Piątek, 10 grudnia 2010
O książkach i Colasie Breugnon
Będzie nierowerowo i niesportowo, bo jak ma być skoro jestem totalnie uziemiona w domu.
I czuję się jak.. kot.
Dlaczego jak kot?
Bo mój kot lubi biegać po polu, a teraz jest za zimno i niechętnie wychodzi, ale.. tęskni… siedzi na parapecie w kuchni i tęsknie spogląda w stronę świata. I ja jestem jak ten kot. Ale kiedy patrzę na tęsknotę mojego kota, wtedy myślę sobie, że to trochę egoistyczne, że wcale nie jest mi żal, że jest zima, że nawet z niepokojem myślę, że szybko może się skończyć. Powinnam się solidaryzować z moim kotem i pragnąć wiosny.
Tymczasem jednak jak on tęsknię spoglądam przez okno, marzę o wyjściu, o ruchu o CZEGOŚ robieniu, tymczasem jest nicnierobienie.
Jakieś wstrętne choróbsko mnie dopadło i to już drugi dzien w domu, wychodzę tylko na zakupy i do apteki. To chyba angina niestety.
Nie wytrzymałam dzisiaj i postanowiłam cos jednak zrobić, więc wzięłam się za odkurzanie książek.
I przypomniało mi się, ze niedawno w tv słyszałam o badaniach.. i że 62 % społeczenstwa przez cały rok nie przeczytało ani jednej książki.
I pomyślałam też o sobie, że już tak wiele nie czytam, że sport zabiera mi wiele czasu i nie ma go już tak dużo na czytanie, a szkoda.. No ale trzeba niestety dokonywać wyborów, nie da się robić wszystkiego.
Dzisiaj w dobie Internetu i telewizji , ludzie książek zdaje się nie potrzebują.
Wielka szkoda, naprawdę.
Bo książka jest po prostu PRZYGODĄ.
Tak traktuję każdą , którą zaczynam czytać i dlatego też mam taki wielki sentyment do każdej, która stoi na półce.
I jak tak odkurzam te swoje książki, to mam wiele radości z tego. Dotykam każdej z nich i przypominam sobie o czym była, w jakich okolicznościach czytałam, kiedy kupiłam, od kogo dostałam i tak trochę życie przy okazji przewija mi się przed oczami, wraz z kolejnymi tytułami.
No bo… na jednej dedykacja od mojej babci „ Dla Tereni w 16 urodziny” ( od babci dla mojej mamy).
Na innej „ Na pamiątkę obozu siatkarskiego FKś PZL STAL MIELEC, Strzyzów 1986 r.” i wpisy koleżanek.. takie śmieszne, dziecięce.. " Dla Oshin" ( ktoś nazywał mnie kiedyś Oshin.. dlaczego? nie jestem pewna, ale chyba był jakis serial, była jakaś Japonka .. Oshin.. chyba tak:)).
I dedykacja od siostry. I autografy Olgi Tokarczuk ( i przypomnienie jakże cennego spotkania z Pania Olgą), Williama Wharthona ( był w Tarnowie), Ewy Lipskiej ( jej ksiązka nagroda w jakimś konkursie), Lecha Wałęsy ( poczatek lat 90, spotkanie z Wałęsą w Mielcu, 4 tys ludzi na hali sportowej).
I jedna z najcenniejszych. Zielona płócienna okładka. Wydawnictwo Nasza Księgarnia, rok 1967. „Ania z Zielonego Wzgórza”. Książka z biblioteczki mojej babci.
Byłam chora, to była III klasa podstawówki i Babcia zaczęła mi czytać tę książkę. Najwspanialszy prezent, bo Babcia podarowała mi nie tylko książkę, ale podarowała mi na długie lata, przyjaciółkę rudowłosą Anię. Uwielbiałam Anię Shirley. To chyba książka rekordzistka – żadnej ( no może tylko „Dzieci z Bullerbyn”) nie przeczytałam tak wiele razy. Dzisiaj po prostu z wielką radością patrzyłam na zielona okładkę, wspominając chwile z Babcią, chwile z Anią..
I mogłabym tak bez końca.. opowiadać o MOICH książkach. Lubię je, po prostu z wielką estymą je traktuje. Na półce wszystkie książki Olgi Tokarczuk – to mój numer jeden. Potem jest Margaret Atwood ( też wiele jej ksiązek mam), Graham Swift, Milan Kundera i moja ulubiona seria Znak Proza Współczesna, i od niedawna… dużo ksiązek o himalaistach, górach.
A Wy? Macie jakieś ulubione pozycje? Ulubionych autorów? Zapraszam do dyskusji takiej niesportowej. Jeśli macie ochotę rzecz jasna. Może coś wartego przeczytania możecie polecić?
