Niedziela, 5 września 2010
niedzielnie o przesuwaniu horyzontów i spełnianiu marzeń
I znowu będą refleksje, bo miałam być o tej porze na treningu, a siedzę w domu bo za oknem nie pada nawet, za oknem leje jak z cebra:(.Od wczoraj.
Z wielką przyjemnością obejrzałam wczoraj wyścig o MŚ i patrzyłam jak dziewczyna o wadze wróbelka , dziewczyna z kraju gdzie mtb jest tak mało popularne, że telewizja nie raczy nawet transmitować na zywo wyścigu o MŚ ,w którym Polka jest faworytką, jak ta dziewczyna dzięki wielkiemu talentowi, ale przede wszystkim dzięki swojej cięzkiej pracy i ogromnej determinacji - spełnia swoje marzenie - zostaje mistrzynią świata.
W tym wypadku nie jestem zwykłym kibicem, coś tam sobie jeżdżę na rowerze i wiem,ze mtb to niełatwy sport, chyba nie dla każdego, bo trzeba jak to mówi Andrzej Piatek :trzeba umieć sobie zadać ból, no i trzeba mieć trochę odwagi. Trochę? chyba więcej niż trochę. Więc z racji tego , że cos o tym bólu wiem , inaczej patrzę na taką relację i jeszcze bardziej potrafię docenić taki sukces.
Wielki, wielki sukces!
Ogromnie naładowuje takie patrzenie z boku jak ktoś spełnia swoje marzenia.
Mam przed sobą książkę Martyny Wojciechowskiej. Kiedyś sceptycznie patrzyłam na te jej dokonania i nią samą.
Do momentu kiedy przeczytałam wywiad w jednej z gazet. Kiedy sie dowiedziałam, ze przechodziła chemioterapię i miała uraz kręgosłupa.
" Kiedy jest bardzo, bardzo źle, to musisz przesunąć sobie horyzont. Nie możesz myśleć tylko o tym, że nastepnego dnia trzeba wstać i ćwiczyć, zeby dojść do jakiejś tam formy. Musisz spojrzeć na tyle daleko, żeby odzyskanie sprawność, było tylko nic nie znaczącym etapem, bo prawdziwy cel lezy znacznie wyżej...
Kiedy ta myśl na dobre zamieszkała w mojej głowie, zaczęłam ćwiczyć, trenować, koncentrować się na tym by niechcący , niejako przy okazji dojść do siebie, ale tak naprawdę- przygotowywać się do wyprawy na Everest. Zupełnie inaczej wykonuje sie te same ćwiczenia z myślą o Najwyższej Górze Świata".
"Uważam, że jedyne co nas ogranicza przy spełnianiu marzeń, to własna wyobraźnia. Sukces jest efektem ciężkiej pracy, cierpliwości, pokory, wiary,że wszystko w zyciu jest możliwe. Gdy zaczynają nachodzić mnie wątpliwości, przypominam sobie obraz ze szczytu Everestu. Stojąc na Dachu Świata, widzi się jedynie kolejne szczyty na horyzoncie. Czy ktokolwiek potrzebuje lepszej metafory zycia?
Nigdy nie zapominajcie o tym, by brać z zycia jak najwięcej, nie bójcie sie ryzykować, płakać, być szczęsliwymi. Najważniejsze to być w drodze. Każdego dnia robić krok do przodu. Od zdobycia Everestu wciąż idę. Ktoś "mógłby" zapytać "dokąd?". A ja wiem tylko tyle, że dopoki jestem w drodze, czuję , ze zyję".
No własnie... dopóki droga przede mną, dopóki są cele, marzenia i ciężka praca, zeby móc je zrealizować, wtedy wszystko ma sens.
Jestem ogromnie szczęśliwym człowiekiem. Tak myślę.
Dlaczego? Bo mam marzenia, cele - nie kończą sie one na kupieniu kolejnego dobra czy obejrzeniu kolejnego serialu.
Sama kiedyś napisałam, że szczęscie dla każdego oznacza coś innego, ale często myślę o ludziach, ktorzy żadnych marzeń juz nie mają.. zyją z dnia na dzień, od serialu do serialu, od zakupów do zakupów... i żal mi ich, bo tyle jest fajnych rzeczy do zrobienia w zyciu.
