Środa, 4 sierpnia 2010
o bardzo krótkim treningu, Mai Włoszczowskiej i radzeniu sobie z depresją
Wróciłam dzisiaj b. zmęczona i jakaś taka śpiąca z pracy.
I cały czas była "bitka" z samą sobą - wyjechać na trening , nie wyjechać...
Z jednej strony wiem, ze jestem w słabej formie, wiem , że trzeba potrenować jesli chce utrzymać moje 5 miejsce w generalce u GG, z drugiej strony wiem, ze jak człowiek jest bardzo zmęczony to trening może zrobić więcej szkody niz pożytku.
W koncu o 18.15 wyjechałam. Czasu było mało, wiec postanowiłam , ze pojadę do Zbylitowskiej Góry i zrobie kilka razy asfaltowy podjazd od Dunajca. Jakie to szczescie miec takie podjazdy 3 km od domu. Jak sie nie ma czasu na jazdę dalej, naprawdę trening siły mozna zrobić. A jekie widoki... ten wijący sie w dole Dunajec...
Pojechałam, plan był podjechać 10 razy, podjechałam tylko 5. Jechało sie strasznie cięzko, beznadziejnie wręcz, czułam sie jak na początku sezonu. Do tego bardzo bolało kolano i to nie to chore a to teoretycznie zdrowe ( bolało mnie tez przez cały maraton w Głuszycy). Mirek wczoraj stwierdził, że to przez to ze długo nie jeździlam. I moze tak być, bo podobnie bolało mnie na poczatku sezonu.
Także trening był wyjątkowo krótki.
Znajoma polecila mi "Zwierciadło", w którym jest wywiad z Mają W. , no i sama Majka na okładce. Ładna dziewczyna zaiste, ale bardziej niz uroda imponuje mi jej charakter, jej talent, mądrość.
Tyle jej słów jest mi tak bliskich.
"Generalnie sport to dla mnie sposób na rozładowanie stresu. Dwie godziny na rowerze oczyszczają umysł. Doslownie czuję, jak emocje spadają. Ja w ogóle bez przerwy muszę sie ruszać. Kiedy raz w roku w listopadzie mam przerwę w treningach, już po 4 dniach zaczyna mnie nosić. Teoretycznie powinnam nabierać energii bo odpoczywam, ale mojemu organizmowi brakuje wysiłku, musze chociaż pobiegać. Zeby sie pobudzić, zeby mi tętno skoczylo"
Mam tak samo i dlatego dzisiaj pomimo zmeczenia jednak wyjechałam.
Bo wiem, ze jak przekręce trochę korbą to od razu... umysł jakis taki .. usmiechnięty:).
Dziennikarz do Mai:
Nie boisz się ze zyjąc w ten sposób cos tracisz?
Maja: "brzmi to jakby to co robię było gorsze, niepełnowartościowe. Nie ma czegoś takiego jak schemat zycia do którego wszyscy powinni sie dostosować."
No własnie, własnie! Świete słowa, a ten dziennikarz , który z nią rozmawiał..
ech.. jak można zadawać takie pytania?
Jak mozna mysleć , ze jesli ktoś cos robi bo to jego pasja , moze mieć poczucie marnowanego czasu?
Rower zajmuje mi 80% mojego wolnego czasu. Nigdy, przenigdy nie miałam odczucia ze coś tracę przez rower.
Jest wręcz przeciwnie. Zyskalam wiele.
Zaryzkuje nawet stwierdzenie, że rower wydobyl mnie z przepaści nad którą byłam.
Bo byłam.. na skraju depresji, całkiem niedawno, jeszcze w ub roku.
Mobilizował mnie rower, treningi, maratony, dzieki rowerowi spotykałam sie z ludźmi ,wychodziłam z domu, wjeżdzałam na górki z ktorych świat wyglądał inaczej. Lepiej. Problemy odpływaly. Nie wiem co byłoby gdyby nie .. rower.
W tym samym numerze "Zwierciadła" jest tekst o 76 letniej pani, która podrózuje po świecie autostopem. Dwukrotnie przechodziła depresję ( raz po stracie pracy, raz po śmierci syna). Jej pasja podróznicza stała sie ratunkiem.
"Teresa podrózuje bo musi dostarczać organizmowi emocji, adrenaliny. Są jej potrzebne do zdrowia, działania, myślenia"
No własnie.. jeżdzę na rowerze, jeżdżę na maratony dla zdrowia:), bo musze organizmowi dostarczać emocji, adrenaliny.
Pozdrawiam wszystkich myślących podobnie:), cieszę się ze jesteście bo nie musze sie Wam z mojej pasji tłumaczyć:).
I cały czas była "bitka" z samą sobą - wyjechać na trening , nie wyjechać...
