Wtorek, 8 września 2009
Wtorek
"Obrastam w siłę , bronię się, nie złoszczę się, nie złoszczę się"
Niby nie:), jak tak cięzko wjeżdza się koncówkę Słonej Góry...
Zlosić się nie złoszczę, ale w siłę to ja juz nie obrastam.
Forma chyba zniżkuje..
Z Mirkiem.
Moscice -Lubinka od Rzuchowej, Pleśna, Słona Gora od Relaksu, zjazd znowu gdzieś w okolice Pleśnej - Koszyce - Moscice.
Asfalt stąd "cierpię" trochę na Buldogach, ale nie chce mi sie ich zmieniać.
Wiem, wiem szkoda ich ale nawet nie bardzo miałam czas od maratonu w Krakowie na zmianę.
Wciaz w biegu. W pracy.. masakra, nie mogę nadążyć z papierami:), wolnego weekendu to dawno nie miałam.. tak po prostu żeby odpoczać.
Czasu coraz mniej, bo dzień coraz krotszy.
Lubinka z blatu, juz nawet inaczej nie probuje wjeżdzać, bo wychodzę z założenia , ze jak sie coś raz udało osiągnąć to już nie wolno schodzić poniżej pewnego pulapu:).
jechalam ok 16 km /h
Tak mocno chyba jeszcze na Lubinkę nie wjeżdzałam. I nawet nie bylam jakos specjalnie mocno zmęczona.
a pomysleć , ze jak wjechalam pierwszy raz parę lat temu... to chyba z 10 min musiałam odpoczywac :)
Jak wszystko sie zmienia.
Na zjeździe do Plesnej , pewnie pobilibyśmy tegoroczne rekordy predkości ( moj: 68, 5 km/h), ale jakas pani jadąca autem bardzo sie bała i strasznie hamowała , jadąc tuz przed nami. Jak stwierdzil Mirek: popsula nam zabawę.
Potem Słona Gora od Relaksu.
I też.. skoro jak już raz udalo sie wjechać na średniej tarczy to.. nie pozwalam sobie na słabość i daję ze średniej.
ale było cięzko:)
W takich chwilach to ja zaczynam wątpić czy jest sens jeżdzenia na maratony:), czy nie jestem po prostu zbyt slaba.
Potem postanowilsmy wjechać w nieznaną ścieżkę do lasu.. i dojechalismy.. do jakiegoś domu. Więc w tyl zwrot. Moze i dobrze bo niespodziewanie zaliczyliśmy nadporogramowo jeszcze jeden podjazd terenowy:)
A potem byly już elementy rajdu ekstremalnego, wędrówka z rowerami przez jakis jar.Fajniiieee..... Przygoda.
Wedrowalismy.. niewiadomo gdzie.
ale trafiliśmy w koncu do cywilizacji czyli... "jesteśmy uratowani":)
Chyba juz jestem zmeczona.. chyba juz marzę o czysto wycieczkowej jeździe.O wolnym tempie ( w miarę wolnym:)), o rozgladaniu się po gorkach, o wdychaniu zapachów jesieni, o Jamnej w kolorach jesieni i Brzance.. w kolorach jesieni.
Moze uda sie jeszcze gdzieś w góry na wycieczke pojechać. Bo jeszcze nie bylam w tym roku:(
istebna i odpoczywam:).
Moze jeszcze pojadę do Jasła na Cyklo, ale jeśli nawet to tak na .. pożegnanie sezonu, spokojnie.
Chociaż jak znam siebie... na nic bedą postanowienia o lajtowej jeździe...
Bedzie walka, wiec sama nie wiem czy jechac czy nie, bo naprawde juz czuję zmeczenie. W koncu to już 8 maratonów w tym roku.
Pierwszy moj taki intensywny maratonowy rok.
Bo to jest jak w piosence Indios Bravos:
na początku jest najłatwiej
gdy się w pełni sił i wiary
byka chwyta się za rogi
z życiem bierze się za bary
potem jest niestety trudniej
siły mniejsze, marna wiara
już się nie gna tak do przodu
wciąż się jednak człowiek stara
jak to dalej będzie nie wiem
jestem gdzieś w połowie drogi
jeszcze chce mi się wędrować
lecz już trochę bolą nogi
Niby nie:), jak tak cięzko wjeżdza się koncówkę Słonej Góry...
