Piątek, 28 stycznia 2011
Jasiek Mela w Tarnowie
„Umiem sznurować buty, prowadzić samochód, robić na drutach, szyć na maszynie, zmywać naczynia, malować. Jeżdżę na rowerze, pływam, chodzę po górach. Raczej trudno byłoby mi strzelać z łuku, ale nie jest mi to potrzebne. Gdybym musiał, pewnie bym się nauczył.
Nie mam lewej nogi , a z prawej ręki, została połowa przedramienia. To skutek wypadku – porażenia prądem.
Po wypadku spędziłem ponad trzy miesiące w szpitalu. Gdy wróciłem do domu, miałem poczucie, że życie mnie omija. Oczywiście nikt mi nie mówił „ Jesteś kaleką, spadaj”.
Ale też nikt nie zapraszał. Minęło dużo czasu, zanim nauczyłem się przenieść z kuchni kubek z herbatą czy samodzielnie zejść po schodach. Ale jeszcze więcej, zanim potrafiłem pomyśleć o sobie „ jestem spoko”. Zanim na wrażenie, że czegoś nie da się zrobić, zacząłem reagować buntem: „ A właśnie , że się da, udowodnię to”.
Byli ze mną wówczas rodzice, który przez cały czas pokazywali mi, że trzeba żyć – co ważniejsze – można zyć pełnią życia nawet bez ręki i nogi. Mama zorganizowała moje spotkanie z Markiem Kamińskim, a on wpadł na pomysł wspólnej wyprawy na biegun północny. Być może gdyby nie te wyprawy – potem też zdobylismy biegun południowy, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Chociaż jednak jest tak, że nawet jak się spotka Marka Kamińskiego albo samego Boga, to on daje tylko szansę. Przez lodową pustynię trzeba przejść samemu. A lodową pustynią może być wszystko – dla osoby niepełnosprawnej przejście z pokoju do łazienki, dla zdrowej decyzja o zmianie pracy. Dzisiaj ja chce pokazywać innym, że warto tę pustynię pokonać, podejmować wyzwania, nie przegapić swojej szansy. Dlatego też załozyłem Fundację Poza horyzonty, która na co dzień zbiera pieniądze na protezy, a od święta organizuje dalsze i bliższe wyprawy. Dlatego też piszę tę książkę. Żeby dodać otuchy innym i zachęcić do działania.
A z tym sznurowaniem butów to trochę się przechwalam. Umiem, owszem, ale zajmuje mi to mnóstwo czasu. Przeważnie muszę prosić o pomoc. Czego zresztą też musiałem się nauczyć.”
To wstęp do ksiązki Jaśka Meli, od której z trudem się oderwałam, żeby „popełnić” ten wpis, bo popełnić go muszę. I to teraz , zaraz na gorąco.
Spotkanie z Jaśkiem rozpoczeło się od wystawy zdjęć z jego wypraw. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenia robią na mnie takie zdjęcia.. zwłaszcza te ze zdobywania Elbrusa.
Potem był krótki film o zdobywaniu biegunów, a potem pojawił się ON. Jasiek. Uśmiechnięty chłopak, na pozór nie różniący się niczym od chłopaków w jego wieku. A jednak różniący się tak bardzo.
Usmiechem, twarzą z której emanuje radość zycia, energią.
Moja koleżanka powiedziała: gdyby nie ten wypadek to Jasiek może piłby własnie piwo z kolegami…
Może.. chociaż wątpię. Przy tak mądrych rodzicach… chyba nie miałby szans na takie marnowanie życia.
Bo musieli być bardzo mądrymi rodzicami skoro nastolatka bez ręki i nogi wypuścili z domu.. na biegun. Jeden, Drugi.
No ilu rodziców stać byłoby na coś takiego?
Słuchałam, słuchałam Jaśka i usmiechałam się sama do siebie.
Bo czasem jakbym swoich mysli słuchała…
Chciałam powiedzieć na głos, wielokrotnie: Tak Jaśku, własnie tak.. masz rację. Tak trzeba żyć. Tak trzeba o zyciu myśleć.
Ile siły w tym chłopaku, ile radości, ile planów i marzeń.
Zacytował Stachurę.
„ Od stania w miejscu niejeden już zginął”
No właśnie. Trzeba być w drodze. Ciagle w drodze.
Powiedział, że męczy go odpoczywanie.
No właśnie. Mam ten sam problem:)
Powiedział, ze lubi swoje zycie.
Pomyslałam: Jaśku, kilka miesięcy temu doszłam do tego samego wniosku….
Po długim, bardzo długim okresie kiedy miałam wrażenie, ze slizgam się po powierzchni zycia ( Ty nazwałeś to inaczej, czułeś, ze zycie cie omija), polubiłam swoje życie.
Bardzo polubiłam.
Ja wiem, może ktoś kto mnie zna, zna moją historię, historię mojej rodziny, rózne takie zagrożenia, które nade mną wiszą, pomysli, ze to nieprawda, co piszę.
Bo jak można byłoby lubić takie życie. Ale ja je lubię , naprawdę i naprawdę czekam na każdy dzień z radością.
