Czwartek, 16 grudnia 2010
Bieganie na nartach nocą ( 2)
Nauki bieganie ciąg dalszy:)
Tym razem po ciemku ( znaczy z czołówkami na głowach) i przy temperaturze minus 10.
To zimno troszeczke mi przeszkadzało, no bo ja , jak to ja.. przewracam się rzecz jasna, wtedy spodnie mokre, rękawiczki mokre i były momenty, ze było mi zimno.
Ale tylko „trochę”.
Biegalismy ok. 1 h 15 min. No niby pewnie niewiele, ale ja jako początkująca biegaczka-narciarka czuję to teraz w nogach.
Naprawdę nóźki odczuły ten wysiłek.
Niestety jeszcze nie potrafię dobrze pracować kijkami, żeby trochę odciązyć nogi.
Ale niewątpliwie są już postępy.
Tzn opracowałam sposób podbiegania pod górę ( bo technika cięzko to nazwać) i już nie ześlizguję się w dół.
Próbuję też wchodzić w zakręty na zjazdach.. no łatwe to nie jest naprawdę i udało mi się tylko raz ( i bardzo pokraczne to było), pozostałe próby zakonczone upadkami.
Ale co to dla mnie:), tyle razy leżałam podczas jazdy na rowerze i tamte upadki były bolesne, to to tylko formalność… Potem jest tylko co nieco kłopotów ze wstaniem haha.. dobrze, ze mnie nikt nie widzi jak się gramolę żeby wstać, jak walczę z tymi nartami , jak rozpaczliwe macham kijkami.
Najważniejsze… przestałam się bać zjazdów… bo odkryłam jedną ważną rzecz.
Tu jest podobnie jak na rowerze… trzeba po prostu troche sobie i nartom zaufać i nie przeszkadzać…zauwazyłam, ze kiedy nabieram prędkości to przede wszystkim nie wolno mi wpadać w panikę… Panika – panika uszytwnia mięśnie i nic z tego dobrego nie wychodzi.
Tak więc zjeżdzam już luźniej i duzo sobie ze sobą rozmawiam.
Są więc teksty: nie bój się, bez paniki… zjeżdzasz szybko, ale da się nad tym zapanować.
Bo naprawdę się da:)
Zauważyłam, że jak nabieram prędkości i narty sa o krok od wypadnięcia ze śladu, to wystarczy leciutko ruszyć nogą, troszeczkę balansować ciałem i jedziemy tak jak chcemy.
Na rowerze też przecież jest podobnie… Naprawdę balansem ciała przecież można zdziałać wiele. Tyle, ze zanim to odkryłam to mi mineło ze 3 sezony:)
Z nartami idzie jakoś szybciej.
Nawet Mirek przyznał, że już lepiej „człapię”.
Będę ćwiczyć, aż w koncu nauczę się zakręcać na zjeździe. To jest dla mnie w tej chwili problem nr 1.
W niedzielę był wywiad z Mają Włoszczowską, która akurat biegała sobie na nartach w Jakuszycach ( ładnie biegała). Mówiła, ze uwielbia biegać i że wysiłek bardzo podobny do kolarstwa i że naprawdę świetny trening zimą.
To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że kierunek jest słuszny.
Oprócz niewątpliwej wielkiej radości jaką daje mi nauka biegania, to przyniesie również korzyści pod katem roweru.
Fascynuję mnie to , ze uczę się nowej rzeczy.
I bardzo, bardzo mi się to bieganie na nartach podoba.
Tym razem po ciemku ( znaczy z czołówkami na głowach) i przy temperaturze minus 10.
To zimno troszeczke mi przeszkadzało, no bo ja , jak to ja.. przewracam się rzecz jasna, wtedy spodnie mokre, rękawiczki mokre i były momenty, ze było mi zimno.
Ale tylko „trochę”.
Biegalismy ok. 1 h 15 min. No niby pewnie niewiele, ale ja jako początkująca biegaczka-narciarka czuję to teraz w nogach.
Naprawdę nóźki odczuły ten wysiłek.
Niestety jeszcze nie potrafię dobrze pracować kijkami, żeby trochę odciązyć nogi.
Ale niewątpliwie są już postępy.
Tzn opracowałam sposób podbiegania pod górę ( bo technika cięzko to nazwać) i już nie ześlizguję się w dół.
Próbuję też wchodzić w zakręty na zjazdach.. no łatwe to nie jest naprawdę i udało mi się tylko raz ( i bardzo pokraczne to było), pozostałe próby zakonczone upadkami.
Ale co to dla mnie:), tyle razy leżałam podczas jazdy na rowerze i tamte upadki były bolesne, to to tylko formalność… Potem jest tylko co nieco kłopotów ze wstaniem haha.. dobrze, ze mnie nikt nie widzi jak się gramolę żeby wstać, jak walczę z tymi nartami , jak rozpaczliwe macham kijkami.
Najważniejsze… przestałam się bać zjazdów… bo odkryłam jedną ważną rzecz.
Tu jest podobnie jak na rowerze… trzeba po prostu troche sobie i nartom zaufać i nie przeszkadzać…zauwazyłam, ze kiedy nabieram prędkości to przede wszystkim nie wolno mi wpadać w panikę… Panika – panika uszytwnia mięśnie i nic z tego dobrego nie wychodzi.
Tak więc zjeżdzam już luźniej i duzo sobie ze sobą rozmawiam.
Są więc teksty: nie bój się, bez paniki… zjeżdzasz szybko, ale da się nad tym zapanować.
Bo naprawdę się da:)
Zauważyłam, że jak nabieram prędkości i narty sa o krok od wypadnięcia ze śladu, to wystarczy leciutko ruszyć nogą, troszeczkę balansować ciałem i jedziemy tak jak chcemy.
Na rowerze też przecież jest podobnie… Naprawdę balansem ciała przecież można zdziałać wiele. Tyle, ze zanim to odkryłam to mi mineło ze 3 sezony:)
Z nartami idzie jakoś szybciej.
Nawet Mirek przyznał, że już lepiej „człapię”.
Będę ćwiczyć, aż w koncu nauczę się zakręcać na zjeździe. To jest dla mnie w tej chwili problem nr 1.
W niedzielę był wywiad z Mają Włoszczowską, która akurat biegała sobie na nartach w Jakuszycach ( ładnie biegała). Mówiła, ze uwielbia biegać i że wysiłek bardzo podobny do kolarstwa i że naprawdę świetny trening zimą.
To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że kierunek jest słuszny.
Oprócz niewątpliwej wielkiej radości jaką daje mi nauka biegania, to przyniesie również korzyści pod katem roweru.
Fascynuję mnie to , ze uczę się nowej rzeczy.
I bardzo, bardzo mi się to bieganie na nartach podoba.
- Czas 01:15
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!