Z jednej strony wiem, ze jestem w słabej formie, wiem , że trzeba potrenować jesli chce utrzymać moje 5 miejsce w generalce u GG, z drugiej strony wiem, ze jak człowiek jest bardzo zmęczony to trening może zrobić więcej szkody niz pożytku.
W koncu o 18.15 wyjechałam. Czasu było mało, wiec postanowiłam , ze pojadę do Zbylitowskiej Góry i zrobie kilka razy asfaltowy podjazd od Dunajca. Jakie to szczescie miec takie podjazdy 3 km od domu. Jak sie nie ma czasu na jazdę dalej, naprawdę trening siły mozna zrobić. A jekie widoki... ten wijący sie w dole Dunajec...
Pojechałam, plan był podjechać 10 razy, podjechałam tylko 5. Jechało sie strasznie cięzko, beznadziejnie wręcz, czułam sie jak na początku sezonu. Do tego bardzo bolało kolano i to nie to chore a to teoretycznie zdrowe ( bolało mnie tez przez cały maraton w Głuszycy). Mirek wczoraj stwierdził, że to przez to ze długo nie jeździlam. I moze tak być, bo podobnie bolało mnie na poczatku sezonu.
Także trening był wyjątkowo krótki.
Znajoma polecila mi "Zwierciadło", w którym jest wywiad z Mają W. , no i sama Majka na okładce. Ładna dziewczyna zaiste, ale bardziej niz uroda imponuje mi jej charakter, jej talent, mądrość.
Tyle jej słów jest mi tak bliskich.
"Generalnie sport to dla mnie sposób na rozładowanie stresu. Dwie godziny na rowerze oczyszczają umysł. Doslownie czuję, jak emocje spadają. Ja w ogóle bez przerwy muszę sie ruszać. Kiedy raz w roku w listopadzie mam przerwę w treningach, już po 4 dniach zaczyna mnie nosić. Teoretycznie powinnam nabierać energii bo odpoczywam, ale mojemu organizmowi brakuje wysiłku, musze chociaż pobiegać. Zeby sie pobudzić, zeby mi tętno skoczylo"
Mam tak samo i dlatego dzisiaj pomimo zmeczenia jednak wyjechałam.
Bo wiem, ze jak przekręce trochę korbą to od razu... umysł jakis taki .. usmiechnięty:).
Dziennikarz do Mai:
Nie boisz się ze zyjąc w ten sposób cos tracisz?
Maja: "brzmi to jakby to co robię było gorsze, niepełnowartościowe. Nie ma czegoś takiego jak schemat zycia do którego wszyscy powinni sie dostosować."
No własnie, własnie! Świete słowa, a ten dziennikarz , który z nią rozmawiał..
ech.. jak można zadawać takie pytania?
Jak mozna mysleć , ze jesli ktoś cos robi bo to jego pasja , moze mieć poczucie marnowanego czasu?
Rower zajmuje mi 80% mojego wolnego czasu. Nigdy, przenigdy nie miałam odczucia ze coś tracę przez rower.
Jest wręcz przeciwnie. Zyskalam wiele.
Zaryzkuje nawet stwierdzenie, że rower wydobyl mnie z przepaści nad którą byłam.
Bo byłam.. na skraju depresji, całkiem niedawno, jeszcze w ub roku.
Mobilizował mnie rower, treningi, maratony, dzieki rowerowi spotykałam sie z ludźmi ,wychodziłam z domu, wjeżdzałam na górki z ktorych świat wyglądał inaczej. Lepiej. Problemy odpływaly. Nie wiem co byłoby gdyby nie .. rower.
W tym samym numerze "Zwierciadła" jest tekst o 76 letniej pani, która podrózuje po świecie autostopem. Dwukrotnie przechodziła depresję ( raz po stracie pracy, raz po śmierci syna). Jej pasja podróznicza stała sie ratunkiem.
"Teresa podrózuje bo musi dostarczać organizmowi emocji, adrenaliny. Są jej potrzebne do zdrowia, działania, myślenia"
No własnie.. jeżdzę na rowerze, jeżdżę na maratony dla zdrowia:), bo musze organizmowi dostarczać emocji, adrenaliny.
Pozdrawiam wszystkich myślących podobnie:), cieszę się ze jesteście bo nie musze sie Wam z mojej pasji tłumaczyć:).
- DST 15.00km
- Czas 00:48
- VAVG 18.75km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Właśnie ! Napisałaś tak, że nic dojąć, nic ująć :)
Również pozdrawiam :) JPbike - 20:26 środa, 4 sierpnia 2010 | linkuj
Również pozdrawiam :) JPbike - 20:26 środa, 4 sierpnia 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!