I znalazłam na półce jedną z najbardziej optymistycznych książek, jakie napisano.
„Colas Breugnon”.
No to na koniec, długi ale sympatyczny cytat dla wszystkich blogerów:
„ Chwała bądź wielka św. Marcinowi. Zupełny zastój w interesach. Nie ma zresztą za czym się uganiać, dosyć się napracowałem w życiu, odpocząc pora. Siedzę sobie tedy spokojnie przy stole, kubek wina po prawej, kałamarz w lewej ręce, przede mną zaś otwarwszy ramiona jakby do uścisku , spoczywa nowiutki, czyściutki zeszycik. Zdrowie twoje synku, teraz pogadamy. Na dole baba moja hałasuje jak zwykle. Wicher skowyczy za oknami, znowu coś się chmurzy horyzont polityczny. Mniejsza z tym!
O co za radość, co za wielka radość znaleźć się tak sam na sam ze sobą.
Nie sztuka marzyć! Ale napisać to, o czym się marzy! Zresztą czy to marzenia? Oczy szeroko otwarte, widzą jasno. Snuje się co prawda sieć zmarszczek na skroniach, ale spojrzenie mam pogodne, przekorne. Niech inni gonią za majakami! Ja opowiadam po prostu com widział, mówił, czynił. A może to głupstwa, bo dla kogo to u licha, piszę?
Dla sławy ? Ooo, nie! Nie jestem naiwny, znam swą wartość, Bogu dzięki. Dla wnuków? Phi! I cóż zostanie z papierzysków mych za jakieś 10 lat? Moja baba jest zazdrosna jak sam diabeł i rzuca do pieca, co jej tylko pisanego wpadnie w szpony. Dla kogóż to tedy piszę?
Dla siebie! Dla własnej uciechy piszę. Dlatego, ze gdybym nie pisał , to by mnie szlag po prostu trafił.
Lubię , jak nasze wielkie cisawe woły przeżuwać wieczór strawę połkniętą z rana. O jakże miło oglądać przewracać, mieszać to wszystko, co się myślało, obserwowało, zbierało…”
Tak sobie myślę, że gdyby Colas żył dzisiaj, pewnie pisałby bloga.
A prawdopodobnieństwo, że baba zniweczyłaby jego wysiłki, byłoby też mniejsze.
P.S no proszę.. ile wspomnień może spowodować zwykłe odkurzanie książek...
znalazłam:
http://www.filmweb.pl/serial/Oshin-1983-142699
I czuję się jak.. kot.
Dlaczego jak kot?
Bo mój kot lubi biegać po polu, a teraz jest za zimno i niechętnie wychodzi, ale.. tęskni… siedzi na parapecie w kuchni i tęsknie spogląda w stronę świata. I ja jestem jak ten kot. Ale kiedy patrzę na tęsknotę mojego kota, wtedy myślę sobie, że to trochę egoistyczne, że wcale nie jest mi żal, że jest zima, że nawet z niepokojem myślę, że szybko może się skończyć. Powinnam się solidaryzować z moim kotem i pragnąć wiosny.
Tymczasem jednak jak on tęsknię spoglądam przez okno, marzę o wyjściu, o ruchu o CZEGOŚ robieniu, tymczasem jest nicnierobienie.
Jakieś wstrętne choróbsko mnie dopadło i to już drugi dzien w domu, wychodzę tylko na zakupy i do apteki. To chyba angina niestety.
Nie wytrzymałam dzisiaj i postanowiłam cos jednak zrobić, więc wzięłam się za odkurzanie książek.
I przypomniało mi się, ze niedawno w tv słyszałam o badaniach.. i że 62 % społeczenstwa przez cały rok nie przeczytało ani jednej książki.
I pomyślałam też o sobie, że już tak wiele nie czytam, że sport zabiera mi wiele czasu i nie ma go już tak dużo na czytanie, a szkoda.. No ale trzeba niestety dokonywać wyborów, nie da się robić wszystkiego.
Dzisiaj w dobie Internetu i telewizji , ludzie książek zdaje się nie potrzebują.
Wielka szkoda, naprawdę.
Bo książka jest po prostu PRZYGODĄ.
Tak traktuję każdą , którą zaczynam czytać i dlatego też mam taki wielki sentyment do każdej, która stoi na półce.
I jak tak odkurzam te swoje książki, to mam wiele radości z tego. Dotykam każdej z nich i przypominam sobie o czym była, w jakich okolicznościach czytałam, kiedy kupiłam, od kogo dostałam i tak trochę życie przy okazji przewija mi się przed oczami, wraz z kolejnymi tytułami.
No bo… na jednej dedykacja od mojej babci „ Dla Tereni w 16 urodziny” ( od babci dla mojej mamy).