Zlosić się nie złoszczę, ale w siłę to ja juz nie obrastam.
Forma chyba zniżkuje..
Z Mirkiem.
Moscice -Lubinka od Rzuchowej, Pleśna, Słona Gora od Relaksu, zjazd znowu gdzieś w okolice Pleśnej - Koszyce - Moscice.
Asfalt stąd "cierpię" trochę na Buldogach, ale nie chce mi sie ich zmieniać.
Wiem, wiem szkoda ich ale nawet nie bardzo miałam czas od maratonu w Krakowie na zmianę.
Wciaz w biegu. W pracy.. masakra, nie mogę nadążyć z papierami:), wolnego weekendu to dawno nie miałam.. tak po prostu żeby odpoczać.
Czasu coraz mniej, bo dzień coraz krotszy.
Lubinka z blatu, juz nawet inaczej nie probuje wjeżdzać, bo wychodzę z założenia , ze jak sie coś raz udało osiągnąć to już nie wolno schodzić poniżej pewnego pulapu:).
jechalam ok 16 km /h
Tak mocno chyba jeszcze na Lubinkę nie wjeżdzałam. I nawet nie bylam jakos specjalnie mocno zmęczona.
a pomysleć , ze jak wjechalam pierwszy raz parę lat temu... to chyba z 10 min musiałam odpoczywac :)
Jak wszystko sie zmienia.
Na zjeździe do Plesnej , pewnie pobilibyśmy tegoroczne rekordy predkości ( moj: 68, 5 km/h), ale jakas pani jadąca autem bardzo sie bała i strasznie hamowała , jadąc tuz przed nami. Jak stwierdzil Mirek: popsula nam zabawę.
Potem Słona Gora od Relaksu.
I też.. skoro jak już raz udalo sie wjechać na średniej tarczy to.. nie pozwalam sobie na słabość i daję ze średniej.
ale było cięzko:)
W takich chwilach to ja zaczynam wątpić czy jest sens jeżdzenia na maratony:), czy nie jestem po prostu zbyt slaba.
Potem postanowilsmy wjechać w nieznaną ścieżkę do lasu.. i dojechalismy.. do jakiegoś domu. Więc w tyl zwrot. Moze i dobrze bo niespodziewanie zaliczyliśmy nadporogramowo jeszcze jeden podjazd terenowy:)
A potem byly już elementy rajdu ekstremalnego, wędrówka z rowerami przez jakis jar.Fajniiieee..... Przygoda.
Wedrowalismy.. niewiadomo gdzie.
ale trafiliśmy w koncu do cywilizacji czyli... "jesteśmy uratowani":)
Chyba juz jestem zmeczona.. chyba juz marzę o czysto wycieczkowej jeździe.O wolnym tempie ( w miarę wolnym:)), o rozgladaniu się po gorkach, o wdychaniu zapachów jesieni, o Jamnej w kolorach jesieni i Brzance.. w kolorach jesieni.
Moze uda sie jeszcze gdzieś w góry na wycieczke pojechać. Bo jeszcze nie bylam w tym roku:(
istebna i odpoczywam:).
Moze jeszcze pojadę do Jasła na Cyklo, ale jeśli nawet to tak na .. pożegnanie sezonu, spokojnie.
Chociaż jak znam siebie... na nic bedą postanowienia o lajtowej jeździe...
Bedzie walka, wiec sama nie wiem czy jechac czy nie, bo naprawde juz czuję zmeczenie. W koncu to już 8 maratonów w tym roku.
Pierwszy moj taki intensywny maratonowy rok.
Bo to jest jak w piosence Indios Bravos:
na początku jest najłatwiej
gdy się w pełni sił i wiary
byka chwyta się za rogi
z życiem bierze się za bary
potem jest niestety trudniej
siły mniejsze, marna wiara
już się nie gna tak do przodu
wciąż się jednak człowiek stara
jak to dalej będzie nie wiem
jestem gdzieś w połowie drogi
jeszcze chce mi się wędrować
lecz już trochę bolą nogi
- DST 30.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:30
- VAVG 20.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!