I naprawdę nie trzeba mieć wielkich pieniedzy, zeby duzo z tych rzeczy robić.
4 lata temu przejechałam swój pierwszy maraton.
70 km na Bike Maratonie w Krakowie. Miałam wtedy rower górski od 3 miesiecy, niewiele wiedziałam o jeździe na nim, o maratonach, ale postanowiłam- skonczę maraton i pojechalam.
Wtedy napisałam pierwszą swoją relację z maratonu i zakonczyłam ją zdaniem:
i tak spełniają się marzenia...
Bo sie spełniają - tylko najpierw trzeba mieć trochę odwagi żeby je mieć i "na głos" sobie o nich powiedzieć:)
P.S Przeczytałam własnie artykuł o ojcu i synu, ktorzy podrozuja po świecie.. mając 300 dolarów w kieszeni.
Podrózowanie rozpoczeło sie od tego, ze za bardzo nie mieli pieniedzy...
Ojciec mówi: Łatwiej było pojechać gdzieś tam w świat, niż siedzieć nad Bałtykiem i wydawać pieniądze na lody i kino.
"a po co wy tak jedziecie? " to pytanie słyszą często.
- Alpiniści mówią, że kto się ich pyta dlaczego wchodzą na górę, nie zrozumie ich odpowiedzi...
P.S2 tak się walczy... to COŚ w oczach.
http://www.cyclingnews.com/races/uci-mountain-bike-world-championships-cm-1/elite-women-cross-country/photos/139342
Z wielką przyjemnością obejrzałam wczoraj wyścig o MŚ i patrzyłam jak dziewczyna o wadze wróbelka , dziewczyna z kraju gdzie mtb jest tak mało popularne, że telewizja nie raczy nawet transmitować na zywo wyścigu o MŚ ,w którym Polka jest faworytką, jak ta dziewczyna dzięki wielkiemu talentowi, ale przede wszystkim dzięki swojej cięzkiej pracy i ogromnej determinacji - spełnia swoje marzenie - zostaje mistrzynią świata.
W tym wypadku nie jestem zwykłym kibicem, coś tam sobie jeżdżę na rowerze i wiem,ze mtb to niełatwy sport, chyba nie dla każdego, bo trzeba jak to mówi Andrzej Piatek :trzeba umieć sobie zadać ból, no i trzeba mieć trochę odwagi. Trochę? chyba więcej niż trochę. Więc z racji tego , że cos o tym bólu wiem , inaczej patrzę na taką relację i jeszcze bardziej potrafię docenić taki sukces.
Wielki, wielki sukces!
Ogromnie naładowuje takie patrzenie z boku jak ktoś spełnia swoje marzenia.
Mam przed sobą książkę Martyny Wojciechowskiej. Kiedyś sceptycznie patrzyłam na te jej dokonania i nią samą.
Do momentu kiedy przeczytałam wywiad w jednej z gazet. Kiedy sie dowiedziałam, ze przechodziła chemioterapię i miała uraz kręgosłupa.
" Kiedy jest bardzo, bardzo źle, to musisz przesunąć sobie horyzont. Nie możesz myśleć tylko o tym, że nastepnego dnia trzeba wstać i ćwiczyć, zeby dojść do jakiejś tam formy. Musisz spojrzeć na tyle daleko, żeby odzyskanie sprawność, było tylko nic nie znaczącym etapem, bo prawdziwy cel lezy znacznie wyżej...
Kiedy ta myśl na dobre zamieszkała w mojej głowie, zaczęłam ćwiczyć, trenować, koncentrować się na tym by niechcący , niejako przy okazji dojść do siebie, ale tak naprawdę- przygotowywać się do wyprawy na Everest. Zupełnie inaczej wykonuje sie te same ćwiczenia z myślą o Najwyższej Górze Świata".
"Uważam, że jedyne co nas ogranicza przy spełnianiu marzeń, to własna wyobraźnia. Sukces jest efektem ciężkiej pracy, cierpliwości, pokory, wiary,że wszystko w zyciu jest możliwe. Gdy zaczynają nachodzić mnie wątpliwości, przypominam sobie obraz ze szczytu Everestu. Stojąc na Dachu Świata, widzi się jedynie kolejne szczyty na horyzoncie. Czy ktokolwiek potrzebuje lepszej metafory zycia?
