Poniedziałek, 6 września 2010
Lubinka, Górka Franca, Słona Góra
Całkiem sporo jak na jeden raz, prawda?
No ale...sukces Mai bardzo motywuje, a poza tym gdzieś tam na horyzoncie majaczy kolejny cel -wyzwanie... Odyseja...
Szaleństwo, ale przecież trzeba przesuwać horyzonty:).
Przeczytałam dzisiaj w GW , ze Maja Włoszczowska powiedziała na mecie żeby wszyscy wierzyli w swoje marzenia, bo one naprawdę się spełniają.
Tak...
Nie mówiła nieprawdy, jak sięgnę pamięcią wstecz to wiele moich marzeń przybrało bardzo realne kształty. No ale np marzyłam o ukonczeniu giga w tym roku w Tarnowie i nie udało się.
Ale co się odwlecze...
Przecież Maja tez już w ub roku powinna być Mistrzynią Swiata, a przydarzył sie wypadek.
Zezłościłam się dzisiaj. Kupiłam GW. Owszem na pierwszej stronie małe zdjęcie Majki. Owszem w gazecie SPORT PL na pierwszej stronie duże zdjecie Mai, ale relacja z MŚ krótka, na jedną stronę ( na stronie 8), a na stronie 2 i 3 relacja ( bardzo obszerna z meczu piłkarzy, meczu dodam .. towarzyskiego).
Lubię piłkę nożną, bardzo nawet. Kiedyś to nawet byłam takim zapalonym kibicem, ze hej.
Ale bez przesady. Wartosciujmy sukcesy, pracę sportowców, nie kierujmy sie tylko popularnością danego sportu.
Dziewczyna w wielkim stylu zdobywa mistrzostwo świata, w sporcie tak trudnym i wymagającym sporo więcej odwagi niz kopanie piłki na boisku, w sporcie, gdzie trening jest okupiony tak katorżniczą pracą.. wykonywaną często w zupełnej samotności, wymagającą wiec wielkiej samodyscypliny, że piłkarze zapewne nawet nie są w stanie sobie tego wyobrazić...
Lubie piłkę nożną, ale niespecjalnie przepadam za piłkarzami. Znam trochę to środowisko i uważam je za wyjątkowo zepsute.
Ale to nie temat na ten wątek.
Reasumując.. zezłościłam sie i to mocno.
W tej samej GW antyrakowy dekalog Krzysztofa Krauze ( tego od "Nikifora", "Długu" i "Placu Zbawiciela".) Ma człowiek raka i walczy i mówi, ze największym wrogiem człowieka chorego na raka nie jest rak, a .. rozpacz.
I mówi, ze 90% naszych chorób bierze się z niespełnionych pragnień.
A teraz o dzisiejszym treningu z Mirkiem:).
Wróciłam zmeczona z pracy i nawet trochę mi sie nie chciało.
Ale pomyślałam: kobieto, przecież wiesz, ze jak pojedziesz to wtedy poczujesz się super.
Dzisiaj za bardzo nie patrzyłam na górki. Skupiłam sie na jeździe. Zresztą Mirek chyba też, bo mało rozmawialiśmy.
Najpierw Lubinka. Dzisiaj ze średniej, ale celem było niezejście poniżej 13 km/h.
Udało sie. Tylko przez chwilę licznik wskazał 13,5, a generalnie było 14, 15, 16.
Kosztowało mnie to trochę.
Ale przez cały podjazd powtarzałam sobie: trzeba umieć sobie zadać ból, muszę sobie zadać ból...
I zaraz potem ( kiedy ten ból zaczynal być dotkliwy) pojawiało sie pytanie: ale po co ci ten ból?
teraz juz "po" to ja wiem ze takie pytania są bez sensu.
Przecież odpowiedż jest prosta.
Po to , zeby potem przejechac maraton tak jak sobie to zaplanowałam:). No i po to żeby juz "po" czuć się szczęsliwą.
Z Lubinki zjazd do Plesnej i przez górkę Francę. Jak sie do niej podjeżdza to aż strach popatrzeć w górę.
jest pionowa ściana.
Jak dla mnie wciąż na młynku, ale kto wie, moze kiedys będzie taka moc...
Z tymże staram się "młynkować" mocniej.
POtem jeszcze dwa podjazdy i trzeci długi i stromy na Słoną Górę.
Zjazd ze Slonej to jest po prostu bajka.. cała Pleśna w dole i zjazd hm... jest co zjeżdzac, aż sie nie chce wierzyć, ze zwykle to sie podjeżdża.
Może nie było rewelacyjnie, ale było dobrze.
Cały czas w głowie miałam: muszę sobie zadać ból....
Zimno już i tak szybko robi się ciemno...
I takie sobie zdjęcie z .. prawie przed roku
No ale...sukces Mai bardzo motywuje, a poza tym gdzieś tam na horyzoncie majaczy kolejny cel -wyzwanie... Odyseja...
Szaleństwo, ale przecież trzeba przesuwać horyzonty:).
