Niedziela, 2 maja 2010
Niedzielne refleksje
tak sobie siedzę i czytam i myślę... i przypominam sobie dlaczego jeżdzę u Golonki.
I podpisuję się pod tym co napisał ktoś na forum u GG:
"Odpowiadam na post, z którym się nie zgadam i spróbuję zrobić to inaczej niż w trybie "świętej" wojny kibiców Realu i Barcelony. Jestem amatorem i na zawsze nim zostanę, choćby ze względu na wkraczanie w wiek średni i niewielką ilość czasu na jeżdżenie rowerem. Zaczynałem w zeszłym roku, a Karpacz to mój 10 start w "karierze". I zaczynałem właśnie w cyklu Fuji zaglądając również na maratony Powerade. Chwała i szacunek panu Grabkowi, że było miejsce gdzie mogłem rozpocząć swoją przygodę z MTB (tam można to zrobić w każdym wieku). Spróbować czym jest wyścig. Ale bardzo szybko pojawił się u mnie głód pokonywania swoich własnych ograniczeń. Szukanie dla siebie nowych wyzwań - choćby najmniejszych.
Nie miałem uprzedzeń wobec żadnego organizatora i nadal ich nie mam. Ale nie wystarczają mi już starty w miejscach gdzie nie ma gór (np. Wrocław, Zdzieszowice). Nie odpowiada mi zachowania startujących, którzy jadą tłumem i nikomu nie dają szansy pojechać szybciej, albo zsiadają z roweru na podjeździe blokując całą szerokość trasy (mam nadzieję, że kiedyś się nauczą jak to należy robić). Nie rozumiem dlaczego na mecie maratonu w Piechowicach tak wiele osób narzekało głośno na ostatnie 10 kilometrów (świetny zjazd błotnistym odcinkiem). Czemu zapowiadany jeden (jeden!) trudny technicznie zjazd zniknął w ostatniej chwili z trasy ostatniego maratonu 2009 w Polanicy.
Po co pisać o przeroście ambicji osób układających trasę w Karpaczu? Myślę, że nie warto obrażać ludzi zakręconych na punkcie MTB - dla których wyścigi to coś bardzo blisko "sensu życia". Nieważne, czy tylko uważają się za kolarzy i ścigaczy czy naprawdę nimi są. Ani nie warto obrażać tych, którzy jadą Mega 6 godzin tylko po to, żeby tylko sobie udowodnić, że dadzą radę - a spiker wita ich na mecie i gratuluje ukończenia trasy. Każdy kto startuje w takich imprezach różni się od ludzi spędzających soboty przed telewizorem i choćby dlatego zasługuje na szacunek.
Po co pisać o sobie "jestem cienki"?
Nie lepiej poczytać trochę o technice jazdy i sprawdzić to w praktyce. Dowiedzieć się jak często jeść i pić na trasie, jak gospodarować swoimi siłami takimi jakie są. Jeśli ja mam się jeszcze czegoś nauczyć, to tylko z lepszymi od siebie. A gdzie ich znaleźć, jeśli nie tam gdzie jest trudno. Nie grozi mi start z pierwszego sektora więc kiedy trafiam na techniczne zjazdy ci, którzy jechali przede mną wyraźnie "wyrysowali" mi już optymalną trasę przejazdu tego miejsca. Mam pewność, że się da pojechać (nie iść). Reszta zależy ode mnie. Mój rower przejedzie wszystko - ja jeszcze nie. Ale to powoli będzie się zmieniać. Wspólnie nad tym popracujemy.
Po co obrażać się na miejsce, w którym mi nie poszło?
Zeszłoroczna Głuszyca bardzo mnie upokorzyła - ale dojechałem. To moja wygrana. Czemu Ciebie i drugiego kolegi niezadowolonego ze startu w Karpaczu nie kręci perspektywa wygrywania - z trasą, ze zmęczeniem, ze sobą? Fakt - jeśli obaj jeździliście tylko u Grabka to w Karpaczu trafiliście na ciężką przeprawę. Ale nie wierzę, że na mecie nie mieliście ani odrobiny satysfakcji"
I podpisuję się pod tym co napisał ktoś na forum u GG:
"Odpowiadam na post, z którym się nie zgadam i spróbuję zrobić to inaczej niż w trybie "świętej" wojny kibiców Realu i Barcelony. Jestem amatorem i na zawsze nim zostanę, choćby ze względu na wkraczanie w wiek średni i niewielką ilość czasu na jeżdżenie rowerem. Zaczynałem w zeszłym roku, a Karpacz to mój 10 start w "karierze". I zaczynałem właśnie w cyklu Fuji zaglądając również na maratony Powerade. Chwała i szacunek panu Grabkowi, że było miejsce gdzie mogłem rozpocząć swoją przygodę z MTB (tam można to zrobić w każdym wieku). Spróbować czym jest wyścig. Ale bardzo szybko pojawił się u mnie głód pokonywania swoich własnych ograniczeń. Szukanie dla siebie nowych wyzwań - choćby najmniejszych.