Nigdy nie zapominajcie o tym, by brać z zycia jak najwięcej, nie bójcie sie ryzykować, płakać, być szczęsliwymi. Najważniejsze to być w drodze. Każdego dnia robić krok do przodu. Od zdobycia Everestu wciąż idę. Ktoś "mógłby" zapytać "dokąd?". A ja wiem tylko tyle, że dopoki jestem w drodze, czuję , ze zyję".
No własnie... dopóki droga przede mną, dopóki są cele, marzenia i ciężka praca, zeby móc je zrealizować, wtedy wszystko ma sens.
Jestem ogromnie szczęśliwym człowiekiem. Tak myślę.
Dlaczego? Bo mam marzenia, cele - nie kończą sie one na kupieniu kolejnego dobra czy obejrzeniu kolejnego serialu.
Sama kiedyś napisałam, że szczęscie dla każdego oznacza coś innego, ale często myślę o ludziach, ktorzy żadnych marzeń juz nie mają.. zyją z dnia na dzień, od serialu do serialu, od zakupów do zakupów... i żal mi ich, bo tyle jest fajnych rzeczy do zrobienia w zyciu.
I naprawdę nie trzeba mieć wielkich pieniedzy, zeby duzo z tych rzeczy robić.
4 lata temu przejechałam swój pierwszy maraton.
70 km na Bike Maratonie w Krakowie. Miałam wtedy rower górski od 3 miesiecy, niewiele wiedziałam o jeździe na nim, o maratonach, ale postanowiłam- skonczę maraton i pojechalam.
Wtedy napisałam pierwszą swoją relację z maratonu i zakonczyłam ją zdaniem:
i tak spełniają się marzenia...
Bo sie spełniają - tylko najpierw trzeba mieć trochę odwagi żeby je mieć i "na głos" sobie o nich powiedzieć:)
P.S Przeczytałam własnie artykuł o ojcu i synu, ktorzy podrozuja po świecie.. mając 300 dolarów w kieszeni.
Podrózowanie rozpoczeło sie od tego, ze za bardzo nie mieli pieniedzy...
Ojciec mówi: Łatwiej było pojechać gdzieś tam w świat, niż siedzieć nad Bałtykiem i wydawać pieniądze na lody i kino.
"a po co wy tak jedziecie? " to pytanie słyszą często.
- Alpiniści mówią, że kto się ich pyta dlaczego wchodzą na górę, nie zrozumie ich odpowiedzi...
P.S2 tak się walczy... to COŚ w oczach.
http://www.cyclingnews.com/races/uci-mountain-bike-world-championships-cm-1/elite-women-cross-country/photos/139342
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Osobiście uważam, że "Pasja" jest jak język obcy. Osoby które mają tą samą pasję lepiej się rozumieją dlatego że każda z nich mówi tym samym językiem. Osoby które znają inny język to się nie dogadają podobnie jest gdy 1 osoba nie zna żadnego języka obcego. Moja żona kompletnie nie rozumie co przeżył mój syn na trasie jakie pokonywał przeszkody i jak się ścigał z innymi. Tylko ja jestem wstanie go zrozumieć.
Maks - 21:39 poniedziałek, 6 września 2010 | linkuj
Ostatnie 2-a zdania mówią o wszystkim. Wg mnie ludzie którzy mają pasję najlepiej się rozumieją z ludźmi którzy podzielają tą sama pasję ;) Nie ma czasu na nudę. Dla jednych najważniejsze w życiu jest mieć a dla drugiego jest być te osoby się nie zrozumieją między sobą ;) Ponieważ podzielają zupełnie inne wartości.
- "A ja wiem tylko tyle, że dopóki jestem w drodze, czuję , ze żyję". - Podoba mi się to zdanie ;) Maks - 18:20 niedziela, 5 września 2010 | linkuj
- "A ja wiem tylko tyle, że dopóki jestem w drodze, czuję , ze żyję". - Podoba mi się to zdanie ;) Maks - 18:20 niedziela, 5 września 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!