Przeczytałam dzisiaj w GW , ze Maja Włoszczowska powiedziała na mecie żeby wszyscy wierzyli w swoje marzenia, bo one naprawdę się spełniają.
Tak...
Nie mówiła nieprawdy, jak sięgnę pamięcią wstecz to wiele moich marzeń przybrało bardzo realne kształty. No ale np marzyłam o ukonczeniu giga w tym roku w Tarnowie i nie udało się.
Ale co się odwlecze...
Przecież Maja tez już w ub roku powinna być Mistrzynią Swiata, a przydarzył sie wypadek.
Zezłościłam się dzisiaj. Kupiłam GW. Owszem na pierwszej stronie małe zdjęcie Majki. Owszem w gazecie SPORT PL na pierwszej stronie duże zdjecie Mai, ale relacja z MŚ krótka, na jedną stronę ( na stronie 8), a na stronie 2 i 3 relacja ( bardzo obszerna z meczu piłkarzy, meczu dodam .. towarzyskiego).
Lubię piłkę nożną, bardzo nawet. Kiedyś to nawet byłam takim zapalonym kibicem, ze hej.
Ale bez przesady. Wartosciujmy sukcesy, pracę sportowców, nie kierujmy sie tylko popularnością danego sportu.
Dziewczyna w wielkim stylu zdobywa mistrzostwo świata, w sporcie tak trudnym i wymagającym sporo więcej odwagi niz kopanie piłki na boisku, w sporcie, gdzie trening jest okupiony tak katorżniczą pracą.. wykonywaną często w zupełnej samotności, wymagającą wiec wielkiej samodyscypliny, że piłkarze zapewne nawet nie są w stanie sobie tego wyobrazić...
Lubie piłkę nożną, ale niespecjalnie przepadam za piłkarzami. Znam trochę to środowisko i uważam je za wyjątkowo zepsute.
Ale to nie temat na ten wątek.
Reasumując.. zezłościłam sie i to mocno.
W tej samej GW antyrakowy dekalog Krzysztofa Krauze ( tego od "Nikifora", "Długu" i "Placu Zbawiciela".) Ma człowiek raka i walczy i mówi, ze największym wrogiem człowieka chorego na raka nie jest rak, a .. rozpacz.
I mówi, ze 90% naszych chorób bierze się z niespełnionych pragnień.
A teraz o dzisiejszym treningu z Mirkiem:).
Wróciłam zmeczona z pracy i nawet trochę mi sie nie chciało.
Ale pomyślałam: kobieto, przecież wiesz, ze jak pojedziesz to wtedy poczujesz się super.
Dzisiaj za bardzo nie patrzyłam na górki. Skupiłam sie na jeździe. Zresztą Mirek chyba też, bo mało rozmawialiśmy.
Najpierw Lubinka. Dzisiaj ze średniej, ale celem było niezejście poniżej 13 km/h.
Udało sie. Tylko przez chwilę licznik wskazał 13,5, a generalnie było 14, 15, 16.
Kosztowało mnie to trochę.
Ale przez cały podjazd powtarzałam sobie: trzeba umieć sobie zadać ból, muszę sobie zadać ból...
I zaraz potem ( kiedy ten ból zaczynal być dotkliwy) pojawiało sie pytanie: ale po co ci ten ból?
teraz juz "po" to ja wiem ze takie pytania są bez sensu.
Przecież odpowiedż jest prosta.
Po to , zeby potem przejechac maraton tak jak sobie to zaplanowałam:). No i po to żeby juz "po" czuć się szczęsliwą.
Z Lubinki zjazd do Plesnej i przez górkę Francę. Jak sie do niej podjeżdza to aż strach popatrzeć w górę.
jest pionowa ściana.
Jak dla mnie wciąż na młynku, ale kto wie, moze kiedys będzie taka moc...
Z tymże staram się "młynkować" mocniej.
POtem jeszcze dwa podjazdy i trzeci długi i stromy na Słoną Górę.
Zjazd ze Slonej to jest po prostu bajka.. cała Pleśna w dole i zjazd hm... jest co zjeżdzac, aż sie nie chce wierzyć, ze zwykle to sie podjeżdża.
Może nie było rewelacyjnie, ale było dobrze.
Cały czas w głowie miałam: muszę sobie zadać ból....
Zimno już i tak szybko robi się ciemno...
I takie sobie zdjęcie z .. prawie przed roku
Góry to szczęście© lemuriza1972
- DST 40.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:48
- VAVG 22.22km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Iza tylko na krótką metę ;) wiem że masz racje ot tak przekomarzam się ;)
Maks - 19:58 wtorek, 7 września 2010 | linkuj
Ja lubię jak się wydzielają endorfinki a nie sam ból niestety to idzie ze sobą w parze :(
Maks - 13:34 wtorek, 7 września 2010 | linkuj
- "Cały czas w głowie miałam: muszę sobie zadać ból...."
Iza - Czy Ty aby masochistką nie jesteś ? ;) Maks - 12:09 wtorek, 7 września 2010 | linkuj
Iza - Czy Ty aby masochistką nie jesteś ? ;) Maks - 12:09 wtorek, 7 września 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!