Na innej „ Na pamiątkę obozu siatkarskiego FKś PZL STAL MIELEC, Strzyzów 1986 r.” i wpisy koleżanek.. takie śmieszne, dziecięce.. " Dla Oshin" ( ktoś nazywał mnie kiedyś Oshin.. dlaczego? nie jestem pewna, ale chyba był jakis serial, była jakaś Japonka .. Oshin.. chyba tak:)).
I dedykacja od siostry. I autografy Olgi Tokarczuk ( i przypomnienie jakże cennego spotkania z Pania Olgą), Williama Wharthona ( był w Tarnowie), Ewy Lipskiej ( jej ksiązka nagroda w jakimś konkursie), Lecha Wałęsy ( poczatek lat 90, spotkanie z Wałęsą w Mielcu, 4 tys ludzi na hali sportowej).
I jedna z najcenniejszych. Zielona płócienna okładka. Wydawnictwo Nasza Księgarnia, rok 1967. „Ania z Zielonego Wzgórza”. Książka z biblioteczki mojej babci.
Byłam chora, to była III klasa podstawówki i Babcia zaczęła mi czytać tę książkę. Najwspanialszy prezent, bo Babcia podarowała mi nie tylko książkę, ale podarowała mi na długie lata, przyjaciółkę rudowłosą Anię. Uwielbiałam Anię Shirley. To chyba książka rekordzistka – żadnej ( no może tylko „Dzieci z Bullerbyn”) nie przeczytałam tak wiele razy. Dzisiaj po prostu z wielką radością patrzyłam na zielona okładkę, wspominając chwile z Babcią, chwile z Anią..
I mogłabym tak bez końca.. opowiadać o MOICH książkach. Lubię je, po prostu z wielką estymą je traktuje. Na półce wszystkie książki Olgi Tokarczuk – to mój numer jeden. Potem jest Margaret Atwood ( też wiele jej ksiązek mam), Graham Swift, Milan Kundera i moja ulubiona seria Znak Proza Współczesna, i od niedawna… dużo ksiązek o himalaistach, górach.
A Wy? Macie jakieś ulubione pozycje? Ulubionych autorów? Zapraszam do dyskusji takiej niesportowej. Jeśli macie ochotę rzecz jasna. Może coś wartego przeczytania możecie polecić?
I znalazłam na półce jedną z najbardziej optymistycznych książek, jakie napisano.
„Colas Breugnon”.
No to na koniec, długi ale sympatyczny cytat dla wszystkich blogerów:
„ Chwała bądź wielka św. Marcinowi. Zupełny zastój w interesach. Nie ma zresztą za czym się uganiać, dosyć się napracowałem w życiu, odpocząc pora. Siedzę sobie tedy spokojnie przy stole, kubek wina po prawej, kałamarz w lewej ręce, przede mną zaś otwarwszy ramiona jakby do uścisku , spoczywa nowiutki, czyściutki zeszycik. Zdrowie twoje synku, teraz pogadamy. Na dole baba moja hałasuje jak zwykle. Wicher skowyczy za oknami, znowu coś się chmurzy horyzont polityczny. Mniejsza z tym!
O co za radość, co za wielka radość znaleźć się tak sam na sam ze sobą.
Nie sztuka marzyć! Ale napisać to, o czym się marzy! Zresztą czy to marzenia? Oczy szeroko otwarte, widzą jasno. Snuje się co prawda sieć zmarszczek na skroniach, ale spojrzenie mam pogodne, przekorne. Niech inni gonią za majakami! Ja opowiadam po prostu com widział, mówił, czynił. A może to głupstwa, bo dla kogo to u licha, piszę?
Dla sławy ? Ooo, nie! Nie jestem naiwny, znam swą wartość, Bogu dzięki. Dla wnuków? Phi! I cóż zostanie z papierzysków mych za jakieś 10 lat? Moja baba jest zazdrosna jak sam diabeł i rzuca do pieca, co jej tylko pisanego wpadnie w szpony. Dla kogóż to tedy piszę?
Dla siebie! Dla własnej uciechy piszę. Dlatego, ze gdybym nie pisał , to by mnie szlag po prostu trafił.
Lubię , jak nasze wielkie cisawe woły przeżuwać wieczór strawę połkniętą z rana. O jakże miło oglądać przewracać, mieszać to wszystko, co się myślało, obserwowało, zbierało…”
Tak sobie myślę, że gdyby Colas żył dzisiaj, pewnie pisałby bloga.
A prawdopodobnieństwo, że baba zniweczyłaby jego wysiłki, byłoby też mniejsze.
P.S no proszę.. ile wspomnień może spowodować zwykłe odkurzanie książek...
znalazłam:
http://www.filmweb.pl/serial/Oshin-1983-142699
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!