Piątek, 18 czerwca 2010
Lipie czyli technika:)
To był drugi trening w tym tygodniu. Trochę mało jak na tydzień , w którym mam pojechać maraton, ale niestety przyplątał się ból kregosłupa i we wtorek trzeba było odpoczywać.
Postanowiłam pojechać do Lipia żeby trochę poćwiczyć technikę i popróbować mój kregosłup.
Czerwonym szlakiem od Klikowej do Lipia. Wertepy niezłe, kilka sekwencji piaszczystych, w których niestety niezbyt sobie radzę. Dojazdówka do Lipia przez pola cieżka, bo pola zarosły trawskiem i było troche siłowania się co odczuł mój kregosłup.
W Lipiu .. mokradła i ogólnie mokro, wiec pythony i ja radzilismy sobie średnio.
Momentami bardzo mokro a na podjazdach cięzko bo pythony nie dawały sobie rady zbyt dobrze. Zjazdy , zakręty za to ok i "pieniek" w koncu pokonany. Jacek K i Mirek wiedza o co chodzi:).
Uwielbiam ten lasek, sporo mozna sie tam nauczyć.
Niestety chmary komarów i w pewnym momencie, kiedy przystanęłam zeby wyciągnąć trawsko z przerzutki naraziłam sie na sporą utratę krwi:).
Nie jechałam specjalnie szybko, bo nie o to tym razem chodziło. Chciałam po prostu oswoić się z korzeniami, terenem, błotkiem itp.
Dzisiaj wyjazd do Międzygórza. Trochę szkoda, ze w tym samym czasie odbywa się maraton w Zegiestowie ( Cyklokarpaty). Bardzo chciałam przejechać ten maraton, no ale cóż...
Trzeba dokonywać wyborów.
Na maraton w Miedzygórzu cieszę sie jednak bardzo, bo to jest trasa , której jeszcze nie jechałam, a to wywołuje dodatkowe emocje i daje dodatkową motywacje.
Ostatnie jazdy utwierdziły mnie w przekonaniu, ze z formą jest lepiej, wiec chciałabym jutro powalczyć.
Jadę do Międzygórza powalczyć o jak najlepsze miejsce, ale przede wszystkim jadę po te pozytywne emocje, po to uczucie na mecie i po tego powera, którego daje mi przejechanie maratonu, na nastepne moje dni.
Bo tak jest... po przejechaniu kolejnej trasy uczucie spełnienia powoduje ze kilka dni po starcie zyje się pełniej, radośniej.
Bo nie jeżdżę dla samej jazdy, jeżdzę po co coś wiecej.
Czym jest to COŚ?
nie potrafię dokładnie określić, brakuje słów.
Moze wiec oddam głos Piotrowi Morawskiego, nieżyjącemu już himalaiscie, który jakoś tak bardzo trafnie opisał potrzebę wspinania się po gorach.
" Wspinam sie nie tylko dla samej skały i lodu i dla samego wspinania. Dla mnie to także podróże, poznawanie ludzi, zycie w namiocie, walka ze śniegiem i wiatrem. Przepiekne widoki, gdy człowiek wisi w środku ściany, a pod nim znajduje sie kilkaset metrów czy kilka km powietrza. Kiedy jestem w górach, nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest wyłącznie natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed zyciem sie nie ucieknie. Zalezy co kto nazywa zyciem. Ledwie wrócę do domu, już tęsknię do kolejnych przygód. Jak to powiedział kiedys mój znajomy: na początku twoje zycie toczy się normalnie, czasem przerywasz je wyprawami, potem twoje wyprawy toczą się normalnie i czasem przerywasz je zyciem".
No to jadę na drugi koniec Polski, kilkaset km , zeby przejechać kilkadziesiąt km, żeby przerwać zycie na chwilę, a potem wrócić do niego i szybko zatęsknić za następnym startem, bo to własnie moje ZYCIE.
Trzymajcie kciuki i zyczcie mi powodzenia!