Jasiek mówił o marzeniach. Że trzeba je spełniać, że trzeba je mieć…
Opowiadał o swoich przyjaciołach.. niewidomym Łukaszu, z którym zdobywał Elbrus.
Mówił o tym jak ważni są ludzie, których spotykamy na swojej drodze. To prawda.
I ja często tak myślę – mam szczęście do ludzi. Naprawdę duże szczęście.
Gdybym chciała o kilku osobach napisać , musiałabym im tu poświęcić sporo , sporo miejsca. Może kiedyś, chociaż nie mam pewności czy chciałby takiej "sławy", bo przeciez nie dla sławy są takimi osobami jakimi są.
Mówił o wielu, bardzo wielu ważnych rzeczach.
Półtorej godziny, a tyle mądrości.
I wszystko to z ujmującym uśmiechem, lekkością, pokorą.
I wiecie co w tym wszystkim jest budujące najbardziej? Cała sala zapełniona była ludżmi, a wśród nich wiele młodzieży, a nawet dzieci, przyprowadzonych przez rodziców zapewne.
Jak to dobrze, że są jeszcze dzieci, dla których bohaterami nie są wyłącznie fikcyjne postacie typu Spiderman i jak to dobrze, że mają takich rodziców, którzy przyprowadzają je na takie właśnie spotkania.
I wiecie jakie jest jedno z moich marzeń? Mieć tyle siły i tyle optymizmu co tacy ludzie jak Jasiek. Pracuję nad tym. Bezustannie.
A przecież marzenia trzeba zamieniać w cele prawda?
A na koniec oddam jeszcze głos Jaśkowi, bo warto:
"Życie jest cudem. Zawsze. Nawet, gdy jest cholernie trudne. Ja straciłem bardzo wiele. Oglądałem pożar rodzinnego domu, młodszy brat utonął na moich oczach, a ja sam w wypadku straciłem rękę i nogę. Niby wiele straciłem, ale zyskałem dużo więcej i uważam się za szczęściarza. Staram się doceniać to, co mam, a mam piękne życie. Tak chcę je widzieć i tego życzę każdemu z Was.
Każdy sam decyduje o kolorach swojego życia, każdy ma paletę farb. Polecam kolor niebieski.
Ta książka to zbiór kolorów, które widziałem w życiu. Czasem wydawało mi się, że to same szarości. A teraz? Sami zobaczcie."
Nie mam lewej nogi , a z prawej ręki, została połowa przedramienia. To skutek wypadku – porażenia prądem.
Po wypadku spędziłem ponad trzy miesiące w szpitalu. Gdy wróciłem do domu, miałem poczucie, że życie mnie omija. Oczywiście nikt mi nie mówił „ Jesteś kaleką, spadaj”.
Ale też nikt nie zapraszał. Minęło dużo czasu, zanim nauczyłem się przenieść z kuchni kubek z herbatą czy samodzielnie zejść po schodach. Ale jeszcze więcej, zanim potrafiłem pomyśleć o sobie „ jestem spoko”. Zanim na wrażenie, że czegoś nie da się zrobić, zacząłem reagować buntem: „ A właśnie , że się da, udowodnię to”.
Byli ze mną wówczas rodzice, który przez cały czas pokazywali mi, że trzeba żyć – co ważniejsze – można zyć pełnią życia nawet bez ręki i nogi. Mama zorganizowała moje spotkanie z Markiem Kamińskim, a on wpadł na pomysł wspólnej wyprawy na biegun północny. Być może gdyby nie te wyprawy – potem też zdobylismy biegun południowy, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Chociaż jednak jest tak, że nawet jak się spotka Marka Kamińskiego albo samego Boga, to on daje tylko szansę. Przez lodową pustynię trzeba przejść samemu. A lodową pustynią może być wszystko – dla osoby niepełnosprawnej przejście z pokoju do łazienki, dla zdrowej decyzja o zmianie pracy. Dzisiaj ja chce pokazywać innym, że warto tę pustynię pokonać, podejmować wyzwania, nie przegapić swojej szansy. Dlatego też załozyłem Fundację Poza horyzonty, która na co dzień zbiera pieniądze na protezy, a od święta organizuje dalsze i bliższe wyprawy. Dlatego też piszę tę książkę. Żeby dodać otuchy innym i zachęcić do działania.
A z tym sznurowaniem butów to trochę się przechwalam. Umiem, owszem, ale zajmuje mi to mnóstwo czasu. Przeważnie muszę prosić o pomoc. Czego zresztą też musiałem się nauczyć.”
To wstęp do ksiązki Jaśka Meli, od której z trudem się oderwałam, żeby „popełnić” ten wpis, bo popełnić go muszę. I to teraz , zaraz na gorąco.
Spotkanie z Jaśkiem rozpoczeło się od wystawy zdjęć z jego wypraw. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenia robią na mnie takie zdjęcia.. zwłaszcza te ze zdobywania Elbrusa.
Potem był krótki film o zdobywaniu biegunów, a potem pojawił się ON. Jasiek. Uśmiechnięty chłopak, na pozór nie różniący się niczym od chłopaków w jego wieku. A jednak różniący się tak bardzo.
