Sobota, 2 października 2010
Znowu na rowerze:)
Króciutko jeździlismy bo nie mam dzisiaj zbyt wiele czasu. Wieczorem jadę do Mielca, a jeszcze trzeba sie spakować, ugotować obiad itp.
Fajnie było znowu trochę popedałować, trochę się zmęczyć pod górę. Kateem nieumyty jeszcze po Istebnej, wstyd, ale naprawdę nie było jak, cały czas padało i zimno było.
Widoki cudne, lasy na górkach już w kolorowych barwach jesieni. Za tydzień miejmy nadzieję, że będzie pogoda, bo chciałabym na jakąś dłuższą wycieczkę wyruszyć.
Nie pojechalismy z Mirkiem na Odyseję i to była chyba dobra decyzja. Nie jesteśmy w formie:), a w terenie duże błoto i zimno:). Dzisiaj za to takie wariacje na temat Lubinki.
Smiałam sie do Mirka, że dobrze, ze z nim nie pojechałam na tę Odyseję bo bym podżyła ( sądząc po tym jakie dzisiaj wynajdywał drogi ).
Bo było tak.
Najpierw Mirek skręcił tuż przed serpentynami na Lubince w jakąś drogę w lewo. Wszystko było ok do momentu kiedy okazało sie, ze droga urwana, potężne osuwisko. Nie widziałam nigdy takiego z bliska.
No więc tak sobie przedostawalismy się z rowerami, nosząc je itd. Namiastka ciężkich maratonów w górach.
Potem wyjechalismy znowu na Lubinkę i koło sklepu Renata w lewo, a potem w jakąś nieznaną mi drogę. I tu zaczęła się jazda.
Ale byl fajny zjazd terenowy, wertepy, trawa, błoto ( dobrze, ze miałam bulldogi).W koncu wylądowalismy u kogoś na podwórku i znowu przedostawanie się przez jakieś rowy itd.
Fajnie:) . Mirek powiedział, ze przecież jakoś musi mi zrekompensować ten brak Odysei.
w koncu wyjechalismy tuz koło domu ministra Grada Aleksandra:). Mirek mówił , że podobno basen ma w domu. Fajna rzecz, zawsze mi sie marzył basen w domu. Tak sobie o kazdej porze móc wskoczyć i popływać.
Pod koniec jazdy wyszło słonce, towar deficytowy ( a teraz świeci już tak, ze az nie wierzę).
Trochę porozmawialismy o Istebnej i całym sezonie.
Mirek powiedział: to co sezon nie był do konca stracony?
Powiedziałam, ze nie, ze absolutnie nie!
Ze moze nie jeździłam rewelacyjnie, ale wiele się nauczyłam, nabrałam doświadczenia, zaliczyłam wszystkie górskie trasy u GG. To był mimo wszystko dobry sezon, ale bede go sobie podsumowywać wkrotce bardziej szczegółowo, więc wyjdą wszystkie plusu i minusy.
Jak pięknie świeci słonce! Szkoda, ze nie mogę dzisiaj jeszcze pojeździć, byłaby cudna wyprawa.
P.S. Tak sobie uświadomiłam , że to moje pierwsze km w tym miesiącu. w ub roku w październiku odpoczywałam. Nie jeździłam prawie nic.
Maraton w Jaśle był 5 października, a potem juz cały miesiąc laby.
teraz tak chyba nie będę praktykować. Będę sobie jeździć spokojnie póki pogoda pozwoli.
Mirek spotkał w Kowie dawnego kolegę. Okazało się, ze sie wspina w Alpach!!!
No wygląda na to , ze Mirek znalazł kogoś z kim może byc blizej tych swoich marzeń o górach wysokich.
Będę trzymać za niego kciuki!
Fajnie było znowu trochę popedałować, trochę się zmęczyć pod górę. Kateem nieumyty jeszcze po Istebnej, wstyd, ale naprawdę nie było jak, cały czas padało i zimno było.
Widoki cudne, lasy na górkach już w kolorowych barwach jesieni. Za tydzień miejmy nadzieję, że będzie pogoda, bo chciałabym na jakąś dłuższą wycieczkę wyruszyć.
Nie pojechalismy z Mirkiem na Odyseję i to była chyba dobra decyzja. Nie jesteśmy w formie:), a w terenie duże błoto i zimno:). Dzisiaj za to takie wariacje na temat Lubinki.
Smiałam sie do Mirka, że dobrze, ze z nim nie pojechałam na tę Odyseję bo bym podżyła ( sądząc po tym jakie dzisiaj wynajdywał drogi ).
Bo było tak.
Najpierw Mirek skręcił tuż przed serpentynami na Lubince w jakąś drogę w lewo. Wszystko było ok do momentu kiedy okazało sie, ze droga urwana, potężne osuwisko. Nie widziałam nigdy takiego z bliska.
No więc tak sobie przedostawalismy się z rowerami, nosząc je itd. Namiastka ciężkich maratonów w górach.
Potem wyjechalismy znowu na Lubinkę i koło sklepu Renata w lewo, a potem w jakąś nieznaną mi drogę. I tu zaczęła się jazda.
Ale byl fajny zjazd terenowy, wertepy, trawa, błoto ( dobrze, ze miałam bulldogi).W koncu wylądowalismy u kogoś na podwórku i znowu przedostawanie się przez jakieś rowy itd.
Fajnie:) . Mirek powiedział, ze przecież jakoś musi mi zrekompensować ten brak Odysei.
w koncu wyjechalismy tuz koło domu ministra Grada Aleksandra:). Mirek mówił , że podobno basen ma w domu. Fajna rzecz, zawsze mi sie marzył basen w domu. Tak sobie o kazdej porze móc wskoczyć i popływać.
Pod koniec jazdy wyszło słonce, towar deficytowy ( a teraz świeci już tak, ze az nie wierzę).
Trochę porozmawialismy o Istebnej i całym sezonie.
Mirek powiedział: to co sezon nie był do konca stracony?
Powiedziałam, ze nie, ze absolutnie nie!
Ze moze nie jeździłam rewelacyjnie, ale wiele się nauczyłam, nabrałam doświadczenia, zaliczyłam wszystkie górskie trasy u GG. To był mimo wszystko dobry sezon, ale bede go sobie podsumowywać wkrotce bardziej szczegółowo, więc wyjdą wszystkie plusu i minusy.
Jak pięknie świeci słonce! Szkoda, ze nie mogę dzisiaj jeszcze pojeździć, byłaby cudna wyprawa.
P.S. Tak sobie uświadomiłam , że to moje pierwsze km w tym miesiącu. w ub roku w październiku odpoczywałam. Nie jeździłam prawie nic.
Maraton w Jaśle był 5 października, a potem juz cały miesiąc laby.
teraz tak chyba nie będę praktykować. Będę sobie jeździć spokojnie póki pogoda pozwoli.
Mirek spotkał w Kowie dawnego kolegę. Okazało się, ze sie wspina w Alpach!!!
No wygląda na to , ze Mirek znalazł kogoś z kim może byc blizej tych swoich marzeń o górach wysokich.
Będę trzymać za niego kciuki!
- DST 30.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:32
- VAVG 19.57km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!