś robiła przy rowerze.
Masa kawałków chodzonych, przynajmniej dla mnie i na tych oponach to bloto było nieprzejezdne.
Gdzieś na leśnym podjeździe usłyszałam za sobą mocne, damskie sapanie. Tetno chyba 180. Po chwili minęła mnie koleżanka z Tarnowa.
Pomyslalam: o nie… tak łatwo się nie poddam
I zaczęłam gonić. Ona na podjeździe się przewróciła, wyminęłam ją i już nie dałam się wyprzedzic.
Musiałam się jednak napracować, jechala dziewczyna mocno, trzeba jej przyznać, bardzo mocno.
W pewnym momencie zaczął padać deszcz, ale to nawet dobrze nam zrobiło bo trochę rozmiękczyło to blotko i zmylo trochę z przerzutek.
Drugą częsć dystansu jechalo się lepiej.
Motywowałam się psychicznie bardzo, powtarzając co chwilę: nózki jeszcze mogą, tylko głowa mówi nie…
Pod koniec trasy niemiły upadek… jakis mostek z drewanianych bali, poslizgnełam się na nim i polecialam w dol , w przepaść, dobrze ze ktos za mną szedł to zlapał rower, który lecial na mnie.
Końcówka trasy bardzo fajna, gdzieś wzdłuz rzeki, fajny singielek.
Bardzo duzo blota, ale malo przewyżeszń, niecałe 1000.’
Nie ma co porownywać do tras w Poweredzie.
Na mecie jestem pierwsza nie tylko w swojej kategorii ( liderka pokonana o jakies chyba 20 min), ale tez w open.
No fajnie.. chociaż konkurencja.. no coż..słaba w porównaniu do dziewczyn, które jeżdzą u Golonki, wiec do tego wyniku nie należy przykładać nadmiernej wagi.
Jechało mi się jednak dobrze, mocno, niecałe 3 godziny.
26 lipca 2009r.
Gorlice
Maraton nr 16
Miałam jechać na giga żeby sobie poprawić generalkę ( w Przemyślu jechalam na giga). To giga wydawało się takie jak „golonkowe” mega.
Ale tuz przed maratonem wymieniłam przerzutkę i amora ( amora pozyczył mi Mirek, mój nowy amor od razu przez wielu bikerów tarnowskich zostal zauważony, co mnie trochę rozbawiło, bo przekonałam się jak bardzo ludzie zwracają uwage na to na czym jeżdża inni.. ja tam raczej nie mam pojecia, kto jaki amortyzator ma w swoim rowerze).
Balam się troche jechać dlugi dystans na nowym , niewyprobowanym osprzecie.
Ostatecznie kiedy dowiedziałam się , ze jedzie Krystyna, a do tego na liście zgloszonych zobaczyłam Deborę Jaworską.. uznałam, ze na giga nie zawalczę.. chyba ze tylko z samą sobą.
Za to na mega postawiłam sobie cel- pokonać liderke klasyfikacji generalnej w mojej kategorii.
Na starcie okazało się, ze mam jeszcze jeden cel – koleżankę z Tarnowa.
Nigdy razem nie jechalyśmy, wiec chcialam zobaczyc jak będzie.
Poza tym nastepnym celem było pojechanie mocno, jeśli krótki dystans ( 40 km) to mocno.
Przed maratonem tarnowska kablowka kręcila film o naszym teamie.
Zaczęłam rzeczywiście bardzo mocno, aż się w pewnym momencie przestraszyłam ze zdecydowanie za mocno i ze gdzieś w polowie zabraknie sil.
Pierwszy podjazd asfaltem… ale nawet dobrze mi się jechalo.
Po wjeździe do lasu okazało się, ze będzie zabawa. Tony blota.
Nie bardzo byłam przygotowana. Co prawda z przodu miałam Bulldoga, ale z tyłu mocno wytartego RR .
Tak więc zjazdy nie były na tym maratonie moja najmocniejszą stroną, o nie. Mocno walczyłam o to żeby mnie tyle koło nie wyprzedziło
W ktorymś momencie doszła do mnie Krystyna. Ja wiem, ze mocna jest bardzo, ale to mnie zaniepokoilo, bo przeciez jechala giga wiec na pewno spokojniej początek, a skoro mnie doszla…to jakby znaczyło, ze dobrze ze mną nie jest…
Jechalysmy kawałek razem, potem ja minęłam jak coś robiła przy rowerze.
Masa kawałków chodzonych, przynajmniej dla mnie i na tych oponach to bloto było nieprzejezdne.
Gdzieś na leśnym podjeździe usłyszałam za sobą mocne, damskie sapanie. Tetno chyba 180. Po chwili minęła mnie koleżanka z Tarnowa.
Pomyslalam: o nie… tak łatwo się nie poddam
I zaczęłam gonić. Ona na podjeździe się przewróciła, wyminęłam ją i już nie dałam się wyprzedzic.
Musiałam się jednak napracować, jechala dziewczyna mocno, trzeba jej przyznać, bardzo mocno.
W pewnym momencie zaczął padać deszcz, ale to nawet dobrze nam zrobiło bo trochę rozmiękczyło to blotko i zmylo trochę z przerzutek.
Drugą częsć dystansu jechalo się lepiej.
Motywowałam się psychicznie bardzo, powtarzając co chwilę: nózki jeszcze mogą, tylko głowa mówi nie…
Pod koniec trasy niemiły upadek… jakis mostek z drewanianych bali, poslizgnełam się na nim i polecialam w dol , w przepaść, dobrze ze ktos za mną szedł to zlapał rower, który lecial na mnie.
Końcówka trasy bardzo fajna, gdzieś wzdłuz rzeki, fajny singielek.
Bardzo duzo blota, ale malo przewyżeszń, niecałe 1000.’
Nie ma co porownywać do tras w Poweredzie.
Na mecie jestem pierwsza nie tylko w swojej kategorii ( liderka pokonana o jakies chyba 20 min), ale tez w open.
No fajnie.. chociaż konkurencja.. no coż..słaba w porównaniu do dziewczyn, które jeżdzą u Golonki, wiec do tego wyniku nie należy przykładać nadmiernej wagi.
Jechało mi się jednak dobrze, mocno, niecałe 3 godziny.
- DST 40.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:58
- VAVG 13.48km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
W tym roku musimy sie zgadac. Z Gorlic Cie nie pamietam, ale z Jasla kojarze (chyba po stroju):). Pozdrawiam
maciek320bike - 23:30 wtorek, 9 lutego 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!