Usmiechem, twarzą z której emanuje radość zycia, energią.
Moja koleżanka powiedziała: gdyby nie ten wypadek to Jasiek może piłby własnie piwo z kolegami…
Może.. chociaż wątpię. Przy tak mądrych rodzicach… chyba nie miałby szans na takie marnowanie życia.
Bo musieli być bardzo mądrymi rodzicami skoro nastolatka bez ręki i nogi wypuścili z domu.. na biegun. Jeden, Drugi.
No ilu rodziców stać byłoby na coś takiego?
Słuchałam, słuchałam Jaśka i usmiechałam się sama do siebie.
Bo czasem jakbym swoich mysli słuchała…
Chciałam powiedzieć na głos, wielokrotnie: Tak Jaśku, własnie tak.. masz rację. Tak trzeba żyć. Tak trzeba o zyciu myśleć.
Ile siły w tym chłopaku, ile radości, ile planów i marzeń.
Zacytował Stachurę.
„ Od stania w miejscu niejeden już zginął”
No właśnie. Trzeba być w drodze. Ciagle w drodze.
Powiedział, że męczy go odpoczywanie.
No właśnie. Mam ten sam problem:)
Powiedział, ze lubi swoje zycie.
Pomyslałam: Jaśku, kilka miesięcy temu doszłam do tego samego wniosku….
Po długim, bardzo długim okresie kiedy miałam wrażenie, ze slizgam się po powierzchni zycia ( Ty nazwałeś to inaczej, czułeś, ze zycie cie omija), polubiłam swoje życie.
Bardzo polubiłam.
Ja wiem, może ktoś kto mnie zna, zna moją historię, historię mojej rodziny, rózne takie zagrożenia, które nade mną wiszą, pomysli, ze to nieprawda, co piszę.
Bo jak można byłoby lubić takie życie. Ale ja je lubię , naprawdę i naprawdę czekam na każdy dzień z radością.
Jasiek mówił o marzeniach. Że trzeba je spełniać, że trzeba je mieć…
Opowiadał o swoich przyjaciołach.. niewidomym Łukaszu, z którym zdobywał Elbrus.
Mówił o tym jak ważni są ludzie, których spotykamy na swojej drodze. To prawda.
I ja często tak myślę – mam szczęście do ludzi. Naprawdę duże szczęście.
Gdybym chciała o kilku osobach napisać , musiałabym im tu poświęcić sporo , sporo miejsca. Może kiedyś, chociaż nie mam pewności czy chciałby takiej "sławy", bo przeciez nie dla sławy są takimi osobami jakimi są.
Mówił o wielu, bardzo wielu ważnych rzeczach.
Półtorej godziny, a tyle mądrości.
I wszystko to z ujmującym uśmiechem, lekkością, pokorą.
I wiecie co w tym wszystkim jest budujące najbardziej? Cała sala zapełniona była ludżmi, a wśród nich wiele młodzieży, a nawet dzieci, przyprowadzonych przez rodziców zapewne.
Jak to dobrze, że są jeszcze dzieci, dla których bohaterami nie są wyłącznie fikcyjne postacie typu Spiderman i jak to dobrze, że mają takich rodziców, którzy przyprowadzają je na takie właśnie spotkania.
I wiecie jakie jest jedno z moich marzeń? Mieć tyle siły i tyle optymizmu co tacy ludzie jak Jasiek. Pracuję nad tym. Bezustannie.
A przecież marzenia trzeba zamieniać w cele prawda?
A na koniec oddam jeszcze głos Jaśkowi, bo warto:
"Życie jest cudem. Zawsze. Nawet, gdy jest cholernie trudne. Ja straciłem bardzo wiele. Oglądałem pożar rodzinnego domu, młodszy brat utonął na moich oczach, a ja sam w wypadku straciłem rękę i nogę. Niby wiele straciłem, ale zyskałem dużo więcej i uważam się za szczęściarza. Staram się doceniać to, co mam, a mam piękne życie. Tak chcę je widzieć i tego życzę każdemu z Was.
Każdy sam decyduje o kolorach swojego życia, każdy ma paletę farb. Polecam kolor niebieski.
Ta książka to zbiór kolorów, które widziałem w życiu. Czasem wydawało mi się, że to same szarości. A teraz? Sami zobaczcie."
Jasiek Mela© lemuriza1972
Moj egzemplarz z autografem:)© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Najbardziej zaskakujący jest fakt, że często ludzi musi spotkać coś co nimi wstrząśnie lub zmieni ich życie o 180*, żeby doszli do takich właśnie przemyśleń. Swoją drogą podziwiam go. Jak słyszałem o nim w telewizji, to aż nie mogłem uwierzyć.
siwy-zgr - 22:54 piątek, 28 stycznia 2011 | linkuj
Bardzo fajny wpis:) w sumie to nie wiem co napisać..;) Trzeba umieć doceniać i cieszyć się z wszystkiego co się ma, a nie żyć tym co się straciło:)
Pozdro! azbest87 - 22:31 piątek, 28 stycznia 2011 | linkuj
Pozdro! azbest87 - 22:31 piątek, 28 stycznia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!