Nie miałem uprzedzeń wobec żadnego organizatora i nadal ich nie mam. Ale nie wystarczają mi już starty w miejscach gdzie nie ma gór (np. Wrocław, Zdzieszowice). Nie odpowiada mi zachowania startujących, którzy jadą tłumem i nikomu nie dają szansy pojechać szybciej, albo zsiadają z roweru na podjeździe blokując całą szerokość trasy (mam nadzieję, że kiedyś się nauczą jak to należy robić). Nie rozumiem dlaczego na mecie maratonu w Piechowicach tak wiele osób narzekało głośno na ostatnie 10 kilometrów (świetny zjazd błotnistym odcinkiem). Czemu zapowiadany jeden (jeden!) trudny technicznie zjazd zniknął w ostatniej chwili z trasy ostatniego maratonu 2009 w Polanicy.
Po co pisać o przeroście ambicji osób układających trasę w Karpaczu? Myślę, że nie warto obrażać ludzi zakręconych na punkcie MTB - dla których wyścigi to coś bardzo blisko "sensu życia". Nieważne, czy tylko uważają się za kolarzy i ścigaczy czy naprawdę nimi są. Ani nie warto obrażać tych, którzy jadą Mega 6 godzin tylko po to, żeby tylko sobie udowodnić, że dadzą radę - a spiker wita ich na mecie i gratuluje ukończenia trasy. Każdy kto startuje w takich imprezach różni się od ludzi spędzających soboty przed telewizorem i choćby dlatego zasługuje na szacunek.
Po co pisać o sobie "jestem cienki"?
Nie lepiej poczytać trochę o technice jazdy i sprawdzić to w praktyce. Dowiedzieć się jak często jeść i pić na trasie, jak gospodarować swoimi siłami takimi jakie są. Jeśli ja mam się jeszcze czegoś nauczyć, to tylko z lepszymi od siebie. A gdzie ich znaleźć, jeśli nie tam gdzie jest trudno. Nie grozi mi start z pierwszego sektora więc kiedy trafiam na techniczne zjazdy ci, którzy jechali przede mną wyraźnie "wyrysowali" mi już optymalną trasę przejazdu tego miejsca. Mam pewność, że się da pojechać (nie iść). Reszta zależy ode mnie. Mój rower przejedzie wszystko - ja jeszcze nie. Ale to powoli będzie się zmieniać. Wspólnie nad tym popracujemy.
Po co obrażać się na miejsce, w którym mi nie poszło?
Zeszłoroczna Głuszyca bardzo mnie upokorzyła - ale dojechałem. To moja wygrana. Czemu Ciebie i drugiego kolegi niezadowolonego ze startu w Karpaczu nie kręci perspektywa wygrywania - z trasą, ze zmęczeniem, ze sobą? Fakt - jeśli obaj jeździliście tylko u Grabka to w Karpaczu trafiliście na ciężką przeprawę. Ale nie wierzę, że na mecie nie mieliście ani odrobiny satysfakcji"
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
ja podpisuję sie pod tym tekstem w 100% .
Zaczynałam jeżdzenie na rowerze za 350 zł. Najpierw po płaskim bo górki męczą:).
ale kiedys na tym rowerze zaliczyłam jedną z wyższych górek w okolicy. To było wyzwanie.
I tak sie zaczęło. Pomalutku.. potem rower crossowy.. pierwsze terenowe trasy. Potem pierwszy rower mtb. Zaraz potem pierwszy maraton ( u Grabka, łatwy Kraków, ale dla mnie kosmos), a potem maratony coraz trudniejsze...
Stawiałam i stawiam sobie coraz to nowe wyzwania. Nie lubię stać w miejscu.
Kiedy przejechałam maraton w Krynicy...to było spełnienie marzenia! Mam już na koncie i Krynice dwa razy i Szczawnicę, Bardo i Złoty Stok i Głuszycę .
Wciąż się uczę ale powiem Ci że przejeżdżanie coraz trudniejszych tras daje ogromną satysfakcję.
Powodzenia
A rower górski stworzony jest do jazdy w górach. Iza - 08:51 poniedziałek, 3 maja 2010 | linkuj
Zaczynałam jeżdzenie na rowerze za 350 zł. Najpierw po płaskim bo górki męczą:).
ale kiedys na tym rowerze zaliczyłam jedną z wyższych górek w okolicy. To było wyzwanie.
I tak sie zaczęło. Pomalutku.. potem rower crossowy.. pierwsze terenowe trasy. Potem pierwszy rower mtb. Zaraz potem pierwszy maraton ( u Grabka, łatwy Kraków, ale dla mnie kosmos), a potem maratony coraz trudniejsze...
Stawiałam i stawiam sobie coraz to nowe wyzwania. Nie lubię stać w miejscu.
Kiedy przejechałam maraton w Krynicy...to było spełnienie marzenia! Mam już na koncie i Krynice dwa razy i Szczawnicę, Bardo i Złoty Stok i Głuszycę .
Wciąż się uczę ale powiem Ci że przejeżdżanie coraz trudniejszych tras daje ogromną satysfakcję.
Powodzenia
A rower górski stworzony jest do jazdy w górach. Iza - 08:51 poniedziałek, 3 maja 2010 | linkuj
Hmm - tak sobie czytam i czytam i myślę, że motywujące to to powinno być. Dzięki wielkie za wklejenie tego tutaj - jeśli tekst ten nie zmieni podejścia wielu osób, to przynajmniej ja postaram się ruszyć na trudniejsze szlaki, a nie lesersko jeździć do Wrocławia - bo blisko :)
sender - 07:19 poniedziałek, 3 maja 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!