No i do zobaczenia przynajmniej z niektórymi na szlaku:)
Postanowiłam pojechać do Lipia żeby trochę poćwiczyć technikę i popróbować mój kregosłup.
Czerwonym szlakiem od Klikowej do Lipia. Wertepy niezłe, kilka sekwencji piaszczystych, w których niestety niezbyt sobie radzę. Dojazdówka do Lipia przez pola cieżka, bo pola zarosły trawskiem i było troche siłowania się co odczuł mój kregosłup.
W Lipiu .. mokradła i ogólnie mokro, wiec pythony i ja radzilismy sobie średnio.
Momentami bardzo mokro a na podjazdach cięzko bo pythony nie dawały sobie rady zbyt dobrze. Zjazdy , zakręty za to ok i "pieniek" w koncu pokonany. Jacek K i Mirek wiedza o co chodzi:).
Uwielbiam ten lasek, sporo mozna sie tam nauczyć.
Niestety chmary komarów i w pewnym momencie, kiedy przystanęłam zeby wyciągnąć trawsko z przerzutki naraziłam sie na sporą utratę krwi:).
Nie jechałam specjalnie szybko, bo nie o to tym razem chodziło. Chciałam po prostu oswoić się z korzeniami, terenem, błotkiem itp.
Dzisiaj wyjazd do Międzygórza. Trochę szkoda, ze w tym samym czasie odbywa się maraton w Zegiestowie ( Cyklokarpaty). Bardzo chciałam przejechać ten maraton, no ale cóż...
Trzeba dokonywać wyborów.
Na maraton w Miedzygórzu cieszę sie jednak bardzo, bo to jest trasa , której jeszcze nie jechałam, a to wywołuje dodatkowe emocje i daje dodatkową motywacje.
Ostatnie jazdy utwierdziły mnie w przekonaniu, ze z formą jest lepiej, wiec chciałabym jutro powalczyć.
Jadę do Międzygórza powalczyć o jak najlepsze miejsce, ale przede wszystkim jadę po te pozytywne emocje, po to uczucie na mecie i po tego powera, którego daje mi przejechanie maratonu, na nastepne moje dni.
Bo tak jest... po przejechaniu kolejnej trasy uczucie spełnienia powoduje ze kilka dni po starcie zyje się pełniej, radośniej.
Bo nie jeżdżę dla samej jazdy, jeżdzę po co coś wiecej.
Czym jest to COŚ?
nie potrafię dokładnie określić, brakuje słów.
Moze wiec oddam głos Piotrowi Morawskiego, nieżyjącemu już himalaiscie, który jakoś tak bardzo trafnie opisał potrzebę wspinania się po gorach.
" Wspinam sie nie tylko dla samej skały i lodu i dla samego wspinania. Dla mnie to także podróże, poznawanie ludzi, zycie w namiocie, walka ze śniegiem i wiatrem. Przepiekne widoki, gdy człowiek wisi w środku ściany, a pod nim znajduje sie kilkaset metrów czy kilka km powietrza. Kiedy jestem w górach, nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest wyłącznie natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed zyciem sie nie ucieknie. Zalezy co kto nazywa zyciem. Ledwie wrócę do domu, już tęsknię do kolejnych przygód. Jak to powiedział kiedys mój znajomy: na początku twoje zycie toczy się normalnie, czasem przerywasz je wyprawami, potem twoje wyprawy toczą się normalnie i czasem przerywasz je zyciem".
No to jadę na drugi koniec Polski, kilkaset km , zeby przejechać kilkadziesiąt km, żeby przerwać zycie na chwilę, a potem wrócić do niego i szybko zatęsknić za następnym startem, bo to własnie moje ZYCIE.
Trzymajcie kciuki i zyczcie mi powodzenia!
No i do zobaczenia przynajmniej z niektórymi na szlaku:)
- DST 30.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:47
- VAVG 16.82km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 1000kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!